piątek, 24 kwietnia 2020

17. Niewolnik

Szóste urodziny są dla każdego dziecka niezwykle ważnym wydarzeniem. Wróć! Każde urodziny są dla dziecka niezwykle ważnym wydarzeniem. Na przykład takie dziewczynki zakładają swoje najlepsze sukienki oraz buciki na maleńkim obcasiku, który stukając o podłoże, owiewa ich niewinną duszę euforią oraz poczuciem dorosłości. Ale Ema Modrić była inna. Ta mała chłopczyca była jedyna w swoim rodzaju. Podczas swojego przyjęcia urodzinowego biegała pomiędzy gośćmi w stroju Realu Madryt, z zielonymi od trawy skarpetkami oraz rozwianymi włosami, które za nic w świecie nie chciała upiąć. Jedynie stukot butów się zgadzał. Problem w tym, że na swoich małych stopkach miała piłkarskie korki. 
Dzisiejszego popołudnia ogród państwa Modrić tonął w różnokolorowych balonach oraz serpentynach.  Luka i Vanja starali się ze wszystkich sił, aby szóste urodziny ich ukochanej córki były wydarzeniem niezwykle udanym. I były. Uradowane twarze dzieci były tego dowodem. Cała podekscytowana gromada zgromadziła się wokół solenizantki. Na stole postawiono okazały tort w kształcie dużego kawałka sera. Zaśmiałam się pod nosem dostrzegając obok minaturowego szczurka wykonanego z lukru. Bez wątpienia była to imitacja Leona, który nadal był ulubioną zabawką sześciolatki.
Niedługą chwilę później animatorzy zaprosili dzieci do wspólnej zabawy. Z głośników popłynęła popularna piosenka "Baby Shark", a przebrany za rekina mężczyzna rozpoczął naukę kroków do wspólnego tańca. 
- Ruben uwielbia tą piosenkę, a mnie powoli doprowadza do szału. - obok mnie usiadł jeden z najmłodszych kapitanów Reprezentacji Francji w historii. Raphael Varane we własnej osobie. Z szerokim uśmiechem spojrzałam na jego trzyletniego synka, który w uroczy sposób powtarzał ruchy starszych dzieci. 
- Jest słodki w tych lokach. - zauważyłam.
- Włosy i oczy po mnie, a skóra zdjęta z mamusi.
- Charakter też? - uniosłam brew ku górze.
- Gdy jest grzeczny, mówią, że po Camille. - westchnął.
- A gdy niegrzeczny to cały Ty? - zażartowałam. Raphael zaśmiał się pod nosem, po czym upił łyk wody. - To ostatnia rzecz o jaką bym Cię podejrzewała. Chcesz mnie o coś zapytać, prawda? - oderwałam wzrok od tańczących dzieci. 
- Podjął już jakąś decyzję? 
- Rozmawiałeś z nim o tym?
- Oczywiście. - kąciki jego ust lekko się uniosły. - Rozmawiamy o tym na każdym zgrupowaniu. Pyta mnie o wiele rzeczy. O klub wewnątrz, o życie w mieście, o kibiców, o presję. To wszystko zależy od PSG. On chce odejść w najlepszy z możliwych sposobów. Możliwe, że będzie chciał wypełnić kontrakt do ostatniego dnia.
- Oznaczałoby to, że opuści Paryż w 2022 roku.
- Nie wymusi transferu bo ma zbyt wielki szacunek do obecnego klubu. Nowego kontraktu również nie podpisze bo doskonale wie co to oznacza. Jeśli PSG nie da mu zielonego światła, a wszyscy doskonale wiemy, że tak się nie stanie, przywitamy go dopiero za dwa lub trzy lata. 
- Czyli wymuszenie, którego nie chce zastosować, jest jedyną opcją? - mruknęłam zdając sobie sprawę w jak trudnej sytuacji wszyscy się znajdujemy. - To bez znaczenia czy tego chce czy nie. Ma związane ręce, jak i zarząd Realu Madryt. - zmarszczyłam czoło myśląc intensywnie. - Czyli Florentino tak na prawdę czeka na to czy ma pójść na wojnę z PSG? Czeka na zielone światło od Kyliana? Szlag! - zaklęłam.
- Pamiętasz transfery Luki i Garetha?
- Wymusili je. - szepnęłam przeczesując nerwowo włosy. - Trwało to całe lato niszcząc dobre stosunki z Tottenhamem. Florentino nie pozwoli sobie na to samo z Al-Khelaïfim i zarządem PSG. To niesprawiedliwe! - oburzyłam się. - Kylian nie jest niewolnikiem! Rapha, tak nie można!
- PSG może sobie na to pozwolić.
- Tak się kończy gdy szejkowie wykupują kluby. - warknęłam zaciskając dłoń w pięść. - Najpierw kuszą wielkimi pieniędzmi oraz plejadą gwiazd, a potem traktują was jak niewolników. Jak ktoś śmie krytykować Florentino? - prychnęłam. - On żadnego z was siłą tu nie trzyma. Jeśli ktoś chce odejść to odchodzi! Nawet ktoś taki jak Cristiano!
- Spokojnie. - poczułam ciepłą dłoń na własnej. - Jeśli nie podpisze nowego kontraktu to będzie na dobrej drodze do odejścia. Prędzej czy później tak się stanie. Ważne, że chcesz dla niego jak najlepiej. - uśmiechnął się. - Im więcej osób wokół niego z takim wsparciem, tym lepiej.
- To jego marzenie. Wiem o tym. - szepnęłam.

Przyjęcie urodzinowe okazało się być sukcesem, choć ja straciłam humor po rozmowie z Raphaelem. Swoje zdenerwowanie ukryłam pomagając Vanji we wszystkim co było konieczne. Na sam koniec chwyciłam za worek wrzucając do niego niepotrzebne rzeczy. Spotkało się to z przeciwem gospodarzy, który zignorowałam. Miałam przeogromną ochotę zapalić, ale przez upierdliwość Mbappé przestałam nosić papierosy w torebce.
- Dina? - odwróciłam się w stronę Vanji, która wróciła do ogrodu z butelką wina oraz dwoma kieliszkami. - Dawno nie miałyśmy okazji się zrelaksować. - skinęła głową w stronę ogrodowej sofy. Odłożyłam worek i posłusznie na niej usiadłam. Pani Modrić napełniła kieliszki procentami w kolorze krwistej czerwieni. Bez zastanowienia upiłam spory łyk. - Tak sądziłam. - westchnęła. - Co się stało?
- Brałaś udział w transferze Luki z Tottenhamu do Realu Madryt, prawda? - spytałam na co Chorwatka kiwnęła głową. - Dlaczego tak po prostu nie wzięli pieniędzy gdy poprosił o odejście? Dlaczego na sam koniec rzucano mu kłody pod nogi? 
- Ponieważ trudno im było go zastąpić. Co im z pieniędzy, skoro nie kupią drugiego takiego samego? - uśmiechnęła się lekko pod nosem. - Negocjacje tranferowe z udziałem najlepszych piłkarzy są rywalizacją przebiegłości. Musisz mieć stalowe nerwy, aby się nie poddać. W Londynie uznano, że to ja jestem winna. - zaśmiała się. - Podobno to mi się zachciało przeprowadzki do słonecznego Madrytu. Rozpieszczona żonka.
- Zawsze to my jesteśmy winne. - prychnęłam.
- Mój mąż nie narzeka. - wzruszyła ramionami. - Dzięki grze w tym klubie został najlepszym piłkarzem na świecie i wygrał cztery razy Ligę Mistrzów, choć marzył o chociażby jednej takiej szansie. A ja mam hiszpańskie słoneczko. Małżeński kompromis. - parsknęłyśmy śmiechem na te słowa. Vanja po raz drugi rozlała wino, po czym odłożyła pustą butelkę na trawe. - Mam rozumieć, że transfer Mbappé nie będzie bułką z masłem? Co ja mówię, od początku to było wiadome.
- Traktują go jak niewolnika.
- Nie mogą sobie pozwolić na taką stratę. Ich ostatnią szansą jest podpisanie nowego kontraktu. Zabraknie im argumentów jeśli nie połasi się na dużą kasę. Problem w tym, że za pieniądze prawdziwego szczęścia się nie kupi.
- Bunt jest jedyną opcją, prawda?
- Tak. I mówię to z doświadczenia. Musi mieć on sporą motywację, żeby przez to przejść. Może stracić wiele w oczach kibiców z Paryża.
- Nie zrobi tego bo za bardzo ich szanuje. - szepnęłam. - Rapha miał rację. Wypełni cały swój kontrakt i przejdzie tu za trzy lata.
- Przemawia przez Ciebie smutek kibica, który jak najszybciej widziałby go w tym klubie? A może chciałabyś mieć go bliżej siebie? W tym samym mieście? - zagryzła dolną wargę, aby ukryć cwaniacki uśmieszek. Zgromiłam ją spojrzeniem, lecz irytujące rumieńce wypłynęły na policzki. - Co u Federico? - spytała słodkim głosem.
- Vanja! - syknęłam.
- Dawno o nim nie mówiłaś. - chwyciła kosmyk moich włosów i okręciła wokół swojego palca. Jako jedyna wiedziała o mojej relacji z byłym kochankiem, którą za każdym razem potępiała. - Ostatnio raczej nie macie dla siebie zbyt wiele czasu.
- Nie spotykamy się od paru tygodni. - odchrząknęłam.
- Dlaczego?
- Bo ... zakończyliśmy to. - uciekłam wzrokiem.
- Dlaczego? - drążyła drażniąc się ze mną.
- Bo już mi się znudziło.
- Oh, Dina! - zirytowała się. - Odważ się to powiedzieć!
- Bo myślę tylko o Kylianie, zadowolona?! - zdenerwowałam się. Z trudem przełknęłam większy łyk wina. - Cały czas, rozumiesz? Niczym niedojrzała nastolatka! - zdesperowana ułożyłam głowę na jej kolanach. Zaczęłam streszczać całą  historę od samego początku. To jest od naszej pierwszej randki, która miała miejsce na ulicach Paryża. Vanja słuchała mnie w skupieniu gładząc z czułością moje włosy. Z każdym kolejnym słowem czułam jak kamienie spadają z moich ramion. Potrzebowałam kogoś, komu będę mogła się zwierzyć i wszystko opowiedzieć. Vanja była do tego idealną osobą. - I on ma się za tego gorszego, rozumiesz? - pociągnęłam nosem, czując jak łzy napływają do moich oczu. - A przecież to ja jestem pozbawioną uczuć suką. Nie potrafię być w związku i go pokochać.
- To masz problem. To drugie masz już za sobą.
- Słucham? - podniosłam się ocierając pierwsze łzy spływające po policzkach. - O czym Ty mówisz?
- Gdybyś go nie kochała to byś teraz nie beczała. - uśmiechnęła się do mnie z politowaniem. - Jesteś przerażona bo nareszcie wszystkie Twoje zasady szlag jasny trafił. Boisz się związku bo nigdy w nim nie byłaś, ale na litość boską! Macie po dwadzieścia lat! Dopiero musicie się nauczyć tego jak to funkcjonuje. Nikt się wam nie każe pobierać. Spójrz na mnie i Lukę. Jestem od niego o pięć lat starsza. Myślisz, że na początku nie byłam tym przerażona? Że nie miałam wątpliwości?
- To przecież nie jest żadną przeszkodą. - prychnęłam.
- A jaką Ty masz przeszkodę? Jesteście rówieśnikami. Jedyne co was różni to odcień skóry, ale sądzę że jest to ostatnia rzecz o jakiej byś pomyślała. - błyskawicznie przybrałam oburzoną minę na te słowa. - Ruben Varane jest uroczą mieszanką Camille i Raphaela. Pomyśl, że za parę lat mogłabyś mieć takiego samego. - trąciła mnie łokciem.
- Vanja! Wypiłaś za dużo wina. - wyrwałam jej kieliszek
- Po prostu mu powiedz.
- O czym?
- O tym, co do niego czujesz.
- A co jeśli to zwykła sympatia? Nie wiem czym jest miłość. - skrzywiłam się. - Co, jeśli czuje do niego to samo co ... do Luki?
- Mój mąż też Cię pociąga?
- Ugh, no nie! - speszyłam się.
- Przestań szukać wymówek bo to nie w Twoim stylu.
- Ile obaliłyście butelek? - nawet nie zauważyłyśmy jak pan domu pojawił się obok nas. - Z powodu procentów tego nie czujecie, ale zrobiło się chłodno. - skinął głową w stronę wejścia, chcąc dać nam do zrozumienia, abyśmy się tam niezwłocznie udały. Tak też zrobiłyśmy. Wzięłam do ręki pustą butelkę idąc wąskim chodnikiem w stronę wejścia.
- Miałeś oglądać mecz.
- Oglądałem. Dina, powinnaś napisać do Kyliana.
- Dlaczego? - odwróciłam się do niego zaskoczona.
- Chyba zerwał mięsień. Musieli mu pomóc zejść z boiska. Nie wyglądało to dobrze. - skrzywił się. Huk rozbijającej się o podłoże butelki rozległ się wokół. Zszokowana spojrzałam na odłamki szkła wokół mnie.

*

Pier***ę dzi***i i łykam tabletki.
Gościu, czuje się jak gwiazda rock'a.
Wszyscy kumple mają marychę.
Ciągle dymią jak Rasta.
Skaczesz do mnie, zawołam UZI.
Przychodzą zbiry jak z filmu Shottas.
Jak ziomki podjadą na twoja ulicę.
Gnaty pójdą w ruch, tylko grrra-ta-ta-ta*


- Na litość boską! Ty i Twój gust muzyczny. - wyłączyłam muzykę dobiegającą ze sprzętu muzycznego. Sypialnię ogarnęła przyjemna cisza. Westchnęłam spoglądając na drzemiące ciało Kyliana. Ułożony był na brzuchu z powodu plastra na tylnej części jego uda. Na podłodze, obok łóżka, leżały kule. Gisele zdążyła mnie poinformować iż bez nich trudno jest mu postawić krok. Kontuzja nie była poważna, aczkolwiek bolesna i powodująca chwilową przerwę w treningach. Ostrożnie chwyciłam za pościel, którą go okryłam. Spoglądając na jego ciało, odziane jedynie w bieliznę, czułam się dość niezręczne. Po za tym, było to dość niegrzeczne.
Z samego rana udałam się w podróż do Paryża. Kylian zapewnił mnie, że wszystko jest w porządku i nie zamierza jeszcze przechodzić na tamten świat, jednak uczucie niepokoju nie chciało zniknąć. Przestraszyłam się. Taka była prawda.
Ułożyłam się na drugiej połówce łóżka, czując jak zmęczenie dopada mój organizm. Nie spałam całą noc. Najpierw zamartwiałam się o leżącego obok mnie kuternogę, a potem pakowałam na kolejny wyjazd. Widzą jego miarowy oddech poczułam ulgę. Sama już nie wiedziałam czym było to spowodowane, jednak Kylian wywoływał nieznane mi dotąd uczucia.
- Czemu jesteś inny niż wszyscy? - szepnęłam spoglądając na jego spokojną twarz. Moje powieki z każdą chwilą robiły się co raz cięższe i cięższe. Odpłynęłam otumaniona przyjemnym zapachem męskich perfum, którymi przesiąknięte było całe to pomieszczenie.

***

 Myślicie, że Dina odważy się na tak poważny krok? ^^

(soon 😎)

* Post Malone - Rockstar ft. 21 Savage

sobota, 18 kwietnia 2020

16. Ona to La Liga, a ja Ligue 1

O rodzinie Neymara Júniora było dość głośno na świecie. Nazwisko to przyćmiło samego Cristiano Ronaldo z czasów jego wyimaginowanych przez prasę romansów. Swego czasu naliczono mu ponad setkę kobiet z którymi miał być związany. Szaleństwo. Gwiazdor rodem z Brazylii może i był lata świetlne za Portugalczykiem jeśli chodzi o sportową karierę, jednakże jeśli chodzi o medialne skandale, nie miał sobie równych. Różowe włosy to przy tym nic. A żeby było weselej, rodzina skutecznie go w tym wspierała. Mówią "wszystko zostaje w rodzinie". Miło, jednakże samo wspomnienie niedorzecznych plotek o kazirodczej relacji pomiędzy Neymarem, a jego siostrą Rafaelą, do dziś wywoływało we mnie odruchy wymiotne. Popularność była pułapką. Mój ojciec zawsze powtarzał, że dziennikarzom wystarczy "dać palec". Nawet nie zorientujesz się jak obedrą Cię ze skóry. W końcu "nie ważne jak piszą, ważne że piszą". Możliwe, że właśnie tym mottem kierowała się wspomniana rodzina.
Bycie siostrą TEGO Neymara wystarczyło Rafeli do zdobycia popularności. W zasadzie tylko "leżała i pachniała" oraz oceniała ludzi z góry. Nie polubiłyśmy się od pierwszego momentu i Bóg mi świadkiem, ale nigdy nie znajdziemy nici porozumienia. Irytował mnie zarówno jej sztuczny wygląd, jak i charakter. I szlag mnie jasny trafiał gdy trzepotała rzęsami w stronę Kyliana! Z kolei on szczerzył się do niej jak głupi do sera, sądząc że będę zazdrosna. Niedoczekanie jego! Nie byłam zazdrosna. Byłam zażenowana! Mbappé swoje wady miał, ale na litość boską! Problemów ze wzrokiem i słuchem nie.
Że też byłam tak głupia zgadzając się na wspólną kolację. Tego pajaca, który zabawiał mnie cały wieczór, nawet mogłabym znieść. Ale nie tej lampucery, której cycki zaraz wypłyną na talerz. Tego zdrajcę siedzącego na przeciwko mnie też przejrzałam! Bawiło go doprowadzanie mnie do irytacji gdy "niechcący" zaglądał w jej okazały biust. Flirciarz od siedmiu boleści się znalazł. 
- Ky, macie wolny weekend. - zamruczała, dosłownie, Brazylijka. Chwyciłam za kieliszek wina, który zapełnił gospodarz. - Może wyskoczylibyśmy na imprezę w sobotę? Neya prawie udało mi się urobić. - puściła do brata perskie oczko. Upiłam łyk alkoholu czując jak zaczyna mnie mdlić. 
- W niedzielę nagrywa reklamkę NIKE z dziećmi. Lepiej, aby był wyspany. - uśmiechnęłam się wrednie znad szkła. 
- Piątek? - Rafaela udała iż ignoruje moją osobę. 
- Kolacja z okazji urodzin mamy w L'Orangerie. - westchnęłam.
- Przecież kolacja nie trwa wieki. - syknęła.
- Niektóre tyle trwają. - rzuciłam aluzją. 
- Rozumiem, że jesteś jego adwokatem? - zirytowała się.
- Agentką od spraw wizerunku. - podkreśliłam. - Jego kalendarz mam zapisany w głowie z wyprzedzeniem miesięcym. Sam się o to prosił. - spojrzałam na rozbawionego Kyliana.
- Podpisałeś cyrograf? - zaśmiał się Neymar. Jego siostra prychnęła ostentacyjnie.
- Przyznaję, zaprzedałem duszę diablicy. - przełknęłam ślinę pod naciskiem jego wzroku. Dzikie oczy wywołały dreszcz na moim ciele i pobudziły te cholerne motyle, które o tej porze raczej latać nie powinny! Gdzie jadalnia Neymara, a gdzie łąka!
- Zawsze mnie może zwolnić. Albo zabić. - odchrząknęłam.
- Wątpię. - Brazylijczyk nachylił się w moją stronę. - Jest na skinienie Twojego palca. - wyszeptał rozciągając swoje usta w szerokim uśmiechu. Kątem oka dostrzegłam jak pięść Kyliana się zaciska. Uczucie satysfakcji w tym momencie było bezcenne.
- Tak sądzisz? - odwzajemniłam uśmiech podpierając swoją brodę na dłoni. - Dolejesz? - wskazałam pusty kieliszek. Neymar błyskawicznie wykonał ową prośbę, co niekoniecznie spodobało się Francuzowi. Stąpałam po kruchym lodzie, ale z córką Predraga Mijatovicia się nie zadzierało.
- Wracając do soboty ...
- Nie. - odwróciłam głowę w stronę Rafaeli. - Nie będzie się szlajał po nocnych klubach narażony na sfotografowanie i późniejsze artykuły w prasie o braku profesjonalizmu.
- Nie pytałam Ciebie. Ky?
- Kylian. Ma na imię Kylian.
- Dać wam kisiel? - rozbawiony Neymar uniósł brew ku górze.
- Nie będzie potrzebny. - westchnęłam upijając łyk alkoholu. - Szkoda by było rzęs Twojej siostry. I tak jedna lekko się jej odkleiła. - zmarszczyłam teatralnie oczy przyglądając twarzy dziewczyny. Błyskawicznie zbladła, a następnie nas opuściła. - Widzisz? Wygrałam walkowerem.
- Dina. - mruknął ostrzegawczo Kylian.
- Raczej nie wyglądałabym dobrze w kiślu. - uśmiechnęłam się niewinnie opadając na oparcie krzesła. Wyciągnęłam dłoń po wino, jednak błyskawicznie ją cofnęłam. Wystarczyło, aby Francuz uniósł swój palec.
- Jesteście niemożliwi. - Brazylijczyk pokręcił głową, po czym udał się po kolejną butelkę. Wiedziałam iż nie będzie mi dane jej posmakować.
- Nie jestem pijana. - odpowiedziałam zanim Kylian uchylił swoje usta. - Jestem znudzona, zirytowana i zażenowana Twoim wpatrywaniem się w jej silikonowe cycki.
- Chyba mi nie powiesz, że Ci to przeszkadza.
- To niesmaczne.
- Czyżby?
- Ona wcale Ci się nie podoba. - zarzuciłam mu. - I nawet w jednym procencie Cię nie pociąga. Gdyby tak było to już dawno byś ją zaliczył. W przeciwieństwie do niej nie mam się czym pochwalić, ale to moje cycki wolisz. - powiedziałam to? Serio to powiedziałam? Cholerne wino.
- Definitywnie się z nimi pożegnałem.
- Czyżby? Nie muszę się obnażać, abyś stracił dech.
- Di, nie prowokuj mnie.
- To Ty mnie nie prowokuj Mbappé. - syknęłam. - Nie bawię się w głupie gierki tylko od razu wytaczam ciężkie działa. - ostrzegłam. To oczywiste, że kompletnie się tym nie przejął. Powrót Neymara był mu jedynie na rękę. A gdy wróciła także Rafaela, dał mi do zrozumienia, że nie mam nad nim żadnej władzy. Kolejny naiwny samiec. Przecież pokonanie ich jest tak banalnie proste.
- Nigdy nie byłaś w Brazylii?
- Powiedz mi o niej więcej. - uśmiechnęłam się niewinnie do Neymara, który połknął haczyk. Patrząc na niego wysunęłam stopę z wysokiej szpilki. Zadanie miałam ułatwione. Kylian siedział na przeciwko mnie. Bezszelestnie przesunęłam stopę i dotknęłam jego kostki. Kątem oka dostrzegłam jak odrywa wzrok od swojej rozmówczyni. Zagryzłam dolną wargę. Moja stopa powoli zaczęła sunąć po jego umięśnionej nodze. Cudownie, Kylian zawsze siedział rozkraczony. To oczywiste, że ścisnął nerwowo swoje uda, jednak zdążyłam dotrzeć tam gdzie zamierzałam. Posłał mi ostrzegawcze spojrzenie. Zaśmiałam się niby z żartu Neymara. To był jednak śmiech satysfakcji. Chciał diablicę? To ją ma! Moja stopa zaczęła ocierać się o jego męskość, która z sekundy na sekundę zaczęła twardnieć. Gorąc zaatakował moje ciało gdy tylko o tym pomyślałam. Niewinnie przejechałam palcami po swoim dekolcie. Kylian odchrząknął chwytając za szklankę z wodą. Wypił potężny łyk wpatrując się we mnie z rządzą mordu. Rafaela do niego mówiła lecz on wydawał się zapomnieć o jej istnieniu. O to właśnie mi chodziło. Cofnęłam stopę dostrzegając jak zaciska swoją pięść. Swoje osiągnęłam.
- Obiecaj, że kiedyś odwiedzisz mój kraj.
- Z przyjemnością. - wsunęłam stopę w buta. - Kylian, już późno. - zwróciłam się do Francuza, który siedział jak na szpilkach. - Musisz mnie jeszcze odwieść do hotelu.
- Śpisz u mnie. - odchrząknął. Dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie na dwuznaczność tych słów.
- Oh, fakt. - zaśmiałam się z powodu swojego gapiostwa. Nadszedł wiekopomny moment gdy miałam przenocować w domu Kyliana. W osobnej sypialni. Z Ethanem za ścianą. Bez żadnych podtekstów. - Późno już. - wydęłam swoje usta niczym rozkapryszona dziewczynka. Nadal go prowokowałam. Za nic w świecie nie wstanie teraz od stołu.
- Jeszcze chwila. - mruknął.
- Chwila? - uniosłam brew ku górze.
- Może przejdziemy do salonu? - zaproponowała Rafaela.
- Nie! - Kylian podniósł głos. - To znaczy, tu jest dobrze.
- I tak się będziemy zbierać. Kolacja była pyszna. Podziękuj kucharce. - zwróciłam się do Neymara wstając. Poczułam na sobie przerażone spojrzenie Francuza. - Kylian potrzymasz mój płaszcz? Noc jest ciepła. - podałam mu moją własność. Zrozumiał. Wyszedł z domu Neymara unikając kompromitacji.
- Ani słowa. - warknął otwierając przede mną drzwi. Uniosłam dłonie w geście poddania. Wcale nie było mi głupio. Ani trochę. Jednak dla własnego bezpieczeństwa trzymałam język za zębami obserwując nocny Paryż.
Po kwadransie zajechaliśmy pod posiadłość Kyliana. Wysiadłam bez słowa kierując swoje kroki w stronę wejścia. Odliczałam sekundy do wybuchu i awantury. Może i trochę przesadziłam, ale sam mnie do tego sprowokował. Znalazłam się w holu, a sekundę później czułam zimną ścianę na swoich plecach. Zdezorientowana wpatrywałam się w twarz Francuza, która prawie stykała się z moją. Dyszał wściekle, będąc niezwykle pociągającym w tym momencie. Wstrzymałam oddech.
- Ethan. - wydukałam chcąc mu przypomnieć o obecności młodszego brata. Nie przejął się tym. Wpił swoje usta w moje własne, obdarowując namiętnym pocałunkiem. Jęknęłam czując uginające się z wrażenia kolana. Ciepła męska dłoń wsunęła się pod moją koszulę sunąc w górę po nagiej skórze. Zadrżałam gdy palce wtargnęły pod spód biustonosza.
- Ty mnie też nie prowokuj. - wyszeptał w moje uchylone z wrażenia usta. Odsunął się powodując powiew zimna na moim rozgrzanym ciele. Zostawił mnie rozczochraną i rozpaloną. Definitywnie przegraną.


*

Obudził mnie dźwięk przychodzącej wiadomości. Z irytacją wtuliłam się w poduszkę chcąc jeszcze chwilę poleniuchować. Nic z tego. Siła wyższa. Osierociłam niesamowicie wygodne łóżko udając się do łazienki. Opuściłam ją pół godziny później wyglądając jak człowiek, a nie ledwo chodzące blond zombie. Byłam gotowa na przemierzenie posiadłości w poszukiwaniu gospodarza. Wypadałoby okazać skruchę.
Zajrzałam do kuchni, a następnie do salonu. Pustka. Okręciłam się wokół własnej osi szukając natchnienia. Już miałam zejść do siłowni gdy w drzwiach tarasowych mignęła mi sylwetka Ethana. Ruszyłam w jego stronę żwawym krokiem chcąc zapytać o lokalizację starszego brata.
- Pouczałeś mnie w sprawie podrywu, a sam nie potrafisz sobie poradzić? - zamarłam w pół kroku słysząc głos Kyliana. Siedział na schodkach prowadzących na trawnik. Ethan opadł obok niego, nerwowo drapiąc się po karku. - Z czym masz problem?
- Nie wiem czy ona mnie lubi. - mruknął.
- A jesteś dla niej miły?
- To chyba oczywiste! - prychnął.
- No nie wiem. Masz trzynaście lat. W tym wieku sympatię dziewczynom okazuje się w odwrotny sposób. Na przykład wrzucając jakieś owady albo płazy do piórnika. - zauważył rozbawiony. Pokręciłam z politowaniem głową, aczkolwiek musiałam się z tym zgodzić. - Dziewczyny lubią niegrzecznych chłopców, ale przy nich musimy być potulni jak baranki. Nie patrz na to, co koledzy powiedzą. Chcesz być dojrzalszy, więc się tak zachowuj.
- Ale co z Marie?
- Najważniejszy jest szacunek. Musisz wybadać grunt. Jeśli ona nie odwzajemnia Twoich uczuć to musisz się wycofać z honorem. To trudne, ale nie możesz nikogo zmusić do miłości. A przecież nie chcesz stracić w jej oczach. - potarłam ramiona czując na nich chłodny powiew wiatru. Wiedziałam kogo dokładnie tyczą się te słowa. - Gdy zależy Ci na dziewczynie to chcesz cały czas sprawiać jej przyjemność. Traktować jak księżniczkę. Zapewniać bezpieczeństwo. Nawet jak się z nią spierasz to sprawia Ci to przyjemność.
- Przy kłótni? Serio?
- Serio. - Kylian poczochrał włosy brata. - Bądź po prostu miły dla Marie. Powiedz że jest fajna. W tym wieku to wystarczy.
- A ... te inne rzeczy?
- Ja Ci dam inne rzeczy!
- Ugh, o randkę mi chodzi.
- Najpierw wybadaj grunt. Jak będzie się do Ciebie uśmiechać i normalnie rozmawiać, cokolwiek to znaczy w waszym wieku, to zaproponuj jakieś ciacho. Zapewne się speszy, ale może za pierwszym razem da Ci szansę.
- To wcale nie jest takie łatwe. - mruknął Ethan.
- Masz za sobą randkę z Diną. Owinąłeś ją sobie wokół palca w pięć minut. - przyłożyłam dłoń do ust, aby nie parsknąć śmiechem. Nie chciałam, aby wyczuli moją obecność za szklanymi drzwiami. - Tylko nie chwal się tym przed Marie.
- A gdzie Ty popełniłeś błąd?
- Błąd?
- Byłeś z Diną na kilku randkach, ale nadal się nie całujecie.
- Nie całujemy. - odchrząknął, a ja przewróciłam oczami. - Po prostu nie jestem dla niej odpowiedni. Dlatego mówiłem Ci o szacunku. Nie można nikogo zmusić do uczuć. Jeśli Ci na kimś zależy to chcesz jego szczęścia, chociażby kosztem własnego.
- Jest dla Ciebie księżniczką?
- To była moja pierwsza myśl gdy ją zobaczyłem w błękitnej sukience na czerwonym dywanie. Wyglądała jak księżniczka. - zamarłam. Kylian odwrócony był do mnie plecami lecz byłam pewna iż na jego ustach błąka się uśmiech. - To byłoby zbyt piękne gdyby okazało się prawdą.
- Gdyby odwzajemniła Twoje uczucia?
- Ona to La Liga, a ja Ligue 1. Nie ten poziom.
- Ale ona chce, abyś przeszedł do La Ligi.
- Tylko w piłkarskim świecie.
W ciszy wycofałam się z salonu. Na palcach pokonałam schody, które zaprowadziły mnie do gościnnej sypialni. Usiadłam ciężko na łóżku przeczesując swoje włosy. W głowie miałam totalny mętlik, a w sercu czułam ból spowodowany słowami Kyliana. Nie rozumiałam dlaczego miał o sobie tak małe mniemanie. Nie byłam żadną księżniczką, a pozbawioną uczuć wiedźmą. Nie potrafiłam odwzajemnić jego uczuć, choć tak bardzo chciałam. Chciałam zaprzeczyć. Chciałam go pocieszyć. Chciałam go objąć i powiedziedź, że się myli. Chciałam ... jednak strach przed nieznanym był ode mnie silniejszy.

***



La Liga - liga hiszpańska
Ligue 1 - liga francuska


niedziela, 12 kwietnia 2020

15. "Odbierz"

Frankfurt nad Menem posiadał dwa splatające się ze sobą oblicza. Było to miasto nowoczesne, ale i tradycyjne. Z jednej strony imponujące wieżowce, z drugiej zaś urocze Stare Miasto z malowniczymi kamienicami, tak bardzo charakterystycznymi dla tego rejonu Europy. Byłam oczarowana rynkiem Römerberg, na którym wraz z tatą zjedliśmy śniadanie. Obracałam głową we wszystkie strony, niczym małe dziecko w parku pełnym atrakcji. Niesamowite było to, iż dziewięćdziesiąt procent budynków w tym miejscu zostało zrekonstruowanych po drugiej wojnie światowej. Gdybym nie była świadoma tej informacji, w życiu bym się tego nie domyśliła.
- Do spotkania z Luką mamy dwie godziny. - poinformował mnie ojciec zerkając na wyświetlacz swojego telefonu. - Możemy iść na spacer jeśli masz ochotę.
- Nie lubisz spacerować. - uśmiechnęłam się lekko opierając policzek na dłoni. - Ej! - zaśmiałam się słysząc dźwięk wykonywania zdjęcia. - To nie zgodne z prawem. - pogroziłam mu gdy pokazał mi swoje dzieło.
- Od dawna powinienem siedzieć w więzieniu.
- To prawda. - przyznałam. - Te wszystkie kompromitujące zdjęcia z mojego dzieciństwa są dowodami Twoich zbrodni. - rozbawiona upiłam łyk kawy. - Co z tym spacerem? Bo zaczynam się obawiać o Twoje zdrowie.
- Podoba Ci się to miejsce, więc powinnaś zobaczyć więcej skoro masz na to szanse. Zawsze lubiłem Cię rozpieszczać. Na przykład takie ... miejsce egzekucji. - odchrząknął, na co siedzący przy stoliku obok młody mężczyzna odwrócił speszony wzrok. - Wiesz że parę wieków temu skracano o głowy tych, którzy odważyli się spojrzeć na księżniczkę?
- Tato. - syknęłam ostrzegawczo.
- Jestem aż taki straszny? - rozbawiony uniósł brew ku górze.
- Po Twoim ostatnim wywiadzie dla Radia MARCA zrobiło się dość głośno. Pan Perez pozwala Ci publicznie krytykować postawę piłkarzy? 
- To był pokaz obiektywizmu. - zaznaczył. - Powiedziałem głośno to, o czym wszyscy myślą. Ja na pewno nie będę głaskał Walijczyka po głowie za brak profesjonalizmu z jego strony. A Florentino, cóż ... - dopił swoją kawę. - Niechętnie zgodziłem się na Twój udział w transferze Mbappé, o czym on doskonale wie. Lepiej żeby więcej mojej cierpliwości nie wystawiał na próbę. - skinął na kelnera.
- Tato, czy moja obecność tutaj ma coś wspólnego z powodzeniem transferu Jovica? - spytałam niepewnie. Podświadomie byłam pewna iż ojciec nigdy by się na takie coś nie zgodził, jednak słowa Francuza zasiały we mnie ziarenko niepewności.
- W jakim sensie? - zmarszczył czoło.
- Do Kyliana też się miałam pouśmiechać.
- Po moim trupie! Gdyby Florentino coś takiego zasugerował to sam nie miałby się czym uśmiechać. - syknął. - On nawet nie wie o Twojej obecności tutaj. Po prostu chciałem spędzić z Tobą trochę czasu i pokazać jak pracuję. Dina, skąd Ci coś takiego do głowy przyszło?
- No bo Kylian ... - wypaliłam zamiast pomyśleć. Moje policzki momentalnie pokryły się kompromitującą czerwienią.
- Czyżby pan gwiazdor był zazdrosny? - zironizował.
- Tato! Wcale nie jest gwiazdorem. - oburzyłam się. - I nie jest zazdrosny. - zaznaczyłam, choć tak do końca pewności co do tego nie miałam. - Po prostu wyczuł iż zostałam przed nim postawiona niczym przynęta. Nie chciał, aby tak mnie traktowano. - dodałam zbierając swoje rzeczy.
- Szlachetne jak na młokosa, który flirtował z Tobą na moich oczach. - mruknął pod nosem. Pokręciłam z politowaniem głową. Ojciec uregulował rachunek, po czym wyciągnął ku mnie swoje ramię. Równym krokiem ruszyliśmy przez Stare Miasto. - Każdy młody piłkarz, którego nazwisko z dnia na dzień robi się znane, jest gwiazdorem. Ja również nim byłem i sprawiało mi to przyjemność. Fakt, Kylian to nie Neymar, ale samo zainteresowanie jego osobą zapewne podbudowuje jego ego. Taka jest ludzka natura. Wykorzystał to, aby z Tobą współpracować.
- To prawda. - westchnęłam.
- Ja również wykorzystywałem swoją pozycję.
- Czyli mówisz z doświadczenia?
- Oczywiście. - w jego oczach pojawił się błysk cwaniactwa. - Nie podoba mi się ta cała sytuacja. Powinien przejść do Madrytu bez całej tej szopki. To samo tyczy się zaimponowania Twojej osobie. Chociaż z drugiej strony ... - kąciki jego uniósł uniosły się lekko. - Udowodniłaś że jesteś twardą sztuką. Jak Twoja matka. Bóg jeden wie, co musiałem przejść, aby zwróciła na mnie swoją uwagę. Kompletnie nie ruszało ją to kim byłem.
- Nigdy mi tego nie mówiliście. - zauważyłam zaskoczona.
- Pozwoliła mi uniknąć kompromitacji w Twoich oczach.
- Z perspektywy czasu uważasz, że było warto?
- A z kim bym teraz spacerował przez to miasto? - objął mnie ramieniem. - Kochałem Twoją matkę. Po dziś dzień mam do niej ogromny szacunek i cieszę się, że odnalazła spokój ducha. Ja nie potrafiłem jej pomóc. - umilkł na chwilę spoglądając przed siebie nieobecnym wzrokiem. - Wiem, że bardzo przeżyłaś nasz rozwód i po dziś dzień odczuwasz jego skutki. Jako rodzice daliśmy Ci okropny przykład. Nie udźwignęliśmy ciężaru jaki spadł na naszą rodzinę. Pamiętaj jednak, że nie żałuję żadnej chwili spędzonej z Twoją matką.
- Jednak miłość wygasła. - westchnęłam.
- A może to my ją ugasiliśmy? Nie lepiej wyciągnąć z naszego przykładu wnioski, zamiast uciekać jak tchórz, którym przecież nie jesteś? - uniósł brew ku górze. Uchyliłam usta, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. - W życiu trzeba ryzykować. Spójrz na mnie! Za stanie pod oknem Twojej matki i recytowanie jej okropnego wiersza własnego wykonana dostałem od niebios cudowny dar. Mam Ciebie.
- A Andrea? - szepnęłam. Ojciec westchnął ciężko, po czym usiadł na pobliskiej ławce. - Dlaczego nigdy o nim nie mówimy? Dlaczego nigdy nie mówiliśmy? - podkreśliłam.
- Bo to ciężki dla nas temat. Tyle wycierpiał przez swoje krótkie życie, a my nie potrafiliśmy mu pomóc. Oddałbym wszystkie swoje pieniądze i trofea za jego zdrowie. - spuścił wzrok na swoje dłonie, którymi zaczął się nerwowo bawić. Usiadłam obok kładąc głowę na jego ramieniu. - Gdy odszedł, miałem wrażenie że moje życie się skończyło. Ale wtedy spojrzałem na Ciebie, moją małą księżniczkę. Andrea uwielbiał gdy mu czytałaś albo paplałaś o tym, co robiłaś w szkole. - uśmiechnął się smutno. - Kochał Twój głos. Uspokajał go. Nie bez powodu potrafił wymówić tylko jedno słowo.
- Dina. - szepnęłam czując napływające łzy.
- Byłaś promyczkiem w jego pięcioletnim życiu. Chciałby, abyś była szczęśliwa. On nie miał na to szansy, ale Ty masz. Masz w sobie dużo miłości, z czego nawet nie zdajesz sobie sprawy.


*

Biorąc pod uwagę fakt, że serbski i chorwacki są językami niezwykle do siebie podobnymi, a w zasadzie można by rzec, że jest to jeden język, można łatwo wysunąć wniosek iż nasza rozmowa z Luką Joviciem okazała się być o wiele przyjemniejsza. Języka ojczystego, o ile tak go mogę nazwać skoro każde z moich rodziców było innej narodowości, używałam jedynie w ich towarzystwie oraz przy okazji moich wizyt w Chorwacji. Zagrzeb był zdecydowanie moim ulubionym miejscem na ziemi. Słysząc więc charakterystyczny wydźwięk bałkańskich słów poczułam ogromną sympatię do Serba oraz jego partnerki, która towarzyszyła mu w tym spotkaniu. Sofija była piękną kobietą z długimi zgrabnymi nogami. Jedną z popularnych modelek na Bałkanach. Przy niej wypadałam marnie co w sumie mnie rozbawiło biorąc pod uwagę zyimaginowaną zazdrość Kyliana.
- Jak wygląda życie w Madrycie? - zagadnęła gdy mój ojciec przedstawiał Luce teoretyczne aspekty jego transferu. - To prawda, że to całodobowa zabawa?
- Mówią że to jedno z miast które nie zasypia, ale jest w tym ogromna przesada. Hiszpanie są bardzo towarzyscy i uwielbiają spędzać czas w barach oraz restauracjach. To optymiści, ale bardziej powściągliwi niż latynosi z Ameryki Południowej. Przynajmniej jeśli chodzi o mężczyzn. Madryt może i nie jest miastem, które może pochwalić się morzem, ale można zakochać się w nim od pierwszego wejrzenia. Każdy obcokrajowiec, który zaczyna grać dla Realu Madryt jest zachwycony stolicą Hiszpanii. Pogodą, jedzeniem, ludźmi ... - mój wywód przerwał dźwięk telefonu. Przeprosiłam Sofiję i bez spoglądania na wyświetlacz po prostu odrzuciłam połączenie. - Jest tyle miejsc do odwiedzenia, tych popularnych i mniej popularnych, które również mają swój urok, o ile nie większy. Po za tym, niedaleko Madrytu znajdują się piękne miasta, które wprost trzeba zobaczyć. Toledo, Segovia ... - znów odezwał się mój telefon. - Przepraszam. - westchnęłam zerkając kto się do mnie dobija. Zmarszczyłam brwi dostrzegając numer Kyliana.
- Odbierz. - Sofija posłała mi zachęcający uśmiech.
- To nic ważnego. - odłożyłam telefon. Skłamałabym mówiąc iż nie jestem ciekawa tego, co Francuz miał mi do powiedzenia, jednak zawsze trzymałam się dość ważnej zasady. Będąc w towarzystwie nie dotykałam telefonu.
- Pomogłabyś nam w znalezieniu odpowiedniego domu?
- Jak najbardziej. - mój telefon zawibrował raz ... drugi ... trzeci ... pozostała trójka jak na komendę zerknęła na urządzenie. Wiadomość po wiadomości zaczęła zasypywać moją skrzynkę odbiorczą. Poczułam na sobie ponaglające spojrzenie ojca. Z irytacją chwyciłam moją własność.

"Odbierz"

"To ważne"

"Wiem, że jesteś na spotkaniu"

"Ale przypominam Ci, że jeszcze dla mnie pracujesz"

"Potrzebuję Twojej rady w tym momencie"

"I nawet nie sądź, że Cię zwolnię"

"Obowiązuję Cię kontrakt"

- Przepraszam na chwilę. - mruknęłam wstając. Oddaliłam się od towarzystwa, siadając przy fontannie. Zirytowana do granic możliwości wybrałam numer Kyliana. Odebrał po pierwszym sygnale. - Nie podpisywałam żadnego kontraktu. - syknęłam.
- Wiem, jak Cię wkurzyć. - wyczułam że się szczerzy.
- Co się stało?
- Chciałem Cię przeprosić.
- Teraz? - prychnęłam.
- Ważne, że chcę to zrobić, prawda?
- Akurat podczas mojej rozmowy z Luką Joviciem? - zagryzłam wargi czując wpływający na nie uśmiech. - Nie musisz mnie przepraszać, tak samo jak nie musisz mnie odrywać od rozmowy z Serbem. Zachowujesz się jak zazdrośnik, wiesz?
- Może trochę.
- Głupek. - zaśmiałam się. - Rozmawiałam z ojcem i sama insynuacja na temat Twoich podejrzeń go zirytowała. Po za tym, przy boku Luki jest kobieta, która spycha moją osobę w cień. - zerknęłam na Sofiję.
- To akurat niemożliwe.
- Możliwe. - poczułam rumieńce na policzkach. - A on kompletnie nie jest w moim typie. Może i jest przystojny i ma świetny styl, ale jest zbyt poważny. Co najmniej jakby kija od miotły połknął. A gdy się uśmiecha, robi to minimalnie, jakby obawiał się że ktoś zauważy jakąkolwiek zmarszczkę na jego twarzy. - przed moimi oczami błyskawicznie stanął szeroki i pełen radości uśmiech Kyliana. - Dyskusja z nim jest bardzo uprzejma, ale miałabym obawy, aby do niego pysknąć.
- To ma akurat dobre strony.
- Masz problem z moimi docinkami?
- Radzę sobie z nimi idealnie diablico. Jak wyglądałby w butach z diamencikami? - zapytał niespodziewanie, doprowadzając mnie do parsknięcia śmiechem. - Tęskniłem za naszymi rozmowami.
- Ja również - przyznałam.
- Koniec z niezręcznością? 
- Koniec. Po prostu ... bo ja ...
- Wiem Di. - westchnął. - Po prostu się przestraszyłaś. Rozumiem. Wymogłem na Tobie coś niemożliwego. Zagalopowałem się, ale nie chcę Cię tracić. Chcę dla Ciebie jak najlepiej, wiesz o tym, prawda?
- Problem w tym, że ja już sama nie wiem ...
- Ky! - usłyszałam znajomy głos jakby w oddali. Moja dłoń na telefonie momentalnie się zacisnęła, a irytujące uczucie owładnęło ciało. - Już jesteśmy! Jesteś gotowy?
- Umm masz gości. - zagryzłam dolną wargę.
- To Ney i Rafaela. - westchnął. - Julian Draxler urządza małe przyjęcie i mnie na nie ciągną. 
- Miłej zabawy.
- Ney pytał kiedy będziesz w Paryżu. Wiem, że nie darzysz go sympatią, ale chciałby zjeść z nami obiad. Oczywiście zrozumiem jeśli odmówisz. Ironia losu jest taka, że on jest Tobą zachwycony i chciałby bliżej poznać. Jako zwykły znajomy oczywiście. - podkreślił dziwnym tonem głosu, który mnie rozbawił.
- Rafala również będzie? - nawet nie kryłam swej niechęci.
- Di, Rafaela to tylko koleżanka.
- To Twoje życie.
- Oczywiście. - parsknął pod nosem.
- Głupek!
- Diablica!
- Gwiazdor z wybujałym ego!
- Tleniona blondynka!
- Przesadziłeś!

Po skończonej rozmowie usiadłam obok ojca, który zmierzył mnie uważnym spojrzeniem. Wzruszyłam ramionami na to "nieme" pytanie, po czym upiłam łyk wystygłej już kawy. Skrzywiłam się nieznacznie.
- Aż tak bardzo nastawiony jest na ten transfer, że zakłóca rozmowy z innym napastnikiem? - zmierzyłam ojca ostrym wzrokiem, gdy wyszeptał te słowa w języku hiszpańskim. - Jeśli taka jest jego wola, mogę prosto z Niemiec udać się z papierami do Paryża. - rozbawiony puścił mi oczko.
- Tato. - syknęłam ostrzegawczo.
- Ach tak. - westchnął. - To nie mojej wizyty oczekuje.

***



Wesołych Świąt kochane :)