sobota, 19 października 2019

3. Leon.

Z niedowierzaniem wpatrywałam się w ciemne oczy, w których biła niezachwiana pewność siebie. Kąciki jego ust uniosły się w cwaniackim uśmiechu, który zirytował mnie nie bardziej niż jego słowa. Jego nonszalancka postawa pozostawiała wiele do życzenia. Ale cóż się dziwić skoro dzielił szatnię z największym piłkarskim pajacem, którym bez wątpienia był Neymar Junior.
Ojciec miał rację. Powinnam dość szybko domyślić się, że to właśnie jego chce Florentino Perez, jak i większość Madridismo. Sam zresztą podkreślił, że widziałby siebie w klubie z Madrytu, co przekreślało jakiekolwiek szanse na starania się o niego przez inne klubu. Jeśli piłkarz tego chciał, prezes Perez wyciągnąłby go nawet z największego bagna. Sama ich rozmowa była czysto przyjacielska, jednak miała na celu osobiste podkreślenie tego co już wiadome. Nie mogły tu paść oficjalne słowa, ponieważ nie byłoby to zgodne z pewnymi zasadami.
- Jak już wspomniałam, Real Madryt nie potrzebuje reklamy. - odchrząknęłam. - Szczególnie z mojej strony. Choć jestem w stanie zrozumieć pewne obawy. W końcu to klub dla profesjonalistów silnych mentalnie. Nie jedna gwiazda została w Madrycie zweryfikowana. - z premedytacją wbiłam szpilkę w męskie ego. Ku mojemu zdziwieniu jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- Czuję się zmotywowany pani słowami.
- Przepraszam bardzo, ale zostałem zatrzymany. - do naszego grona dołączył ojciec, który zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem. Wyczułam szansę na ucieczkę, za co w duchu podziękowałam niebiosom. Uchyliłam usta, aby w grzeczny sposób pożegnać się z męskim towarzystwem, jednak gwiazdor PSG był ode mnie zdecydowanie szybszy.
- Panie Mijatović, czy mógłbym poprosić pańską córkę o jeden taniec? - zapadła cisza. Pierwszy raz w życiu ktoś poprosił mojego ojca o taką rzecz! Żyła na szyi zaczęła mu niebezpiecznie pulsować, a wzrok Florentino Pereza wywiercał dziurę w jego twarzy. Byłam święcie przekonana, że gdyby ojciec w tym momencie odmówił, prezes rzuciłby się na niego z gołymi rękoma.
- To bez znaczenia czy się zgodzę czy nie. Dina i tak postąpi wbrew mej woli. Także proszę skierować to pytanie do niej. Wtedy istnieje większa szansa powodzenia.
- Uczyni mi pani ten zaszczyt? - piłkarz wysunął ku mnie dłoń. Przełknęłam ślinę czując narzuconą na siebie presję. Musiałam przyznać, że mało który mężczyzna w obecnych czasach poprosiłby kobietę o towarzystwo w tańcu w taki sposób. Staroświecki, aczkolwiek bardzo miły. Wolałam jednak zachować czujność. Zawsze istniała możliwość, iż stronił sobie po prostu żarty.
- Dobrze. - skinęłam głową i ruszyłam w stronę parkietu.
- Jest pani ciekawą osobą, Dino Mijatović. - usłyszałam za swoimi plecami. Westchnęłam ciężko słysząc pierwsze takty znajomej piosenki. Poczułam się jakbym ogrywała główną rolę w tandetnej komedii romantycznej w oklepanej scenie. Nagle zmieniająca się muzyka z tej żywszej na wolniejszą, aby główni bohaterowie mogli podczas tańca zrozumieć, iż świata po za sobą nie widzą. I żyli długo i szczęśliwie. Pozostało jedynie otrzeć łzy wzruszenia.
- Dina. - stanęłam na przeciwko niego. - Jesteśmy rówieśnikami, więc to dziwne iż mówisz do mnie per "pani". Chyba, że wyglądam staro.
- Chciałem uniknąć tekstu "nie przypominam sobie, abyśmy byli na Ty". - położył dłoń na dole moich pleców i delikatnie do siebie przysunął. - A co najważniejsze, jestem dżentelmenem gdy mam na sobie elegancki garnitur. - uśmiechnął się, po czym splótł nasze palce ze sobą. Drugą dłoń ułożyłam na jego umięśnionym ramieniu i dałam poprowadzić się w tańcu. Cóż, nie tylko pod bramką radził sobie bardzo dobrze. - Kylian.
- Wiem. - parsknęłam.
- Dużo o mnie wiesz. - uniósł brew ku górze.
- Znam Twoją piłkarską stronę. Zastanawia mnie tylko, czy jesteś tym, na którego wszyscy czekają. Godny następca Ronaldo i Messiego. - przyjrzałam się uważnie jego twarzy. - Zostając w PSG raczej nie masz na to szans. To oczywiście osobista opinia, a nie próba przekonania Cię do transferu.
- Nie mam zamiaru być drugim Ronaldo czy drugim Messim. Mam swoje nazwisko. Chcę, aby ludzie w ten sposób mnie postrzegali. - spoważniał.
- To zrozumiałe.
- A Ty? Perez wspomniał, że rozpoczynasz karierę agenta.
- Agenta od wizerunku. - podkreśliłam. - Chcę pracować z chłopcami, którzy dopiero wchodzą w wielki piłkarski świat. Nie jeden, któremu wróżono świetlaną przyszłość, zaprzepaścił wszystko bo sodówka uderzyła mu do głowy. Wystarczy posiadać obok siebie złego doradcę bądź egoistycznego rodzica, który chce wycisnąć z klubu jak najwięcej. Jednak prezes przesadził w swoich słowach. Jestem tylko stażystką i studentką. - wzruszyłam ramionami. - Na razie parzę najlepszą kawę w Best of You Sports.
- Od czegoś zawsze trzeba zacząć. Twój ojciec chyba nie bardzo był zadowolony z wybranej przez Ciebie drogi? - zagadnął. Zmarszczyłam czoło, nie bardzo rozumiejąc o czym on mówi. - Wspomniał, że zawsze postępujesz wbrew jego woli.
- Zabroniłam mu ingerować w swoje życie.
- Masz charakterek. - zaśmiał się.
- Chcę sama coś osiągnąć. Bez niczyjej pomocy czy koneksji.
- To tak jak ja chcę sam decydować o swoim życiu. Nie potrzebuje doradców oraz argumentów za i przeciw. Sam doskonale wiem, jak ma potoczyć się moja dalsza kariera. Jednak ojciec czy prezesi klubów mają mnie za gówniarza, za którego trzeba podejmować decyzję.
- Czyli taniec ze mną był wymówką przed męczącą rozmową?
- Uratowałem nas oboje. Ty również chciałaś zwiać.
- Wiedziałam, że ten teatrzyk miał drugie dno. - westchnęłam.
- Mówisz to tak, jakby taniec ze mną był katorgą. - kąciki jego ust lekko się uniosły. - A przecież nie stanąłem Ci na stopie. - w tym samym momencie coś otarło się o mojego buta. Kątem oka dostrzegłam mały kształt przemieszczający się szybko przez parkiet. Wzdrygnęłam się w naturalnym odruchu i odskoczyłam wprost w męskie ramiona. - Co to było? - zaśmiał się obejmując mnie ramieniem. Wytężył wzrok w miejsce gdzie zniknęła mała paskuda.
- Leon. - jęknęłam.
- Że co? - parsknął.
- Szczur na baterie. - odsunęłam się od niego zażenowana. Przez kilka sekund tkwiłam przyczepiona do męskiej klatki piersiowej. Dodam iż dość starannie wyrzeźbionej. Można było to wyczuć przez koszulę. - Córka Luki przemyciła na galę swojego pupilka. Zarekwirowałam go i schowałam do swojej torebki. A potem go oddałam, naiwnie sądząc iż Ema dotrzyma obietnicy i go nie wykorzysta.
- Żartujesz, prawda? - przez kilka sekund patrzył na mnie uważnie, aby po chwili wybuchnąć śmiechem. Niestety, ale ja nie podzielałam jego entuzjazmu. - O wibratorach w kobiecej torebce słyszałem, ale żeby o szczurach na baterie?
- Że co proszę?
- To był żart.
- Chamski żart. Chociaż z drugiej strony, nie powinno mnie to dziwić. - posłałam mu oburzone spojrzenie, po czym szybkim krokiem zeszłam z parkietu. Przez krótką chwilę wydawało mi się, iż swoją pierwszą opinię na jego temat wydałam zbyt wcześnie. Był świetnym piłkarzem, jednym z najlepszych, ale jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Niektóre gwiazdy czuły się zbyt pewnie w blasku swojej sławy.
- Jestem bardzo zawiedziona Twoim zachowaniem. - w korytarzu natknęłam się na Vanję, która stała nad zawstydzoną Emą. - Znów nie dotrzymałaś danej obietnicy, więc ja nie dotrzymam swojej. Możesz zapomnieć o kupnie kotka.
- Ale mamusiu! Obiecałaś!
- Ty również obiecałaś i co z tego wyszło? - westchnęła ciężko. - Jeśli jest Ci przykro to wyobraź sobie, że ja się tak czuję za każdym razem gdy nie dotrzymujesz danych mi obietnic. A teraz idziemy poszukać Ivana i wracamy do hotelu. - rozkazała, choć w jej głosie nadal można było wyczuć troskę.
- A tatuś? - szepnęła.
- Tata wróci później bo to jego wieczór.
- Vanja, może ja ją zabiorę? - wtrąciłam się niewinnie. - Powinnaś zostać z Luką i wspólnie świętować ten sukces. Ivan również jest zachwycony obecnością tylu gwiazd.
- Nie ma mowy, Dina. Nie przyszłaś tutaj jako niania moich dzieci. Cieszyłaś się na ten wieczór, więc powinnaś zostać do samego końca.
- Szczerze mówiąc mam dość tego wieczoru. Moje zdanie o samej gali już znasz, a przyjęcie wcale lepsze nie jest. Dodatkowo ktoś skutecznie pozbawił mnie ochoty na dalszą zabawę. Wytłumaczę Ci wszystko na spokojnie jutrzejszego dnia. - obiecałam. Vanja przez chwilę biła się z myślami. Była zła na Emę i chciała dać jej karę, ale z drugiej strony wiedziała jaki to ważny wieczór dla jej męża. Powinna trwać w tym momencie u jego boku.
- Ale nie mówisz tego ...
- Po prostu chcę stąd wyjść. - westchnęłam ciężko.
- No dobrze. - poddała się. - Masz być grzeczna. - zwróciła się do córki, która posłusznie chwyciła mnie za dłoń. - Po powrocie do hotelu weźmiesz kąpiel, a potem prosto udasz się do łóżka. Bez marudzenia, zrozumiano?
- Dobrze mamusiu. Ale Leon się zgubił!
- Dość! Nawet nie chcę słyszeć o tym szczurze. - zastrzegła. Zrozpaczona Ema spuściła swoją główkę, powodując we mnie wyrzuty sumienia. Pożegnawszy się z jej matką, pociągnęłam dziewczynkę za drobną rączkę w stronę wyjścia z budynku. Na całe szczęście nie musiałyśmy długo czekać na taksówkę.
Ema nie odezwała się przez całą drogę nawet słowem, co w jej przypadku było dość podejrzliwe. Wiedziałam jednak, że Vanja miała sporo racji. Dziewczynka powinna przemyśleć swoje postępowanie i wysunąć odpowiednie wnioski. Nie można było darować jej tej psoty z powodu małej ilości lat. Posłusznie wzięła kąpiel, a następnie wsunęła się pod kołdrę.
- Czy mamusia mi kiedyś wybaczy? - szepnęła.
- Oczywiście, że tak. - pogładziłam z uśmiechem jej główkę. - Powinnaś ją jednak przeprosić i przyznać się do winy. Zachowałaś się bardzo nie ładnie. Nie można psocić na tak ważnych wydarzeniach. W ogóle nie można psocić.
- Już nie będę. - obiecała. - Z mojej winy Leon został sam. Tęsknie za nim. - wtuliła się ze smutną minką w poduszkę. Westchnęłam ciężko. Ema mogła psocić do woli, jednak wystarczyło, abyśmy spojrzeli na jej uroczą twarz, a byliśmy w stanie wybaczyć jej wszystko. Była tylko dzieckiem i pewnych rzeczy nadal nie rozumiała. W przeciwieństwie do o wiele większych chłopców, którzy byli zwykłymi chamami.

*

Kolejny dzień w Paryżu przywitał nas depresyjną pogodą, która na całe szczęście nie miała wpływu na nasze humory. Śniadanie w towarzystwie najlepszego piłkarza na świecie nie zdarzało się codziennie. Z uśmiechem zajadałam francuskie tosty, przysłuchując się podekscytowanemu głosowi Ivana, opowiadającemu o spotkaniu swoich największych idoli. Chłopiec był zachwycony wczorajszym wieczorem. Z kolei Ema, po przeproszeniu swoich rodziców, siedziała grzecznie obok mamy. W jej oczkach można było jednak dostrzec smutek, spowodowany stratą pupila.
Wraz z Vanją usiadłyśmy na wygodnej kanapie, popijając aromatyczną kawę. W akompaniamencie rytmicznego deszczu odbijającego się od szklanych drzwi tarasowych, opowiedziałam jej o całej sytuacji z gwiazdorem PSG.
- Mężczyźni to małe dzieci. - odłożyła porcelanową filiżankę na szklany stolik. - Robią z siebie głupków, żeby nam zaimponować. Widocznie to działało na inne kobiety.
- Swoją głupią gadką nie przekona mnie do zobaczenia go oczami wyobraźni w koszulce Realu Madryt. - prychnęłam zarzucając swoje długie włosy na plecy.
- Florentino Perez i Madridistas widzą to dość wyraźnie.
- Widzą jego umiejętności piłkarskie. Gdyby nie otwierał ust, z chęcią dołączyłabym do ich grona. - mruknęłam, a Vanja zaniosła się śmiechem. - Nie potrzebujemy w Madrycie pajaca. Skończymy jak Barcelona z Neymarem.
- Skończmy dyskusję o piłce nożnej i powróćmy do pierwotnego tematu. - upiła łyk kawy. - Chciał Ci zaimponować jako zwykły chłopak, a nie piłkarz światowego formatu.
- Tekstem o wibratorze? - zironizowałam.
Vanja chciała mi odpowiedzieć, jednak pukanie do drzwi skutecznie jej to uniemożliwiło. Podniosłam się z kanapy i żwawym krokiem podeszłam do wejścia. Widok kuriera, który zapytał o moją osobę, bardzo mnie zaskoczył. Mężczyzna podał mi eleganckie pudełko oraz drugie, o wiele mniejsze, przewiązane różową wstążką. Zdezorientowana odłożyłam wszystko na stolik.
- Co to?
- Nie mam pojęcia. - uniosłam wieczko. Moim oczom ukazały się piękne białe róże, które mimowolnie wywołały napływ przyjemnego uczucia. Chwyciłam do rąk liścik, upewniając się, czy aby na pewno jestem adresatką owych kwiatów. Drżącymi dłońmi wyciągnęłam zostawioną dla mnie wiadomość.


Przepraszam.

- Myśli, że mnie kupi? - prychnęłam wściekle.
- Są piękne. - zauważyła Vanja.
- Napis na pudełku aż krzyczy "jesteśmy drogie".
- Jakoś nie wyobrażam sobie Kyliana Mbappe wchodzącego do pierwszej lepszej kwiaciarni. - zaśmiała się pod nosem, po czym wzięła do rąk pudełeczko. - Sam gest się liczy. Chciał Cię przeprosić. Co jest w drugim pudełku?
- Kolejny drogi drobiazg, który ma mnie udobruchać. - odwiązałam wstążeczkę. - Co on sobie myśli? Że jestem jedną z tych materialistek, które się wokół niego kręcą? Które na widok metki dostają orgazmu? To jeszcze mnie nie zna! - uniosłam wieczko i pisnęłam przerażona. Vanja zaniosła się śmiechem, kompletnie nie przejmując się moją zszokowaną miną.
- Leon! - krzyknęła szczęśliwa Ema, dostrzegając swojego pupila w pudełku. Przytuliła go mocno do siebie i uciekła do sypialni.
- On nie chce mnie udobruchać. On chce mnie zabić.


Obecność Leona na gali wziąłem na siebie. Oddaj go proszę właścicielce, która na pewno za nim tęskni.


***


😎

sobota, 5 października 2019

2. Bonjour Paris!

Miasto miłości. Mekka zakochanych. Specyficzna atmosfera sprzyjającą romansom. Coś zdecydowanie było ze mną nie tak, skoro kompletnie tego nie odczuwałam. Dla mnie Paryż bez wątpienia był jednym z najpiękniejszych miast świata, kochanym za niepowtarzalną atmosferę oraz czar. Niezliczona ilość zabytków z Wieżą Eiffla, Luwrem oraz Łukiem Triumfalnym na czele, za każdym razem robiła na mnie nie małe wrażenie. Niesprawiedliwie nazywane Symbolami Zakochanych, zostały sprowadzone do poziomu tandetnych Walentynkowych upominków. Święto Zakochanych przez cały rok? Tylko i wyłącznie w Paryżu!
Jednak stolica Francji to nie tylko zabytki oraz romantyczna aura. To równie świetna zabawa, którą zapewniał słynny Disneyland. Parę miesięcy temu obiecałam dzieciakom Luki, iż wybiorę się z nimi do tego magicznego miejsca. Oczywiście musiały mi przypomnieć o złożonej im przysiędze w odpowiednim ku temu momencie. Bo skoro wszyscy jedziemy do Paryża to czemu by nie skorzystać?
I właśnie w ten sposób przybyłam do Francji dzień przed galą. Razem z Vanją i jej dziećmi spędziłyśmy szalony dzień wśród bajkowych postaci. Karuzela z kolorowymi filiżankami, Zamek Śpiącej Królewny, labirynt Alicji w Krainie Czarów czy rollercoaster Indiany Jonesa były najprawdziwszymi maszynami do cofnięcia się w czasie. Znów byłam małą Diną, która za dobre oceny została zabrana przez rodziców w to bajeczne miejsce. Widziałam rozbawioną twarz mamy oraz udawane przerażenie taty, który przy każdej atrakcji powtarzał, że jestem bardziej odważna od niego. Czasami lepiej byłoby pozostać dzieckiem i nie rozumieć brutalności tego świata.
- Jesteś gotowa? - usłyszałam za swoimi plecami. Oderwałam zamyślony wzrok od widoku nocnego Paryża, po czym odwróciłam się w stronę ojca. Stał w wejściu na taras, ubrany w elegancki garnitur. Zawsze wyglądał dobrze i stosownie do sytuacji. - Wyglądasz pięknie. - odchrząknął. - Ale załóż proszę coś na siebie, to dopiero początek grudnia.
- Znów zaczynasz.
- No dobrze. - westchnął. - Obiecałem, więc słowa dotrzymam.
- Powiedzmy, że Ci wierzę. - poprawiłam mu krawat.
- Można? - uśmiechnął się delikatnie wysuwając ku mnie swoje ramię. Zaśmiałam się, lecz z przyjemnością przyjęłam ten gest. - Jutro, zamiast o zwycięzcy Złotej Piłki, będą pisać o tym, jaką piękną córkę ma Predrag Mijatović.
- Raczej kim jest ta piękność. - droczyłam się z nim.
- Na samym wejściu zaznaczę, że jesteś moją córką. - oznajmił otwierając przede mną drzwi do samochodu. - Jeszcze tego brakowało, aby któryś próbował Cię poderwać.
- Sama potrafię dać im kosza. - zachichotałam.
- Musiałabyś nie nazywać się Mijatović.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, po czym zerknęłam na mijające przez nas ulice Paryża. Miasto właśnie rozpoczynało swoje nocne życie. W knajpkach zrobiło się gwarno, a muzyka stała się jakby głośniejsza. Sama czułam lekkie podekscytowanie związane z dzisiejszym wieczorem. Nigdy nie brałam udziału w takim wydarzeniu. Czerwony dywan, błyski fleszy, bycie w centrum chwilowego zainteresowania ... musiałam przyznać iż lekko mnie to przerażało. Chciałam jednak, aby Luka czuł wsparcie nie tylko swojej rodziny, ale i przyjaciół. Był faworytem do zwycięstwa, lecz można było odczuć iż Francuzi nie są z tego powodu zadowoleni. Jako obecni Mistrzowie Świata najchętniej widzieliby swojego rodaka ze Złotą Piłką w dłoniach. Indywidualnie żaden z nich nie mógł równać się w tym roku z naszym małym magikiem. W końcu to on został najlepszym graczem turnieju w Rosji, mimo przegranego finału przeciwko Francji. O zdobyciu trzeciej Ligi Mistrzów z rzędu z Realem Madryt nie wspominając. Bolało mnie jednak umniejszanie dokonań mojego przyjaciela tylko dlatego iż pochodził z małego kraju. Dawid znów zagrał na nosie Goliatowi.
Dzisiejsza gala miała odbyć się w Grand Palais, czyli w dużej, przeszklonej hali wystawowej. Poczułam lekki atak paniki gdy nasza taksówka zatrzymała się przy samym wejściu. Pierwszy wysiadł ojciec, po czym wyciągnął ku mnie dłoń. Wzięłam głęboki oddech i odważnie ruszyłam jego śladem. Vanja miała rację. Blask fleszy to jedna z najgorszych rzeczy jaka może człowieka spotkać. Idąc za jej radami przeżyłam całą drogę do wejścia na główną salę, nie kompromitując się przed całym piłkarskim światem.
Wnętrze robiło spore wrażenie. Swoim wyglądem hala przypominała Pałac Kryształowy w Madrycie. Rozstawione wokół reflektory nadawały wnętrzu specyficzny klimat, który zapierał dech w piersiach. Zostawiona sama sobie, rozejrzałam się dyskretnie za jakąkolwiek znajomą osobą. Nie mogłam przez cały czas trzymać się ramienia ojca, bo był on częścią oficjalnej delegacji Realu Madryt.
- Ciociu! - mała rączka chwyciła się mojej dłoni.
- A cóż to za śliczna młoda dama? - kucnęłam na przeciwko zarumienionej Emy. - Cukiereczku, wyglądasz cudownie. Mam rozumieć, że sukienki wcale nie są takie złe? - szepnęłam konspiracyjnie. Nasza mała chłopczyca jedynie westchnęła ciężko.
- Rajstopki mnie drapią. - poskarżyła się.
- Wytrzymasz. Kto, jak nie Ty? - pogładziłam jej pyzaty policzek. - Masz uroczą torebeczkę. - zerknęłam w stronę kotka na złotym paseczku. Ema rozejrzała się dyskretnie wokół, po czym przybliżyła się do mnie bardziej. Rozsunęła zamek i kazała zajrzeć mi do środka. - Co to? - wydukałam.
- Szczur na baterie. - zachichotała.
- Po co Ci szczur na baterie?
- Wymyśliłam psotę!
- Ale że tutaj? - wytrzeszczyłam na nią swoje oczy. Ema miała różne pomysły, ale dzisiaj przebiła samą siebie. Gdy kiwnęła potwierdzająco głową, musiałam stanąć na swojej własnej, aby uratować tą galę przed sztucznym gryzoniem. - Nie ma mowy Ema. To zbyt ważny wieczór.
- Ciociu! - jęknęła.
- Proszę mi go natychmiast oddać. - zarządziłam stanowczo. Obrażona sześciolatka niechętnie oddała mi swojego podopiecznego. Moja pierwsza wielka gala i to ze szczurem w torebce. Po prostu lepiej być nie mogło.
- Nazywa się Leon. Opiekuj się nim.
- Utniemy sobie pogawędkę gdy zrobi się nudno. - mruknęłam, po czym wysłałam Emę w stronę rodziny. Sama usiadłam na wyznaczanym dla mnie miejscu i niecierpliwie oczekiwałam rozpoczęcia całego widowiska.
Niestety, ale tak jak podejrzewałam, Francuzi urządzili sobie kółeczko wzajemnej adoracji. Od samego początku starali się wysuwać na pierwszy plan Antoine Griezmann'a, który walczył o zwycięstwo z Luką i  Cristiano Ronaldo. Już sama jego kandydatura była nieporozumieniem. Większość obiektywnych kibiców piłki nożnej widziała na tym miejscu Kylian'a Mbappé bądź Paula Pogbę, którzy mieli o wiele większy wpływ na wygrane Mistrzostwo Świata niż ich rodak.
Samo prowadzenie gali pozostawiało wiele do życzenia. Wynajęty DJ stronił sobie żenujące żarty, na które ludzie reagowali wymuszonymi uśmiechami. Jednak czarę goryczy przelała chwila w której poprosił najlepszą piłkarkę roku o zakręcenie pupą. Na sali zapanowała niezręczna cisza. Ja sama nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Tak chamskiego i szowinistycznego tekstu nie spodziewałam się podczas takiego wydarzenia.
- Nie zdziwię się jeśli na siłę i wbrew wynikom wcisną Złotą Piłkę Griezmann'owi. - mruknął mój ojciec pod nosem.
- Żałuję że wzięłam małej Leona. - szepnęłam.
- Słucham?
- Nie ważne. - machnęłam dłonią. Miałam ochotę wyciągnąć gryzonia z torebki i puścić go w stronę sceny. Byłoby to idealnym podsumowaniem tego żenującego wieczoru.
Na całe szczęście nadeszła najważniejsza chwila. Z mocno bijącym sercem oczekiwałam ogłoszenia wyników. Jak na złość prowadzący wprowadził nerwową atmosferę, ociągając się z wyczytaniem imienia i nazwiska najlepszego zawodnika 2018 roku. Wierzyłam, że będzie nim Luka, ale po godzinie spędzonej w tym towarzystwie, mogłam się spodziewać wszystkiego.
Nie jestem w stanie opisać tego co poczułam gdy padły najważniejsze słowa. Luka Modrić. Po prostu nie mogło być inaczej! Szeroki uśmiech pojawił się na moich ustach, a do oczu napłynęły łzy wzruszenia. Swoją ciężką pracą, skromnością oraz wolą walki zasłużył na to jak mało kto. Odwróciłam głowę w stronę Vanji, która wpatrzona w swojego męża ukradkiem ocierała łzy. Luka wyszedł na scenę i z uśmiechem przywitał się z publicznością. Mało co pamiętam z jego przemówienia. Wiem, że głos mu się łamał i z niedowierzaniem spoglądał na nagrodę w swoich dłoniach.
Po chwili na telebimie pojawiła się pani Kolinda Grabar-Kitarović, prezydent Chorwacji, która pogratulowała Luce sukcesu i zapewniła iż cały kraj jest z niego dumny. Jej miejsce zajęli rodzice, którzy ze wzruszeniem przekazali mu słowa pełne miłości oraz dumy. Na sam koniec wyświetlono zdjęcia wszystkich zawodników Realu Madryt, którzy byli laureatami Złotej Piłki. Przewodniczący zaprosił na scenę Florentino Pereza, który mocno uciskał Lukę.
- Stary wyga znów najlepszy. - rzucił mój ojciec z rozbawieniem. - Patrz tylko jaki stoi dumny i napawa się chwałą najlepszego klubu na świecie. Mało kto wie, że rozpoczął kolejne polowanie. Na tej sali siedzi kolejny zwycięzca Złotej Piłki, który prędzej czy później wyląduje w Madrycie. Już jego w tym głowa!
- O kim mówisz? - zainteresowałam się.
- Nie mów mi, że się nie domyślasz. - odwrócił głowę w stronę sceny i w skupieniu przysłuchiwał się słowom prezesa Realu Madryt. Zmarszczyłam brwi spoglądając w stronę pierwszych rzędów. Każdy z nich był łączony z Królewskim klubem.
Oficjalna część gali dobiegła końca. Na sali zrobiło się nie małe poruszenie, ponieważ każdy chciał pogratulować zwycięzcy. Miałam ten przywilej iż mogłam być jedną z pierwszych, oczywiście po rodzinie. Wyściskałam Lukę za wszystkie czasy, obiecując iż świętować będziemy we własnym gronie. Taktownie odsunęłam się na bok, biorąc ze sobą znudzoną Emę.
- Ciociu, oddasz mi Leona?
- Pod warunkiem, że go nie puścisz. Obiecujesz?
- No dobrze. - westchnęła. Ukradkiem oddałam jej własność i pociągnęłam w stronę sali, na której miało odbyć się przyjęcie. Każdy otrzymał lampkę szampana, którego wypito na cześć Luki Modricia. Po chwili puszczono muzykę, a ludzie zaczęli tworzyć grupki i ze sobą rozmawiać.
- I jak wrażenia? - zagadnęła mnie Vanja, gdy zmęczone całym zamieszaniem usiadłyśmy na dość wygodnej sofie.
- Szczerze mówiąc jestem rozczarowana. - upiłam łyk wody z lodem. - Zdecydowanie inaczej wygląda to w telewizji. Poziom tegorocznej gali upadł na samo dno z powodu sodówki, która uderzyła Francuzom. Było o wiele lepiej gdy FIFA i UEFA wspólnie organizowały takie wydarzenia.
- Zgadzam się.
- I ten tekst o kręceniu pupą! Ta dziewczyna musiała poczuć się okropnie. - oburzyłam się. - Ema powinna w tym momencie puścić Leona.
- Skąd wiesz o tym wstrętnym Leonie? - spojrzała na mnie uważnie. Uchyliłam usta, jednak Vanja nie potrzebowała moich wyjaśnień. Sama się domyśliła. W końcu była matką trójki dzieci, które znała jak własną kieszeń. - Matko Boska, wzięła go ze sobą?! - "krzyknęła" szeptem. - Muszę ją natychmiast znaleźć! - zerwała się ze swojego miejsca.
- Obiecała, że go nie puści.
- Ema? Krzyżuje paluszki, gdy coś obiecuje!
- Pomogę Ci ją poszukać. - zaoferowałam się. W końcu duża wina za tą sytuację spoczywała na moich barkach. Odłożyłam pustą szklankę na stolik i ruszyłam w przeciwną stronę niż Vanja. Przedzierałam się pomiędzy ludźmi próbując dostrzec sześciolatkę. Wytężyłam swój słuch, modląc się w myślach o to, aby ktoś nagle nie zaczął wrzeszczeć z przerażenia. Miałam ochotę zacząć wypytywać mijające osoby o zaginione dziecko, ale co miałam niby powiedzieć? Przepraszam, czy nie widzieli państwo sześciolatki ze szczurem w rękach?
W oddali zobaczyłam Florentino Pereza rozmawiającego z dwoma mężczyznami. Mogłam jego zapytać o Emę, ale nie chciałam przeszkadzać w interesach, które zapewne przeprowadzał. O dziwo sam mnie zauważył i przywołał do siebie gestem dłoni.
- Dino, nie widziałaś może swojego ojca?
- Niestety, ale nie. Za to ja szukam małej Emy Modrić. Powiedzmy, że znów psoci. - szepnęłam konspiracyjnie. Kąciki ust Pereza lekko się uniosły, jednak i jemu w oczy nie rzuciła się sześciolatka. - Cóż, nie będę przeszkadzać.
- Wcale nie przeszkadzasz. - objął mnie ramieniem. Doskonale znałam tą minę. Grał na zwłokę dopóki mój ojciec nie znajdzie się w zasięgu jego wzroku. - Panowie pozwolą. To Dina Mijatović, córka Predrag'a, który chwilowo nam się zawieruszył. Dina rozpoczyna swoją karierę jako Agent od wizerunku. Może Ty podasz odpowiedni argument temu dżentelmenowi, który przekona go do zostania graczem Królewskich. - wskazał dobrze znanego mi piłkarza.
- Panie Perez obydwoje doskonale wiemy, że Real Madryt nie musi przekonywać. Argument ma tylko dwa słowa. Real Madryt. Jeśli nie wywołują one przyjemnych dreszczy nie ma sensu tracić czasu na dyskusje. - zerknęłam na chłopaka, który uśmiechnął się pod nosem.
- Wydaje mi się, że tylko pani może mnie przekonać.

***

Trochę przynudziłam was dzisiaj opisem gali, ale to było bardzo potrzebne :) Kto wie, może pomiędzy wierszami uda wam się domyślić kogo wam przedstawię w kolejnym rozdziale :)


PS. Nowość na 👇

http://seguro-que-volvera.blogspot.com/