wtorek, 31 grudnia 2019

7. Volim te.

Pod koniec stycznia pogoda w Madrycie się załamała. Wychodząc z Uniwersytetu okryłam się szczelniej szalem, po czym szybkim krokiem skierowałam się w stronę parkingu. Chłodny wiatr owiewający policzki nie był czymś szczególnie przyjemnym. Z westchnieniem ulgi włączyłam ogrzewanie w swoim Audi i potarłam zziębnięte dłonie. Znów zapomniałam rękawiczek. Ojciec mnie zabije.
A jeśli o niego chodzi, zażyczył sobie, abym po zajęciach prosto udała się do jego domu. Od mojego powrotu z Paryża minęły dwa tygodnie podczas których nie mieliśmy okazji porozmawiać. W międzyczasie Kylian odwiedził Bondy i uroczyście otworzył salę gimnastyczną, która na zdjęciach wydawała się być okazała. Uśmiechnięte twarzyczki dzieciaków, które chciały być jak najbliżej swego idola, wywołały ciepło rozlewające się po moim sercu. Zaimponował mi swoją pamięcią dotyczącą dzieciństwa, które nie było usłane różami. Pamiętał skąd pochodził, a to było rzadkie wśród ludzi osiągających sukces. Nie wiedziałam czy zrobił to z dobroci serca czy może po to, aby ocieplić i tak zaskakująco pozytywny wizerunek, jednak fakt uszczęśliwienia innych był najważniejszy. 
- Już jestem! - zawołałam od progu. Odwieszając kurtkę dostrzegłam elegancki płaszcz obok. Zdecydowanie nie należał do mojego ojca. Domyśliłam się że miał gościa, także widok Florentino Pereza w salonie kompletnie mnie nie zaskoczył. - Dzień dobry. Znów spiskujecie?
- Witaj Dino. - prezes posłał mi szeroki uśmiech. - Jak studia?
- Wysyłając mnie na misje specjalne doprowadzanie do lekkich zaległości w nauce. - poskarżyłam się, jednak uśmiech nie schodził z moich ust. Na całe szczęście na ten moment ze wszystkim sobie radziłam. - Uprzedzam wasze pytania, jeszcze nic nie zdziałałam. Zizou jest dla niego bardzo ważny, ale nie wiem czy to wystarczy do transferu. 
- Trzymaj rękę na pulsie. Na ten moment skupiony jestem na wstępnych rozmowach z agentem Edena Hazarda. - Florentino upił łyk kawy, a ja poczułam lekkie podekscytowanie. W takich chwilach wychodziła ze mnie prawdziwa Madridistka. - Marzą mi się dwa galaktyczne transfery w tym sezonie, ale jeden to także ogromny sukces. 
- A zainteresowanie Neymarem? Kolejna medialna bujda?
- Raczej osłona dymna. - wtrącił do tej pory milczący ojciec. - Trzeba wprowadzić trochę zamieszania na rynku transferowym i doprowadzić innych, bardziej zainteresowanych, do ostateczności. Kibice chcą Mbappé i Hazarda. Przy najbliższej okazji możesz mu wspomnieć o tym drugim.
- O Edenie? - zdziwiłam się. 
- Oni bardzo się lubią i szanują. - dodał Perez. - Wizja grania w jednej drużynie z Edenem Hazardem może być kolejną cegiełką do chęci przeniesienia się do Madrytu. 
- Mam wyjść na głupią blondynkę i wypaplać mu o tym transferze? - westchnęłam. - Przecież od razu zorientuje się, że coś tu jest nie tak. O takich rzeczach się nie mówi dopóki nie zostaną one oficjalnie potwierdzone. Kylian wcale głupi nie jest. 
- Zdajemy się na Ciebie.

*

- Wpakowałam się w niezłe bagno. - jęknęłam upijając łyk wina.
- Perez się starzeje skoro sądzi, że cokolwiek zdziałasz. - zauważył siedzący na przeciwko mnie Luka Modric. - To musi być jego decyzja, którą prawdopodobnie ma podjętą od bardzo dawna. Imponuje mu to, że wszyscy wokół niego skaczą. Jestem wręcz pewien, że go to bawi.
- Myślisz ... myślisz, że wziął pod uwagę to, że mogę być kolejnym pionkiem w tych całych transferowych rozgrywkach? - zagryzłam dolną wargę. Luka pokiwał głową dolewając wina swojej żonie, która chwilowo nas opuściła. - Ale to on chciał, abym z nim współpracowała. Mimo moich sprzeciwów!
- Trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej. 
- Nie jestem jego wrogiem. - oburzyłam się.
- Rób swoje Dina. Niech Ci po prostu zaufa, a wtedy dowiesz się co siedzi w jego głowie. Od Ciebie zależy czy pobiegniesz z tą informacją do ojca i Pereza, czy zachowasz dla siebie. - dodał. Westchnęłam opierając się plecami o kanapę. Luka jak zwykle miał rację. - Jest jeszcze jedna opcja.
- Jaka? 
- Może Perez zauważył, że wpadłaś Mbappé w oko. - uśmiechnął się zawadiacko pod nosem. - Sądzi, że kiwniesz paluszkiem, a on poleci za Tobą do Madrytu.
- Skoro tak, to rzeczywiście się starzeje. - prychnęłam. - Ojciec najpierw zamordowałby Kyliana, a potem Florentino. Na koniec zamknąłby mnie w złotej klatce, o czym marzy od bardzo dawna. Doskonale wiem, że Francuz ze mną flirtuje. A raczej robił to na początku. Jednak ja nie będę kolejnym BMW czy Ferrari w jego kolekcji. - dodałam dopijając wino.
- Ema mówiła, że zaprosił Cię na randkę.
- Mała papla! - pisnęłam.
- Lubi nadstawić ucho gdy starsi rozmawiają. - zaśmiał się.
- A miało to pozostać pomiędzy mną, a Vanją. - mruknęłam.
- Więc? Co z tą randką?
- To tylko spacer. - wywróciłam oczami. 
- Jeśli zrobi cokolwiek co Cię zrani to osobiście zablokuje jego transfer. Zresztą, co ja mówię! Żywy nie przekroczy granicy z Hiszpanią. Predrag Mijatović osobiście się o to postara.

*

Zgodziłam się na "randkę" z Kylianem. Zresztą, jak mogłabym odmówić skoro mnie zaintrygował? Prawdziwy Paryż, który nie ma nic wspólnego z Wieżą Eiffla, Luwrem oraz Katedrą Notre Dame? Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. A przecież w tak artystycznym mieście z pewnością jest wiele do odkrycia. Kylian powiedział iż Paryż to nie tylko Francja. I miał rację. Stolica tego kraju mieści w sobie prawdziwą wielokulturową mieszankę. Jest miastem o wielu obliczach, z których każde przyciąga i zniewala swoim urokiem. Przytulne kafejki, wąskie uliczki, romantyczne zaułki, przepiękne bulwary otoczone dumnie piętrzącymi się kasztanowcami oraz charakterystyczny francuski akcent w pomieszaniu z międzynarodowym gwarem. W przewodnikach tego nie znajdziemy.
- A jeśli ktoś Cię rozpozna? - zachichotałam gdy Kylian nasunął na swoją głowę kaptur od bluzy. - Musisz jeszcze stonować swoje kroki. Nawet chód masz charakterystyczny. - zaczęłam go naśladować co zapewne wyszło komicznie. 
- Nie chodzę aż tak agresywnie.
- A widziałeś się z boku? - uniosłam brew ku górze. 
- Chodź tu diablico. - wyciągnął ku mnie ramię. Zmierzyłam go oburzonym spojrzeniem. - Może i wyglądasz jak aniołek, ale te oczy kryją diabelski błysk. - uśmiechnął się szeroko niezwykle zadowolony z siebie. - A teraz zapraszam panienkę na spacer po najbardziej paryskiej z dzielnic. Nie wierzę, że nigdy tu nie byłaś.
- Nic mi nie mówi nazwa Montmarte. - wzruszyłam ramionami.
- Bazylika Sacré-Coeur?
- Umm ... jako dziecko byłam w niej na mszy? Wspominałam, że jestem bardzo religijną osobą? - chwyciłam go pod ramię. 
- Nie powinnaś być dziewicą do ślubu? Kościelnego?
- Ej! 
- Spokojnie, nie idziemy do Bazyliki byś mogła poleżeć krzyżem przed ołtarzem za swoje grzeszki. - prychnęłam obrażona na jego słowa. - Po prostu przemyśl to Dina. Zasługujesz na bycie z kimś kto Cię kocha i szanuje. 
- Miałeś pokazać mi Paryż, a nie gadać jak moja matka. Jak widać świat Druidów nie jest Ci obcy. 
- Lubiłem Panoramiksa. - przyznał rozbawiony. - Przygody Asteriksa i Obeliksa to moja ulubiona bajka z dzieciństwa.
- Urocze. - mruknęłam spoglądając na urocze i zabytkowe knajpki, które mijaliśmy. Dzielnica ta była niezwykle urokliwa i kolorowa. Kompletnie nie przypominała Champs Élysées pełnej turystów. - Możemy mówić po francusku? 
- Znasz francuski? - jego mina wyrażała zaskoczenie. 
- Nigdy nie pytałeś. - wzruszyłam ramionami odpowiadając mu w jego ojczystym języku. - Myślałam, że palniesz coś głupiego, ale udało Ci się tego uniknąć. A skoro jesteśmy we Francji ... chciałabym poćwiczyć. 
- Dobrze, że w porę ugryzłem się w język i nie skomentowałem Twojego tyłka. - jego oczy zabłysły cwaniactwem. - Żartuje! - zawołał rozbawiony widząc moją minę. W tym samym momencie z knajpy obok wyszło dwóch starszych mężczyzn, zataczając się niebezpiecznie i śpiewając na całe gardło Marsyliankę. 
- To tyran przeciw nam zawiesił zbroczony krwawo sztandar ten! - wybełkotali grożąc pięścią wściekłej właścicielce knajpy. 
- Won mi stąd! - wrzasnęła stojąc w progu. - Mathieu już ja sobie jutro porozmawiam z Twoją żoną! Patrioci się znaleźli! Już raz musiałam remontować przez was knajpę! 
- Kobiety! Nigdy nie zrozumiecie miłości do piłki nożnej!
- Każde obicie komuś mordy musicie bronić miłością?!
- Naszych chłopców zawsze będę bronić! - jeden z mężczyzn wypiął dumnie swoją pierś. - Kylian Mbappé jest lepszy od Neymara! Koniec kropka!
- Zgadzam się. - zachichotałam pod nosem. 
- Bo się rozpłynę. - wymruczał do mojego ucha Francuz. - Chodź, zanim zorientują się, że tu jestem. - pociągnął mnie za sobą. Cóż, wątpiłam w to. Było zbyt ciemno, a oni zbyt pijany, aby zauważyli obecność swojego ukochanego chłopca narodu w zasięgu kilku metrów. - Takiej sceny nie zobaczysz na Champs Élysées.
- Tam Cię nie kochają? - poruszałam charakterystycznie brwiami. - W takich knajpach znajdują się najwierniejsi kibice. Pewnego razu, kompletnie przez przypadek, wylądowałam ze znajomymi w barze pełnym kibiców Atletico Madryt. Wyobraź sobie. Wszystko czerwono białe! Na ścianach flagi z hasłami pełnymi wsparcia, ale i obrazy do rywala zza miedzy. A na drzwiach tablica z napisem "Wstęp wzbroniony dla Madridistas". Miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą! Jakbym co najmniej wytatuowane miała na czole, że jestem kibicem Realu Madryt. 
- Musi być gorąco podczas Derbów Madrytu.
- Oh tak! Wszyscy na świecie sądzą, że największym rywalem Realu Madryt jest Barcelona. Bzdura! To z Atletico są najbardziej zaciekłe starcia. Cały Madryt tym żyje! Atmosfera jest niepowtarzalna już kilka dni przed meczem. Ugh, nie da się tego opisać! Tak powiedział mi Luka, gdy poprosiłam go, aby wytłumaczył mi to z perspektywy piłkarza. To po prostu trzeba przeżyć. - dodałam zerkając na niego kątem oka. - We Francji też tak jest? Są mecze przed którymi masz wrażenie, że idziesz na wojnę? 
- Aż tak to nie. - zaśmiał się. 
- Nie macie tu spotkań "podwyższonego ryzyka"? 
- Raczej nie. Albo ja nigdy tego nie odczułem.
- Koniecznie musisz to poczuć. - zauważyłam gdy skręcaliśmy w stronę jednej z uliczek. Parsknęłam śmiechem dostrzegając kolorowe neony. - Zabrałeś mnie na randkę na Plac Pigalle, pełnego sex shopów i klubów nocnych? Twój romantyzm mnie w tym momencie oczarował. 
- Chciałaś zobaczyć prawdziwy Paryż. A przecież to miasto miłości ... pod każdym względem. - puścił do mnie oczko. Pokręciłam rozbawiona głową przystając pod słynnym Moulin Rouge. - Mają ciekawe przedstawienia.
- Domyślam się. Szczególnie te z tancerkami będącymi topless. 
- To prawda. - uśmiechnął się szeroko. - A skoro mowa o miłości ... chodź. - chwycił mnie za dłoń. Miał być to niewinny gest, czysto towarzyski, jednak poczułam się niezręcznie. Szczerze mówiąc nigdy nie chodziłam z żadnym chłopakiem za rękę, nawet w szkole. Kojarzyło mi się to ze związkiem dwojga ludzi niemogących się od siebie odkleić. Przynajmniej na początku. - Mówisz, że miłość nie istnieje. - przystanął przy ścianie budynku pełnej napisów. - "Kocham Cię" napisane jest tu w ponad 300 językach. Myślisz, że ktoś by się trudził dla iluzji? 
- Całe nasze życie jest iluzją. - westchnęłam. Podeszłam bliżej przyglądając się nieznanym mi napisom. Wodziłam po nich wzrokiem szukając pomiędzy nimi jakiegokolwiek sensu. - Volim te. - wyszeptałam dotykając opuszkami palców dwóch słów. - Kiedyś moi rodzice dość często je wypowiadali. I w Czarnogórze i w Chorwacji znaczy ono to samo. Choć podejrzewam, że sensem tej ściany jest samo uczucie, a nie język czy słowa.
- Dina ...
- Wiem, co chcesz mi powiedzieć. - przerwałam mu. - Czy to przez nich? Możliwe. Czasami w życiu zdarzają się sytuacje, którym ta cała miłość nie potrafi stawić czoła. Ludzie się od siebie oddalają i zatracają w tym, co daje im ukojenie. A tak nie powinno być, prawda? Według instrukcji tego uczucia, ludzie powinni się wspierać do samego końca. Nawet podczas największej tragedii. Z czasem okazuje się, że te słowa stają się puste bo pożądanie które dotychczas je napędzało wygasło. Człowiek zawsze umiera w samotności. - szepnęłam. 
- Wiesz, że największym błędem człowieka jest zamykanie się na to uczucie? To świadome samobójstwo. 
- Właśnie. - parsknęłam. - Ileż to ludzi zabiło się z tego powodu.
- A jednak to miłość zawiera najpiękniejsze wspomnienia. 
- Zrobiłeś się bardzo romantyczny Mbappé. - zaśmiałam się nerwowo. - A ja zgłodniałam. 
- Mówisz jak facet.

*

Mała, na co dzień tętniąca życiem wietnamska restauracja, prowadzona przez byłego profesora filozofii, wywołała falę ciepła rozpływającą się w moim sercu. Lokal był uroczy, a rozchodzący się w nim zapach zachęcał do natychmiastowego złożenia zamówienia. Le Drapeau de la Fidelité tak bardzo różniło się od eleganckiej restauracji L'Orangerie. Plakaty sprzed kilkudziesięciu lat, w tym jeden z Marilyn Monroe, zdobiły drewniane ściany. Na półkach porozstawiane były stare książki oraz różnego kształtu i pochodzenia figurki. Całe wnętrze wyglądem przypominało mi stryszek u babci, w którym schowała ważne dla siebie rzeczy oraz pamiątki. Nikt tu nie przejmował się nieskazitelnym wyglądem. Najważniejszy był smak jedzenia. A był on wyśmienity! Sam lokal zamykano godzinie 22, jednak Kylian miał specjalne względu. Przyznał iż zawsze odwiedzał to miejsce po czasie, wiedząc że nie będzie napastowany przez innych klientów o zdjęcie czy autograf.
Lubiłam z nim rozmawiać. Podnosił mi ciśnienie średnio dwa razy na kwadrans, jednak pomiędzy nami nie było niezręcznej ciszy. Nigdy. Kończyliśmy jeden temat i zaczynaliśmy kolejny. Przy bliższym poznaniu nie był wcale taki zły. Z zainteresowaniem przysłuchiwałam się gdy opowiadał o swoim pochodzeniu oraz rodzinie. Sam również umiał słuchać gdy ja coś mówiłam. To zdecydowanie nie mogła być randka. Dogadywaliśmy się jak przyjaciele, którzy znają się od lat. Musiałam przyznać iż spędziłam miły wieczór w jego towarzystwie.
Na koniec zapytał o moje ulubione miejsce w Paryżu. Bez zastanowienia odpowiedziałam iż jest nim Luwr. Był zaskoczony, aczkolwiek pół godziny później, gdy wybiła północ, siedzieliśmy nad brzegiem fontanny, spoglądając na szklaną piramidę. Z uśmiechem zamoczyłam dłoń w lodowatej wodzie.
- Często to robisz? - zagadnęłam.
- Co takiego?
- Często spacerujesz po nocnym Paryżu?
- Tylko wtedy mogę robić to swobodnie. - uśmiechnął się. - Są chwilę gdy potrzebuję pobyć sam z własnymi myślami. Przemyśleć wiele rzeczy. Lubię swoje życie. Marzyłem o byciu jednym z najlepszych na świecie. Byciu czyimś idolem. Skłamałbym mówiąc iż nie sprawia mi to przyjemności. Może to egoistyczne, ale taka jest prawda.
- Szczerość jest w cenie.
- Czasami płaci się za nią zbyt dużo.
- To prawda. - przytaknęłam.
- Dlatego cierpliwie poczekam, aż Ty się przede mną otworzysz. - poczułam delikatny dotyk na policzku. Uniosłam lekko głowę spoglądając w ciemne męskie oczy. - Wiem, że coś ukrywasz. - wyszeptał. Wpatrywałam się w niego zaskoczona, mając wrażenie iż jego twarz niebezpiecznie zbliża się do mojej. Wstrzymałam oddech, a krew zaczęła szybciej pulsować w moich żyłach. A może to była tylko moja wyobraźnia.
- Nawet nie próbuj. - odchrząknęłam ostrzegawczo. Kąciki jego ust lekko się uniosły, a on sam, ku mojego irracjonalnemu rozczarowaniu, odsunął się bez sprzeciwu.

***

Szczęśliwego Nowego Roku :)

 

sobota, 14 grudnia 2019

6. Diablica.

- Pudrowy róż? W Twojej garderobie? - uśmiechnęłam się triumfalnie trzymając w dłoniach bluzę z logiem NBA. Kylian posłał mi pełne politowania spojrzenie, aczkolwiek cwaniacki uśmieszek błąkał się po jego ustach. - Jestem zszokowana panie Mbappé. Do kontenera. - rzuciłam ją za siebie.
- Jak tak dalej pójdzie, jutro nie będę miał co na siebie założyć.
- To kobieca kwestia. - pogroziłam mu. - Przestań narzekać. Odrzuciłam wszystkie bluzy z idiotycznymi napisami oraz rysunkami. Skończyłeś dwadzieścia lat, pora zostawić nastoletni świat za sobą. Tym bardziej, że od jakiegoś czasu jesteś profesjonalnym piłkarzem. Boże, czy wszystkie Twoje spodnie mają krok w kolanach? - jęknęłam.
- Mojemu przyjacielowi jest wówczas wygodniej.
- Co ma do tego Twój ... - odwróciłam głowę w jego stronę. Uniósł zabawnie brwi ku górze, próbując za wszelką cenę nie wybuchnąć śmiechem. W mig zrozumiałam do czego pije. - Cóż. - odchrząknęłam. - Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Skoro masz się czuć niekomfortowo ... - odłożyłam spodnie.
- Nie wierzę, że to powiedziałaś. - zaśmiał się.
- A ja nie wierzę, że aż tak wielki krok Ci jest potrzebny. - mruknęłam. W odpowiedzi usłyszałam ciche i rozbawione "auć". - Pasuje do Ciebie sportowy styl. - przyznałam. - Lecz przede wszystkim jesteś piłkarzem i dorosłym facetem. Nie raperem czy też wyrośniętym dzieciakiem. Musisz wyglądać stylowo, a nie śmiesznie. Nie zamieniaj się w swojego kolegę pajaca.
- Mówisz o Neymarze?
- Nie trudno się domyślić. Zawsze wygląda jakby uciekł z cyrku.
- Nie obchodzi mnie to co ma na sobie.
- W ostatnim czasie jedynie z tego jest sławny. - mruknęłam odsuwając szufladę. Z ciekawością zaglądnęłam do środka, po czym wybuchnęłam śmiechem. - Masz bieliznę z logiem Supermana na tyłku? - odwróciłam się w jego stronę rozbawiona. - I z Minionkiem? Ema byłaby zdruzgotana! 
- W nie cały miesiąc zaciekawiłaś się moją bielizną. - zamknął szufladę. - Czuję się obnażony, a sam miałem przyjemność jedynie zobaczyć zarys uroczego biustu. - spojrzał na mnie z wyzwaniem.
- Nie zapędzaj się Mbappé.
- Żartuje. Przecież obserwuje Twoje konto na Instagramie. A bikini jest wystarczające. - puścił mi oczko. Uchyliłam oburzona usta, po czym odwróciłam się do niego tyłem czując irytujące rumieńce na policzkach. - Panna Mijatović się zawstydziła. - zaczął się ze mnie nabijać.
- Wstyd to powinno być Tobie. Minionku. - zironizowałam. Rozsunęłam kolejną szafę w której znajdowały się starannie poukładane buty. Aż w głowie zakręciło mi się od dużej ilości różnorodnych kolorów. - Aha! - chwyciłam białe NIKE z diamencikami.
- Nie ma mowy Dina! Są zbyt drogie!
- Sam chciałeś ze mną współpracować! - schowałam buty za plecami. Próbował je przechwycić jednak zdołałam odskoczyć. - Nie mam zamiaru bawić się z Tobą w kotka i myszkę! Pracuję tylko z poważnymi osobami!
- Sama mówiłaś, że chcesz pracować z dzieciakami!
- Czyli dobrze trafiłam!
- Oddawaj je diablico!
- Jak mnie nazwałeś?! - oburzyłam się.
- Córką Lucyfera!
- Powiem tacie! - tupnęłam nogą.
- Dina, jesteś ostatnią osobą, która poskarżyłaby się tatusiowi. Powiem więcej. - nachylił się nade mną. - Założę się, że nigdy nie przedstawiłaś mu swojego chłopaka. Ze strachu, że go pożre przy pierwszym spotkaniu. To dlatego Federico jeszcze dycha.
- Federico jeszcze dycha bo nie jest moim chłopakiem. A mój ojciec wcale nie pożera tylko torturuje w piwnicy. - syknęłam. Przez chwilę mierzyliśmy się z piłkarzem spojrzeniami pełnymi stanowczości. Po chwili jednak obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem z powodu tej niedorzecznej sprzeczki.
- Przepraszam. Nie chciałem podsłuchiwać.
- Rozmawiałam przy Tobie.
- Źle zrozumiałem. - podrapał się nerwowo po głowie.
- Ja i Federico ... powiedzmy, że nie jestem miłośniczką związków. - westchnęłam. - Wolę relację w której czuję się wolna i niezależna. - poczułam na sobie zdziwione spojrzenie piłkarza. - Nie musisz tego rozumieć. Po prostu nie wierzę w romantyczną otoczkę i motyle w brzuchu.
- Bo nie byłaś nigdy zakochana.
- Miłość zawsze kończy się rozczarowaniem. Książę na białym koniu zazwyczaj zamienia się w gnoma mającego wieczne wymagania i pretensje. Jeszcze się taki nie urodził, któremu podałabym jedzenie pod nos.
- Musisz go najpierw urodzić. - uśmiechnął się. - Ale do tego potrzebujesz mężczyzny.
- Dobrze kombinujesz. - pochwaliłam go. - A Ty? Jak tam związek z samą Miss Francji?
- Nic mi o tym nie wiadomo. - zaśmiał się. - Szczerze mówiąc, dowiedziałem się o tym z prasy. Widać wystarczającym dowodem była koszulka z moim numerem, którą miała na sobie. Wiesz co jest najbardziej zabawne? Media przypisują mi mnóstwo dziewczyn wraz z tysiącem historii miłosnych. Ale nigdy nie piszą o tych, z których na prawdę się spotykałem.
- Twoje domniemane dziewczyny robią kariery, prawda? - spytałam, na co przytaknął. - Sam widzisz. Potrzebowały Twojego nazwiska przy swoim do bycia w centrum zainteresowania. A potem ktoś mi się dziwi, że nie wierzę w szczerą miłość. - wywróciłam oczami. - Dlatego Twoje głębokie uczucie, które żywisz do tych butów musi natychmiast zostać przerwane.
- Dina. - syknął ostrzegawczo.
- Przecież ich nie wyrzucę! Miałeś rację mówiąc, że są drogie. Dlatego wystawisz je na aukcję, a pieniądze przekażesz na cele charytatywne. - pomachałam mu butami przed nosem. - Może być taki kompromis?
- Jesteś diablicą. - pokręcił zrezygnowany głową spoglądając na stertę ubrań na środku garderoby. Poczułam ogarniającą mnie satysfakcję. Sam chciał, abym z nim pracowała. Zrobił wszystko, aby jego kaprys został zrealizowany. Pozostało mu jedynie ponieść konsekwencje swojej decyzji.

*

Bulk Homme to japońskie kosmetyki dla mężczyzn do pielęgnacji skóry. Azjatyckie produkty niezbędne dla zadbanego faceta. - przeczytałam najważniejszą informację dotyczącą produktu. - Jesteś już twarzą kosmetyków. - zauważyłam zerkając znad laptopa na Kyliana. Siedzieliśmy na dość wygodnej kanapie w jego salonie przeglądając oferty reklam, których mógł zostać twarzą. Niewinnie dodam iż odrzuciliśmy większość z nich. 
- Drużyna jest ich twarzą. - zaznaczył. - Chcę coś własnego. - podniósł się z zajmowanego miejsca. Odprowadziłam jego sylwetkę uważnym wzrokiem, po czym wróciłam do przeglądania informacji na temat owej marki kosmetyków.
- W swoim asortymencie mają też maseczki? - mruknęłam pod nosem.
- To dobre dla bab. - miejsce swojego brata zajął znudzony Ethan. - Znaczy się no ... dla kobiet. - odchrząknął. Uśmiechnęłam się pod nosem w odpowiedzi. - Jesteś dziewczyną Kyliana? 
- Chyba w jego snach.
- Nawet nie chcesz wiedzieć o czym śnię. - w salonie pojawił się starszy z braci Mbappé, któremu posłałam pełne politowania spojrzenie. - Dostałem kilka próbek. - podał mi pudełko z kosmetykami. Z nieukrywaną ciekawością otworzyłam żel do twarzy. Pachniał cudownie. I tak ... męsko! Miałam wrażenie, że miałam przyjemność je wyczuć.
- Używasz ich? - spytałam. W odpowiedzi kiwnął głową. Odchrząknęłam poprawiając swoje włosy. - Cóż. Same pozytywne recenzje widzę. I brak jakiegokolwiek zwierzątka, które by z ich powodu ucierpiało. Nie rozumiem jednak jednego. W jaki sposób masz zachęcić do kupna tych kosmetyków świecąc gołą klatą na dachu budynku? Kopiąc przy tym piłkę? - uniosłam idealnie wydepilowaną brew ku górze. 
- Widok jego gołej klaty jest dla sikających po nogach fanek, które nabiją miliony wyświetleń. Jakby miały czym się zachwycać. - mruknął Ethan. Nie mogąc się powstrzymać parsknęłam śmiechem. 
- Wypomnę Ci to gdy będziesz się nadymać przed lustrem.
- Ethan, Ty również grasz w piłkę? - zagadnęłam.
- Tak. Ale nie potrzebuję doradztwa bo potrafię się zachować.
- Uwielbiam go. - uśmiechnęłam się szeroko do Kyliana, który pociągnął młodszego brata za włosy. Zareagowałam błyskawicznie strzelając go po dłoniach. - Bo pomyślę, że to Ty jesteś młodszy. - pogroziłam mu.
- Intelektualnie jest. - dodał Ethan. - Umówisz się ze mną?
- Pewnie. - zaśmiałam się.
- Widzisz? - zwrócił się do brata. - Tak to się robi. A Ty się czaisz i czekasz na odpowiednią okazję. - wywrócił oczami, po czym zerwał się z kanapy i zniknął w holu. Pokręciłam rozbawiona głową i wróciłam do przeglądania ofert. Kylian wypuścił z ust powietrze i położył głowę na oparciu kanapy.
- A co to? - otworzyłam kopertę w której znajdowało się zaproszenie. Zmarszczyłam lekko brwi czytając jego treść. - Jakaś szkoła w Bondy zaprasza Cię na otwarcie sali gimnastycznej. Zabawne, ale nie ma tu daty. To Ty masz ją wybrać. Chyba im bardzo zależy na Twojej obecności, ale zapewne dostajesz takich zaproszeń mnóstwo.
- W kolejny piątek o piętnastej. To już postanowione.
- Chcesz przeciąć czerwoną wstążkę? - zażartowałam.
- Chce pokazać tym dzieciakom, że Bondy to nie dziura zabita dechami z której nie można się wydostać. W końcu jestem tego przykładem. - dodał poważnie. Uniosłam na niego zdezorientowany wzrok. - To moja była szkoła na przedmieściach Paryża. Wychowałem się tam. Sala gimnastyczna to ostatnia część projektu w którym brałem udział.
- Projektu?
- Nie chcesz wiedzieć jak ten budynek wyglądał przed remontem.
- Jesteś sponsorem tego remontu? - wydukałam.
- To złe słowo. Byłem im coś winien bo trochę tam napsociłem. Ale spokojnie. Na Ferrari mi starczyło. - puścił mi rozbawiony oczko. Nie podzielałam jego entuzjazmu bo poczułam ogarniający mnie wstyd. - Jeśli chcesz, możesz przyjechać na otwarcie. Ethan się na pewno ucieszy. - parsknął.
- To chyba nie jest dobry pomysł. - mruknęłam.
- Fakt. To chyba nie miejsce dla Ciebie.
- Uważasz mnie za rozpieszczoną księżniczkę? - oburzyłam się.
- Wyglądasz jak księżniczka dlatego to mogłoby być dla Ciebie niebezpieczne. Musiałbym załatwić Ci ochronę. Dina, Bondy to dzielnica uchodźców. - westchnął dostrzegając zapewne bunt na mojej twarzy. - Różne typy tam się kręcą. Blondynka o niebieskich oczach błyskawicznie rzuciłaby się wszystkim w oczy.
- Przesadzasz.
- Wiem co mówię. - uśmiechnął się pod nosem.
- Przepraszam? - w wejściu do salonu stanęła słynna Gisele, czyli osobista gosposia Kyliana. Przyznaje, byłam zaskoczona że nie biega tu dwudziestolatka w kusym uniformie. - Chciałam zapytać czy Twoja towarzyszka zostanie na kolacji. - posłała mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłam.
- Dziękuję, ale muszę odmówić. Powinnam już się zbierać. - zerknęłam na zegarek. - Z samego rana mam samolot do Madrytu. - wstałam z kanapy. Kylian błyskawicznie zaproponował, że odwiezie mnie do hotelu. I zrobił to, pomimo mojego sprzeciwu. Nie miałam jednak tej przyjemności, aby wsiąść do Ferrari. Kazał mi przez chwilę zaczekać w holu. Po kilku minutach, na dźwięk samochodowego klaksonu, wyszłam przed jego posiadłość. - Masz kolekcję samochodów? - spytałam wsiadając do czerwonego Range Rover'a.
- Jeszcze tylko BMW i ... - uciął.
- I?
- Nie uznasz mnie za rozpieszczonego gwiazdora? - nacisnął pedał gazu. Wbiłam w niego oczekujące spojrzenie. - Dwa Mercedesy. - dodał szybko. - Ale nie zrobisz mi czystki w garażu, prawda? - zerknął na mnie kątem oka.
- Nie tknę Twoich zabaweczek. - obiecałam. W myślach jednak dumałam nad niesprawiedliwością tego świata. Moje kochane Audi, które dostałam na osiemnaste urodziny od ojca, potrzebowało natychmiastowej wizyty w warsztacie z powodu cieknącego oleju. Byłam wręcz zmuszona przenieść się na rower oraz wcisnąć w metro. A ten tutaj mógł pięć razy dziennie zmieniać samochód. Częściej niż bieliznę! - Paryż jest piękny nocą. - westchnęłam opierając skroń o szybę. - Ale to nie Madryt i moje ukochane Gran Via.
- Myślałem, że Concha Espina. - kąciki jego ust lekko się uniosły.
- Znasz adres Santiago Bernabeu cwaniaku? - zaśmiałam się.
- Dina, miałaś przyjemność zwiedzić Paryż? - zgrabnie uniknął odpowiedzi na moje pytanie. Przytaknęłam obserwując ludzi na chodnikach. - Niech zgadnę, wieża Eiffla, Luwr i Łuk Triumfalny? - spytał z politowaniem.
- Kocham Luwr. - oburzyłam się.
- Ale nie znajdziesz w nim prawdziwego Paryża.
- Gdzie go znajdę?
- Umów się ze mną to Ci pokażę. - zaparkował przed hotelem i spojrzał na mnie z wyzwaniem. Uchyliłam usta sama nie wiedząc o mam mu odpowiedzieć. - Gdybyś miała chłopaka to bym się nie ośmielił. Ale sama przyznałaś, że to nic poważnego.
- Współpracujemy ze sobą. - przypomniałam mu.
- Jeden wieczór. Nikt się nie dowie. - puścił mi oczko.

***


Bracia Mbappé 😎