sobota, 5 października 2019

2. Bonjour Paris!

Miasto miłości. Mekka zakochanych. Specyficzna atmosfera sprzyjającą romansom. Coś zdecydowanie było ze mną nie tak, skoro kompletnie tego nie odczuwałam. Dla mnie Paryż bez wątpienia był jednym z najpiękniejszych miast świata, kochanym za niepowtarzalną atmosferę oraz czar. Niezliczona ilość zabytków z Wieżą Eiffla, Luwrem oraz Łukiem Triumfalnym na czele, za każdym razem robiła na mnie nie małe wrażenie. Niesprawiedliwie nazywane Symbolami Zakochanych, zostały sprowadzone do poziomu tandetnych Walentynkowych upominków. Święto Zakochanych przez cały rok? Tylko i wyłącznie w Paryżu!
Jednak stolica Francji to nie tylko zabytki oraz romantyczna aura. To równie świetna zabawa, którą zapewniał słynny Disneyland. Parę miesięcy temu obiecałam dzieciakom Luki, iż wybiorę się z nimi do tego magicznego miejsca. Oczywiście musiały mi przypomnieć o złożonej im przysiędze w odpowiednim ku temu momencie. Bo skoro wszyscy jedziemy do Paryża to czemu by nie skorzystać?
I właśnie w ten sposób przybyłam do Francji dzień przed galą. Razem z Vanją i jej dziećmi spędziłyśmy szalony dzień wśród bajkowych postaci. Karuzela z kolorowymi filiżankami, Zamek Śpiącej Królewny, labirynt Alicji w Krainie Czarów czy rollercoaster Indiany Jonesa były najprawdziwszymi maszynami do cofnięcia się w czasie. Znów byłam małą Diną, która za dobre oceny została zabrana przez rodziców w to bajeczne miejsce. Widziałam rozbawioną twarz mamy oraz udawane przerażenie taty, który przy każdej atrakcji powtarzał, że jestem bardziej odważna od niego. Czasami lepiej byłoby pozostać dzieckiem i nie rozumieć brutalności tego świata.
- Jesteś gotowa? - usłyszałam za swoimi plecami. Oderwałam zamyślony wzrok od widoku nocnego Paryża, po czym odwróciłam się w stronę ojca. Stał w wejściu na taras, ubrany w elegancki garnitur. Zawsze wyglądał dobrze i stosownie do sytuacji. - Wyglądasz pięknie. - odchrząknął. - Ale załóż proszę coś na siebie, to dopiero początek grudnia.
- Znów zaczynasz.
- No dobrze. - westchnął. - Obiecałem, więc słowa dotrzymam.
- Powiedzmy, że Ci wierzę. - poprawiłam mu krawat.
- Można? - uśmiechnął się delikatnie wysuwając ku mnie swoje ramię. Zaśmiałam się, lecz z przyjemnością przyjęłam ten gest. - Jutro, zamiast o zwycięzcy Złotej Piłki, będą pisać o tym, jaką piękną córkę ma Predrag Mijatović.
- Raczej kim jest ta piękność. - droczyłam się z nim.
- Na samym wejściu zaznaczę, że jesteś moją córką. - oznajmił otwierając przede mną drzwi do samochodu. - Jeszcze tego brakowało, aby któryś próbował Cię poderwać.
- Sama potrafię dać im kosza. - zachichotałam.
- Musiałabyś nie nazywać się Mijatović.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, po czym zerknęłam na mijające przez nas ulice Paryża. Miasto właśnie rozpoczynało swoje nocne życie. W knajpkach zrobiło się gwarno, a muzyka stała się jakby głośniejsza. Sama czułam lekkie podekscytowanie związane z dzisiejszym wieczorem. Nigdy nie brałam udziału w takim wydarzeniu. Czerwony dywan, błyski fleszy, bycie w centrum chwilowego zainteresowania ... musiałam przyznać iż lekko mnie to przerażało. Chciałam jednak, aby Luka czuł wsparcie nie tylko swojej rodziny, ale i przyjaciół. Był faworytem do zwycięstwa, lecz można było odczuć iż Francuzi nie są z tego powodu zadowoleni. Jako obecni Mistrzowie Świata najchętniej widzieliby swojego rodaka ze Złotą Piłką w dłoniach. Indywidualnie żaden z nich nie mógł równać się w tym roku z naszym małym magikiem. W końcu to on został najlepszym graczem turnieju w Rosji, mimo przegranego finału przeciwko Francji. O zdobyciu trzeciej Ligi Mistrzów z rzędu z Realem Madryt nie wspominając. Bolało mnie jednak umniejszanie dokonań mojego przyjaciela tylko dlatego iż pochodził z małego kraju. Dawid znów zagrał na nosie Goliatowi.
Dzisiejsza gala miała odbyć się w Grand Palais, czyli w dużej, przeszklonej hali wystawowej. Poczułam lekki atak paniki gdy nasza taksówka zatrzymała się przy samym wejściu. Pierwszy wysiadł ojciec, po czym wyciągnął ku mnie dłoń. Wzięłam głęboki oddech i odważnie ruszyłam jego śladem. Vanja miała rację. Blask fleszy to jedna z najgorszych rzeczy jaka może człowieka spotkać. Idąc za jej radami przeżyłam całą drogę do wejścia na główną salę, nie kompromitując się przed całym piłkarskim światem.
Wnętrze robiło spore wrażenie. Swoim wyglądem hala przypominała Pałac Kryształowy w Madrycie. Rozstawione wokół reflektory nadawały wnętrzu specyficzny klimat, który zapierał dech w piersiach. Zostawiona sama sobie, rozejrzałam się dyskretnie za jakąkolwiek znajomą osobą. Nie mogłam przez cały czas trzymać się ramienia ojca, bo był on częścią oficjalnej delegacji Realu Madryt.
- Ciociu! - mała rączka chwyciła się mojej dłoni.
- A cóż to za śliczna młoda dama? - kucnęłam na przeciwko zarumienionej Emy. - Cukiereczku, wyglądasz cudownie. Mam rozumieć, że sukienki wcale nie są takie złe? - szepnęłam konspiracyjnie. Nasza mała chłopczyca jedynie westchnęła ciężko.
- Rajstopki mnie drapią. - poskarżyła się.
- Wytrzymasz. Kto, jak nie Ty? - pogładziłam jej pyzaty policzek. - Masz uroczą torebeczkę. - zerknęłam w stronę kotka na złotym paseczku. Ema rozejrzała się dyskretnie wokół, po czym przybliżyła się do mnie bardziej. Rozsunęła zamek i kazała zajrzeć mi do środka. - Co to? - wydukałam.
- Szczur na baterie. - zachichotała.
- Po co Ci szczur na baterie?
- Wymyśliłam psotę!
- Ale że tutaj? - wytrzeszczyłam na nią swoje oczy. Ema miała różne pomysły, ale dzisiaj przebiła samą siebie. Gdy kiwnęła potwierdzająco głową, musiałam stanąć na swojej własnej, aby uratować tą galę przed sztucznym gryzoniem. - Nie ma mowy Ema. To zbyt ważny wieczór.
- Ciociu! - jęknęła.
- Proszę mi go natychmiast oddać. - zarządziłam stanowczo. Obrażona sześciolatka niechętnie oddała mi swojego podopiecznego. Moja pierwsza wielka gala i to ze szczurem w torebce. Po prostu lepiej być nie mogło.
- Nazywa się Leon. Opiekuj się nim.
- Utniemy sobie pogawędkę gdy zrobi się nudno. - mruknęłam, po czym wysłałam Emę w stronę rodziny. Sama usiadłam na wyznaczanym dla mnie miejscu i niecierpliwie oczekiwałam rozpoczęcia całego widowiska.
Niestety, ale tak jak podejrzewałam, Francuzi urządzili sobie kółeczko wzajemnej adoracji. Od samego początku starali się wysuwać na pierwszy plan Antoine Griezmann'a, który walczył o zwycięstwo z Luką i  Cristiano Ronaldo. Już sama jego kandydatura była nieporozumieniem. Większość obiektywnych kibiców piłki nożnej widziała na tym miejscu Kylian'a Mbappé bądź Paula Pogbę, którzy mieli o wiele większy wpływ na wygrane Mistrzostwo Świata niż ich rodak.
Samo prowadzenie gali pozostawiało wiele do życzenia. Wynajęty DJ stronił sobie żenujące żarty, na które ludzie reagowali wymuszonymi uśmiechami. Jednak czarę goryczy przelała chwila w której poprosił najlepszą piłkarkę roku o zakręcenie pupą. Na sali zapanowała niezręczna cisza. Ja sama nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Tak chamskiego i szowinistycznego tekstu nie spodziewałam się podczas takiego wydarzenia.
- Nie zdziwię się jeśli na siłę i wbrew wynikom wcisną Złotą Piłkę Griezmann'owi. - mruknął mój ojciec pod nosem.
- Żałuję że wzięłam małej Leona. - szepnęłam.
- Słucham?
- Nie ważne. - machnęłam dłonią. Miałam ochotę wyciągnąć gryzonia z torebki i puścić go w stronę sceny. Byłoby to idealnym podsumowaniem tego żenującego wieczoru.
Na całe szczęście nadeszła najważniejsza chwila. Z mocno bijącym sercem oczekiwałam ogłoszenia wyników. Jak na złość prowadzący wprowadził nerwową atmosferę, ociągając się z wyczytaniem imienia i nazwiska najlepszego zawodnika 2018 roku. Wierzyłam, że będzie nim Luka, ale po godzinie spędzonej w tym towarzystwie, mogłam się spodziewać wszystkiego.
Nie jestem w stanie opisać tego co poczułam gdy padły najważniejsze słowa. Luka Modrić. Po prostu nie mogło być inaczej! Szeroki uśmiech pojawił się na moich ustach, a do oczu napłynęły łzy wzruszenia. Swoją ciężką pracą, skromnością oraz wolą walki zasłużył na to jak mało kto. Odwróciłam głowę w stronę Vanji, która wpatrzona w swojego męża ukradkiem ocierała łzy. Luka wyszedł na scenę i z uśmiechem przywitał się z publicznością. Mało co pamiętam z jego przemówienia. Wiem, że głos mu się łamał i z niedowierzaniem spoglądał na nagrodę w swoich dłoniach.
Po chwili na telebimie pojawiła się pani Kolinda Grabar-Kitarović, prezydent Chorwacji, która pogratulowała Luce sukcesu i zapewniła iż cały kraj jest z niego dumny. Jej miejsce zajęli rodzice, którzy ze wzruszeniem przekazali mu słowa pełne miłości oraz dumy. Na sam koniec wyświetlono zdjęcia wszystkich zawodników Realu Madryt, którzy byli laureatami Złotej Piłki. Przewodniczący zaprosił na scenę Florentino Pereza, który mocno uciskał Lukę.
- Stary wyga znów najlepszy. - rzucił mój ojciec z rozbawieniem. - Patrz tylko jaki stoi dumny i napawa się chwałą najlepszego klubu na świecie. Mało kto wie, że rozpoczął kolejne polowanie. Na tej sali siedzi kolejny zwycięzca Złotej Piłki, który prędzej czy później wyląduje w Madrycie. Już jego w tym głowa!
- O kim mówisz? - zainteresowałam się.
- Nie mów mi, że się nie domyślasz. - odwrócił głowę w stronę sceny i w skupieniu przysłuchiwał się słowom prezesa Realu Madryt. Zmarszczyłam brwi spoglądając w stronę pierwszych rzędów. Każdy z nich był łączony z Królewskim klubem.
Oficjalna część gali dobiegła końca. Na sali zrobiło się nie małe poruszenie, ponieważ każdy chciał pogratulować zwycięzcy. Miałam ten przywilej iż mogłam być jedną z pierwszych, oczywiście po rodzinie. Wyściskałam Lukę za wszystkie czasy, obiecując iż świętować będziemy we własnym gronie. Taktownie odsunęłam się na bok, biorąc ze sobą znudzoną Emę.
- Ciociu, oddasz mi Leona?
- Pod warunkiem, że go nie puścisz. Obiecujesz?
- No dobrze. - westchnęła. Ukradkiem oddałam jej własność i pociągnęłam w stronę sali, na której miało odbyć się przyjęcie. Każdy otrzymał lampkę szampana, którego wypito na cześć Luki Modricia. Po chwili puszczono muzykę, a ludzie zaczęli tworzyć grupki i ze sobą rozmawiać.
- I jak wrażenia? - zagadnęła mnie Vanja, gdy zmęczone całym zamieszaniem usiadłyśmy na dość wygodnej sofie.
- Szczerze mówiąc jestem rozczarowana. - upiłam łyk wody z lodem. - Zdecydowanie inaczej wygląda to w telewizji. Poziom tegorocznej gali upadł na samo dno z powodu sodówki, która uderzyła Francuzom. Było o wiele lepiej gdy FIFA i UEFA wspólnie organizowały takie wydarzenia.
- Zgadzam się.
- I ten tekst o kręceniu pupą! Ta dziewczyna musiała poczuć się okropnie. - oburzyłam się. - Ema powinna w tym momencie puścić Leona.
- Skąd wiesz o tym wstrętnym Leonie? - spojrzała na mnie uważnie. Uchyliłam usta, jednak Vanja nie potrzebowała moich wyjaśnień. Sama się domyśliła. W końcu była matką trójki dzieci, które znała jak własną kieszeń. - Matko Boska, wzięła go ze sobą?! - "krzyknęła" szeptem. - Muszę ją natychmiast znaleźć! - zerwała się ze swojego miejsca.
- Obiecała, że go nie puści.
- Ema? Krzyżuje paluszki, gdy coś obiecuje!
- Pomogę Ci ją poszukać. - zaoferowałam się. W końcu duża wina za tą sytuację spoczywała na moich barkach. Odłożyłam pustą szklankę na stolik i ruszyłam w przeciwną stronę niż Vanja. Przedzierałam się pomiędzy ludźmi próbując dostrzec sześciolatkę. Wytężyłam swój słuch, modląc się w myślach o to, aby ktoś nagle nie zaczął wrzeszczeć z przerażenia. Miałam ochotę zacząć wypytywać mijające osoby o zaginione dziecko, ale co miałam niby powiedzieć? Przepraszam, czy nie widzieli państwo sześciolatki ze szczurem w rękach?
W oddali zobaczyłam Florentino Pereza rozmawiającego z dwoma mężczyznami. Mogłam jego zapytać o Emę, ale nie chciałam przeszkadzać w interesach, które zapewne przeprowadzał. O dziwo sam mnie zauważył i przywołał do siebie gestem dłoni.
- Dino, nie widziałaś może swojego ojca?
- Niestety, ale nie. Za to ja szukam małej Emy Modrić. Powiedzmy, że znów psoci. - szepnęłam konspiracyjnie. Kąciki ust Pereza lekko się uniosły, jednak i jemu w oczy nie rzuciła się sześciolatka. - Cóż, nie będę przeszkadzać.
- Wcale nie przeszkadzasz. - objął mnie ramieniem. Doskonale znałam tą minę. Grał na zwłokę dopóki mój ojciec nie znajdzie się w zasięgu jego wzroku. - Panowie pozwolą. To Dina Mijatović, córka Predrag'a, który chwilowo nam się zawieruszył. Dina rozpoczyna swoją karierę jako Agent od wizerunku. Może Ty podasz odpowiedni argument temu dżentelmenowi, który przekona go do zostania graczem Królewskich. - wskazał dobrze znanego mi piłkarza.
- Panie Perez obydwoje doskonale wiemy, że Real Madryt nie musi przekonywać. Argument ma tylko dwa słowa. Real Madryt. Jeśli nie wywołują one przyjemnych dreszczy nie ma sensu tracić czasu na dyskusje. - zerknęłam na chłopaka, który uśmiechnął się pod nosem.
- Wydaje mi się, że tylko pani może mnie przekonać.

***

Trochę przynudziłam was dzisiaj opisem gali, ale to było bardzo potrzebne :) Kto wie, może pomiędzy wierszami uda wam się domyślić kogo wam przedstawię w kolejnym rozdziale :)


PS. Nowość na 👇

http://seguro-que-volvera.blogspot.com/

3 komentarze:

  1. szczur na scenie! hahaha to by było coś! ale rozumiem dziewczynkę, mnie też zawsze gryzą rajstopy i dokładnie wygladam tak jak ona! ale choć między wierszami można coś przeczytać to ja ni huhu nie wiem o kogo chodzi haha nie siedzę aż tak w piłce ostatnio, więc bardzo mnie to cieszy, że nagle dostane niespodziankę jak dziecko podczas gwiazdki :D choć ja już i tak dostałam prezent gwiazdkowy jak zobaczyłam, że na Saulu nowość! <3
    ale wracając jednak do tego opowiadania i rozdziału - to współczuje Dimie, Perez zrobił z niej trochę taką maskotkę, jak nie słowo Real Madryt przekona chłopaka to ładna dziewczyna w fajnej kiecce :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczur Leon hahahaha! :D <33
    Paryż, ach ten Paryż... ^^ Dla Diny nie jest typowo zakochanym miastem, tylko miastem z pięknymi zabytkami i historią, które nie zasługują na to, by kojarzyć je jedynie z miłością i romantyzmem. Podoba mi się to podejście :D Pobyt w stolicy Francji przyniósł ze sobą szaleństwo w Disneylandzie (zazdroszczę!! :D) i też wspomnienia beztroskiego dzieciństwa :) Jednak to co najważniejsze nadeszło kolejnego dnia :) Gala Złotej Piłki to emocje same w sobie! Dlatego nie dziwię się Dinie, że była podenerwowana. Na szczęście jej tato służył jej ramieniem i razem przeszli przez całą tę otoczkę :) Pan Predrag był razem z córką chcąc ją chronić przed tym światkiem, i po części go rozumiem. W końcu Dina wyglądała absolutnie olśniewająco! A ta suknia *o*
    Na szczęście udało im się bez przeszkód dostać do środka, gdzie Dina poczuła się pewniej widząc znajome twarze :) Ema! <3 A to psotnik mały! ^^ Pewnie chciała jedynie urozmaicić to całe show tym szczurem na baterie hahaha :D Ale dobrze, że Dina jednak zabrała jej zabawkę, bo jak zauważyła to zbyt ważny wieczór dla nich wszystkich :) Gala się rozpoczęła, a Francuzi przeszli samych siebie. Żeby aż tak jawnie pokazywać komu według nich należała się Złota Piłka? Gdyby otrzymał ją Griezmann to byłby szczyt szczytów! Całe show było lekko mówiąc nie na miejscu i nie dziwię się Dinie, że czuła się zniesmaczona. Od wydarzenia takiej rangi wymaga się jednak czegoś znacznie więcej, a nie żenujących żartów. Ale! Koniec końców Złota Piłka sprawiedliwie powędrowała w ręce Luki :) Chorwat zdecydowanie na nią zasłużył i mógł cieszyć się zwycięstwem w towarzystwie rodziny oraz najbliższych mu osób. Nie dziwię się wzruszeniom i ukradkowym łzom, bo w takiej sytuacji trudno panować nad emocjami :) Wszyscy byli dumni z Luki i prawidłowo, bo zamknął wszystkim usta. Sezon zdecydowanie należał do niego, więc wybór mógł być tylko jeden :) Po części oficjalnej przyszedł czas na rozluźnienie :) Ema odzyskała swojego szczurka i oddaliła się z nim nie wiadomo gdzie haha :D Dina wdała się w rozmowę z Vanją, ale później panie rozeszły się szukać małego psotnika, którego jak na złość nigdzie nie było widać ^^
    "Przepraszam, czy nie widzieli państwo sześciolatki ze szczurem w rękach?" hahahaha padłam! :D Niestety Ema nie rzucała się w oczy, a Dina trafiła do Florentino, który był zajęty ważnymi rozmowami. Gdzież to podziewał się jej ojciec, kiedy był potrzebny haha? :D Floro wychwalał Dinę przy okazji mówiąc jej by przekonała jednego z osobników do transferu ^^ Szalenie spodobały mi się jej słowa, że argument ma tylko dwa słowa :) Oho! I komu to włączył się tryb czarusia? :D Czy mi się udało domyślić czegoś między wierszami? Sama nie wiem haha, dlatego czekam czekam na nowość, aby poznać tożsamość tajemniczego pana ^^
    <333

    OdpowiedzUsuń
  3. Paryż, Paryż, Paryż. Miasto, które odwiedziłam lata temu i do którego obiecałam sobie wrócić. Za każdym razem, gdy pojawia się w jakiejś historii, czuje dziwną radość. Po prostu jest to miasto, które bardzo lubię, więc tym bardziej cieszę się, że Dina przyjechała właśnie tam. Na pewno spędziła mnóstwo wspaniałych chwil w Disneylandzie, gdzie ciężko się źle bawić xd Kto by nie chciał znów poczuć się dzieckiem?
    Ojciec Diny jest bardzo ciekawą postacią. Widać, że bardzo kocha córkę, że martwi się o nią i stąd wynika jego nadopiekuńczość. Boi się po prostu o swoje dziecko. To zupełnie normalne u rodzica, szczególnie takiego, który już jedno dziecko stracił.
    Ale na szczęście na gali, nie był jakoś bardzo zaborczy. W ogóle cała gala musiała być ciekawym wydarzeniem. Szczur? Naprawdę? W życiu bym nie wpadła na coś takiego. Nie ma co, Ema ma pomysły. Dawno się tak nie uśmiałam, ale jednak dobrze, że Dina zabrała jej zabawkę. Bo jeszcze wybuchłoby naprawdę niezłe zamieszanie i Francuzi mieliby spore problemy.
    Zachowania Francuzów w trakcie gali nie skomentuję, bo ja ogólnie mam wrażenie, że większość tego typu gali to jeden wielki żart, niezależnie od tego, kto to organizuje.
    Ale na szczęście to Luka dostał złotą piłkę, więc przynajmniej tu żadnych krętactw nie robili. Luce się ta nagroda należała i koniec kropka.
    W ogóle, czy Ema pojawi się jeszcze? Kocham ją po prostu! Jest najbardziej nieznośnym, a zarazem uroczym dzieckiem, jakie dotychczas pojawiło się w opowiadaniach. Przypomina mi trochę bliźniaków Weasley.
    O, a kimże jest ten tajemniczy piłkarz, którego Dina miałaby przekonać do zostania graczem Realu? Mam nadzieję, że to nie był jego jednorazowy występ.
    Dobra, strasznie chaotyczny ten komentarz, ale ostatnio wszystko, co robię jest chaotyczne. Więc na razie dużo weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń