sobota, 25 stycznia 2020

9. Okularnica

Po stadionie Parc des Princes rozległy się pierwsze takty hymnu Ligi Mistrzów. Na trybunach wrzawa stała się głośniejsza. Granatowo czerwone flagi powiewały nad głowami podekscytowanych kibiców, a w niektórych miejscach wystrzeliły głośne race. Trybuna ultrasów została spowita przez dymiącą mgłę. Najlepsze rozgrywki na świecie wchodziły właśnie w decydującą fazę co można było odczuć na własnej skórze. A raczej na gęsiej skórze, która mimowolnie pojawiała się u zagorzałych kibiców piłki nożnej.
Starcie PSG z Manchesterem United było jednym z najciekawszych meczy w owej fazie. Jeden mały błąd mógł przesądzić o wypadnięciu za burtę. Co ja tu robiłam? Obiecałam młodszemu z braci, że wybiorę się z nim na randkę. Na miejsce tego wiekopomnego wydarzenia Ethan wybrał stadion oraz mecz Ligi Mistrzów. W sumie mogłam się domyślić.
- Masz ochotę na coś do picia?
- Na razie dziękuję. - odmówiłam grzecznie. - Prawdziwy z Ciebie dżentelmen. - pochwaliłam dwunastolatka.
- Się wie! - poprawił swoje urocze włosy.
- Jesteście do siebie bardzo podobni. - uśmiechnęłam się szerzej przyglądając chłopcu. - Te same miny, gesty ... macie z Kylianem bardzo dobry kontakt, prawda? Spędzasz w jego domu mnóstwo czasu. I nie tylko.
- Ugh, o ile się nie mądrzy. - skrzywił się buntowniczo.
- Jesteś jego młodszym braciszkiem, więc to normalne. Opiekuje się Tobą. Zresztą, zauważyłam że jesteś jego oczkiem w głowie. - dodałam. Zostałam dłużej w Paryżu, aby jeszcze raz przejrzeć propozycje reklamowe. Doinformowałam się przy okazji o wszystkich poprzednich. Zauważyłam, że Ethan dość często towarzyszył starszemu bratu na galach oraz prezentacjach. To, co mnie najbardziej rozczuliło, było historią słynnej cieszynki Mbappé. To Ethan był jej pomysłodawcą, co Kylian na każdym kroku podkreślał. W głębi serca poczułam zazdrość o ich braterską relację. Coś, czego ja nigdy nie mogłam zaznać. Mimowolnie dotknęłam zawieszki przy mojej bransoletce.
- Nie wziął mnie na przyjęcie do Neya. - oburzył się chłopiec.
- Tylko byś się nudził. - zauważyłam rozbawiona. Kątem oka dostrzegłam postać wchodzącą do strefy VIP. Bez problemu rozpoznałam cudaczną Rafaelę robiącą wokół siebie zamieszanie. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się dlaczego ludzie wokół niej skaczą. - Ethan, znasz tą kobietę?
- To siostra Neya. - wzruszył ramionami.
- To jego siostra? - wydukałam. Zmierzyłam Brazylijkę uważnym spojrzeniem. Jedno było pewne, ich gust dotyczący mody był dziedziczny. Nie ważne jak, ważne aby zwrócić na siebie uwagę. - W sobotę była blondynką ... chyba. - oderwałam od niej wzrok. Wolałam się skupić na zieleni murawy. 
- Mogłabyś się jej pozbyć?
- Słucham? - zerknęłam na Ethana.
- Chciałaby być dziewczyną Kyliana, a wcale go nie kocha. Nie ufam jej, a po za tym jest głupia i zawsze mnie przegania. - mruknął.
- Niech tylko spróbuje Cię przegonić przy mnie. - pacnęłam go w nosek co wywołało uśmiech na twarzy dwunastolatka. - Ale to Twój brat powinien wybrać towarzystwo dla siebie oraz dziewczynę. Nie możemy się wtrącać.
- Aż tak zepsutego gustu to on nie ma. Wprost przeciwnie. - uśmiechnął się cwaniacko pod nosem. Pokręciłam głową, po czym skupiłam się rozgrywanym przed moimi oczami meczu.

Całe spotkanie zakończyło się dwubramkową przewagą PSG. Kylian wpisał się na listę strzelców co niesamowicie ucieszyło Ethana jak i fanów paryskiego klubu. Dostrzegłam jego zadowolenie gdy kierował się do szatni dziękując swoim sympatykom za doping. Sama skorzystałam z zaproszenia jego młodszego brata udając się wraz z nim na szklankę soku pomarańczowego. Oczekiwanie na gwiazdora PSG umiliła nam wspólna rozmowa, która była niezwykle interesująca.
Kątem oka dostrzegłam dwójkę dzieci niecierpliwie spoglądającą w stronę szklanych drzwi. Ethan wyjaśnił mi iż co tydzień można wygrać kilkuminutowe spotkanie z dowolnym piłkarzem. Byłam święcie przekonana iż to Mbappé był dzisiejszym wyborem. Chłopiec, nerwowo bawiący się swoimi palcami, nie bez przyczyny miał jego koszulkę na sobie. Z kolei jego młodsza siostra skakała obok radośnie.
- Mbappé! - zawołała gdy szklane drzwi się rozsunęły. Podbiegła do szeroko uśmiechniętego piłkarza przybijając z nim "piątkę". Zaśmiałam się pod nosem przyglądając całej scenie. Chłopiec był bardziej nieśmiały bądź po prostu onieśmielony spotkaniem ze swoim idolem. Kylian zamienił z nim kilka słów, po czym złożył autograf z dedykacją na jego koszulce. Na koniec objął chłopca do wspólnego zdjęcia. Przez cały czas uśmiech nie schodził z jego twarzy, jakby frajdę sprawiała mu ta chwila.
- Pasuje idealnie do roli idola, prawda? - usłyszałam nad sobą kobiecy głos. Zaskoczona uniosłam wzrok na elegancką kobietę. - Delphine Verheyden. - wyciągnęła ku mnie dłoń.
- Dina Mijatović.
- Real Madryt wysłał ślicznotkę. Jestem pod wrażeniem. - usiadła na miejscu, które przed wyjściem do łazienki zajmował Ethan. - Takie sztuczki na niego nie zadziałają. Wprost przeciwnie.
- Przepraszam, ale nie bardzo rozumiem ...
- Nie jesteś głupia i doskonale mnie rozumiesz. - nachyliła się ku mnie ze stanowczą miną. - Ja również chcę wyciągnąć go z PSG i umieścić w Madrycie. Jednak nie pozwolę, aby miłosne rozczarowanie stanęło nam wszystkim na drodze.
- Pani Delphine, ja mu tylko pomagam w wizerunku.
- I nikt z klubu nie prosił Cię o jakąkolwiek interwencję? - przymrużyła swoje powieki. Poczułam zimny dreszcz przepływający po moim kręgosłupie. Zrozumiałam, że z tą kobietą nie było żartów. - Tak myślałam. - westchnęła gdy "odpowiedziałam" jej milczeniem. - Dostał propozycję przedłużenia kontraktu na sześć lat. 30 milionów euro netto za sezon. - dodała. Moje oczy błyskawicznie się rozszerzyły. - Obydwie doskonale wiemy, że gdy to podpisze, zostanie tu dosłownie udupiony.
- Co pani na to? - odchrząknęłam. - Kim właściwie ...
- Jestem jego prawniczką. Mam mu pomóc w kwestii nowych umów oraz transferów. Z naciskiem na to drugie choć nie powiedział mi tego wprost. - zerknęła na Kyliana, który dyskutował właśnie z ojcem swoich małych fanów. - Gdyby był w Realu, wygrałby już Złotą Piłkę. Powiedziałam mu to po gali.
- A on?
- Sama się dowiedz. - kąciki jej ust lekko się uniosły. - Kylian jest dla mnie jak syn. Dlatego jeśli w jakimkolwiek stopniu go oszukujesz, odejdź.
- My tylko współpracujemy razem. Pomagam mu na jego własne widzi mi się. - wyjaśniłam jednak kobieta odpowiedziała mi milczeniem. - Ma pani rację. Florentino Perez poprosił mnie, abym nadstawiła uszy na jakąkolwiek wzmiankę o Realu Madryt. Nie mam zamiaru go uwieść, aby zgodził się na transfer. Nigdy bym się na takie coś nie zgodziła! Zresztą, ojciec by mnie zabił. - mruknęłam. - Dlaczego więc powiedziała mi pani o nowej umowie?
- Jedynie to możesz przekazać Florentino. On już będzie wiedział co z tym zrobić. - wstała ze swojego miejsca.
- Miałam napomknąć Kylianowi o Hazardzie. - rzuciłam. Kobieta wbiła we mnie zaciekawiony wzrok. - To już raczej pewne że zostanie on piłkarzem Realu Madryt. Jak mam to jednak zrobić, aby nie wyszło podejrzanie? - westchnęłam.
- Ja mu powiem. Powiedzmy, że wiem to z pewnego źródła.
- Dziękuję.
- Twój ojciec to Predrag Mijatović? - spytała, na co kiwnęłam głową. - Więc doskonale wiesz, że dla piłkarza z topu najważniejszą rzeczą jest posiadanie wokół siebie szczerych osób. Nie fałszywych przyjaciół czy ludzi, którzy chcą go wykorzystać. Pamiętaj więc o tym. Miło było Cię poznać.
- Wzajemnie.

*

Wideorozmowa z samym Florentino Perezem jeszcze miesiąc temu byłaby dla mnie abstrakcją bądź po prostu żartem. Dziś jednak wpatrywałam się w jego skupioną twarz na ekranie mojego telefonu i zdawałam relację z rozmowy z panią Delphine. Przez jej słowa dość długo nie mogłam zasnąć. Cały czas biłam się z myślami przekręcając z boku na bok. Od samego początku nie podobała mi się moja rola w tym wszystkim. Z czasem polubiłam Kyliana i nie chciałam, aby wątpił w szczerość moich słów czy czynów. W końcu nie wyrzuciłam pół jego szafy dla żartu bądź interesu. Zrobiłam to z dobrego serca! Od tamtego czasu przestał wyglądać śmiesznie. Złapałam się nawet na myśli, że jako jeden z nielicznych mężczyzn na świecie wyglądał lepiej w sportowych rzeczach niż w garniturze. Niepotrzebnie jednak palnęłam że ma seksowny tyłek w dresach. 
- Delphine Verheyden. - Perez zacmokał z aprobatą. - To będzie sama przyjemność prowadzić z nią interesy. Mbappé nie zatrudnił jej bez powodu. I bez tej prestiżowej prawniczki otrzymałby ogromną sumę za podpisanie nowego kontraktu. Tu chodzi o coś większego.
- Sama przyznała, że chce go wyciągnąć z PSG.
- Uwierz mi, lepiej mieć tą kobietę po swojej stronie. 
- Traktuje swoich klientów bardzo osobiście. Chce dla nich jak najlepiej. - przyznałam zamyślając się. Chciałabym być w przyszłości taką agentką jak pani Verheyden. Silną i świadomą swojej wiedzy oraz umiejętności. Potrafiąca stawić czoła takiej osobistości jak Nasser Al-Khelaifi, który był prezesem paryskiego klubu. A co najważniejsze, potrafiącą przewidzieć ruch przeciwnika. Bez problemu mnie przejrzała. - Powie mu o Edenie. 
- Świetnie. Skoro ją zatrudnił to znaczy że jej bezgranicznie ufa. Mówiłam Ci Dino, że idealnie sobie poradzisz. Wybrałaś doskonały moment i dowiedziałaś się bardzo ważnych rzeczy. - posłał mi pełne zadowolenia spojrzenie. 
- Ona sama do mnie przyszła. - westchnęłam.
- Nie zrobiła tego bez powodu. - zauważył. Nie odpowiedziałam mu ponieważ usłyszałam pukanie do drzwi. Taktownie pożegnałam się z prezesem i zakończyłam połączenie. Instynktownie poprawiłam swoje włosy i nacisnęłam klamkę. 
- Sądzisz, że nikt Cię nie rozpozna w tej czapce?
- Nikt mnie nie zaczepił. - Mbappé błysnął swoimi zębami. 
- Miałeś nie odwiedzać mnie w hotelu. - wpuściłam go łaskawie do środka. - To wprost nie możliwe, aby nikt Cię nie zauważył. Pomyślą, że mamy schadzki, a nie daj Boże pojawi się to w prasie. - z zażenowaniem zerknęłam na swoją koszulkę z nadrukowanymi minionkiem, która była prezentem od Emy. W tym momencie wyszłam przed nim na największą hipokrytkę. 
- Co to był w ogóle był za pomysł, abyś wynajmowała pokój w hotelu? - przyjrzał się nieszczęsnej koszulce i pokręcił z politowaniem głową. - Jakbyś nie mogła przenocować w moim domu. Przecież nie wepchałbym Ci się do łóżka. - usiadł wygodnie na kanapie. - Nawet przyzwoitkę bym Ci załatwił. Gisele na pewno się zgodzi. 
- Nie ma takiej potrzeby. - usiadłam obok niego.
- Ale będę Cię potrzebował. - zauważył. Spojrzałam na niego zdezorientowana nie bardzo rozumiejąc o czym mówi. Niepewnie wzięłam do ręki teczkę z papierami, którą mi osobiście podał. - To wszystko wstępne. Chciałbym jednak poznać Twoje zdanie. Parę miesięcy temu zrodził się w mojej głowie pewien pomysł. Właściwie to zainspirowałem się współpracą przy remoncie szkoły. Chciałbym założyć fundację dla dzieciaków.
- Inspired by KM. - opuszkami palców dotknęłam dużych liter. 
- Co myślisz o tej nazwie? Nie jest zbyt egoistyczna?
- Niby dlaczego? - uśmiechnęłam się pod nosem. - Jeśli dzięki Tobie choć parę dzieci zmotywuje się, aby podążać za swoimi marzeniami, to chyba będziesz mógł to nazwać sukcesem, prawda? One potrzebują wzorca. Dostrzegłam wczoraj ich wzrok wbity w Twoją osobę. Nie zepsuj tego. - poprosiłam.
- Na pierwszej stronie są pomysły na obozy. - wyciągnął z teczki kartkę. Ze zgrozą dostrzegłam małą czcionkę. Nerwowo zagryzłam wargę. - Przejrzyj i powiedz co o tym sądzisz.
- Po prostu mi to zostaw. - chwyciłam ją niepewnie w swoje dłonie. Przymrużyłam lekko oczy chcąc cokolwiek dostrzec. Było to jednak dość trudne bez soczewek, które przez przypadek strąciłam do umywalki. - Obiecuje, że wszystko na spokojnie przeczytam i wystawię swoją opinię. Choć jestem pewna, że jest to bardzo dobry pomysł.
- Dina. - jęknął. - Nie jestem w Urzędzie. Chociaż zerknij.
- Przecież mówię, że to dobry pomysł. - mruknęłam wpatrując się w zlepek kilku liter. Chciałam cokolwiek dostrzec jednak były to pojedyncze słowa. Czułam na sobie uważny męski wzrok, który wszystko utrudniał. - Bardzo .... interesujący. - odchrząknęłam. W głowie szukałam pomysłu na zmianę tematu. Faceta tylko w jeden sposób można było odwieść od myślenia, ale nie miałam nawet zamiaru wykorzystywać kobiecych sztuczek!
- A podpunkt trzeci?
- Również.
- Dina, tu nie ma podpunktu trzeciego. - zamarłam na te słowa. - Nie widzisz liter, prawda?
- Bardzo śmieszne. - mruknęłam zawstydzona.
- Przecież się nie śmieje. - oburzył się. - Czemu po prostu nie założysz soczewek, tylko męczysz niepotrzebnie oczy? 
- Przepadły w umywalce.
- Więc dlaczego nie powiedziałaś, że bez nich nie widzisz?
- Bo nie ma czym się chwalić. - warknęłam.
- Ile Ty masz lat, panno idealna? - fuknął na mnie surowo. - Dlaczego nie masz przy sobie okularów? - spojrzałam na niego niepewnie, a następnie na torebkę leżącą na fotelu. Kylian uniósł oczy ku górze, po czym wstał ciężko i zaczął w niej grzebać. - Jak dziecko. A mówiłaś, że to ja się tak zachowuje. - mruczał pod nosem.
- Nie lubię ich nosić. Wyglądam okropnie. - poskarżyłam się. - Nawet nie wiesz co musiałam przejść w szkole przez swoją wadę.
- Mówisz to synowi imigrantów. - podał mi moją własność. Niepewnie wsunęłam okulary na nos i spuściłam głowę, aby na mnie nie patrzył. Zlepek liter od razu nabrał większego sensu. Owszem, byłam uparta i może bez powodu się zawstydzałam, ale przecież każdy z nas miał w sobie coś, co wprawia go w zakłopotanie i za wszelką cenę próbuje to ukryć. Zanim się zorientowałam poczułam palce na swojej brodzie. Kylian delikatnym ruchem uniósł moją głowę i posłał mi uśmiech. - Nigdy nie zrozumiem kobiet. Wyglądasz uroczo. 
- Żartuj sobie dalej! - fuknęłam.
- Mam to przeliterować, aby Twoja tleniona główka zrozumiała, że nie masz się czego wstydzić? Jesteś piękna nawet w okularach. - wyznał. Poczułam jak po moim ciele rozprzestrzenia się przyjemne ciepło. Dziwne łaskotanie pobudziło się w moim podbrzuszu. Swoimi słowami wywołał we mnie nieznane dotąd odczucia, które na przemian mnie przerażały, jak i wprawiały w dziwne poczucie szczęścia. Hormony! Błyskawicznie oprzytomniałam.
- Że niby jaka tleniona?!

***


Okularnica ^^

sobota, 18 stycznia 2020

8. Neymar

- Masz ochotę na spacer? - spytałam upijając łyk wina. Federico niechętnie oderwał swój wzrok od telewizora. Mało interesujące reality show zaczynało doprowadzać mnie do irytacji. Tak samo jak cztery ściany w których byłam w ostatnim czasie zamknięta. Na całe szczęście dość ważny egzamin miałam już za sobą. Potrzebowałam wyjść. Natychmiast! - Park Retiro? Gran Via? A może mało znane miejsce w którym jeszcze nie byliśmy?
- A może powrócimy do bardziej interesującego zajęcia? - uśmiechnął się szelmowsko dotykając mojego nagiego ramienia. Westchnęłam poirytowana. - Jest za późno na spacery. Ale możemy wyskoczyć do milutkiej restauracyjki.
- Jest dopiero po dwudziestej. - westchnęłam.
- Dina, o co Ci chodzi?
- Po prostu mi się nudzi! - poskarżyłam się.
- Zachowujesz się jak żona podczas okresu. Dobrze, możemy iść. - przewrócił zirytowany oczami, po czym wyskoczył spod koca, którym byliśmy przykryci na kanapie. - Przejdziemy się po Gran Via poszukać odpowiedniego miejsca do zjedzenia kolacji.
- Nie jestem głodna. - mruknęłam.
- Gdybym osobiście nie sprawdził podejrzewałbym Cię o okres.
- Spieprzaj! - okręciłam się kocem zrywając się z kanapy.
- Dina ...
- Wypad! - wskazałam palcem drzwi. - Zaczynasz mnie irytować! Nie jestem Twoją lalką do dymania!
- No tak, bo to ja jestem Twoją męską ...
- Taka była umowa! - przerwałam mu.
- Więc nie miej teraz pretensji. Sama się tak nazwałaś. - syknął, po czym zaczął zbierać swoje ubrania. Uchyliłam oburzona usta. Miałam ochotę rozszarpać go na strzępy jednak moja podświadomość przyznała mu rację. Zgodziłam się na to wszystko. Ba! Do tej pory w ogóle mi to nie przeszkadzało. Jednak w ostatnim czasie Federico działał mi jedynie na nerwy, a nasze zbliżenia nie przynosiły już oczekiwanej satysfakcji. Może najwyższa pora, aby to zakończyć? Zacisnęłam dłonie wbijając paznokcie w skórę. Z obojętnością obserwowałam jak ogarnia swój wizerunek i wychodzi głośno trzaskając drzwiami.
Zdusiłam w sobie okrzyk wściekłości. Założyłam dresy i dolałam wina do kieliszka. Przeskakiwałam z kanału na kanał szukając w miarę interesującego programu. Na próżno. Tradycyjnie swoje poszukiwania skończyłam na Real Madrid TV gdzie aktualnie leciała powtórka meczu młodzików.

*

- Chyba kpisz!
- Twoją pracą jest pilnowanie mojego wizerunku.
- Mam Cię pilnować, abyś się nie upił? I to na urodzinach tego pajaca? Zapomnij! Jesteś już dużym chłopcem!
- Oj Dina. Proponuję Ci imprezę.
- Dobrze wiesz, że go nie trawię.
- I nie skusi Cię nawet zabawa na jego koszt? Drinki, świetna muzyka, nowi ludzie. Rozerwiesz się bo sama mówiłaś, że masz dość siedzenia w domu. - przypomniał mi moje własne słowa. - Musisz się tylko ubrać na czerwono. To jest ten ... jak to się mówi?
- Dress code. - syknęłam. - Nie będzie mi ten pajac mówił jak mam się ubrać! Po za tym, czerwony kompletnie do mnie nie pasuje. 
- Marudzisz.


I to tyle jeśli chodzi o mój upór. Swoją drogą powinnam sobie kupić prywatny samolot skoro latam w tą i z powrotem do Paryża. Że też nie znaleziono jeszcze sposobu na teleportację. Ułatwiło by mi to jedynie życie.
Z uśmiechem spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Zadowolona pogładziłam sukienkę i wsunęłam stopy w czerwone szpilki. Do rąk chwyciłam kopertówkę tego samego koloru. Okręciłam się wokół własnej osi. Tak, byłam gotowa na przyjęcie urodzinowe Neymara da Silvy Santosa Júniora. O ile Kylian nie zamknie mi drzwi przed nosem, co swoją drogą było miłą perspektywą. Ale zaraz! To ja mu miałam otworzyć drzwi do których aktualnie się dobijał. Poprawiłam swoje włosy i nacisnęłam klamkę. Z satysfakcją spojrzałam na pełen zaskoczenie wzrok Mbappé, którzy omiótł moją sylwetkę z góry na dół. Zatrzymując się o kilka sekund dłużej na moich odsłoniętych nogach oraz dekolcie.
- Czerwony kompletnie do mnie nie pasuje. - westchnęłam.
- Widzę. - zaśmiał się.
- Bielizna w tym kolorze wystarczy? - oparłam się bokiem o framugę drzwi. Jego brew uniosła się ku górze, a usta uchyliły w lekkim szoku. Zadziornie zagryzłam dolną wargę, tłumiąc w sobie wybuch śmiechu. - Czy lepiej bez?
- Chodź już diablico. - odchrząknął.
- Diablice nie chodzą w białych sukienkach. - zamknęłam za sobą drzwi od pokoju hotelowego. To właśnie w tym budynku miało odbyć się przyjęcie co było dość wygodne dla mnie oraz innych zaproszonych gości. Z uśmiechem oparłam się o ścianę w windzie i uważnie spojrzałam na Kyliana. Czerwony garnitur wyglądał na nim bardzo dobrze, choć po dzisiejszej nocy zniknie on z jego garderoby. Już moja w tym głowa!
Weszliśmy do piekła. Dosłownie! Wszystko wokół było czerwone. Nawet oślepiające moje oczy światła. Obecni już goście mieli na sobie ubrania bądź dodatki tego koloru. Czy przejęłam się tym iż mogę wyróżniać się z tłumu? Absolutnie nie. Miałam obok siebie Kyliana Mbappé, który samym swoim istnieniem spychał moją skromną osobę w cień. Co chwilę ktoś do niego podchodził prosząc o zdjęcie bądź autograf. Wręcz padano mu do stóp chcąc znaleźć się kilka sekund w centrum jego zainteresowania. Posłałam mu uśmiech i wskazałam w stronę baru. Kiwnął głową na znak iż rozumie. Usiadłam więc wygodnie na wysokim krzesełku i poprosiłam o ulubionego drinka.
Byłam już dużą dziewczynką i nie potrzebowałam niańki. Nie oczekiwałam również tego, iż Kylian nie będzie mnie odstępował na krok. Sącząc przez słomkę mojito, obserwowałam wydarzenia, które rozpoczęły się na scenie. Kelnerzy pojawili się z ogromnym tortem w towarzystwie śpiewającej kobiety. Neymar się wzruszył, ja wywróciłam oczami, a większość sali wyciągnęła swoje telefony, aby uwiecznić to wydarzenie. A raczej pochwalić się swoją obecnością w tym miejscu.
W pewnym momencie dostrzegłam znajomą czuprynę wśród tłumu. Zmrużyłam swoje powieki intensywnie się w nią wpatrując. Dopiłam mojito zrywając się z krzesełka. Bez zastanowienia pociągnęłam osobnika za ucho.
- Dina! - pisnął.
- Co tu robisz?! - położyłam dłonie na biodrach.
- A Ty?! - próbował przekrzyczeć tłum.
- Zapytałam pierwsza!
- Ojciec wie?!
- No wiesz! - tupnęłam oburzona nogą.
- Czyli nie. - wyszczerzył swoje zęby w szerokim uśmiechu. Poirytowana wywróciłam oczami. - No przecież mu nie powiem! - objął mnie ramieniem. - Ney to mój kumpel z Reprezentacji. Brazylijczyk to jednak Brazylijczyk.
- Jakoś Casemiro tu nie widzę. - mruknęłam.
- Vinicius jest. - wzruszył ramionami. Uchyliłam oburzona usta na wspomnienie osiemnastolatka. - Ney idzie. Zachowuj się. - syknął mi do ucha.
- Raczej kuśtyka. - parsknęłam.
- Marcelo! - zawołał bohater dzisiejszego wydarzenia. Wcale nie przesadziłam z tym kuśtykaniem. Neymar obecnie leczył kontuzję i poruszał się o kulach. Nie przeszkodziło mu to jednak w zabawie, co mało miało wspólnego z profesjonalizmem. - Kim jest Twoja urocza partnerka? - uniósł zaskoczony brwi skanując mnie od góry do dołu.
- Dina to moja bardzo dobra koleżanka.
- Koleżanka? - poruszał dwuznacznie brwiami.
- Chyba znasz definicję tego słowa. - mruknęłam.
- Dina przyszła ze mną. - usłyszałam za sobą znajomy głos. Marcelo z Neymarem wbili zaskoczone spojrzenie w Kyliana, który jak gdyby nigdy nic podał mi drinka. Uśmiechnęłam się niewinnie i pociągnęłam łyk alkoholu przez słomkę. - To właśnie ją chciałem Ci przedstawić.
- To ta laska co Ci pomaga przy wizerunku?
- Laska? - spojrzałam przelotnie na Kyliana. - Nad słownictwem też musimy popracować.
- To Dina Mijatović. - odchrząknął. - Dina, to ...
- Przecież wiem. - westchnęłam przerywając mu. - Wszystkiego Najlepszego. I zmyj z głowy tą platynę bo wyglądasz śmiesznie. Nie wszyscy są godni nosić blond włosy.
- Lubię ją. - zaśmiał się Brazylijczyk. - Nie chciałabyś ze mną  ...
- Nie. - uśmiechnęłam się słodko.
- Neymar! Neymar! Neymar! Neymar! - zaczął skandować tłum. Scena została podświetlona, a na samym jej środku stał mężczyzna z mikrofonem w ręce, nawołując do wspólnego śpiewania. Chwała Ci panie za drinka w mojej dłoni. Szkoda tylko, że nie zabrałam ze sobą zatyczek do uszu. Brazylijczyk spojrzał porozumiewawczo na Mbappé. Francuz przez chwilę bił się z myślami, po czym zdjął swoją marynarkę i narzucił ją na moje ramiona.
- Przepraszam bardzo czy ja jestem Twoim wieszakiem ... - poczułam usta Francuza na swojej skroni. Ten gest całkowicie mnie sparaliżował. Zszokowanym wzrokiem odprowadziłam go do samej sceny na którą wskoczył.
- Dina, nie żeby mnie to obchodziło ...
- Gdzie Clarice? - fuknęłam na największą paplę w Madrycie.
- W domu?
- Słomiany wdowcu lepiej poszukaj młodego. - przypomniałam mu o osiemnastoletniej perełce Pereza, która gdzieś się tutaj kręciła. Marcelo wytknął mi język po czym zniknął w tłumie. Usiadłam na dość wygodnej i co najważniejsze wolnej kanapie spoglądając na scenę. Neymar może i był dobrym piłkarzem oraz rytmicznie poruszał się w tańcu, jednak słonica na ucho nadepnąć mu musiała. Miałam ochotę wyrwać mu mikrofon i błagać, aby przestał do niego wyć! A Kylian? Parsknęłam śmiechem widząc jak naśladuje ruchy prowadzącego. Obydwaj powinni pozostać przy piłce nożnej. Zdecydowanie!
- Wolne? - usłyszałam nad sobą kobiecy głos. Zanim zdążyłam jakkolwiek zareagować, dziewczyna usiadła obok mnie. Intensywny zapach jej perfum na chwilę mnie otumanił. - My się znamy? - zapytała nie odrywając wzroku od sceny.
- Nie sądzę. - odparłam.
- Rafaela. - rzuciła jakby w przestrzeń.
- Dina.
- Ty i Ky ... rodzina?
- A wyglądamy jakbyśmy nią byli? - rozbawiona upiłam łyk drinka. Ky? Serio? Co to w ogóle za skrót? Nieznajoma Rafaela obrzuciła mnie dziwnym spojrzeniem. - Pracujemy razem.
- Nad Twoim rozgłosem?
- Słucham?
- Dziwne, że jeszcze nie pojawiłaś się w prasie.
- Akurat to ostatnia rzecz o jakiej marzę. - odstawiłam pustą szklankę na stolik. Wstałam z kanapy nie mając ochoty na dyskusję z nią. Poprawiłam marynarkę Kyliana, która nadal spoczywała na moich ramionach dając poczucie ciepła.
- Nie jesteś w jego typie.
- Śmiem podejrzewać, że Ty również skoro nie jest zainteresowany zdesperowaną dziewczyną próbującą odgonić każdą kobietę w jego otoczeniu. Miło było Cię poznać. - dodałam oddalając się od niej. Pokręciłam rozbawiona głową. Gdyby owa Rafaela zdjęła z powiek sztuczne rzęsy dostrzegłaby to co raczej było oczywiste. Żwawym krokiem ruszyłam w stronę dwóch Brazylijczyków z Realu Madryt. Na mojej drodze jednak stanęło największe marzenie Madridistas.
- Napiłaś się, poznałaś nowych ludzi ... - zaczął wyliczać.
- Oh tak. - westchnęłam teatralnie na wspomnienie Rafaeli.
- Ta muzyka aż prosi się, aby iść na parkiet.
- Czy Ty mi proponujesz taniec Mbappé? Te buty były drogie. - wskazałam na czerwone szpilki. - Szkoda byłoby, aby ktoś je podreptał. Tatusiowa karta jest przeznaczona na poważniejsze wydatki.
- Jeśli ta zabawna wymówka jest jedyną w Twoim repertuarze to mogę Cię zapewnić że wykupię Ci pół sklepu obuwniczego. - uchyliłam usta, lecz nie dopuścił mnie do słowa. - I nie, nie ma to nic wspólnego z szpanowaniem przeze mnie pieniędzmi. Chcę z Tobą po prostu zatańczyć. - wyciągnął ku mnie dłoń. - Czy na Gali Cię podreptałem?
- Fakt. - mruknęłam. - Mogę pożegnać się z Twoją kartą.
- Lubię Cię diablico. - zaśmiał się popychając mnie w stronę parkietu. Owszem, miałam już okazję z nim zatańczyć. Jednak podczas Gali Złotej Piłki wszystko było inne. Teraz czułam się niezręcznie słysząc głos Daddy Yankee z głośników oraz czując dotyk męskich dłoni na swoich biodrach. Wstrzymałam oddech czując dreszcz przebiegający po moim kręgosłupie. Tydzień bez faceta to zdecydowanie nie dla mnie. Przecież nie mogłam być aż tak zdesperowana. Niech szlag trafi Federico! Przełknęłam ślinę wczuwając się w tak dobrze mi znany rytm. To tylko alkohol. Tylko i wyłącznie.

***