sobota, 23 listopada 2019

5. Obserwuj.

Z rozbawieniem spojrzałam na czarną koszulkę w moich rękach. Na jej przodzie nadrukowane zostały wszystkie puchary oraz nagrody indywidualne zdobyte w roku 2018 przez Lukę. A było ich dość sporo. Z tyłu zaś widniał złoty napis "What Is Next Step?". Nie pozostało mi nic innego jak założyć ją na siebie. Zaraz po świętach, Vanja zorganizowała dla swojego męża specjalne przyjęcie niespodziankę. Chciała, aby mógł w gronie rodziny oraz najbliższych przyjaciół, świętować najlepszy rok w swojej życiowej karierze. Każdy z zaproszonych gości dostał do rąk ową koszulkę, która była szczególną pamiątką.
Usiadłam przy stoliku, który dzieliłam wraz z siostrami Luki. Upiłam łyk wina czując natarczywe spojrzenie swojego ojca. Gdy w święta wyjawiłam mu plan związany ze współpracą z Mbappé od razu dodał dwa do dwóch. Nie był głupi. Domyślił się, że to Francuz jest adresatem bukietów. Szczerze mówiąc, byłam zaskoczona iż nie wpadł na to wcześniej.
- Ciociu! - obok mnie zmaterializowała się Ema. Błyskawicznie wskoczyła na moje kolana podając tajemniczą kartkę. - Mamusia mi wszystko powiedziała. Pan z którym Ivan ma zdjęcie uratował mojego Leona, prawda?
- Cóż ... - odchrząknęłam.
- Nie pan, tylko Kylian Mbappé. - jej starszy brat usiadł obok mnie i pokręcił z politowaniem głową.
- Dla Ciebie pan Mbappé. - poprawiłam go.
- Przecież powiedział, że mam mówić do niego Kylian. - wzruszył ramionami, po czym nalał sobie soku do szklanki. Westchnęłam ciężko nad wizją dziecięcej edukacji przez gwiazdora z Paryża. Z zaciekawieniem rozłożyłam kartkę. Moim oczom ukazał się uroczy obrazek namalowany przez sześciolatkę. Ona, Leon i Mbappé, a wokół wiele uśmiechów i serduszek.
- Możesz mu to dać? - Ema spojrzała na mnie z nadzieją. - Mama powiedziała, że go znasz. A ja chciałam mu podziękować.
- Myślę, że będzie ku temu okazja.
- Pocałuj go w policzek! Tak soczyście!
- Sam obrazek wystarczy! - ostudziłam jej szalone zapędy.
Po chwili po dzieciakach nie było śladu. Odłożyłam pusty kieliszek po winie spoglądając na przyjaciółkę Luki i Vanji przygotowującej się do występu. Franka Batelić była chorwacką piosenkarką będącą w związku z Vedranem Ćorluką. Obaj piłkarze byli ze sobą bardzo blisko, więc i ich żony złapały ze sobą świetny kontakt. Tym bardziej iż Franka nie zachowywała się jak typowa gwiazda, jaką bez wątpienia była w swoim rodzinnym kraju. Zaśmiałam się serdecznie dostrzegając Lukę i Vedrana, którym zamarzyło się być jej chórkiem. Wyli niesamowicie, kręcąc swoimi ciałami we wszystkie strony. Piosenkarka zamiast skupić się na teście, co jakiś czas wybuchała śmiechem, czemu niekoniecznie się jej dziwiłam.
- Można? - miejsce obok mnie zajął ojciec.
- Oczywiście. - posłałam mu przelotny uśmiech.
- Dina, wiem że to nie najlepszy moment oraz miejsce, ale chciałbym z Tobą porozmawiać. - zaczął dość poważnie. Oderwałam wzrok od zabawnej sytuacji na scenie, po czym przeniosłam go na swojego ojca. - Rozmawiałem dziś z Florentino Perezem. Jest pozytywnie zaskoczony tym, iż Mbappé nawiązał współpracę z Best Of Your Sports.
- Niech zgadnę. - przerwałam mu taktownie. - Przeprowadził już rozmowę z Oscarem na temat teoretycznego transferu Mbappé do Realu Madryt. Chce, aby mój szef podjął ku temu jakiekolwiek działania. Skoro Francuz chce z nim współpracować, to znaczy że mu ufa. Tak jak i jego opinii na wiele tematów.
- Skąd ... - zmarszczył czoło.
- Tato, nie jestem głupią blondynką. - westchnęłam ciężko. - Zrobicie wszystko, aby ten transfer doszedł do skutku. Moja zgoda na taniec była jednym z tysiąca kroków ku temu. Gdybym odmówiła, Florentino zabiłby najpierw mnie, a potem Ciebie. Zrobi wszystko, aby go nie urazić. Szkoda, że nie zaproponował mu mojej skromnej osoby na srebrnej tacy. - prychnęłam.
- Na to bym się nie zgodził! - oburzył się. - Zresztą, Florentino nigdy by nie wpadł na taki pomysł. Wszystko wszystkim, ale są granice.
- Więc jaka jest moja rola w tym wszystkim?
- Zauważyliśmy że Mbappé ucina wszelkie rozmowy. Zmienia temat bądź odpowiada dyplomatycznie. Zaimponowałaś mu swoim zdaniem na ten temat.
- I nawet przez chwilę nie pomyśleliście, że jego to wszystko męczy? W każdym jego wywiadzie pada pytanie związane z Realem Madryt. Wszyscy wokół go o to pytają. Czego wy oczekujecie? Że w środku sezonu podpisze kontrakt? Tato, on jest piłkarzem PSG. Szanuje ten klub i kibiców. Chce sam podjąć decyzję, więc pozwólcie mu na to. Niech pan Perez w odpowiednim momencie zaproponuje mu kontakt i zobaczymy co z tego wyjdzie.
- To nie jest takie proste. Takie transfery trwają miesiącami ...
- Wiesz kogo zacytowałam podczas gali w Paryżu? Ciebie. To były Twoje słowa. Nie mów mi, że zacząłeś to wszystko traktować jak biznes. Że to, co kiedyś mi powiedziałeś, nie było prawdą. - spojrzałam na niego uważnie. - Co według was mam zrobić?
- Po prostu trzymaj dłoń na pulsie. Obserwuj. A gdy poczuje się pewnie, aby porozmawiać z Tobą na ten temat, zrób to tak, jak potrafisz najlepiej. - pogładził moją dłoń, po czym odszedł w stronę Anety. Westchnęłam ciężko przeczesując swoje włosy. Mówiąc wprost miałam z nim negocjować. Ale w taki sposób, aby tego nie zauważył.

*

Ekskluzywna restauracja L'Orangerie znajdowała się na najpopularniejszej alei na świecie. Na Avenue des Champs-Élysées. W Paryżu. Tak do końca nie rozumiałam dlaczego akurat to miejsce panowie Mbappé wybrali na rozmowę o interesach. Było tu po prostu zbyt pięknie, aby przeprowadzać jakiekolwiek negocjacje. Oczarowana rozglądałam się wokół, co nie umknęło uwadze Kyliana. "Wiedziałem, że Ci się spodoba" szepnął gdy Oscar wraz z jego ojcem wymieniali pomiędzy sobą  życzliwości. Posłałam mu karcące spojrzenie, na które odpowiedział cwanym  uśmieszkiem.
Zajęliśmy stolik obok ogromnej szklanej ściany, za którą znajdowały się świąteczne choinki. Był to dopiero początek stycznia, więc magia świąt nadal była obecna wokół nas. Z kolei na eleganckiej sali porozstawiane zostały różnego rodzaju rośliny oraz kwiaty. Nie bez powodu to miejsce zostało nazwane Oranżerią.
- Pani Dino. - zwrócił się do mnie pan Mbappé. - Jeśli nie jest pani wegetarianką, chciałbym polecić jagnięcinę w sosie miętowym. Tutejszy specjał. - posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam znad Menu.
- Z chęcią spróbuję. I proszę mówić mi Dina.
- Koniecznie potrzebujemy wina. Mają tu idealne. - machnął w stronę kelnera, który przyjął nasze zamówienie.  - Zazwyczaj świętujemy tu urodziny mojej żony. Uwielbia to miejsce. Po raz pierwszy tu zaglądnęliśmy gdy Kylian podpisał swój profesjonalny kontrakt z Monaco. Stało się to naszą rodziną tradycją.
- Ma pan jeszcze dwóch synów, prawda? - zagadnął Oscar.
- Jednego. Jirès to syn mojej żony z pierwszego małżeństwa.
- Również jest piłkarzem. - wtrącił Kylian. - Jak ja i Ethan.
- Wznieśmy toast za naszą współpracę. - oznajmił pan Mbappé gdy kelner przyniósł butelkę czerwonego wina oraz cztery kieliszki. W jednym z nich znajdowała się woda, którą postawił przed Kylianem. - Bardzo spodobał mi się pomysł mojego syna. Jako jego agent mam za wiele na głowie, aby zajmować się również całą otoczką. Zaimponowała mi pani krytyką jego butów. Mamy ze sobą wiele wspólnego.
- Również nie jest pan ich fanem?
- Jeśli można tak to nazwać.
- To były unikatowy prezent. - wtrącił się Kylian.
- Rozpieszczają Cię, abyś nie przeszedł do Adidasa. Powinieneś nosić te, na które stać Twoich fanów. - zauważyłam. - Poczują satysfakcję, że wiele ich z Tobą łączy. To wiele dla nich znaczy, a te buty niczym się nie różnią. Diamenty na sportowych butach są idiotycznym pomysłem. Dają jasny sygnał, że jesteś rozpieszczoną gwiazdą.
- A skarpetki w kratkę? - uniósł zadziornie brew.
- Wyglądałeś w nich jak pajac.
- Powinnaś przejrzeć całą garderobę mojego syna. - zauważył pan Wilfried. - Kylian dostaje mnóstwo ubrań i butów od sponsorów. Osobiście nie znam się na modzie, ale też nie jestem całkowitym ignorantem. Widzę jeśli coś wygląda śmiesznie.
- Najważniejsza jest metka, nie sam wygląd. Kobiety również wpadają w tą pułapkę i wariują na samą nazwę Chanel czy Versace. To bez znaczenia czy torebka pasuje do całego stroju. Jeśli Kylian założy różową bluzę Nike, to automatycznie znika ona ze sklepów wykupiona przez jego fanów. Catherine Middleton jest tego największym przykładem. - poczułam na sobie trzy zdezorientowane męskie spojrzenia. Zrozumiałam, że się zagalopowałam. - Przepraszam. Odbiegłam od tematu. - odchrząknęłam nerwowo.
- Wprost przeciwnie. - pan Mbappé posłał mi uśmiech. - Rozumiem już dlaczego Kylian upierał się, aby pani z nim współpracowała.
- Bo znam się na modzie? Jak to kobieta? - mruknęłam.
- Bo wiesz o czym mówisz. - poczułam na sobie stanowcze spojrzenie piłkarza.
- Dina zawsze powtarza, że nas mężczyzn trzeba całe życie prowadzić za rączki. - wtrącił rozbawiony Oscar. - I ma sporo racji. Kobiety dostrzegają to, co dla nas jest błahe. Dzięki niej Casemiro nie został twarzą perfum, które są znane z testowania na zwierzętach.
- Po prostu to sprawdziłam. - spuściłam wzrok na talerz.
- Mi nawet to przez głowę nie przeszło. - zauważył. - Od razu przygotowałem umowę gotową do podpisania.
- Doskonale się składa. Dosłownie zalano nas propozycjami reklamowymi. Może mogłaby pani przejrzeć to kobiecym okiem? Ocenić co pasuje do mojego syna, a co nie?
- Ja? - wydukałam.
- Możesz to zrobić przy okazji wizyty w mojej garderobie. - wtrącił się Kylian rozbawiony moją miną. - Mam rozumieć, że muszę przygotować worki na śmieci?
- Przygotuj kontener.


*

Taksówka zaparkowała przed posiadłością z wysokim ogrodzeniem. Dom Kyliana Mbappé znajdował się w prywatnej dzielnicy Paryża, której bram strzegła specjalna firma ochroniarska. Wpuszczono mnie dopiero po okazaniu dokumentów. Zabawne. Mówią, że to madrycka La Finca jest bunkrem. Uregulowałam rachunek z kierowcą, po czym opuściłam jego samochód. Poczułam mroźne powietrze na swoich policzkach. Szybkim krokiem podeszłam pod bramę i nacisnęłam guzik. Kilka sekund później stała przede mną otworem. Przemierzyłam podjazd rozglądając się wokół. Drzewa oraz trawnik pokryte były białym puchem. Na samym środku działki stał nowoczesny dom, z ogromną ilością szklanych ścian. Białe Ferrari, dumnie zaparkowane przed samym wejściem do domu, idealnie komponowało się z prószącym śniegiem w tym samym odcieniu. Westchnęłam ciężko pod nosem, po czym zapukałam do drzwi. Chwile później stanął w nich chłopiec z tabletem w rękach.
- Hej. - uśmiechnęłam się pocierając ramiona.
- Cześć. Ty jesteś Dina? - spytał, na co pokiwałam głową. - Kylian rozmawia przez telefon. Kazał mi Cię wpuścić. - zrobił miejsce w przejściu z którego skorzystałam. Przyjemne dreszcze przebiegły po moim ciele gdy poczułam ciepło bijące z wnętrza domu. - Jestem Ethan.
- Młodszy brat, prawda?
- Tak. - przytaknął. - Tam jest salon. - wskazał dłonią. - Kylian prosił, abyś tam na niego zaczekała. Ja uciekam. Jestem zajęty. - pomachał mi tabletem. Pokiwałam rozbawiona głową, po czym uniosłam wzrok na schodzącego ze schodów piłkarza. Zanim minął się z młodszym bratem, zdołał zdzielić go lekko po głowie.
- Miałeś grać godzinę. Obiecałeś mamie.
- Chcę dokończyć. - jęknął.
- Masz to odstawić.
- Zamij się swoją dziewczyną. - mruknął. Po chwili starszy brat bez zastanowienia odebrał mu tablet. - Kylian!
- Mam zadzwonić?
- Spadaj! - krzyknął, po czym wbiegł po schodach.
- Bunt trzynastolatka. - Kylian schował tablet do komody, po czym spojrzał na mnie. - Zmarzłaś. Masz zaczerwienione policzki i nos. Mogłem po Ciebie pojechać. - podrapał się nerwowo po karku. - Poproszę Gisele o coś gorącego do picia.
- Z chęcią - zdjęłam z siebie płaszcz. Kylian odwiesił go na wieszaku, po czym udał się prawdopodobnie w stronę kuchni. Zaciekawiona rozejrzałam się po wnętrzu salonu. Był on przestronny, urządzony gustownie oraz nowocześnie. Szklana ściana wychodziła na ogród, pokryty w tym momencie białym puchem. Na komodzie stały rodzinne zdjęcia, z których uśmiechali się do mnie poszczególni członkowie rodziny. Wzięłam do ręki jedną z ramek, dostrzegając w niej Zizou w towarzystwie małego chłopca. Fotografia była stara i zapewne bardzo cenna.
- Byłem uroczym dzieckiem, prawda?
- Przyznaję, byłeś słodziakiem. - uśmiechnęłam się. - Pozostał w Tobie jedynie bunt trzynastolatka? - z rozbawieniem odłożyłam ramkę na jej miejsce.
- Ja w jego wieku nie miałem tableta i jakoś żyję.
- Dziękuję. - przyjęłam od niego kubek z parującą herbatą. - A teraz masz Ferrari. To nie jest odpowiedni samochód do jazdy w zimie. Na pewno masz ciężką stopę. - upiłam łyk, czując przyjemny smak.
- Jest zbyt cenne, abym szalał.
- Masz mnie za głupią blondynkę? - uśmiechnęłam się słodko.
- Czy Ty mnie zawsze musisz przejrzeć? - założył ręce na klatce piersiowej i zerknął na mnie z góry. - Jestem facetem. Każdy z nas lubi szybkie samochody. Tak jak kobiety buty.
- Za to my kobiety nie lubimy się o was martwić.
- Czyli się o mnie martwisz? - uniósł brew ku górze.
- Dziwisz mi się? Gdzie indziej znajdziemy z Oscarem takiego klienta jak Ty? - rozbawiłam go. - Jestem osobą pełną empatii. 
- Nie wątpię.
- To są najważniejsze osoby w Twoim życiu? - zagadnęłam wskazując na ramki ze zdjęciami. Przytaknął. - Zizou i Cristiano Ronaldo również do nich należą? - tym razem wzięłam fotografię przedstawiającą chłopca w wieku Ethana. W towarzystwie słynnego Portugalczyka. - Odwiedziłeś Valdebebas?
- Owszem. Byłem w Realu Madryt na testach.
- Na prawdę? - zdziwiłam się.
- Byłem na testach w wielu klubach, jednak ojciec uważał że jestem zbyt młody, aby zmienić kraj. Miałem do tego dojrzeć. - wzruszył ramionami. - Muszę jednak przyznać, że Valdebebas robi wrażenie. A co do Zizou i Cristiano ... nie ukrywam, że są moimi idolami. Motywują mnie.
- Tak. Zizou robi to w magiczny sposób. - odłożyłam fotografię. - Mój ojciec zawsze żartuje, że chłopaki słuchają go jak zaczarowani. Nawet Cristiano. Praca z nim to spełnienie marzeń. - dodałam niewinnie. Kylian nie skomentował moich słów, a jedynie posłał mi uśmiech. - Oh, zapomniałabym! - oddałam mu kubek, po czym wyciągnęłam z torebki rysunek Emy. - Proszę. Oficjalnie zostałeś bohaterem.
- Co to? - zaśmiał się.
- Uratowałeś Leona. Swoją drogą, sama chciałam Ci za to podziękować. Żal mi było patrzeć na przygnębienie Emy. Nie wiem co ona widzi w tym wstrętnym szczurze, ale bardzo przeżyła jego utratę.
- Czyli wybaczyłaś mi ten głupi tekst?
- Przecież przeprosiłeś. Ale nie musiałeś wysyłać kwiatów.
- Co to za przeprosiny bez kwiatów?
- No tak. - zaśmialiśmy się. - Były piękne. Dziękuję. - chciałam jeszcze coś dodać, jednak przerwał mi w tym mój własny telefon. Przeprosiłam mojego towarzysza, po czym odebrałam połączenie. - Federico nie mogę teraz rozmawiać. Pracuję.
- Gdzie Ty jesteś? Nie wróciłaś jeszcze z Paryża?
- Będę jutro. Możesz podlać kwiaty i zrobić zakupy.
- Bardzo śmieszne. Tęsknie za Tobą.
- Będę tęsknić jeśli wykonasz moją prośbę. Nie mogę rozmawiać. - dodałam pospiesznie czując na sobie spojrzenie Mbappe. - Widzimy się jutro. - rozłączyłam się. - Przepraszam. Po prostu ...
- Rozumiem. Każdy facet tęskni za swoją dziewczyną. To co, pokażę Ci garderobę? - zaproponował. Skinęłam głową, po czym posłusznie ruszyłam za nim. W głowie nadal miałam dwie dość znaczące fotografie stojące na komodzie.

***

Miłego weekendu :)


sobota, 2 listopada 2019

4. Szefowa.

Święta Bożego Narodzenia zbliżały się co raz większym krokiem. Stworzona przeze mnie lista prezentów zamieniła się w stos kolorowych pudełek. Nigdy nie lubiłam czekać do ostatniej chwili z ważnymi rzeczami. Starałam się wszystko planować wcześniej. Już tydzień przed tym magicznym czasem mogłam odetchnąć i skupić na ostatnich dniach pracy. Oscar, wraz z Realem Madryt, wyjechał na Klubowe Mistrzostwa Świata do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. W biurze panowała spokojna atmosfera. Wszystkie zobowiązania doczekały się szczęśliwego zakończenia. Mogliśmy więc pewnym krokiem wejść w Nowy Rok.
Przez kilka ostatnich dni moim królestwem stało się Archiwum, w którym robiłam porządek. Popijając kawę oraz wsłuchując się w świąteczny podkład lecący z radia, skupiłam się na segregacji ważnych papierów. Co jakiś czas moje myśli uciekały do przyjęcia urodzinowego, zorganizowanego przez moje koleżanki ze studiów. W ostatnim czasie kompletnie nie miałam czasu na jakąkolwiek zabawę. Dziewczyny sprawiły mi ogromną radość, odciągając od szarej rzeczywistości.
Z ogromną ulgą przyjęłam informację o wyjeździe ojca do Emiratów. Od gali w Paryżu stał się po prostu upierdliwy. Zobaczywszy kwiaty, próbował za wszelką cenę wyciągnąć ode mnie dane nadawcy. Na nic zdały się moje tłumaczenia, że osoba ta nie zostawiła po sobie żadnego śladu. Predrag Mijatović i tak wiedział swoje! Potrafił przeanalizować cały wieczór, aby przypomnieć sobie wszystkie osoby, które miały czelność zbliżyć się do mojej osoby. Na całe szczęście miałam go zobaczyć dopiero podczas świątecznej kolacji.
Jeden dzień z matką. Drugi dzień z ojcem. Tak wyglądały moje święta Bożego Narodzenia od czasu rozwodu rodziców. Magia straciła blask, a podekscytowanie związane ze świąteczną atmosferą zatarło się wraz z czasem. Dziecięcą radość zastąpiła dojrzałość oraz zderzenie się z dorosłym życiem. Z problemami.
- Dina! - w Archiwum pojawiła się zdyszana sekretarka Oscara. Mimo jej ciemnej karnacji, można było dostrzec bladość na twarzy. Oczy, w których biło przerażenie, miała szeroko otwarte. - Tam ... w gabinecie! U Oscara! - "krzyczała" szeptem. - Muszę zadzwonić!
- Zaraz! Powoli! - ściszyłam radio. - Co się stało?
- Mamy gościa!
- Przecież nikt nie był umówiony. - uniosłam brew ku górze. - Szejk z Kataru nas odwiedził, że nie potrafisz go zbyć? - zachichotałam, jednak mina Beatriz spowodowała, że spoważniałam. - Kto przyszedł? Chyba nie członek mafii?
- Kylian Mbappé.
- Że co? - wydukałam. Poczułam się jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody. W tym momencie spodziewałabym się każdego, tylko nie tego pajaca z Paryża. - Przecież Oscar nie prowadzi z nim żadnych interesów. - zaśmiałam się nerwowo. Niedorzeczna myśl pojawiła się w mojej głowie.
- Powiedział, że ma do niego bardzo ważną sprawę. Ale chce rozmawiać tylko z Tobą. - wyciągnęła ku mnie swój wskazujący palec. - Masz być negocjatorką pomiędzy nimi.
- Jeszcze czego! - prychnęłam. - Jestem tylko stażystką.
- Dina, on nie chce ze mną rozmawiać, tylko z Tobą. Nie możemy go wyprosić z biura! - zaczęła panikować. -  To zbyt ważna osoba! Oscar by nam tego nie darował! - westchnęłam ciężko, czując jak ogarnia mnie wściekłość. - Jest u niego w gabinecie. Idź tam i wysłuchaj co ma do powiedzenia.
- Nie! Najpierw to on wysłucha tego, co ja mam do powiedzenia!
Żwawym krokiem ruszyłam przed siebie. Zacisnęłam mocno piąstki, czując paznokcie wbijające się w skórę. Byłam wściekła? To zbyt mało powiedziane. Podświadomie domyśliłam się, że chodzi mu o moją osobę. Nie wiem w co on pogrywał, jednak nie miałam zamiaru brać udziału w jego zabawie.
Zobaczyłam go przez oszklone drzwi. Stał przy ogromnym oknie spoglądając na Santiago Bernabeu. W swojej stylówce bogatego dzieciaka. Skarpetki w biało czarną kratkę i białe Nike z diamencikami. A mówią, że to Ramos wygląda niczym szwedzka turystka! Z irytacją pchnęłam drzwi, co zaowocowało jego odwróceniem się w moją stronę.
- Cześć Dina. - uśmiechnął się szeroko.
- Możesz mi powiedzieć co Ty wyprawiasz?
- Chciałem się przywitać?
- I prowadzić interes z Oscarem? Przeze mnie? - założyłam ręce  na piersi. - Jestem stażystką i nie mam żadnych kompetencji do prowadzenia rozmów z Tobą. Co najwyżej mogę Ci kawę zaproponować.
- Z chęcią. - nonszalancko usiadł we fotelu przeznaczonym dla gości. - Chwaliłaś się, że parzysz najlepszą w Best of You Sports. Zweryfikuje to.
- Przyniosę kawę i poproszę Beatriz.
- To nie z nią chcę rozmawiać o interesach tylko z Tobą.
- Ze mną? O jakich interesach? - zawróciłam spod drzwi. - Wykorzystujesz swoje nazwisko do własnych kaprysów. Mówiłam Ci, że nie chcę rozwijać swojej kariery dzięki znajomościom. Nikt normalny nie uwierzy, że jestem pośrednikiem w interesach z powodu wiedzy i doświadczenia. Będą podejrzewać inne ... umiejętności. - zironizowałam. - Beatriz patrzy na mnie podejrzliwie.
- Więc się nade mną nie nachylaj. Guzik Ci się odpiął. - szepnął. Spuściłam wzrok na swój dekolt. Warknęłam z irytacją dostrzegając rozpiętą u góry koszulę. - Bardzo ładnie wyglądasz.
- Idę po kawę. - warknęłam.
Stojąc obok ekspresu próbowałam choć trochę się uspokoić. Jego pewność siebie irytowała mnie do granic możliwości. Bawiło go wyprowadzanie mnie z równowagi. Miałam ochotę wylać mu gorącą kawę na ten cwaniacki wyraz twarzy! Zerknęłam kątem oka na wiszące obok lustro. Miałam na sobie elegancką białą koszulę oraz czarne spodnie z wysokim stanem. Nic specjalnego. Oprócz guzika, który bezczelnie się rozpinał! Wystarczający powód dla faceta, aby zerknąć kobiecie w dekolt.
- Zrobimy tak. - postawiłam przed nim kawę. - Zerknę do kalendarza Oscara, a Ty mi powiesz która data odpowiada Ci najbardziej. Umówię was. - usiadłam na miejscu szefa i włączyłam monitor. - Czemu tak na mnie patrzysz?
- Pasuje Ci to miejsce szefowo. - upił łyk kawy. - Ten świat jest brutalny Dina. Nie ma tu miejsca dla szlachetnych ludzi. Jeśli chcesz się wybić musisz łapać każdą okazję. Czasami trzeba włączyć egoistyczne myślenie.
- Mówi to osoba, której do prawdziwego wybicia brakuje podpisania kontraktu z Realem Madryt. - mruknęłam pod nosem nie odrywając wzroku od monitora. - Wiesz, że pociąg z napisem Królewscy zatrzymuje się tylko raz na peronie?
- Chcesz w swojej drużynie chama i gwiazdora?
- Masz rację. Nie chce.
- Stąd moja obecność tutaj. Dałaś mi sporo do myślenia. - przyznał. Zaskoczona oderwałam wzrok od tabelek z datami. - Nie znasz mnie, a jednak od pierwszego momentu masz o mnie złe zdanie. Nie wiem gdzie popełniłem błąd, ale nie chcę, aby ludzie tak mnie odbierali. Dlatego chcę współpracować z Twoją Agencją.
- Potrzebujesz agenta od wizerunku? - wydukałam. - Dlaczego akurat tutaj? Nie wierzę, że w Paryżu nie ma odpowiedniej do tego osoby.
- Bo to pracownica tej Agencji zauważyła, że coś jest nie tak.
- Reszta traktuje Cię jak gwiazdę, której nie można urazić?
- Dokładnie. - przyznał.
- Oscar wybierze dla Ciebie odpowiednią osobę.
- Chcę Ciebie. Bo tylko Ty wiesz gdzie leży problem.
- To nie jest sklep z zabawkami, a Ty nie jesteś rozpieszczonym dzieckiem milionera, które może zażyczyć sobie co tylko chce. Nie mam kwalifikacji do współpracy z Tobą. A po za tym nie chcę tego robić. Wyjaśniłam Ci już dlaczego i chciałabym, abyś to uszanował.
- Szanuję. Dlatego znajdę inny sposób. - dopił kawę, po czym odłożył filiżankę. - Miałaś rację. Parzysz świetną kawę. - wstał ze swojego miejsca, więc uczyniłam to samo. Poprosił o długopis i kartkę na której zapisał swój numer telefonu. - Niech Oscar osobiście do mnie zadzwoni. Może odwiedzić mnie w Paryżu.
- Nie przylecisz swoim prywatnym samolotem? - westchnęłam.
- Niestety, ale taki gwiazdor jak ja nie posiada czegoś takiego. - uśmiechnął się szeroko. - Ale jeśli zajdzie taka konieczność to zjawię się osobiście. Dziękuję za rozmowę.
- Nie będę z Tobą współpracować, ale mogę dać Ci jedną radę. - rzuciłam odprowadzając go do wyjścia. Oczy Francuza zerknęły na mnie z ciekawością. - Zmień skarpetki bo są okropne. Te buty również. Nike nie ma normalniejszych modeli?
- Myślałem że o zapach stóp Ci chodzi. - wybuchnął śmiechem. - Widzisz? Jesteś w tym najlepsza. - puścił mi oczko. - Do zobaczenia. - wszedł do windy. Pokręciłam z politowaniem głową i wróciłam do Beatriz, która spoglądała na mnie podejrzliwie.
- Zostawił coś.
- Co takiego?
- Na Twoim biurku. Kazał mi o tym powiedzieć gdy wyjdzie. - dodała oschle i zniknęła w gabinecie Oscara. Wypuściłam ze świstem powietrze, dostrzegając bukiet białych róż na blacie. Tego właśnie się obawiałam. Oceniania mnie z góry. Bo niby dlaczego taki gwiazdor jak Mbappe chciałby współpracować ze zwykłą stażystką bez kwalifikacji? Odpowiedź sama się nasuwała. Zirytowana chwyciłam liścik do ręki.

Wszystkiego Najlepszego z okazji urodzin rówieśniczko :)



*

- Znów dostałaś kwiaty. - zauważył niby obojętnym tonem Federico. Spojrzałam na niego znad jedzonej chińszczyzny. Zaklęłam siarczyście dostrzegając plamę z sosu na pościeli. Tak właśnie kończyło się jedzenie w łóżku. - Czyżbyś miała cichego wielbiciela?
- Nie zapędzaj się. - zastrzegłam odkładając plastikowy pojemnik na stolik nocny. - Czy to takie dziwne, że zostałam doceniona? Piękne kobiety dostają piękne kwiaty. Koniec tematu.
- Kiedyś powiedziałaś, że to szowinistyczny gest mający na celu udobruchanie naiwnej niewiasty bądź nadzieja na rozłożenia przez nią nóg.
- Jesteś obleśny. - skrzywiłam się.
- To Twoje słowa.
- Inaczej to ujęłam. - przeczesałam potargane włosy.
- Sens ten sam.
- Ugh. Ty mi bukietu kwiatów nie dałeś, a jednak leżysz tu ze mną. - podparłam głowę na ręce posyłając mu uśmiech pełen politowania.
- Nie muszę uciekać się do takich tanich chwytów. - błysnął swoimi zębami. - Po prostu jestem ciekawy dlaczego taka zatwardziała feministka jak Ty, nie wyrzuciła ich do kosza. Są od tej samej osoby. Dwa bukiety białych róż.
- Detektyw się znalazł. - prychnęłam rozjuszona. - Nie jestem aż taką egoistką. Te kwiaty są po prostu zbyt piękne, aby miały wylądować w koszu. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Federico zaczął mnie denerwować swoimi domysłami. Wyskoczyłam spod pościeli zarzucając na swoje ciało satynowy szlafrok.
- Po prostu powiedz kiedy pójdę w odstawkę.
- Przecież nikt Cię tu na siłę nie trzyma. - posłałam mu oburzone spojrzenie, po czym opuściłam sypialnię. Nie spodobała mi się ta rozmowa. Jeśli Federico sądził, że będę się mu tłumaczyła, to bardzo grubo się mylił. Od samego początku nasza relacja miała jedną dość ważną zasadę. Mieliśmy nie wtykać nosów w nie swoje sprawy.
Zapach róż dotarł do moich nozdrzy gdy przekroczyłam próg salonu. Byłam wściekła na ich adresata, ale nie miałam serca z kamienia, aby je wyrzucać. Po za tym pięknie komponowały się z moim jasnym pokojem gościnnym. Wyciągnęłam dłoń, aby dotknąć jednego z pąków, lecz przerwał mi w tym mój własny telefon. Błyskawicznie odebrałam, widząc zdjęcie Oscara.
- Witaj. Mam nadzieję, że Ci nie przeszkadzam?
- Oczywiście, że nie. - wyszłam na taras. Chłodny wiatr owiał moje nogi. Wyciągnęłam rękę do skrytki w której trzymałam paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Bez zastanowienia odpaliłam jeden z nich. - Coś się stało?
- Jeśli tak można nazwać bombę, która spadła na moją Agencję. Jestem właśnie po wstępnej rozmowie z Mbappé oraz jego ojcem. I szczerze mówiąc, nadal to do mnie nie dociera. Nie mogę uwierzyć, że chce on z nami współpracować.
- Czego on oczekuje? - zaciągnęłam się dymem tytoniowym.
- Fachowego doradztwa. Szczególnie jeśli chodzi o reklamy i media społecznościowe.
- Powinien zacząć od zatrudnienia osoby odpowiedzialnej za jego ubiór. Czasami wygląda jak maskotka NIKE. - parsknęłam.
- Osobiście zabiorę się za współpracę z nim. Jako moja asystentka będziesz mogła wpaść do jego garderoby i wyrzucić co nie co ...
- Asystentka? - wyprostowałam się niczym struna.
- Tak Cię nazwał. Dodał też, że jesteś pierwszą osobą, która nie obawiała się wytknąć mu pewnych błędów. Poprosił, abyś również brała udział w tej współpracy. Stwierdziłem, że to świetny pomysł. Będziesz mogła o wiele więcej się nauczyć i z bliska zobaczyć jak to wygląda. Dina, nie możemy sobie pozwolić na stratę takiego klienta.
- Rozumiem. - skronie zaczęły mi pulsować. Z każdą kolejną sekundą byłam co raz bardziej wściekła. Cholerny paryski cwaniak z twarzą niewiniątka! Wszystko musiało być tak, jak on tego chciał! Jeszcze będzie żałował, że poprosił o współpracę ze mną. Pierwsze co zrobię to wyrzucę jego cudowne białe NIKE z diamencikami przez okno. A następnie spalę wszystkie skarpetki w kratkę. Jeszcze będzie mnie błagał o litość!

***


 Best Of You Sports 💪