Z niedowierzaniem wpatrywałam się w ciemne oczy, w których biła niezachwiana pewność siebie. Kąciki jego ust uniosły się w cwaniackim uśmiechu, który zirytował mnie nie bardziej niż jego słowa. Jego nonszalancka postawa pozostawiała wiele do życzenia. Ale cóż się dziwić skoro dzielił szatnię z największym piłkarskim pajacem, którym bez wątpienia był Neymar Junior.
Ojciec miał rację. Powinnam dość szybko domyślić się, że to właśnie jego chce Florentino Perez, jak i większość Madridismo. Sam zresztą podkreślił, że widziałby siebie w klubie z Madrytu, co przekreślało jakiekolwiek szanse na starania się o niego przez inne klubu. Jeśli piłkarz tego chciał, prezes Perez wyciągnąłby go nawet z największego bagna. Sama ich rozmowa była czysto przyjacielska, jednak miała na celu osobiste podkreślenie tego co już wiadome. Nie mogły tu paść oficjalne słowa, ponieważ nie byłoby to zgodne z pewnymi zasadami.
- Jak już wspomniałam, Real Madryt nie potrzebuje reklamy. - odchrząknęłam. - Szczególnie z mojej strony. Choć jestem w stanie zrozumieć pewne obawy. W końcu to klub dla profesjonalistów silnych mentalnie. Nie jedna gwiazda została w Madrycie zweryfikowana. - z premedytacją wbiłam szpilkę w męskie ego. Ku mojemu zdziwieniu jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
Ojciec miał rację. Powinnam dość szybko domyślić się, że to właśnie jego chce Florentino Perez, jak i większość Madridismo. Sam zresztą podkreślił, że widziałby siebie w klubie z Madrytu, co przekreślało jakiekolwiek szanse na starania się o niego przez inne klubu. Jeśli piłkarz tego chciał, prezes Perez wyciągnąłby go nawet z największego bagna. Sama ich rozmowa była czysto przyjacielska, jednak miała na celu osobiste podkreślenie tego co już wiadome. Nie mogły tu paść oficjalne słowa, ponieważ nie byłoby to zgodne z pewnymi zasadami.
- Jak już wspomniałam, Real Madryt nie potrzebuje reklamy. - odchrząknęłam. - Szczególnie z mojej strony. Choć jestem w stanie zrozumieć pewne obawy. W końcu to klub dla profesjonalistów silnych mentalnie. Nie jedna gwiazda została w Madrycie zweryfikowana. - z premedytacją wbiłam szpilkę w męskie ego. Ku mojemu zdziwieniu jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- Czuję się zmotywowany pani słowami.
- Przepraszam bardzo, ale zostałem zatrzymany. - do naszego grona dołączył ojciec, który zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem. Wyczułam szansę na ucieczkę, za co w duchu podziękowałam niebiosom. Uchyliłam usta, aby w grzeczny sposób pożegnać się z męskim towarzystwem, jednak gwiazdor PSG był ode mnie zdecydowanie szybszy.
- Panie Mijatović, czy mógłbym poprosić pańską córkę o jeden taniec? - zapadła cisza. Pierwszy raz w życiu ktoś poprosił mojego ojca o taką rzecz! Żyła na szyi zaczęła mu niebezpiecznie pulsować, a wzrok Florentino Pereza wywiercał dziurę w jego twarzy. Byłam święcie przekonana, że gdyby ojciec w tym momencie odmówił, prezes rzuciłby się na niego z gołymi rękoma.
- To bez znaczenia czy się zgodzę czy nie. Dina i tak postąpi wbrew mej woli. Także proszę skierować to pytanie do niej. Wtedy istnieje większa szansa powodzenia.
- Uczyni mi pani ten zaszczyt? - piłkarz wysunął ku mnie dłoń. Przełknęłam ślinę czując narzuconą na siebie presję. Musiałam przyznać, że mało który mężczyzna w obecnych czasach poprosiłby kobietę o towarzystwo w tańcu w taki sposób. Staroświecki, aczkolwiek bardzo miły. Wolałam jednak zachować czujność. Zawsze istniała możliwość, iż stronił sobie po prostu żarty.
- Dobrze. - skinęłam głową i ruszyłam w stronę parkietu.
- Jest pani ciekawą osobą, Dino Mijatović. - usłyszałam za swoimi plecami. Westchnęłam ciężko słysząc pierwsze takty znajomej piosenki. Poczułam się jakbym ogrywała główną rolę w tandetnej komedii romantycznej w oklepanej scenie. Nagle zmieniająca się muzyka z tej żywszej na wolniejszą, aby główni bohaterowie mogli podczas tańca zrozumieć, iż świata po za sobą nie widzą. I żyli długo i szczęśliwie. Pozostało jedynie otrzeć łzy wzruszenia.
- Dina. - stanęłam na przeciwko niego. - Jesteśmy rówieśnikami, więc to dziwne iż mówisz do mnie per "pani". Chyba, że wyglądam staro.
- Chciałem uniknąć tekstu "nie przypominam sobie, abyśmy byli na Ty". - położył dłoń na dole moich pleców i delikatnie do siebie przysunął. - A co najważniejsze, jestem dżentelmenem gdy mam na sobie elegancki garnitur. - uśmiechnął się, po czym splótł nasze palce ze sobą. Drugą dłoń ułożyłam na jego umięśnionym ramieniu i dałam poprowadzić się w tańcu. Cóż, nie tylko pod bramką radził sobie bardzo dobrze. - Kylian.
- Wiem. - parsknęłam.
- Dużo o mnie wiesz. - uniósł brew ku górze.
- Znam Twoją piłkarską stronę. Zastanawia mnie tylko, czy jesteś tym, na którego wszyscy czekają. Godny następca Ronaldo i Messiego. - przyjrzałam się uważnie jego twarzy. - Zostając w PSG raczej nie masz na to szans. To oczywiście osobista opinia, a nie próba przekonania Cię do transferu.
- Nie mam zamiaru być drugim Ronaldo czy drugim Messim. Mam swoje nazwisko. Chcę, aby ludzie w ten sposób mnie postrzegali. - spoważniał.
- To zrozumiałe.
- A Ty? Perez wspomniał, że rozpoczynasz karierę agenta.
- Agenta od wizerunku. - podkreśliłam. - Chcę pracować z chłopcami, którzy dopiero wchodzą w wielki piłkarski świat. Nie jeden, któremu wróżono świetlaną przyszłość, zaprzepaścił wszystko bo sodówka uderzyła mu do głowy. Wystarczy posiadać obok siebie złego doradcę bądź egoistycznego rodzica, który chce wycisnąć z klubu jak najwięcej. Jednak prezes przesadził w swoich słowach. Jestem tylko stażystką i studentką. - wzruszyłam ramionami. - Na razie parzę najlepszą kawę w Best of You Sports.
- Od czegoś zawsze trzeba zacząć. Twój ojciec chyba nie bardzo był zadowolony z wybranej przez Ciebie drogi? - zagadnął. Zmarszczyłam czoło, nie bardzo rozumiejąc o czym on mówi. - Wspomniał, że zawsze postępujesz wbrew jego woli.
- Zabroniłam mu ingerować w swoje życie.
- Masz charakterek. - zaśmiał się.
- Chcę sama coś osiągnąć. Bez niczyjej pomocy czy koneksji.
- To tak jak ja chcę sam decydować o swoim życiu. Nie potrzebuje doradców oraz argumentów za i przeciw. Sam doskonale wiem, jak ma potoczyć się moja dalsza kariera. Jednak ojciec czy prezesi klubów mają mnie za gówniarza, za którego trzeba podejmować decyzję.
- Czyli taniec ze mną był wymówką przed męczącą rozmową?
- Uratowałem nas oboje. Ty również chciałaś zwiać.
- Wiedziałam, że ten teatrzyk miał drugie dno. - westchnęłam.
- Mówisz to tak, jakby taniec ze mną był katorgą. - kąciki jego ust lekko się uniosły. - A przecież nie stanąłem Ci na stopie. - w tym samym momencie coś otarło się o mojego buta. Kątem oka dostrzegłam mały kształt przemieszczający się szybko przez parkiet. Wzdrygnęłam się w naturalnym odruchu i odskoczyłam wprost w męskie ramiona. - Co to było? - zaśmiał się obejmując mnie ramieniem. Wytężył wzrok w miejsce gdzie zniknęła mała paskuda.
- Leon. - jęknęłam.
- Że co? - parsknął.
- Szczur na baterie. - odsunęłam się od niego zażenowana. Przez kilka sekund tkwiłam przyczepiona do męskiej klatki piersiowej. Dodam iż dość starannie wyrzeźbionej. Można było to wyczuć przez koszulę. - Córka Luki przemyciła na galę swojego pupilka. Zarekwirowałam go i schowałam do swojej torebki. A potem go oddałam, naiwnie sądząc iż Ema dotrzyma obietnicy i go nie wykorzysta.
- Żartujesz, prawda? - przez kilka sekund patrzył na mnie uważnie, aby po chwili wybuchnąć śmiechem. Niestety, ale ja nie podzielałam jego entuzjazmu. - O wibratorach w kobiecej torebce słyszałem, ale żeby o szczurach na baterie?
- Że co proszę?
- To był żart.
- Chamski żart. Chociaż z drugiej strony, nie powinno mnie to dziwić. - posłałam mu oburzone spojrzenie, po czym szybkim krokiem zeszłam z parkietu. Przez krótką chwilę wydawało mi się, iż swoją pierwszą opinię na jego temat wydałam zbyt wcześnie. Był świetnym piłkarzem, jednym z najlepszych, ale jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Niektóre gwiazdy czuły się zbyt pewnie w blasku swojej sławy.
- Jestem bardzo zawiedziona Twoim zachowaniem. - w korytarzu natknęłam się na Vanję, która stała nad zawstydzoną Emą. - Znów nie dotrzymałaś danej obietnicy, więc ja nie dotrzymam swojej. Możesz zapomnieć o kupnie kotka.
- Ale mamusiu! Obiecałaś!
- Ty również obiecałaś i co z tego wyszło? - westchnęła ciężko. - Jeśli jest Ci przykro to wyobraź sobie, że ja się tak czuję za każdym razem gdy nie dotrzymujesz danych mi obietnic. A teraz idziemy poszukać Ivana i wracamy do hotelu. - rozkazała, choć w jej głosie nadal można było wyczuć troskę.
- A tatuś? - szepnęła.
- Tata wróci później bo to jego wieczór.
- Vanja, może ja ją zabiorę? - wtrąciłam się niewinnie. - Powinnaś zostać z Luką i wspólnie świętować ten sukces. Ivan również jest zachwycony obecnością tylu gwiazd.
- Nie ma mowy, Dina. Nie przyszłaś tutaj jako niania moich dzieci. Cieszyłaś się na ten wieczór, więc powinnaś zostać do samego końca.
- Szczerze mówiąc mam dość tego wieczoru. Moje zdanie o samej gali już znasz, a przyjęcie wcale lepsze nie jest. Dodatkowo ktoś skutecznie pozbawił mnie ochoty na dalszą zabawę. Wytłumaczę Ci wszystko na spokojnie jutrzejszego dnia. - obiecałam. Vanja przez chwilę biła się z myślami. Była zła na Emę i chciała dać jej karę, ale z drugiej strony wiedziała jaki to ważny wieczór dla jej męża. Powinna trwać w tym momencie u jego boku.
- Ale nie mówisz tego ...
- Po prostu chcę stąd wyjść. - westchnęłam ciężko.
- No dobrze. - poddała się. - Masz być grzeczna. - zwróciła się do córki, która posłusznie chwyciła mnie za dłoń. - Po powrocie do hotelu weźmiesz kąpiel, a potem prosto udasz się do łóżka. Bez marudzenia, zrozumiano?
- Dobrze mamusiu. Ale Leon się zgubił!
- Dość! Nawet nie chcę słyszeć o tym szczurze. - zastrzegła. Zrozpaczona Ema spuściła swoją główkę, powodując we mnie wyrzuty sumienia. Pożegnawszy się z jej matką, pociągnęłam dziewczynkę za drobną rączkę w stronę wyjścia z budynku. Na całe szczęście nie musiałyśmy długo czekać na taksówkę.
Ema nie odezwała się przez całą drogę nawet słowem, co w jej przypadku było dość podejrzliwe. Wiedziałam jednak, że Vanja miała sporo racji. Dziewczynka powinna przemyśleć swoje postępowanie i wysunąć odpowiednie wnioski. Nie można było darować jej tej psoty z powodu małej ilości lat. Posłusznie wzięła kąpiel, a następnie wsunęła się pod kołdrę.
- Czy mamusia mi kiedyś wybaczy? - szepnęła.
- Oczywiście, że tak. - pogładziłam z uśmiechem jej główkę. - Powinnaś ją jednak przeprosić i przyznać się do winy. Zachowałaś się bardzo nie ładnie. Nie można psocić na tak ważnych wydarzeniach. W ogóle nie można psocić.
- Już nie będę. - obiecała. - Z mojej winy Leon został sam. Tęsknie za nim. - wtuliła się ze smutną minką w poduszkę. Westchnęłam ciężko. Ema mogła psocić do woli, jednak wystarczyło, abyśmy spojrzeli na jej uroczą twarz, a byliśmy w stanie wybaczyć jej wszystko. Była tylko dzieckiem i pewnych rzeczy nadal nie rozumiała. W przeciwieństwie do o wiele większych chłopców, którzy byli zwykłymi chamami.
- Panie Mijatović, czy mógłbym poprosić pańską córkę o jeden taniec? - zapadła cisza. Pierwszy raz w życiu ktoś poprosił mojego ojca o taką rzecz! Żyła na szyi zaczęła mu niebezpiecznie pulsować, a wzrok Florentino Pereza wywiercał dziurę w jego twarzy. Byłam święcie przekonana, że gdyby ojciec w tym momencie odmówił, prezes rzuciłby się na niego z gołymi rękoma.
- To bez znaczenia czy się zgodzę czy nie. Dina i tak postąpi wbrew mej woli. Także proszę skierować to pytanie do niej. Wtedy istnieje większa szansa powodzenia.
- Uczyni mi pani ten zaszczyt? - piłkarz wysunął ku mnie dłoń. Przełknęłam ślinę czując narzuconą na siebie presję. Musiałam przyznać, że mało który mężczyzna w obecnych czasach poprosiłby kobietę o towarzystwo w tańcu w taki sposób. Staroświecki, aczkolwiek bardzo miły. Wolałam jednak zachować czujność. Zawsze istniała możliwość, iż stronił sobie po prostu żarty.
- Dobrze. - skinęłam głową i ruszyłam w stronę parkietu.
- Jest pani ciekawą osobą, Dino Mijatović. - usłyszałam za swoimi plecami. Westchnęłam ciężko słysząc pierwsze takty znajomej piosenki. Poczułam się jakbym ogrywała główną rolę w tandetnej komedii romantycznej w oklepanej scenie. Nagle zmieniająca się muzyka z tej żywszej na wolniejszą, aby główni bohaterowie mogli podczas tańca zrozumieć, iż świata po za sobą nie widzą. I żyli długo i szczęśliwie. Pozostało jedynie otrzeć łzy wzruszenia.
- Dina. - stanęłam na przeciwko niego. - Jesteśmy rówieśnikami, więc to dziwne iż mówisz do mnie per "pani". Chyba, że wyglądam staro.
- Chciałem uniknąć tekstu "nie przypominam sobie, abyśmy byli na Ty". - położył dłoń na dole moich pleców i delikatnie do siebie przysunął. - A co najważniejsze, jestem dżentelmenem gdy mam na sobie elegancki garnitur. - uśmiechnął się, po czym splótł nasze palce ze sobą. Drugą dłoń ułożyłam na jego umięśnionym ramieniu i dałam poprowadzić się w tańcu. Cóż, nie tylko pod bramką radził sobie bardzo dobrze. - Kylian.
- Wiem. - parsknęłam.
- Dużo o mnie wiesz. - uniósł brew ku górze.
- Znam Twoją piłkarską stronę. Zastanawia mnie tylko, czy jesteś tym, na którego wszyscy czekają. Godny następca Ronaldo i Messiego. - przyjrzałam się uważnie jego twarzy. - Zostając w PSG raczej nie masz na to szans. To oczywiście osobista opinia, a nie próba przekonania Cię do transferu.
- Nie mam zamiaru być drugim Ronaldo czy drugim Messim. Mam swoje nazwisko. Chcę, aby ludzie w ten sposób mnie postrzegali. - spoważniał.
- To zrozumiałe.
- A Ty? Perez wspomniał, że rozpoczynasz karierę agenta.
- Agenta od wizerunku. - podkreśliłam. - Chcę pracować z chłopcami, którzy dopiero wchodzą w wielki piłkarski świat. Nie jeden, któremu wróżono świetlaną przyszłość, zaprzepaścił wszystko bo sodówka uderzyła mu do głowy. Wystarczy posiadać obok siebie złego doradcę bądź egoistycznego rodzica, który chce wycisnąć z klubu jak najwięcej. Jednak prezes przesadził w swoich słowach. Jestem tylko stażystką i studentką. - wzruszyłam ramionami. - Na razie parzę najlepszą kawę w Best of You Sports.
- Od czegoś zawsze trzeba zacząć. Twój ojciec chyba nie bardzo był zadowolony z wybranej przez Ciebie drogi? - zagadnął. Zmarszczyłam czoło, nie bardzo rozumiejąc o czym on mówi. - Wspomniał, że zawsze postępujesz wbrew jego woli.
- Zabroniłam mu ingerować w swoje życie.
- Masz charakterek. - zaśmiał się.
- Chcę sama coś osiągnąć. Bez niczyjej pomocy czy koneksji.
- To tak jak ja chcę sam decydować o swoim życiu. Nie potrzebuje doradców oraz argumentów za i przeciw. Sam doskonale wiem, jak ma potoczyć się moja dalsza kariera. Jednak ojciec czy prezesi klubów mają mnie za gówniarza, za którego trzeba podejmować decyzję.
- Czyli taniec ze mną był wymówką przed męczącą rozmową?
- Uratowałem nas oboje. Ty również chciałaś zwiać.
- Wiedziałam, że ten teatrzyk miał drugie dno. - westchnęłam.
- Mówisz to tak, jakby taniec ze mną był katorgą. - kąciki jego ust lekko się uniosły. - A przecież nie stanąłem Ci na stopie. - w tym samym momencie coś otarło się o mojego buta. Kątem oka dostrzegłam mały kształt przemieszczający się szybko przez parkiet. Wzdrygnęłam się w naturalnym odruchu i odskoczyłam wprost w męskie ramiona. - Co to było? - zaśmiał się obejmując mnie ramieniem. Wytężył wzrok w miejsce gdzie zniknęła mała paskuda.
- Leon. - jęknęłam.
- Że co? - parsknął.
- Szczur na baterie. - odsunęłam się od niego zażenowana. Przez kilka sekund tkwiłam przyczepiona do męskiej klatki piersiowej. Dodam iż dość starannie wyrzeźbionej. Można było to wyczuć przez koszulę. - Córka Luki przemyciła na galę swojego pupilka. Zarekwirowałam go i schowałam do swojej torebki. A potem go oddałam, naiwnie sądząc iż Ema dotrzyma obietnicy i go nie wykorzysta.
- Żartujesz, prawda? - przez kilka sekund patrzył na mnie uważnie, aby po chwili wybuchnąć śmiechem. Niestety, ale ja nie podzielałam jego entuzjazmu. - O wibratorach w kobiecej torebce słyszałem, ale żeby o szczurach na baterie?
- Że co proszę?
- To był żart.
- Chamski żart. Chociaż z drugiej strony, nie powinno mnie to dziwić. - posłałam mu oburzone spojrzenie, po czym szybkim krokiem zeszłam z parkietu. Przez krótką chwilę wydawało mi się, iż swoją pierwszą opinię na jego temat wydałam zbyt wcześnie. Był świetnym piłkarzem, jednym z najlepszych, ale jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Niektóre gwiazdy czuły się zbyt pewnie w blasku swojej sławy.
- Jestem bardzo zawiedziona Twoim zachowaniem. - w korytarzu natknęłam się na Vanję, która stała nad zawstydzoną Emą. - Znów nie dotrzymałaś danej obietnicy, więc ja nie dotrzymam swojej. Możesz zapomnieć o kupnie kotka.
- Ale mamusiu! Obiecałaś!
- Ty również obiecałaś i co z tego wyszło? - westchnęła ciężko. - Jeśli jest Ci przykro to wyobraź sobie, że ja się tak czuję za każdym razem gdy nie dotrzymujesz danych mi obietnic. A teraz idziemy poszukać Ivana i wracamy do hotelu. - rozkazała, choć w jej głosie nadal można było wyczuć troskę.
- A tatuś? - szepnęła.
- Tata wróci później bo to jego wieczór.
- Vanja, może ja ją zabiorę? - wtrąciłam się niewinnie. - Powinnaś zostać z Luką i wspólnie świętować ten sukces. Ivan również jest zachwycony obecnością tylu gwiazd.
- Nie ma mowy, Dina. Nie przyszłaś tutaj jako niania moich dzieci. Cieszyłaś się na ten wieczór, więc powinnaś zostać do samego końca.
- Szczerze mówiąc mam dość tego wieczoru. Moje zdanie o samej gali już znasz, a przyjęcie wcale lepsze nie jest. Dodatkowo ktoś skutecznie pozbawił mnie ochoty na dalszą zabawę. Wytłumaczę Ci wszystko na spokojnie jutrzejszego dnia. - obiecałam. Vanja przez chwilę biła się z myślami. Była zła na Emę i chciała dać jej karę, ale z drugiej strony wiedziała jaki to ważny wieczór dla jej męża. Powinna trwać w tym momencie u jego boku.
- Ale nie mówisz tego ...
- Po prostu chcę stąd wyjść. - westchnęłam ciężko.
- No dobrze. - poddała się. - Masz być grzeczna. - zwróciła się do córki, która posłusznie chwyciła mnie za dłoń. - Po powrocie do hotelu weźmiesz kąpiel, a potem prosto udasz się do łóżka. Bez marudzenia, zrozumiano?
- Dobrze mamusiu. Ale Leon się zgubił!
- Dość! Nawet nie chcę słyszeć o tym szczurze. - zastrzegła. Zrozpaczona Ema spuściła swoją główkę, powodując we mnie wyrzuty sumienia. Pożegnawszy się z jej matką, pociągnęłam dziewczynkę za drobną rączkę w stronę wyjścia z budynku. Na całe szczęście nie musiałyśmy długo czekać na taksówkę.
Ema nie odezwała się przez całą drogę nawet słowem, co w jej przypadku było dość podejrzliwe. Wiedziałam jednak, że Vanja miała sporo racji. Dziewczynka powinna przemyśleć swoje postępowanie i wysunąć odpowiednie wnioski. Nie można było darować jej tej psoty z powodu małej ilości lat. Posłusznie wzięła kąpiel, a następnie wsunęła się pod kołdrę.
- Czy mamusia mi kiedyś wybaczy? - szepnęła.
- Oczywiście, że tak. - pogładziłam z uśmiechem jej główkę. - Powinnaś ją jednak przeprosić i przyznać się do winy. Zachowałaś się bardzo nie ładnie. Nie można psocić na tak ważnych wydarzeniach. W ogóle nie można psocić.
- Już nie będę. - obiecała. - Z mojej winy Leon został sam. Tęsknie za nim. - wtuliła się ze smutną minką w poduszkę. Westchnęłam ciężko. Ema mogła psocić do woli, jednak wystarczyło, abyśmy spojrzeli na jej uroczą twarz, a byliśmy w stanie wybaczyć jej wszystko. Była tylko dzieckiem i pewnych rzeczy nadal nie rozumiała. W przeciwieństwie do o wiele większych chłopców, którzy byli zwykłymi chamami.
*
Kolejny dzień w Paryżu przywitał nas depresyjną pogodą, która na całe szczęście nie miała wpływu na nasze humory. Śniadanie w towarzystwie najlepszego piłkarza na świecie nie zdarzało się codziennie. Z uśmiechem zajadałam francuskie tosty, przysłuchując się podekscytowanemu głosowi Ivana, opowiadającemu o spotkaniu swoich największych idoli. Chłopiec był zachwycony wczorajszym wieczorem. Z kolei Ema, po przeproszeniu swoich rodziców, siedziała grzecznie obok mamy. W jej oczkach można było jednak dostrzec smutek, spowodowany stratą pupila.
Wraz z Vanją usiadłyśmy na wygodnej kanapie, popijając aromatyczną kawę. W akompaniamencie rytmicznego deszczu odbijającego się od szklanych drzwi tarasowych, opowiedziałam jej o całej sytuacji z gwiazdorem PSG.
- Mężczyźni to małe dzieci. - odłożyła porcelanową filiżankę na szklany stolik. - Robią z siebie głupków, żeby nam zaimponować. Widocznie to działało na inne kobiety.
- Swoją głupią gadką nie przekona mnie do zobaczenia go oczami wyobraźni w koszulce Realu Madryt. - prychnęłam zarzucając swoje długie włosy na plecy.
- Florentino Perez i Madridistas widzą to dość wyraźnie.
- Widzą jego umiejętności piłkarskie. Gdyby nie otwierał ust, z chęcią dołączyłabym do ich grona. - mruknęłam, a Vanja zaniosła się śmiechem. - Nie potrzebujemy w Madrycie pajaca. Skończymy jak Barcelona z Neymarem.
- Skończmy dyskusję o piłce nożnej i powróćmy do pierwotnego tematu. - upiła łyk kawy. - Chciał Ci zaimponować jako zwykły chłopak, a nie piłkarz światowego formatu.
- Tekstem o wibratorze? - zironizowałam.
Vanja chciała mi odpowiedzieć, jednak pukanie do drzwi skutecznie jej to uniemożliwiło. Podniosłam się z kanapy i żwawym krokiem podeszłam do wejścia. Widok kuriera, który zapytał o moją osobę, bardzo mnie zaskoczył. Mężczyzna podał mi eleganckie pudełko oraz drugie, o wiele mniejsze, przewiązane różową wstążką. Zdezorientowana odłożyłam wszystko na stolik.
- Co to?
- Nie mam pojęcia. - uniosłam wieczko. Moim oczom ukazały się piękne białe róże, które mimowolnie wywołały napływ przyjemnego uczucia. Chwyciłam do rąk liścik, upewniając się, czy aby na pewno jestem adresatką owych kwiatów. Drżącymi dłońmi wyciągnęłam zostawioną dla mnie wiadomość.
- Myśli, że mnie kupi? - prychnęłam wściekle.
- Są piękne. - zauważyła Vanja.
- Napis na pudełku aż krzyczy "jesteśmy drogie".
- Jakoś nie wyobrażam sobie Kyliana Mbappe wchodzącego do pierwszej lepszej kwiaciarni. - zaśmiała się pod nosem, po czym wzięła do rąk pudełeczko. - Sam gest się liczy. Chciał Cię przeprosić. Co jest w drugim pudełku?
- Kolejny drogi drobiazg, który ma mnie udobruchać. - odwiązałam wstążeczkę. - Co on sobie myśli? Że jestem jedną z tych materialistek, które się wokół niego kręcą? Które na widok metki dostają orgazmu? To jeszcze mnie nie zna! - uniosłam wieczko i pisnęłam przerażona. Vanja zaniosła się śmiechem, kompletnie nie przejmując się moją zszokowaną miną.
- Leon! - krzyknęła szczęśliwa Ema, dostrzegając swojego pupila w pudełku. Przytuliła go mocno do siebie i uciekła do sypialni.
- On nie chce mnie udobruchać. On chce mnie zabić.
Wraz z Vanją usiadłyśmy na wygodnej kanapie, popijając aromatyczną kawę. W akompaniamencie rytmicznego deszczu odbijającego się od szklanych drzwi tarasowych, opowiedziałam jej o całej sytuacji z gwiazdorem PSG.
- Mężczyźni to małe dzieci. - odłożyła porcelanową filiżankę na szklany stolik. - Robią z siebie głupków, żeby nam zaimponować. Widocznie to działało na inne kobiety.
- Swoją głupią gadką nie przekona mnie do zobaczenia go oczami wyobraźni w koszulce Realu Madryt. - prychnęłam zarzucając swoje długie włosy na plecy.
- Florentino Perez i Madridistas widzą to dość wyraźnie.
- Widzą jego umiejętności piłkarskie. Gdyby nie otwierał ust, z chęcią dołączyłabym do ich grona. - mruknęłam, a Vanja zaniosła się śmiechem. - Nie potrzebujemy w Madrycie pajaca. Skończymy jak Barcelona z Neymarem.
- Skończmy dyskusję o piłce nożnej i powróćmy do pierwotnego tematu. - upiła łyk kawy. - Chciał Ci zaimponować jako zwykły chłopak, a nie piłkarz światowego formatu.
- Tekstem o wibratorze? - zironizowałam.
Vanja chciała mi odpowiedzieć, jednak pukanie do drzwi skutecznie jej to uniemożliwiło. Podniosłam się z kanapy i żwawym krokiem podeszłam do wejścia. Widok kuriera, który zapytał o moją osobę, bardzo mnie zaskoczył. Mężczyzna podał mi eleganckie pudełko oraz drugie, o wiele mniejsze, przewiązane różową wstążką. Zdezorientowana odłożyłam wszystko na stolik.
- Co to?
- Nie mam pojęcia. - uniosłam wieczko. Moim oczom ukazały się piękne białe róże, które mimowolnie wywołały napływ przyjemnego uczucia. Chwyciłam do rąk liścik, upewniając się, czy aby na pewno jestem adresatką owych kwiatów. Drżącymi dłońmi wyciągnęłam zostawioną dla mnie wiadomość.
Przepraszam.
- Myśli, że mnie kupi? - prychnęłam wściekle.
- Są piękne. - zauważyła Vanja.
- Napis na pudełku aż krzyczy "jesteśmy drogie".
- Jakoś nie wyobrażam sobie Kyliana Mbappe wchodzącego do pierwszej lepszej kwiaciarni. - zaśmiała się pod nosem, po czym wzięła do rąk pudełeczko. - Sam gest się liczy. Chciał Cię przeprosić. Co jest w drugim pudełku?
- Kolejny drogi drobiazg, który ma mnie udobruchać. - odwiązałam wstążeczkę. - Co on sobie myśli? Że jestem jedną z tych materialistek, które się wokół niego kręcą? Które na widok metki dostają orgazmu? To jeszcze mnie nie zna! - uniosłam wieczko i pisnęłam przerażona. Vanja zaniosła się śmiechem, kompletnie nie przejmując się moją zszokowaną miną.
- Leon! - krzyknęła szczęśliwa Ema, dostrzegając swojego pupila w pudełku. Przytuliła go mocno do siebie i uciekła do sypialni.
- On nie chce mnie udobruchać. On chce mnie zabić.
Obecność Leona na gali wziąłem na siebie. Oddaj go proszę właścicielce, która na pewno za nim tęskni.