czwartek, 30 lipca 2020

23. Piegowata Chorwatka

Koniec sezonu nie zawsze oznaczał wylegiwanie się na rajskich plażach. Dla większość piłkarzy był to czas zobowiązań wobec sponsorów. Zgodnie z umową Kylian wyjechał na tydzień do Japonii, aby promować kosmetyki Bulk Homme, których od kilku miesięcy był "oficjalną twarzą". Kolejnymi jego przystankami miało być Los Angeles, finał Mistrzostw Świata Kobiet w Lyonie, a potem zaledwie kilka dni wolnego oraz powrót do treningów. W miedzyczasie miał nakręcić kilka reklam oraz udzielić kilku wywiadów. Szaleństwo. Rozumiałam powagę tych obowiązków, aczkolwiek nie potrafiłam od tak pozbyć się egoistycznych myśli ze swojej głowy. Towarzyszenie mu nawet nie wchodziło w grę. Przesiadywanie w samotności w hotelach nie napawało mnie optymizmem. Wolałam więc zostać w Madrycie i pomóc Sofiji w poszukiwaniu domu. Podeszłam do tego zadania dość profesjonalnie tworząc listę odpowiednich adresów. Ostatecznie jednak usunęła punkt pierwszy, jakby nieświadomie zachowując go dla kogoś innego. Owa posiadłość, mieszcząca się w dzielnicy La Moraleja, była spełnieniem marzeń. Piękny dom oraz mnóstwo zieleni wokół. Z dala od gwarnego centrum miasta. Spokój oraz bezpieczeństwo. Gdyby Kylian miał zamieszkać w Madrycie, zaproponowałabym mu właśnie tą dzielnicę. Gdyby. Problem polegał na tym, że od dwóch tygodni temat ucichł. Czułam rozczarowanie z powodu milczenia Kyliana na ten temat, a samej było mi dość niezręcznie pytać. W końcu sama go zapewniłam, że kwestia ta nie ma dla mnie absolutnie żadnego znaczenia. Nie wiedziałam jak potoczyła się rozmowa z przedstawicielami PSG. Wszyscy zainteresowani milczeli. Cisza przed burzą? Miałam nadzieję, że z pozytywnym rezultatem.
Siedząc samotnie w czterech ścianach nudziałam się niczym przysłowiowy mops. Podczas jednego z wieczorów chwyciłam za szkice mojej matki, starannie rozkładając je na stole. Moim oczom ukazały się poszczególne części garderoby dla maluchów ze szczególnym opisem. Bawełna organiczna, lniane i bambusowe włókna, skóra bez chromu ... zdawałam sobie sprawę, że moja matka dysponowała odpowiednią wiedzą na ten temat, jednak ostatecznie udało się jej mnie zaskoczyć. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia w białym materiale w wisienki, w małych mokasynkach z ekologicznej skórki, w spodenkach i spódniczkach na szelki, w długich skarpetkach ... wszystko to wyglądało niczym żywcem wyciągnięte z magicznej bajki. Byłam pewna, że każda matka byłaby zachwycona gdyby jej dziecko mogło nosić takie cuda, szczególnie iż były one przyjazne dla środkowiska oraz wrażliwej skóry. Zagryzłam dolną wargę zastanawiając się nad tym wszystkim. Pod wpływem impulsu pozbierałam wszystkie kartki. Musiałam koniecznie pokazać je Anecie i poprosić o radę. W końcu kto jak kto, ale projektantka z prawdziwego zdarzenia posiadała o wiele większą wiedzę na ten temat niż ja.

 *

Tydzień później wraz z mamą byłyśmy w Zagrzebiu negocjując transport organicznej bawełny z północnego Peru. Wraz z pierwszym postawionym przeze mnie krokiem na chorwackiej ziemi zrozumiałam, że zostałam oszukana przez własną rodziecielkę. Miała wszystko opracowane do perfekcji. Potrzebowała jedynie mojej zgodny argumentując to tym iż lepiej nadawałam się na przedstawicielkę firmy. Ojciec z przerażeniem stwiedził, że obydwie zwariowałyśmy, a Aneta jedynie dolała oliwy do ognia zachwycając się projektami. Z każdą kolejną chwilą zaczęłam dumać na tym, czy aby nie miał racji. Nadal czułam podekscytowanie, jednak zmieszało się ono z pojawiającym się przerażeniem odpowiedzialności. Jeden podpis dzielił mnie od zostania właścicielką marki odzieżowej. Szaleństwo! Jeszcze wczoraj byłam zwykłą stażystką usychającą z tęsknoty za mężczyzną, który obecnie, o ironio losu, obserwował poczynania innych kobiet w finale Mistrzostw Świata. O nie! Nie będę jedną z tych kobiet, które czekają na powrót mężczyzny. Byłam na to zbyt młoda i zbyt ambitna. Kochałam go, to było oczywiste, ale czy na prawdę musiałam czekać aż znajdzie dla mnie pięć minut w swoim cennym czasie? Zagryzłam wargę czując uczucie przykrości w swoim sercu. Odrzuciłam kolejne połączenie, po czym podpisałam dokument. Też miałam prawo do ważnych zobowiązań.

- Dubrovnik?! - pisnęłam podekscytowana. Tak zwana Perła Adriatyku była najpiękniejszym miastem w Chorwacji. Miejscem naszych rodzinnych wakacji, kiedy jeszcze nią byliśmy. Moja matka była genialna wybierając szwalnię mieszczącą się w tym zakątku świata. Bardzo spodobał mi się pomysł, aby nasza marka była chorwacka i aby właśnie tutaj wszystko powstawało. Miałam pretekst, aby częściej odwiedzać rodzinny kraj mojej rodzicielki.
- Pomyślałam, że przy okazji wstępnych rozmów mogłybyśmy pójść na plaże bądź wynająć jacht? Co Ty na to? - propozycja mojej matki wprost nie mogła zostać odrzucona. I tak zmarnowałam sporą część wakacji z powodu bezsensownej bezczynności. - A skoro jesteśmy przy rozmowach ... odebrałabyś ten telefon. - skinęła w stronę wibrującego Iphona.
- Wczoraj rozmawialiśmy. - wzruszyłam ramionami.
- Za co go karzesz?
- Jestem zajęta. - zdenerwowałam się. - On też był przez ostatnie dwa tygodnie. Nadal jest. Rozmawiamy tylko wtedy gdy on znajdzie czas i się do mnie odezwie. Nie jestem aż tak zdesperowana, aby czekać na jego łaskę. Nie jestem tym typem kobiet. - założyłam ręce na piersi. - Też mam swoje życie.
- Przecież chcesz, aby był w nim obecny.
- Oczywiście, że chcę. Problem polega na tym, że w jego planach jestem na szarym końcu. Wcale nie oczekiwałam wyjazdu na rajską plażę. Chciałam jedynie spędzić z nim trochę czasu. Nawet w domu. A on mi wczoraj mówi o urodzinach kumpla z drużyny na Lazurowym Wybrzeżu. Męski wypad! Jakby zbyt mało czasu ze sobą spędzali. - prychnęłam. - Przecież za półtora tygodnia wracają do treningów i wyjeżdżają na miesiąc!
- Po prostu porozmawiajcie.
- Nie będę się narzucać. - warknęłam. - A teraz idę się spakować.

*

Zatoka Katorska z wyglądu przypominała norweskie fiordy. Jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie iż jestem księżniczką tej cudownej krainy, a wynajety przez rodziców jacht jest statkiem pirackim na który zostałam porwana dla okupu. Potem "zakochiwałam" się w bezwzględnym, aczkolwiek przystojnym kapitanie piratów i żyłam z nim długo i szczęśliwe pływając po spokojnych wodach Adriatyku. Boże, jakie to było naiwne. Kobiety od małego miały słabość do niegrzecznych chłopców. Czy coś się zmieniło w ciągu dwunastu lat? Zatoka nadal była piękna, a mi urosły piersi. Porzuciłam marzenia o byciu księżniczką zdaną na łaskę pirata.
- To tutaj. - mama zatrzymała się przy jachcie łudząco podobnego do tego sprzed lat. Z wiadomych względów teraz wydawał się być o wiele mniejszy. - Wejdź na pokład. Ja tylko oddzwonię do Simon. - pomachała telefonem. Wzruszyłam jedynie ramionami idąc za jej wskazówkami. Jedyne na co miałam ochotę to zdjęcie z siebie sukienki i nasmarowanie mojego ciała olejkiem do opalania. Miałam zamiar cieszyć się słońcem przez cały dzień. Musiałyśmy tylko zaczekać na sternika, dzięki któremu nasz jacht wypłynie z portu.
- Pomóc? - zamarłam słysząc za sobą dobrze znany mi męski dźwięk. Buteleczka z olejkiem, którą kilka sekund wcześniej wyciągnęłam z torby, wypadła mi z dłoni. Powoli odwróciłam się w stronę dźwięku. Moje zdradzieckie serce chciało wręcz wyrwać się z piersi gdy dostrzegłam podnoszącego moją zgubę Kyliana.
- Co Ty tu robisz? - wydukałam.
- Chcę Ci pomóc w nasmarowaniu pleców. - uśmiechnął się.
- Miałeś być na Lazurowym Wybrzeżu. Na urodzinach kumpla.
- Którego? - jeszcze bardziej rozszerzył swoje usta.
- Łgałeś? - uniosłam brwi ku górze,
- Chciałem Ci zrobić niespodziankę. Głuptasie, na prawdę pomyślałaś że nie mam dla Ciebie czasu? - podszedł do mnie. Westchnęłam spuszczając głowę. - To wszystko było zaplanowane przed naszym związkiem. Resztę odwołałem. - położył swoje dłonie na moich biodrach. - Obiecuję, że nigdy więcej. Następne wakacje zaplanujemy razem.
- Przecież masz zobowiązania. - mruknęłam.
- Urodziny kota są ważniejsze.
- Nie masz kota. - zmarszczyłam czoło.
- Nie, ale to dobry pretekst, aby nie pozować przed aparatem. - przyłożył swoje czoło do mojego. - Tęskniłem za Tobą diablico.
- Jesteś w zmowie z moją matką?
- Powiedziała mi tylko gdzie będziecie, a resztę zaplanowałem ja. - ucałował moją skroń. - Jeszcze dzisiaj się Tobą podzielę. Dlatego daj się pocałować zanim ...
- Ciocia Di! - usłyszałam za sobą wesoły głos. Kylian westchnął ciężko, a ja wychyliłam się zza jego ramienia, nie wierząc własnym oczom. Na pokład wparował nie kto inny jak Isayah w rękawkach do pływania na ramionkach. Za nim kroczył zirytowany Ethan, który prawdopodobnie miał mieć go na oku. Pochód kończył najstarszy z braci w towarzystwie swojej żony, maleńkiej córeczki oraz mojej matki. - Pobawimy się? - dwulatek zadarł główkę ku górze.

*

Ostatnie promienie słońca zanurzały się w spokojne wody Adriatyku. Z błogim uśmiechem obserwowałam ten magiczny widok wtulona w umięśnione ramiona mojego mężczyzny. Właśnie skończyłam streszczać mu całą historię szalonego pomysłu mojej matki, który poskutkował posiadaniem przez nas własnej marki odzieżowej. Przynajmniej na papierze. Na szczęście, w przeciwieństwie do mojego ojca, Kylian nie nazwał nas wariatkami. Z pewnością stwierdził, że jestem idealną osobą do prowadzenia własnego biznesu. A nawet jeśli nie wszystko poszłoby po mojej myśli, zawsze zostaje mi bycie Agentem. W końcu nadal miałam mu pomagać i zdobywać cenne doświadczenie.
Westchnęłam ciężko opierając policzek o jego ramię. Mijający dzień był pełen wrażeń, skoków do wody oraz zabaw z energicznym dwulatkiem. Lubiłam spędzać czas z rodziną Mbappé. Z uśmiechem wspominałam "nadąsaną" minę Kyliana gdy Isayah oznajmił wszem i wobec iż ciocia Di jest tylko i wyłącznie jego. Nie chciał się mną podzielić za żadne skarby świata. Do czasu aż padł wykończony. Wieczorem zostaliśmy sami ciesząc się własnym towarzystwem, rozmawiając oraz skradając sobie nawzajem pocałunki. Mój podły humor zniknął jak za dotknięciem czarodziejkiej różdżki. Wystarczyło, że miałam go obok siebie, a reszta nie miała znaczenia.
- Kylian? - szepnęłam kreśląc palcem wzorki na jego umięśnionej klatce piersiowej. - Wiem, że do końca okienka transferowego sporo czasu, ale ... mówiłam Ci, że dla mnie to bez znaczenia. Możesz mi powiedzieć jaką decyzję podjąłeś. - zerknęłam na niego niepewnie. - Zostajesz w Paryżu, prawda?
- Na ten moment tak. - westchnął.
- Jak przebiegła rozmowa?
- To bez znaczenia. - wymusił uśmiech. - Nie podpiszę nowego kontraktu. Za rok sami usiądą do rozmów, aby na mnie zarobić. A przez ten czas spróbuję wygrać z PSG wszystko co tylko możliwe. Gram dla kibiców nie dla zarządu.
- Coś się stało, prawda?
- Będziesz mnie często odwiedzać?
- Przecież nie idziesz do więzienia. - zaśmiałam się. - Zapewne zbankrutuję, ale przynajmniej linie lotnicze na mnie zarobią. Nie zmieniaj jednak tematu i po prostu mi powiedz dlaczego jesteś zły. To było raczej do przewidzenia, że nie zgodzą się na transfer.
- Mówiłem już, że to bez znaczenia.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
- Bo będziesz wściekła. - podrapał się nerwowo po karku. Mój ponaglający wzrok zmusił go do dalszych wyjaśnień. - Po prostu mój ojciec wyszedł w środku rozmowy. Trzaskając drzwiami. Tak jak podejrzewałaś, dowiedzieli się o Tobie i uznali, że zostałaś wysłana przez Florentino. Zaproponowali mi ... - przerwał zagryzając swoje wargi.
- Żebyś ze mną zerwał? - uniosłam brwi ku górze. - Nic nowego.
- Zaoferowali mi więcej atrakcyjnych blondynek.
- Że co? - wydukałam. - Żartujesz, prawda? - Kylian milczał wpatrując się we mnie z powagą. Poczułam jak krew w moich żyłach zaczyna się gotować, a policzki płoną żywym ogniem. Ogarnęła mnie wściekłość. Miałam wrażenie, że z moich nozdrzy bucha para. Zerwałam się na równe nogi kląc siarczyście. - Mało Szejkom piłki nożnej, że się za budowanie haremów zabierają?! Jak on śmiał coś takiego powiedzieć Twojemu ojcu?! I to w towarzystwie pani Delphine!
- Dlatego nie będzie więcej negocjacji.
- Tak mi przykro. - jęknęłam. - To moja ...
- To nie jest Twoja wina. - wyciągnął do mnie rękę i posadził na swoich kolanach. - Takie są realia negocjacji na najwyższym poziomie. Wiedzą, że większe pieniądze mnie nie interesują. O haremach nie wspominając. - uśmiechnął się.
- To nie jest śmieszne. - mruknęłam.
- Oczywiście, że nie. Zresztą, nie ma na tym świecie drugiej takiej samej zadziornej blondynki, która w seksowny sposób rozstawiałaby mnie po kątach.
- Kylian!
- Nie interesują mnie inne kobiety.
- Ale to przez kobietę nie zagrasz w Realu Madryt.
- W tym momencie. - podkreślił. - Dina, nawet gdybym Cię nie poznał to zarząd PSG nie zgodziłby się na transfer.
- Wiem, ale miałam nadzieję, że jednak da się coś zrobić. - westchnęłam. - Naiwnie sądziłam, że wystarczy Twoja zgoda. Od początku czułam, że moja obecność tylko wszystko skomplikuje. Nie sądziłam jednak, że zarząd PSG traktuje ludzi przedmiotowo. Zapewne mam zakaz wejścia na stadion? - prychnęłam.
- Zależy Ci na tym?
- Zależy mi na Tobie.
- Będę szczęśliwy jeśli i Ty będziesz. - pogładził mój policzek. - Nikt Ci niczego w Paryżu nie zabroni. Możesz swobodnie wchodzić na moje mecze ilekroć będziesz we Francji. Mam nadzieję, że bardzo często. - uśmiechnął się. - Ale teraz się tym nie martwmy. - owinął swoje ręce wokół mojej talii.
- Też mam taką nadzieję. Twoja dłuższa nieobecność w moim życiu źle na mnie wpływa. Zamieniam się w zazdrosną i nadąsaną matronę. - skrzywiłam się rozbawiając Kyliana swoimi słowami. - Zachowywałam się dziecinnie.
- Już dobrze moja piegowata Chorwatko.
- Jaka?! - pisnęłam.
- Od słońca robią Ci się urocze piegi. - dotknął opuszkami palców mojej twarzy. - Nadejdzie dzień w którym będziesz mnie miała na codzień. Jeśli tylko będziesz chciała i Ci nie zbrzydnę. - zaśmiał się.
- Chcę.
- Więc Ci to obiecuję.

***

środa, 1 lipca 2020

22. Manipulatorka

Jeśli bym sądziłam iż wiadomość o moim związku z Kylianem Mbappé przejdzie bez większego echa to byłabym największym naiwniakiem tego świata Zachwyceni byli jedynie kibice Realu Madryt. Reszta widziała we mnie podstępną żmiję, która okręciła sobie Francuza wokół palca, aby zachęcić go swoimi walorami do wyboru białej strony stolicy Hiszpanii. Media dość szybko rozdmuchały czyją córką jestem. Później była już tylko lawina teorii, w większości niedorzecznych. Byłam na to przygotowana i dość dobrze radziłam sobie z ignorowaniem nagłego zainteresowania moją osobą. Do czasu. Jedna z gazet wyciągnęła na wierzch wiadomość o Andrei. Wystarczyło, abym spojrzała na zmieszany wzrok matki Kyliana, która próbowała schować przede mną gazetę. Poczułam jakby ktoś wbił nóż w moje serce. To już nie chodziło o mnie, ale o moich rodziców, którzy do dziś nie mogli pogodzić się z tą tragedią. Zrobiono z tego ciekawostkę dla zainteresowanych. Trzęsącymi się dłońmi odłożyłam brukowiec na blat stołu. Docierały do mnie strzępy słów pani Fayzy i Gisele, które próbowały mnie pocieszyć. Nie tak miał wyglądać nasz powrót z Monako.
- Jest coś na obiad? - do kuchni wparował uśmiechnięty od ucha do ucha Kylian. - Co macie takie miny? Umarł ktoś? - dopytywał się. Bez słowa minęłam go w progu i szybkim krokiem udałam się na schody, a następnie na piętro. Czułam jak bezlitosne łzy spływają mi po policzkach. Wtuliłam się w poduszkę, a z mojego gardła wydobył się szloch rozpaczy. Myślałam, że jest to już za mną. Że pogodziłam się z okrutnym losem. Jednak im byłam starsza, tym więcej rozumiałam. - Di? - poczułam delikatny dotyk na swoim ramieniu. - Przepraszam. Nie wiedziałem.
- To nie Twoja wina.
- Pozwę każdą gazetę, która przekroczy granicę. - obiecał.
- To mi go nie odda. Chociaż wiem, że teraz jest szczęśliwszy. Nie cierpi. - mój głos się załamał. Kylian objął mnie swoim silnym ramieniem i przytulił. - Teraz już wiesz dlaczego moja rodzina się rozpadła. Dlaczego mój ojciec jest pracoholikiem, a matka samozwańczą kapłanką w świecie druidów.
- Jestem w stanie ich zrozumieć. - szepnął.
- Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek to powiem, ale chcę do mamy. - pociągnęłam nosem niczym kilkuletnia dziewczynka. Tak bardzo jej w tej chwili potrzebowałam. - Jako kapłanka Avalon z lini róży powinna już to poczuć. Mogłaby nawet truć mi głowę o macierzyństwie. - załkałam.
- Może Ty do niej pojedź?
- Nie wiem gdzie znajduje się jej Planeta Wenus.
- Na Planecie Wenus na pewno jest zasięg. - uśmiechnął się.
- Nie uważasz, że to śmieszne i żałosne? - spytałam niepewnie.
- Każdy inaczej radzi sobie z rozpaczą. Na prawdę mi przykro z powodu waszej straty. - otarł łzy z moich policzków. - Nie wyobrażam sobie iż mógłbym stracić Ethana albo Jiresa. Nigdy w pełni nie zrozumiem tego co czujesz, ale jeśli kiedykolwiek będziesz chciała się wypłakać to pamiętaj, że moje ramiona są lepsze od poduszki.
- Kiedyś Ci wszystko opowiem, dobrze? Gdy będę gotowa.
- Oczywiście. Cierpliwie poczekam. - pocałował moją skroń, po czym chwycił nadgarstek i spojrzał na jego ozdobę. - Teraz rozumiem do czego odnosi się litera A. Czułem, że ta bransoletka jest dla Ciebie ważna. Musiałem ugryźć się w język, żeby nie zapytać o to na gali. Wyglądałaś jak milion dolarów, ale na nadgarstku miałaś bransoletkę domowej roboty.
- Myślisz, że jestem zbyt sentymentalna?
- Myślę, że jest w Tobie bardzo dużo miłości.
- To samo powiedział mój ojciec. - zmarszczyłam czoło.
- Kto jak kto, ale on na pewno zna Cię najlepiej. A teraz zadzwoń do swojej mamy. - podał mi mój telefon. - Ja tymczasem pójdę uspokoić swoją. Bardzo się przejęły z Gisele z powodu Twojego smutku. Pamiętaj, że Ci ludzie, których zdanie najbardziej się liczy, znają prawdę o nas. Reszta jest bez znaczenia.


*

Na pewno każdy słyszał o walecznym królu Arturze, legendarnym władcy Brytów. Jego historia wiąże się z tajemniczą wyspą Avalon, inaczej nazywaną Ziemią Kobiet. Legenda głosi, iż właścicielkami wyspy są piękne kobiety posiadające czarodziejskie moce. A co najważniejsze, trwać tam miała nieustanna wiosna. Sceptycznie podeszłam do teorii iż legenadrne Avalon to dzisiejsze Glastonbury. Szczególnie w chwili gdy pierwsze krople deszczu spadły na mój nos, a chłodny wiatr rozwiał włosy. Uważnie spoglądałam na moją matkę, która w skupieniu dotykała ruin tutejszego Opactwa. Dopiero moje pociągnięcie nosem oderwało ją od medytacji.
- Mamo, jest tu pięknie. - zapewniłam zgodnie z prawdą. - Ale pogoda nie sprzyja zwiedzaniu.
- Nie zwiedzamy.
- A co robimy? - zmarszczyłam czoło.
- Koimy Twoją duszę. - pogładziła mnie z czułością po policzku. Dziwny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie. - Opowiedz mi o Kylianie. Twoje oczy wówczas świecą radością. - kompletnie nie przejmując się pogodą, usiadła na kamieniu sporych rozmarów.
- Kocham go. - zajęłam miejsce obok niej.
- To wszystko?
- Mamo? Mówimy o mnie. - odchrząknęłam zawstydzona.
- Fakt.
- Nie widzisz żadnych ciemnych chmur? - spytałam niepewnie.
- Dina, to była tylko przenośnia. - chwyciła czule moją dłoń. - Nie jestem żadnym jasno czy czarnowidzem. Jestem po prostu Twoją matką i dostrzegam wiele rzeczy. Nie podobała mi się Twoja lekceważąca postawa wobec miłości oraz związków, choć zdaję sobie sprawę, że wiele w tym mojej winy. Wiem, że nie zawsze byłam przy Tobie. Po prostu nie chciałam, abyś widziała mnie w takim stanie w jakim byłam. Gdy zbliża się rocznica ... nie jestem wtedy sobą. - westchnęła ciężko. - Wiedziałam jednak, że jesteś w dobrych rękach. Twój ojciec nie pozwoliłby, aby stała Ci się krzywda, a Aneta jest dobrą kobietą. Przepraszam, że nie pomogłam Ci z sukienką na galę.
- To ja przepraszam. - szepnęłam poruszona. - Nie wiedziałam.
- Obiecuję, że Twoja suknia ślubna będzie moim priorytetem.
- To ja biorę ślub?
- Głuptasek z Ciebie. - objęła mnie ramieniem. Z uśmiechem wciągnęłam zapach jej perfum. - To się tak zaczyna kochanie. Najpierw się opierasz, aż nagle zdajesz sobie sprawę, że jesteś zakochana. Przechodząc obok salonów z sukniami ślubnymi nieświadomie wyobrażasz sobie tą idealną dla Ciebie. A jego widok z dziećmi rozbudza w Tobie instynkt macierzyński. Mówię to z doświadczenia.
- Mamo, ja dopiero się uczę bycia w związku, a Ty wytaczasz ciężkie działa. - przewróciłam oczami. - Już teraz mam pod górkę. Większość uważa mnie za manipulatorkę. Jak mam się pojawić na prezentacji Edena Hazarda, aby nie wzbudzić kontrowersji?
- Dziwne, ale sądziłam że wiem kto jest Twoim ojcem. - zaśmiała się pod nosem. - Nazywasz się Mijatović. Dwadzieścia lat przebywasz ze swoim ojcem i niczego się od niego nie nauczyłaś? - uniosła brew ku górze. - To mistrz tłumienia w sobie emocji. Głowa do góry i uśmiech na usta. Opinie innych spływają po nim jak woda po kaczce. Nie chowaj się bo nie masz ku temu powodu. Miłość nie jest zbrodnią. Po za tym, Madridistas Cię za to uwielbiają, a przecież to nimi będziesz otoczona. - trąciła mnie rozbawiona ramieniem.
- Ale nie podoba mi się to, że piszą o Andrei. - mruknęłam.
- Wstydzisz się tego?
- Oczywiście, że nie! - oburzyłam się.
- To w czym problem?
- Chodzi mi przede wszystkim o Ciebie i tatę.
- Z Twoim ojcem mieliśmy o wiele gorsze doświadczenie z mediami. - westchnęła. - Wiem, że przede wszystkim sprawia Ci to ból. Zawsze będzie. Ale pamiętaj, że Andrea nie chciałby, abyś się tym dołowała. Ludzi irytuje szczęście innych, nie daj się im zdołować. Ciesz się swoim związkiem i jak najszybciej mi go przedstaw.
- Tylko błagam Cię. - jęknęłam. - Żadnego czary mary!
- Postaram się. - zaśmiała się. - A tak swoją drogą ... pamiętasz moje plany dotyczące marki ekologicznych ubrań dla dzieci? Przeglądając stare rupiecie znalazłam notatki ze wstępnymi szkicami. Twoja delikatna skóra była moją inspiracją. I wiesz, tak sobie pomyślałam, może to nie jest głupi pomysł? - zerknęła na mnie niepewnie.
- Kapłanka i bizneswoman?
- Oh, nie nabijaj się ze mnie. - skarciła mnie. - Ale masz rację. Kompletnie nie znam się na ekonomi i marketingu. To Twoja mocna strona.
- Mamo, wcale nie uważam, że to zły pomysł. Znasz się doskonale na ekologii. - zauważyłam. - Po za tym, szkicowałaś na prawdę śliczne rzeczy. Myślę, że ludzie byliby tym zachwyceni. Musiałabyś tylko zaryzykować. - zagryzłam dolną wargę czując podekscytowanie związane z tym pomysłem. - To mogłoby się udać. - przyznałam.
- Chciałabyś być moją partnerką w interesach?
- Ja?
- Znasz się na biznesie lepiej ode mnie. Po za tym, nadajesz się idealnie do reprezentowania takiej firmy. Spójrz na siebie! Jesteś chodzącą naturalnością. Wystarczy, że się uśmiechniesz, a ludzie we wszystko Ci uwierzą. Po za tym, wyglądałabyś pięknie na zdjęciach z dziećmi. - jej oczy wręcz lśniły radością.
- Ty znowu o dzieciach. - jęknęłam. - Dobrze. Przeglądnę te notatki i zastanowię się nad tym wszystkim. - obiecałam. - Pamiętaj jednak, że mam inne plany co do przyszłości. Chcę pracować jako agent od wizerunku.
- Ciekawe kiedy znajdziesz czas wnuka mi urodzić.
- Mamo!


*

Moja wyimaginowana wyobraźnia podpowiadała mi iż wszyscy się na mnie patrzą. Oczywiście było to absurdem. Moja skromna osoba nie mogła równać się z Edenem Hazardem, boheterem czwartkowego wieczoru. Pięćdziesiąt tysięcy ludzi na samej prezentacji. Tylko jeden piłkarz zdołał przyciągnąć aż tylu fanów na to wydarzenie. Cristiano Ronaldo. To mówiło samo za siebie. Doskonale wiedziałam, że tylko jeden człowiek może pobić rekord Portugalczyka.
- Mbappé! Mbappé! Mbappé! - rozległy się krzyki wśród tłumu. To była wiadomość do Florentino Pereza, który z przyjemnością spełniał zachcianki kibiców, ściągając do stolicy Hiszpanii największe gwiazdy. Madridistas byli pewni, że prędzej czy później stanie się to faktem. Nie wiedzieli jednak jakie to było trudne do zrealizowania.
- Kiedy to spotkanie?
- Jutro. Przed południem. - westchnęłam pocierając swoje ramiona. Wzrok przeniosłam na gablotę z trzynastoma okazałymi pucharami. Dowód dominacji Realu Madryt w Europie. - Mają się na nie udać pan Wilfried i pani Delphine. Wysłuchają ostatecznej oferty PSG, a potem skonsultują ją z Kylianem.
- Więc cierpliwie poczekamy. - podziwiałam Florentino Pereza za jego spokój oraz opanowanie. Jak gdyby nigdy nic siedział w wygodnym fotelu trzymając w dłoniach podpisany kontrakt przez Edena Hazarda. Zadowolenie ani na moment nie zniknęło z jego twarzy. - Umówiłem się z Nasserem na wspólny obiad w niedzielę.
- Zaraz, umówił się pan z prezesem PSG? - nie dowierzałam.
- Oczywiście. Wybadam jego humor.
- Czekacie na ruch Kyliana?
- Nasza oficjalna oferta zostanie po sekundzie odrzucona.  - odezwał się dotąd milczący Jose Angel Sanchez, dyrektor wykonawczy oraz prawa ręka pana Pereza. - Jeśli Kylian wyciągnie do nas rękę to bez zastanowienia za nią chwycimy i postaramy się go stamtąd wyciągnąć.
- A jeśli posadzą go na trybunach i zarządają, że ma zostać do końca kontraktu?
- Nikt normalny nie sadza takiego piłkarza na trybunach. Takim posunięciem sami strzeliliby sobie w stopy, a Francuzi wywieźliby prezesa PSG na taczkach. - poczułam dłoń Jose Angela na moim spiętym ramieniu. - A co do kontraktu ... wypełnienie go do ostatniego dnia oznacza, że piłkarz może odejść za darmo dokądkolwiek chce. Za darmo ... słowo klucz. - puścił mi oczko.
- Nie puszczą takiego piłkarza za darmo. - szepnęłam.
- Oczywiście, że nie. Pozwolą mu odejść rok wcześniej.
- To nadal dwa lata. - skrzywiłam się rozbawiając tym mężczyzn.
- Spławiłaś go na moich oczach, a teraz bronisz jak lwica. - brwi Florentino Pereza uniosły się ku górze. - Na darmo wysłuchałem kazania Twojego ojca. A doskonale wiesz jaki jest Predrag gdy się zdenerwuje. - pogroził mi, choć iskierki rozbawienia w jego oczach wręcz raziły. - Kylian wie, że tu jesteś?
- Wie, że będziecie mnie wypytywać. 
- Czyli jesteście ze sobą szczerzy. Podoba mi się to.
- Od początku nie chciałam być zamieszana w ten transfer. - jęknęłam. - Nie jestem stworzona do negocjacji oraz nerwowej atmosfery. Sam Kylian mnie wyśmiał mówiąc, że nie nadaję się na tajnego agenta. Obrzydzacie mi wizję przyszłej pracy. Wprost nie mogę zrozumieć jak może być pan tak spokojny. - rzuciłam w stronę Pereza.
- A myślisz, że ta siwizna i początkująca łysizna to z czego?
- Nie było pytania. - mruknęłam.


***

Doszłam do wniosku, że Florentino Perez jest moją ulubioną postacią bo pojawia się w większości moich historii ^^