wtorek, 31 grudnia 2019

7. Volim te.

Pod koniec stycznia pogoda w Madrycie się załamała. Wychodząc z Uniwersytetu okryłam się szczelniej szalem, po czym szybkim krokiem skierowałam się w stronę parkingu. Chłodny wiatr owiewający policzki nie był czymś szczególnie przyjemnym. Z westchnieniem ulgi włączyłam ogrzewanie w swoim Audi i potarłam zziębnięte dłonie. Znów zapomniałam rękawiczek. Ojciec mnie zabije.
A jeśli o niego chodzi, zażyczył sobie, abym po zajęciach prosto udała się do jego domu. Od mojego powrotu z Paryża minęły dwa tygodnie podczas których nie mieliśmy okazji porozmawiać. W międzyczasie Kylian odwiedził Bondy i uroczyście otworzył salę gimnastyczną, która na zdjęciach wydawała się być okazała. Uśmiechnięte twarzyczki dzieciaków, które chciały być jak najbliżej swego idola, wywołały ciepło rozlewające się po moim sercu. Zaimponował mi swoją pamięcią dotyczącą dzieciństwa, które nie było usłane różami. Pamiętał skąd pochodził, a to było rzadkie wśród ludzi osiągających sukces. Nie wiedziałam czy zrobił to z dobroci serca czy może po to, aby ocieplić i tak zaskakująco pozytywny wizerunek, jednak fakt uszczęśliwienia innych był najważniejszy. 
- Już jestem! - zawołałam od progu. Odwieszając kurtkę dostrzegłam elegancki płaszcz obok. Zdecydowanie nie należał do mojego ojca. Domyśliłam się że miał gościa, także widok Florentino Pereza w salonie kompletnie mnie nie zaskoczył. - Dzień dobry. Znów spiskujecie?
- Witaj Dino. - prezes posłał mi szeroki uśmiech. - Jak studia?
- Wysyłając mnie na misje specjalne doprowadzanie do lekkich zaległości w nauce. - poskarżyłam się, jednak uśmiech nie schodził z moich ust. Na całe szczęście na ten moment ze wszystkim sobie radziłam. - Uprzedzam wasze pytania, jeszcze nic nie zdziałałam. Zizou jest dla niego bardzo ważny, ale nie wiem czy to wystarczy do transferu. 
- Trzymaj rękę na pulsie. Na ten moment skupiony jestem na wstępnych rozmowach z agentem Edena Hazarda. - Florentino upił łyk kawy, a ja poczułam lekkie podekscytowanie. W takich chwilach wychodziła ze mnie prawdziwa Madridistka. - Marzą mi się dwa galaktyczne transfery w tym sezonie, ale jeden to także ogromny sukces. 
- A zainteresowanie Neymarem? Kolejna medialna bujda?
- Raczej osłona dymna. - wtrącił do tej pory milczący ojciec. - Trzeba wprowadzić trochę zamieszania na rynku transferowym i doprowadzić innych, bardziej zainteresowanych, do ostateczności. Kibice chcą Mbappé i Hazarda. Przy najbliższej okazji możesz mu wspomnieć o tym drugim.
- O Edenie? - zdziwiłam się. 
- Oni bardzo się lubią i szanują. - dodał Perez. - Wizja grania w jednej drużynie z Edenem Hazardem może być kolejną cegiełką do chęci przeniesienia się do Madrytu. 
- Mam wyjść na głupią blondynkę i wypaplać mu o tym transferze? - westchnęłam. - Przecież od razu zorientuje się, że coś tu jest nie tak. O takich rzeczach się nie mówi dopóki nie zostaną one oficjalnie potwierdzone. Kylian wcale głupi nie jest. 
- Zdajemy się na Ciebie.

*

- Wpakowałam się w niezłe bagno. - jęknęłam upijając łyk wina.
- Perez się starzeje skoro sądzi, że cokolwiek zdziałasz. - zauważył siedzący na przeciwko mnie Luka Modric. - To musi być jego decyzja, którą prawdopodobnie ma podjętą od bardzo dawna. Imponuje mu to, że wszyscy wokół niego skaczą. Jestem wręcz pewien, że go to bawi.
- Myślisz ... myślisz, że wziął pod uwagę to, że mogę być kolejnym pionkiem w tych całych transferowych rozgrywkach? - zagryzłam dolną wargę. Luka pokiwał głową dolewając wina swojej żonie, która chwilowo nas opuściła. - Ale to on chciał, abym z nim współpracowała. Mimo moich sprzeciwów!
- Trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej. 
- Nie jestem jego wrogiem. - oburzyłam się.
- Rób swoje Dina. Niech Ci po prostu zaufa, a wtedy dowiesz się co siedzi w jego głowie. Od Ciebie zależy czy pobiegniesz z tą informacją do ojca i Pereza, czy zachowasz dla siebie. - dodał. Westchnęłam opierając się plecami o kanapę. Luka jak zwykle miał rację. - Jest jeszcze jedna opcja.
- Jaka? 
- Może Perez zauważył, że wpadłaś Mbappé w oko. - uśmiechnął się zawadiacko pod nosem. - Sądzi, że kiwniesz paluszkiem, a on poleci za Tobą do Madrytu.
- Skoro tak, to rzeczywiście się starzeje. - prychnęłam. - Ojciec najpierw zamordowałby Kyliana, a potem Florentino. Na koniec zamknąłby mnie w złotej klatce, o czym marzy od bardzo dawna. Doskonale wiem, że Francuz ze mną flirtuje. A raczej robił to na początku. Jednak ja nie będę kolejnym BMW czy Ferrari w jego kolekcji. - dodałam dopijając wino.
- Ema mówiła, że zaprosił Cię na randkę.
- Mała papla! - pisnęłam.
- Lubi nadstawić ucho gdy starsi rozmawiają. - zaśmiał się.
- A miało to pozostać pomiędzy mną, a Vanją. - mruknęłam.
- Więc? Co z tą randką?
- To tylko spacer. - wywróciłam oczami. 
- Jeśli zrobi cokolwiek co Cię zrani to osobiście zablokuje jego transfer. Zresztą, co ja mówię! Żywy nie przekroczy granicy z Hiszpanią. Predrag Mijatović osobiście się o to postara.

*

Zgodziłam się na "randkę" z Kylianem. Zresztą, jak mogłabym odmówić skoro mnie zaintrygował? Prawdziwy Paryż, który nie ma nic wspólnego z Wieżą Eiffla, Luwrem oraz Katedrą Notre Dame? Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. A przecież w tak artystycznym mieście z pewnością jest wiele do odkrycia. Kylian powiedział iż Paryż to nie tylko Francja. I miał rację. Stolica tego kraju mieści w sobie prawdziwą wielokulturową mieszankę. Jest miastem o wielu obliczach, z których każde przyciąga i zniewala swoim urokiem. Przytulne kafejki, wąskie uliczki, romantyczne zaułki, przepiękne bulwary otoczone dumnie piętrzącymi się kasztanowcami oraz charakterystyczny francuski akcent w pomieszaniu z międzynarodowym gwarem. W przewodnikach tego nie znajdziemy.
- A jeśli ktoś Cię rozpozna? - zachichotałam gdy Kylian nasunął na swoją głowę kaptur od bluzy. - Musisz jeszcze stonować swoje kroki. Nawet chód masz charakterystyczny. - zaczęłam go naśladować co zapewne wyszło komicznie. 
- Nie chodzę aż tak agresywnie.
- A widziałeś się z boku? - uniosłam brew ku górze. 
- Chodź tu diablico. - wyciągnął ku mnie ramię. Zmierzyłam go oburzonym spojrzeniem. - Może i wyglądasz jak aniołek, ale te oczy kryją diabelski błysk. - uśmiechnął się szeroko niezwykle zadowolony z siebie. - A teraz zapraszam panienkę na spacer po najbardziej paryskiej z dzielnic. Nie wierzę, że nigdy tu nie byłaś.
- Nic mi nie mówi nazwa Montmarte. - wzruszyłam ramionami.
- Bazylika Sacré-Coeur?
- Umm ... jako dziecko byłam w niej na mszy? Wspominałam, że jestem bardzo religijną osobą? - chwyciłam go pod ramię. 
- Nie powinnaś być dziewicą do ślubu? Kościelnego?
- Ej! 
- Spokojnie, nie idziemy do Bazyliki byś mogła poleżeć krzyżem przed ołtarzem za swoje grzeszki. - prychnęłam obrażona na jego słowa. - Po prostu przemyśl to Dina. Zasługujesz na bycie z kimś kto Cię kocha i szanuje. 
- Miałeś pokazać mi Paryż, a nie gadać jak moja matka. Jak widać świat Druidów nie jest Ci obcy. 
- Lubiłem Panoramiksa. - przyznał rozbawiony. - Przygody Asteriksa i Obeliksa to moja ulubiona bajka z dzieciństwa.
- Urocze. - mruknęłam spoglądając na urocze i zabytkowe knajpki, które mijaliśmy. Dzielnica ta była niezwykle urokliwa i kolorowa. Kompletnie nie przypominała Champs Élysées pełnej turystów. - Możemy mówić po francusku? 
- Znasz francuski? - jego mina wyrażała zaskoczenie. 
- Nigdy nie pytałeś. - wzruszyłam ramionami odpowiadając mu w jego ojczystym języku. - Myślałam, że palniesz coś głupiego, ale udało Ci się tego uniknąć. A skoro jesteśmy we Francji ... chciałabym poćwiczyć. 
- Dobrze, że w porę ugryzłem się w język i nie skomentowałem Twojego tyłka. - jego oczy zabłysły cwaniactwem. - Żartuje! - zawołał rozbawiony widząc moją minę. W tym samym momencie z knajpy obok wyszło dwóch starszych mężczyzn, zataczając się niebezpiecznie i śpiewając na całe gardło Marsyliankę. 
- To tyran przeciw nam zawiesił zbroczony krwawo sztandar ten! - wybełkotali grożąc pięścią wściekłej właścicielce knajpy. 
- Won mi stąd! - wrzasnęła stojąc w progu. - Mathieu już ja sobie jutro porozmawiam z Twoją żoną! Patrioci się znaleźli! Już raz musiałam remontować przez was knajpę! 
- Kobiety! Nigdy nie zrozumiecie miłości do piłki nożnej!
- Każde obicie komuś mordy musicie bronić miłością?!
- Naszych chłopców zawsze będę bronić! - jeden z mężczyzn wypiął dumnie swoją pierś. - Kylian Mbappé jest lepszy od Neymara! Koniec kropka!
- Zgadzam się. - zachichotałam pod nosem. 
- Bo się rozpłynę. - wymruczał do mojego ucha Francuz. - Chodź, zanim zorientują się, że tu jestem. - pociągnął mnie za sobą. Cóż, wątpiłam w to. Było zbyt ciemno, a oni zbyt pijany, aby zauważyli obecność swojego ukochanego chłopca narodu w zasięgu kilku metrów. - Takiej sceny nie zobaczysz na Champs Élysées.
- Tam Cię nie kochają? - poruszałam charakterystycznie brwiami. - W takich knajpach znajdują się najwierniejsi kibice. Pewnego razu, kompletnie przez przypadek, wylądowałam ze znajomymi w barze pełnym kibiców Atletico Madryt. Wyobraź sobie. Wszystko czerwono białe! Na ścianach flagi z hasłami pełnymi wsparcia, ale i obrazy do rywala zza miedzy. A na drzwiach tablica z napisem "Wstęp wzbroniony dla Madridistas". Miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą! Jakbym co najmniej wytatuowane miała na czole, że jestem kibicem Realu Madryt. 
- Musi być gorąco podczas Derbów Madrytu.
- Oh tak! Wszyscy na świecie sądzą, że największym rywalem Realu Madryt jest Barcelona. Bzdura! To z Atletico są najbardziej zaciekłe starcia. Cały Madryt tym żyje! Atmosfera jest niepowtarzalna już kilka dni przed meczem. Ugh, nie da się tego opisać! Tak powiedział mi Luka, gdy poprosiłam go, aby wytłumaczył mi to z perspektywy piłkarza. To po prostu trzeba przeżyć. - dodałam zerkając na niego kątem oka. - We Francji też tak jest? Są mecze przed którymi masz wrażenie, że idziesz na wojnę? 
- Aż tak to nie. - zaśmiał się. 
- Nie macie tu spotkań "podwyższonego ryzyka"? 
- Raczej nie. Albo ja nigdy tego nie odczułem.
- Koniecznie musisz to poczuć. - zauważyłam gdy skręcaliśmy w stronę jednej z uliczek. Parsknęłam śmiechem dostrzegając kolorowe neony. - Zabrałeś mnie na randkę na Plac Pigalle, pełnego sex shopów i klubów nocnych? Twój romantyzm mnie w tym momencie oczarował. 
- Chciałaś zobaczyć prawdziwy Paryż. A przecież to miasto miłości ... pod każdym względem. - puścił do mnie oczko. Pokręciłam rozbawiona głową przystając pod słynnym Moulin Rouge. - Mają ciekawe przedstawienia.
- Domyślam się. Szczególnie te z tancerkami będącymi topless. 
- To prawda. - uśmiechnął się szeroko. - A skoro mowa o miłości ... chodź. - chwycił mnie za dłoń. Miał być to niewinny gest, czysto towarzyski, jednak poczułam się niezręcznie. Szczerze mówiąc nigdy nie chodziłam z żadnym chłopakiem za rękę, nawet w szkole. Kojarzyło mi się to ze związkiem dwojga ludzi niemogących się od siebie odkleić. Przynajmniej na początku. - Mówisz, że miłość nie istnieje. - przystanął przy ścianie budynku pełnej napisów. - "Kocham Cię" napisane jest tu w ponad 300 językach. Myślisz, że ktoś by się trudził dla iluzji? 
- Całe nasze życie jest iluzją. - westchnęłam. Podeszłam bliżej przyglądając się nieznanym mi napisom. Wodziłam po nich wzrokiem szukając pomiędzy nimi jakiegokolwiek sensu. - Volim te. - wyszeptałam dotykając opuszkami palców dwóch słów. - Kiedyś moi rodzice dość często je wypowiadali. I w Czarnogórze i w Chorwacji znaczy ono to samo. Choć podejrzewam, że sensem tej ściany jest samo uczucie, a nie język czy słowa.
- Dina ...
- Wiem, co chcesz mi powiedzieć. - przerwałam mu. - Czy to przez nich? Możliwe. Czasami w życiu zdarzają się sytuacje, którym ta cała miłość nie potrafi stawić czoła. Ludzie się od siebie oddalają i zatracają w tym, co daje im ukojenie. A tak nie powinno być, prawda? Według instrukcji tego uczucia, ludzie powinni się wspierać do samego końca. Nawet podczas największej tragedii. Z czasem okazuje się, że te słowa stają się puste bo pożądanie które dotychczas je napędzało wygasło. Człowiek zawsze umiera w samotności. - szepnęłam. 
- Wiesz, że największym błędem człowieka jest zamykanie się na to uczucie? To świadome samobójstwo. 
- Właśnie. - parsknęłam. - Ileż to ludzi zabiło się z tego powodu.
- A jednak to miłość zawiera najpiękniejsze wspomnienia. 
- Zrobiłeś się bardzo romantyczny Mbappé. - zaśmiałam się nerwowo. - A ja zgłodniałam. 
- Mówisz jak facet.

*

Mała, na co dzień tętniąca życiem wietnamska restauracja, prowadzona przez byłego profesora filozofii, wywołała falę ciepła rozpływającą się w moim sercu. Lokal był uroczy, a rozchodzący się w nim zapach zachęcał do natychmiastowego złożenia zamówienia. Le Drapeau de la Fidelité tak bardzo różniło się od eleganckiej restauracji L'Orangerie. Plakaty sprzed kilkudziesięciu lat, w tym jeden z Marilyn Monroe, zdobiły drewniane ściany. Na półkach porozstawiane były stare książki oraz różnego kształtu i pochodzenia figurki. Całe wnętrze wyglądem przypominało mi stryszek u babci, w którym schowała ważne dla siebie rzeczy oraz pamiątki. Nikt tu nie przejmował się nieskazitelnym wyglądem. Najważniejszy był smak jedzenia. A był on wyśmienity! Sam lokal zamykano godzinie 22, jednak Kylian miał specjalne względu. Przyznał iż zawsze odwiedzał to miejsce po czasie, wiedząc że nie będzie napastowany przez innych klientów o zdjęcie czy autograf.
Lubiłam z nim rozmawiać. Podnosił mi ciśnienie średnio dwa razy na kwadrans, jednak pomiędzy nami nie było niezręcznej ciszy. Nigdy. Kończyliśmy jeden temat i zaczynaliśmy kolejny. Przy bliższym poznaniu nie był wcale taki zły. Z zainteresowaniem przysłuchiwałam się gdy opowiadał o swoim pochodzeniu oraz rodzinie. Sam również umiał słuchać gdy ja coś mówiłam. To zdecydowanie nie mogła być randka. Dogadywaliśmy się jak przyjaciele, którzy znają się od lat. Musiałam przyznać iż spędziłam miły wieczór w jego towarzystwie.
Na koniec zapytał o moje ulubione miejsce w Paryżu. Bez zastanowienia odpowiedziałam iż jest nim Luwr. Był zaskoczony, aczkolwiek pół godziny później, gdy wybiła północ, siedzieliśmy nad brzegiem fontanny, spoglądając na szklaną piramidę. Z uśmiechem zamoczyłam dłoń w lodowatej wodzie.
- Często to robisz? - zagadnęłam.
- Co takiego?
- Często spacerujesz po nocnym Paryżu?
- Tylko wtedy mogę robić to swobodnie. - uśmiechnął się. - Są chwilę gdy potrzebuję pobyć sam z własnymi myślami. Przemyśleć wiele rzeczy. Lubię swoje życie. Marzyłem o byciu jednym z najlepszych na świecie. Byciu czyimś idolem. Skłamałbym mówiąc iż nie sprawia mi to przyjemności. Może to egoistyczne, ale taka jest prawda.
- Szczerość jest w cenie.
- Czasami płaci się za nią zbyt dużo.
- To prawda. - przytaknęłam.
- Dlatego cierpliwie poczekam, aż Ty się przede mną otworzysz. - poczułam delikatny dotyk na policzku. Uniosłam lekko głowę spoglądając w ciemne męskie oczy. - Wiem, że coś ukrywasz. - wyszeptał. Wpatrywałam się w niego zaskoczona, mając wrażenie iż jego twarz niebezpiecznie zbliża się do mojej. Wstrzymałam oddech, a krew zaczęła szybciej pulsować w moich żyłach. A może to była tylko moja wyobraźnia.
- Nawet nie próbuj. - odchrząknęłam ostrzegawczo. Kąciki jego ust lekko się uniosły, a on sam, ku mojego irracjonalnemu rozczarowaniu, odsunął się bez sprzeciwu.

***

Szczęśliwego Nowego Roku :)

 

sobota, 14 grudnia 2019

6. Diablica.

- Pudrowy róż? W Twojej garderobie? - uśmiechnęłam się triumfalnie trzymając w dłoniach bluzę z logiem NBA. Kylian posłał mi pełne politowania spojrzenie, aczkolwiek cwaniacki uśmieszek błąkał się po jego ustach. - Jestem zszokowana panie Mbappé. Do kontenera. - rzuciłam ją za siebie.
- Jak tak dalej pójdzie, jutro nie będę miał co na siebie założyć.
- To kobieca kwestia. - pogroziłam mu. - Przestań narzekać. Odrzuciłam wszystkie bluzy z idiotycznymi napisami oraz rysunkami. Skończyłeś dwadzieścia lat, pora zostawić nastoletni świat za sobą. Tym bardziej, że od jakiegoś czasu jesteś profesjonalnym piłkarzem. Boże, czy wszystkie Twoje spodnie mają krok w kolanach? - jęknęłam.
- Mojemu przyjacielowi jest wówczas wygodniej.
- Co ma do tego Twój ... - odwróciłam głowę w jego stronę. Uniósł zabawnie brwi ku górze, próbując za wszelką cenę nie wybuchnąć śmiechem. W mig zrozumiałam do czego pije. - Cóż. - odchrząknęłam. - Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. Skoro masz się czuć niekomfortowo ... - odłożyłam spodnie.
- Nie wierzę, że to powiedziałaś. - zaśmiał się.
- A ja nie wierzę, że aż tak wielki krok Ci jest potrzebny. - mruknęłam. W odpowiedzi usłyszałam ciche i rozbawione "auć". - Pasuje do Ciebie sportowy styl. - przyznałam. - Lecz przede wszystkim jesteś piłkarzem i dorosłym facetem. Nie raperem czy też wyrośniętym dzieciakiem. Musisz wyglądać stylowo, a nie śmiesznie. Nie zamieniaj się w swojego kolegę pajaca.
- Mówisz o Neymarze?
- Nie trudno się domyślić. Zawsze wygląda jakby uciekł z cyrku.
- Nie obchodzi mnie to co ma na sobie.
- W ostatnim czasie jedynie z tego jest sławny. - mruknęłam odsuwając szufladę. Z ciekawością zaglądnęłam do środka, po czym wybuchnęłam śmiechem. - Masz bieliznę z logiem Supermana na tyłku? - odwróciłam się w jego stronę rozbawiona. - I z Minionkiem? Ema byłaby zdruzgotana! 
- W nie cały miesiąc zaciekawiłaś się moją bielizną. - zamknął szufladę. - Czuję się obnażony, a sam miałem przyjemność jedynie zobaczyć zarys uroczego biustu. - spojrzał na mnie z wyzwaniem.
- Nie zapędzaj się Mbappé.
- Żartuje. Przecież obserwuje Twoje konto na Instagramie. A bikini jest wystarczające. - puścił mi oczko. Uchyliłam oburzona usta, po czym odwróciłam się do niego tyłem czując irytujące rumieńce na policzkach. - Panna Mijatović się zawstydziła. - zaczął się ze mnie nabijać.
- Wstyd to powinno być Tobie. Minionku. - zironizowałam. Rozsunęłam kolejną szafę w której znajdowały się starannie poukładane buty. Aż w głowie zakręciło mi się od dużej ilości różnorodnych kolorów. - Aha! - chwyciłam białe NIKE z diamencikami.
- Nie ma mowy Dina! Są zbyt drogie!
- Sam chciałeś ze mną współpracować! - schowałam buty za plecami. Próbował je przechwycić jednak zdołałam odskoczyć. - Nie mam zamiaru bawić się z Tobą w kotka i myszkę! Pracuję tylko z poważnymi osobami!
- Sama mówiłaś, że chcesz pracować z dzieciakami!
- Czyli dobrze trafiłam!
- Oddawaj je diablico!
- Jak mnie nazwałeś?! - oburzyłam się.
- Córką Lucyfera!
- Powiem tacie! - tupnęłam nogą.
- Dina, jesteś ostatnią osobą, która poskarżyłaby się tatusiowi. Powiem więcej. - nachylił się nade mną. - Założę się, że nigdy nie przedstawiłaś mu swojego chłopaka. Ze strachu, że go pożre przy pierwszym spotkaniu. To dlatego Federico jeszcze dycha.
- Federico jeszcze dycha bo nie jest moim chłopakiem. A mój ojciec wcale nie pożera tylko torturuje w piwnicy. - syknęłam. Przez chwilę mierzyliśmy się z piłkarzem spojrzeniami pełnymi stanowczości. Po chwili jednak obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem z powodu tej niedorzecznej sprzeczki.
- Przepraszam. Nie chciałem podsłuchiwać.
- Rozmawiałam przy Tobie.
- Źle zrozumiałem. - podrapał się nerwowo po głowie.
- Ja i Federico ... powiedzmy, że nie jestem miłośniczką związków. - westchnęłam. - Wolę relację w której czuję się wolna i niezależna. - poczułam na sobie zdziwione spojrzenie piłkarza. - Nie musisz tego rozumieć. Po prostu nie wierzę w romantyczną otoczkę i motyle w brzuchu.
- Bo nie byłaś nigdy zakochana.
- Miłość zawsze kończy się rozczarowaniem. Książę na białym koniu zazwyczaj zamienia się w gnoma mającego wieczne wymagania i pretensje. Jeszcze się taki nie urodził, któremu podałabym jedzenie pod nos.
- Musisz go najpierw urodzić. - uśmiechnął się. - Ale do tego potrzebujesz mężczyzny.
- Dobrze kombinujesz. - pochwaliłam go. - A Ty? Jak tam związek z samą Miss Francji?
- Nic mi o tym nie wiadomo. - zaśmiał się. - Szczerze mówiąc, dowiedziałem się o tym z prasy. Widać wystarczającym dowodem była koszulka z moim numerem, którą miała na sobie. Wiesz co jest najbardziej zabawne? Media przypisują mi mnóstwo dziewczyn wraz z tysiącem historii miłosnych. Ale nigdy nie piszą o tych, z których na prawdę się spotykałem.
- Twoje domniemane dziewczyny robią kariery, prawda? - spytałam, na co przytaknął. - Sam widzisz. Potrzebowały Twojego nazwiska przy swoim do bycia w centrum zainteresowania. A potem ktoś mi się dziwi, że nie wierzę w szczerą miłość. - wywróciłam oczami. - Dlatego Twoje głębokie uczucie, które żywisz do tych butów musi natychmiast zostać przerwane.
- Dina. - syknął ostrzegawczo.
- Przecież ich nie wyrzucę! Miałeś rację mówiąc, że są drogie. Dlatego wystawisz je na aukcję, a pieniądze przekażesz na cele charytatywne. - pomachałam mu butami przed nosem. - Może być taki kompromis?
- Jesteś diablicą. - pokręcił zrezygnowany głową spoglądając na stertę ubrań na środku garderoby. Poczułam ogarniającą mnie satysfakcję. Sam chciał, abym z nim pracowała. Zrobił wszystko, aby jego kaprys został zrealizowany. Pozostało mu jedynie ponieść konsekwencje swojej decyzji.

*

Bulk Homme to japońskie kosmetyki dla mężczyzn do pielęgnacji skóry. Azjatyckie produkty niezbędne dla zadbanego faceta. - przeczytałam najważniejszą informację dotyczącą produktu. - Jesteś już twarzą kosmetyków. - zauważyłam zerkając znad laptopa na Kyliana. Siedzieliśmy na dość wygodnej kanapie w jego salonie przeglądając oferty reklam, których mógł zostać twarzą. Niewinnie dodam iż odrzuciliśmy większość z nich. 
- Drużyna jest ich twarzą. - zaznaczył. - Chcę coś własnego. - podniósł się z zajmowanego miejsca. Odprowadziłam jego sylwetkę uważnym wzrokiem, po czym wróciłam do przeglądania informacji na temat owej marki kosmetyków.
- W swoim asortymencie mają też maseczki? - mruknęłam pod nosem.
- To dobre dla bab. - miejsce swojego brata zajął znudzony Ethan. - Znaczy się no ... dla kobiet. - odchrząknął. Uśmiechnęłam się pod nosem w odpowiedzi. - Jesteś dziewczyną Kyliana? 
- Chyba w jego snach.
- Nawet nie chcesz wiedzieć o czym śnię. - w salonie pojawił się starszy z braci Mbappé, któremu posłałam pełne politowania spojrzenie. - Dostałem kilka próbek. - podał mi pudełko z kosmetykami. Z nieukrywaną ciekawością otworzyłam żel do twarzy. Pachniał cudownie. I tak ... męsko! Miałam wrażenie, że miałam przyjemność je wyczuć.
- Używasz ich? - spytałam. W odpowiedzi kiwnął głową. Odchrząknęłam poprawiając swoje włosy. - Cóż. Same pozytywne recenzje widzę. I brak jakiegokolwiek zwierzątka, które by z ich powodu ucierpiało. Nie rozumiem jednak jednego. W jaki sposób masz zachęcić do kupna tych kosmetyków świecąc gołą klatą na dachu budynku? Kopiąc przy tym piłkę? - uniosłam idealnie wydepilowaną brew ku górze. 
- Widok jego gołej klaty jest dla sikających po nogach fanek, które nabiją miliony wyświetleń. Jakby miały czym się zachwycać. - mruknął Ethan. Nie mogąc się powstrzymać parsknęłam śmiechem. 
- Wypomnę Ci to gdy będziesz się nadymać przed lustrem.
- Ethan, Ty również grasz w piłkę? - zagadnęłam.
- Tak. Ale nie potrzebuję doradztwa bo potrafię się zachować.
- Uwielbiam go. - uśmiechnęłam się szeroko do Kyliana, który pociągnął młodszego brata za włosy. Zareagowałam błyskawicznie strzelając go po dłoniach. - Bo pomyślę, że to Ty jesteś młodszy. - pogroziłam mu.
- Intelektualnie jest. - dodał Ethan. - Umówisz się ze mną?
- Pewnie. - zaśmiałam się.
- Widzisz? - zwrócił się do brata. - Tak to się robi. A Ty się czaisz i czekasz na odpowiednią okazję. - wywrócił oczami, po czym zerwał się z kanapy i zniknął w holu. Pokręciłam rozbawiona głową i wróciłam do przeglądania ofert. Kylian wypuścił z ust powietrze i położył głowę na oparciu kanapy.
- A co to? - otworzyłam kopertę w której znajdowało się zaproszenie. Zmarszczyłam lekko brwi czytając jego treść. - Jakaś szkoła w Bondy zaprasza Cię na otwarcie sali gimnastycznej. Zabawne, ale nie ma tu daty. To Ty masz ją wybrać. Chyba im bardzo zależy na Twojej obecności, ale zapewne dostajesz takich zaproszeń mnóstwo.
- W kolejny piątek o piętnastej. To już postanowione.
- Chcesz przeciąć czerwoną wstążkę? - zażartowałam.
- Chce pokazać tym dzieciakom, że Bondy to nie dziura zabita dechami z której nie można się wydostać. W końcu jestem tego przykładem. - dodał poważnie. Uniosłam na niego zdezorientowany wzrok. - To moja była szkoła na przedmieściach Paryża. Wychowałem się tam. Sala gimnastyczna to ostatnia część projektu w którym brałem udział.
- Projektu?
- Nie chcesz wiedzieć jak ten budynek wyglądał przed remontem.
- Jesteś sponsorem tego remontu? - wydukałam.
- To złe słowo. Byłem im coś winien bo trochę tam napsociłem. Ale spokojnie. Na Ferrari mi starczyło. - puścił mi rozbawiony oczko. Nie podzielałam jego entuzjazmu bo poczułam ogarniający mnie wstyd. - Jeśli chcesz, możesz przyjechać na otwarcie. Ethan się na pewno ucieszy. - parsknął.
- To chyba nie jest dobry pomysł. - mruknęłam.
- Fakt. To chyba nie miejsce dla Ciebie.
- Uważasz mnie za rozpieszczoną księżniczkę? - oburzyłam się.
- Wyglądasz jak księżniczka dlatego to mogłoby być dla Ciebie niebezpieczne. Musiałbym załatwić Ci ochronę. Dina, Bondy to dzielnica uchodźców. - westchnął dostrzegając zapewne bunt na mojej twarzy. - Różne typy tam się kręcą. Blondynka o niebieskich oczach błyskawicznie rzuciłaby się wszystkim w oczy.
- Przesadzasz.
- Wiem co mówię. - uśmiechnął się pod nosem.
- Przepraszam? - w wejściu do salonu stanęła słynna Gisele, czyli osobista gosposia Kyliana. Przyznaje, byłam zaskoczona że nie biega tu dwudziestolatka w kusym uniformie. - Chciałam zapytać czy Twoja towarzyszka zostanie na kolacji. - posłała mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłam.
- Dziękuję, ale muszę odmówić. Powinnam już się zbierać. - zerknęłam na zegarek. - Z samego rana mam samolot do Madrytu. - wstałam z kanapy. Kylian błyskawicznie zaproponował, że odwiezie mnie do hotelu. I zrobił to, pomimo mojego sprzeciwu. Nie miałam jednak tej przyjemności, aby wsiąść do Ferrari. Kazał mi przez chwilę zaczekać w holu. Po kilku minutach, na dźwięk samochodowego klaksonu, wyszłam przed jego posiadłość. - Masz kolekcję samochodów? - spytałam wsiadając do czerwonego Range Rover'a.
- Jeszcze tylko BMW i ... - uciął.
- I?
- Nie uznasz mnie za rozpieszczonego gwiazdora? - nacisnął pedał gazu. Wbiłam w niego oczekujące spojrzenie. - Dwa Mercedesy. - dodał szybko. - Ale nie zrobisz mi czystki w garażu, prawda? - zerknął na mnie kątem oka.
- Nie tknę Twoich zabaweczek. - obiecałam. W myślach jednak dumałam nad niesprawiedliwością tego świata. Moje kochane Audi, które dostałam na osiemnaste urodziny od ojca, potrzebowało natychmiastowej wizyty w warsztacie z powodu cieknącego oleju. Byłam wręcz zmuszona przenieść się na rower oraz wcisnąć w metro. A ten tutaj mógł pięć razy dziennie zmieniać samochód. Częściej niż bieliznę! - Paryż jest piękny nocą. - westchnęłam opierając skroń o szybę. - Ale to nie Madryt i moje ukochane Gran Via.
- Myślałem, że Concha Espina. - kąciki jego ust lekko się uniosły.
- Znasz adres Santiago Bernabeu cwaniaku? - zaśmiałam się.
- Dina, miałaś przyjemność zwiedzić Paryż? - zgrabnie uniknął odpowiedzi na moje pytanie. Przytaknęłam obserwując ludzi na chodnikach. - Niech zgadnę, wieża Eiffla, Luwr i Łuk Triumfalny? - spytał z politowaniem.
- Kocham Luwr. - oburzyłam się.
- Ale nie znajdziesz w nim prawdziwego Paryża.
- Gdzie go znajdę?
- Umów się ze mną to Ci pokażę. - zaparkował przed hotelem i spojrzał na mnie z wyzwaniem. Uchyliłam usta sama nie wiedząc o mam mu odpowiedzieć. - Gdybyś miała chłopaka to bym się nie ośmielił. Ale sama przyznałaś, że to nic poważnego.
- Współpracujemy ze sobą. - przypomniałam mu.
- Jeden wieczór. Nikt się nie dowie. - puścił mi oczko.

***


Bracia Mbappé 😎

sobota, 23 listopada 2019

5. Obserwuj.

Z rozbawieniem spojrzałam na czarną koszulkę w moich rękach. Na jej przodzie nadrukowane zostały wszystkie puchary oraz nagrody indywidualne zdobyte w roku 2018 przez Lukę. A było ich dość sporo. Z tyłu zaś widniał złoty napis "What Is Next Step?". Nie pozostało mi nic innego jak założyć ją na siebie. Zaraz po świętach, Vanja zorganizowała dla swojego męża specjalne przyjęcie niespodziankę. Chciała, aby mógł w gronie rodziny oraz najbliższych przyjaciół, świętować najlepszy rok w swojej życiowej karierze. Każdy z zaproszonych gości dostał do rąk ową koszulkę, która była szczególną pamiątką.
Usiadłam przy stoliku, który dzieliłam wraz z siostrami Luki. Upiłam łyk wina czując natarczywe spojrzenie swojego ojca. Gdy w święta wyjawiłam mu plan związany ze współpracą z Mbappé od razu dodał dwa do dwóch. Nie był głupi. Domyślił się, że to Francuz jest adresatem bukietów. Szczerze mówiąc, byłam zaskoczona iż nie wpadł na to wcześniej.
- Ciociu! - obok mnie zmaterializowała się Ema. Błyskawicznie wskoczyła na moje kolana podając tajemniczą kartkę. - Mamusia mi wszystko powiedziała. Pan z którym Ivan ma zdjęcie uratował mojego Leona, prawda?
- Cóż ... - odchrząknęłam.
- Nie pan, tylko Kylian Mbappé. - jej starszy brat usiadł obok mnie i pokręcił z politowaniem głową.
- Dla Ciebie pan Mbappé. - poprawiłam go.
- Przecież powiedział, że mam mówić do niego Kylian. - wzruszył ramionami, po czym nalał sobie soku do szklanki. Westchnęłam ciężko nad wizją dziecięcej edukacji przez gwiazdora z Paryża. Z zaciekawieniem rozłożyłam kartkę. Moim oczom ukazał się uroczy obrazek namalowany przez sześciolatkę. Ona, Leon i Mbappé, a wokół wiele uśmiechów i serduszek.
- Możesz mu to dać? - Ema spojrzała na mnie z nadzieją. - Mama powiedziała, że go znasz. A ja chciałam mu podziękować.
- Myślę, że będzie ku temu okazja.
- Pocałuj go w policzek! Tak soczyście!
- Sam obrazek wystarczy! - ostudziłam jej szalone zapędy.
Po chwili po dzieciakach nie było śladu. Odłożyłam pusty kieliszek po winie spoglądając na przyjaciółkę Luki i Vanji przygotowującej się do występu. Franka Batelić była chorwacką piosenkarką będącą w związku z Vedranem Ćorluką. Obaj piłkarze byli ze sobą bardzo blisko, więc i ich żony złapały ze sobą świetny kontakt. Tym bardziej iż Franka nie zachowywała się jak typowa gwiazda, jaką bez wątpienia była w swoim rodzinnym kraju. Zaśmiałam się serdecznie dostrzegając Lukę i Vedrana, którym zamarzyło się być jej chórkiem. Wyli niesamowicie, kręcąc swoimi ciałami we wszystkie strony. Piosenkarka zamiast skupić się na teście, co jakiś czas wybuchała śmiechem, czemu niekoniecznie się jej dziwiłam.
- Można? - miejsce obok mnie zajął ojciec.
- Oczywiście. - posłałam mu przelotny uśmiech.
- Dina, wiem że to nie najlepszy moment oraz miejsce, ale chciałbym z Tobą porozmawiać. - zaczął dość poważnie. Oderwałam wzrok od zabawnej sytuacji na scenie, po czym przeniosłam go na swojego ojca. - Rozmawiałem dziś z Florentino Perezem. Jest pozytywnie zaskoczony tym, iż Mbappé nawiązał współpracę z Best Of Your Sports.
- Niech zgadnę. - przerwałam mu taktownie. - Przeprowadził już rozmowę z Oscarem na temat teoretycznego transferu Mbappé do Realu Madryt. Chce, aby mój szef podjął ku temu jakiekolwiek działania. Skoro Francuz chce z nim współpracować, to znaczy że mu ufa. Tak jak i jego opinii na wiele tematów.
- Skąd ... - zmarszczył czoło.
- Tato, nie jestem głupią blondynką. - westchnęłam ciężko. - Zrobicie wszystko, aby ten transfer doszedł do skutku. Moja zgoda na taniec była jednym z tysiąca kroków ku temu. Gdybym odmówiła, Florentino zabiłby najpierw mnie, a potem Ciebie. Zrobi wszystko, aby go nie urazić. Szkoda, że nie zaproponował mu mojej skromnej osoby na srebrnej tacy. - prychnęłam.
- Na to bym się nie zgodził! - oburzył się. - Zresztą, Florentino nigdy by nie wpadł na taki pomysł. Wszystko wszystkim, ale są granice.
- Więc jaka jest moja rola w tym wszystkim?
- Zauważyliśmy że Mbappé ucina wszelkie rozmowy. Zmienia temat bądź odpowiada dyplomatycznie. Zaimponowałaś mu swoim zdaniem na ten temat.
- I nawet przez chwilę nie pomyśleliście, że jego to wszystko męczy? W każdym jego wywiadzie pada pytanie związane z Realem Madryt. Wszyscy wokół go o to pytają. Czego wy oczekujecie? Że w środku sezonu podpisze kontrakt? Tato, on jest piłkarzem PSG. Szanuje ten klub i kibiców. Chce sam podjąć decyzję, więc pozwólcie mu na to. Niech pan Perez w odpowiednim momencie zaproponuje mu kontakt i zobaczymy co z tego wyjdzie.
- To nie jest takie proste. Takie transfery trwają miesiącami ...
- Wiesz kogo zacytowałam podczas gali w Paryżu? Ciebie. To były Twoje słowa. Nie mów mi, że zacząłeś to wszystko traktować jak biznes. Że to, co kiedyś mi powiedziałeś, nie było prawdą. - spojrzałam na niego uważnie. - Co według was mam zrobić?
- Po prostu trzymaj dłoń na pulsie. Obserwuj. A gdy poczuje się pewnie, aby porozmawiać z Tobą na ten temat, zrób to tak, jak potrafisz najlepiej. - pogładził moją dłoń, po czym odszedł w stronę Anety. Westchnęłam ciężko przeczesując swoje włosy. Mówiąc wprost miałam z nim negocjować. Ale w taki sposób, aby tego nie zauważył.

*

Ekskluzywna restauracja L'Orangerie znajdowała się na najpopularniejszej alei na świecie. Na Avenue des Champs-Élysées. W Paryżu. Tak do końca nie rozumiałam dlaczego akurat to miejsce panowie Mbappé wybrali na rozmowę o interesach. Było tu po prostu zbyt pięknie, aby przeprowadzać jakiekolwiek negocjacje. Oczarowana rozglądałam się wokół, co nie umknęło uwadze Kyliana. "Wiedziałem, że Ci się spodoba" szepnął gdy Oscar wraz z jego ojcem wymieniali pomiędzy sobą  życzliwości. Posłałam mu karcące spojrzenie, na które odpowiedział cwanym  uśmieszkiem.
Zajęliśmy stolik obok ogromnej szklanej ściany, za którą znajdowały się świąteczne choinki. Był to dopiero początek stycznia, więc magia świąt nadal była obecna wokół nas. Z kolei na eleganckiej sali porozstawiane zostały różnego rodzaju rośliny oraz kwiaty. Nie bez powodu to miejsce zostało nazwane Oranżerią.
- Pani Dino. - zwrócił się do mnie pan Mbappé. - Jeśli nie jest pani wegetarianką, chciałbym polecić jagnięcinę w sosie miętowym. Tutejszy specjał. - posłał mi uśmiech, który odwzajemniłam znad Menu.
- Z chęcią spróbuję. I proszę mówić mi Dina.
- Koniecznie potrzebujemy wina. Mają tu idealne. - machnął w stronę kelnera, który przyjął nasze zamówienie.  - Zazwyczaj świętujemy tu urodziny mojej żony. Uwielbia to miejsce. Po raz pierwszy tu zaglądnęliśmy gdy Kylian podpisał swój profesjonalny kontrakt z Monaco. Stało się to naszą rodziną tradycją.
- Ma pan jeszcze dwóch synów, prawda? - zagadnął Oscar.
- Jednego. Jirès to syn mojej żony z pierwszego małżeństwa.
- Również jest piłkarzem. - wtrącił Kylian. - Jak ja i Ethan.
- Wznieśmy toast za naszą współpracę. - oznajmił pan Mbappé gdy kelner przyniósł butelkę czerwonego wina oraz cztery kieliszki. W jednym z nich znajdowała się woda, którą postawił przed Kylianem. - Bardzo spodobał mi się pomysł mojego syna. Jako jego agent mam za wiele na głowie, aby zajmować się również całą otoczką. Zaimponowała mi pani krytyką jego butów. Mamy ze sobą wiele wspólnego.
- Również nie jest pan ich fanem?
- Jeśli można tak to nazwać.
- To były unikatowy prezent. - wtrącił się Kylian.
- Rozpieszczają Cię, abyś nie przeszedł do Adidasa. Powinieneś nosić te, na które stać Twoich fanów. - zauważyłam. - Poczują satysfakcję, że wiele ich z Tobą łączy. To wiele dla nich znaczy, a te buty niczym się nie różnią. Diamenty na sportowych butach są idiotycznym pomysłem. Dają jasny sygnał, że jesteś rozpieszczoną gwiazdą.
- A skarpetki w kratkę? - uniósł zadziornie brew.
- Wyglądałeś w nich jak pajac.
- Powinnaś przejrzeć całą garderobę mojego syna. - zauważył pan Wilfried. - Kylian dostaje mnóstwo ubrań i butów od sponsorów. Osobiście nie znam się na modzie, ale też nie jestem całkowitym ignorantem. Widzę jeśli coś wygląda śmiesznie.
- Najważniejsza jest metka, nie sam wygląd. Kobiety również wpadają w tą pułapkę i wariują na samą nazwę Chanel czy Versace. To bez znaczenia czy torebka pasuje do całego stroju. Jeśli Kylian założy różową bluzę Nike, to automatycznie znika ona ze sklepów wykupiona przez jego fanów. Catherine Middleton jest tego największym przykładem. - poczułam na sobie trzy zdezorientowane męskie spojrzenia. Zrozumiałam, że się zagalopowałam. - Przepraszam. Odbiegłam od tematu. - odchrząknęłam nerwowo.
- Wprost przeciwnie. - pan Mbappé posłał mi uśmiech. - Rozumiem już dlaczego Kylian upierał się, aby pani z nim współpracowała.
- Bo znam się na modzie? Jak to kobieta? - mruknęłam.
- Bo wiesz o czym mówisz. - poczułam na sobie stanowcze spojrzenie piłkarza.
- Dina zawsze powtarza, że nas mężczyzn trzeba całe życie prowadzić za rączki. - wtrącił rozbawiony Oscar. - I ma sporo racji. Kobiety dostrzegają to, co dla nas jest błahe. Dzięki niej Casemiro nie został twarzą perfum, które są znane z testowania na zwierzętach.
- Po prostu to sprawdziłam. - spuściłam wzrok na talerz.
- Mi nawet to przez głowę nie przeszło. - zauważył. - Od razu przygotowałem umowę gotową do podpisania.
- Doskonale się składa. Dosłownie zalano nas propozycjami reklamowymi. Może mogłaby pani przejrzeć to kobiecym okiem? Ocenić co pasuje do mojego syna, a co nie?
- Ja? - wydukałam.
- Możesz to zrobić przy okazji wizyty w mojej garderobie. - wtrącił się Kylian rozbawiony moją miną. - Mam rozumieć, że muszę przygotować worki na śmieci?
- Przygotuj kontener.


*

Taksówka zaparkowała przed posiadłością z wysokim ogrodzeniem. Dom Kyliana Mbappé znajdował się w prywatnej dzielnicy Paryża, której bram strzegła specjalna firma ochroniarska. Wpuszczono mnie dopiero po okazaniu dokumentów. Zabawne. Mówią, że to madrycka La Finca jest bunkrem. Uregulowałam rachunek z kierowcą, po czym opuściłam jego samochód. Poczułam mroźne powietrze na swoich policzkach. Szybkim krokiem podeszłam pod bramę i nacisnęłam guzik. Kilka sekund później stała przede mną otworem. Przemierzyłam podjazd rozglądając się wokół. Drzewa oraz trawnik pokryte były białym puchem. Na samym środku działki stał nowoczesny dom, z ogromną ilością szklanych ścian. Białe Ferrari, dumnie zaparkowane przed samym wejściem do domu, idealnie komponowało się z prószącym śniegiem w tym samym odcieniu. Westchnęłam ciężko pod nosem, po czym zapukałam do drzwi. Chwile później stanął w nich chłopiec z tabletem w rękach.
- Hej. - uśmiechnęłam się pocierając ramiona.
- Cześć. Ty jesteś Dina? - spytał, na co pokiwałam głową. - Kylian rozmawia przez telefon. Kazał mi Cię wpuścić. - zrobił miejsce w przejściu z którego skorzystałam. Przyjemne dreszcze przebiegły po moim ciele gdy poczułam ciepło bijące z wnętrza domu. - Jestem Ethan.
- Młodszy brat, prawda?
- Tak. - przytaknął. - Tam jest salon. - wskazał dłonią. - Kylian prosił, abyś tam na niego zaczekała. Ja uciekam. Jestem zajęty. - pomachał mi tabletem. Pokiwałam rozbawiona głową, po czym uniosłam wzrok na schodzącego ze schodów piłkarza. Zanim minął się z młodszym bratem, zdołał zdzielić go lekko po głowie.
- Miałeś grać godzinę. Obiecałeś mamie.
- Chcę dokończyć. - jęknął.
- Masz to odstawić.
- Zamij się swoją dziewczyną. - mruknął. Po chwili starszy brat bez zastanowienia odebrał mu tablet. - Kylian!
- Mam zadzwonić?
- Spadaj! - krzyknął, po czym wbiegł po schodach.
- Bunt trzynastolatka. - Kylian schował tablet do komody, po czym spojrzał na mnie. - Zmarzłaś. Masz zaczerwienione policzki i nos. Mogłem po Ciebie pojechać. - podrapał się nerwowo po karku. - Poproszę Gisele o coś gorącego do picia.
- Z chęcią - zdjęłam z siebie płaszcz. Kylian odwiesił go na wieszaku, po czym udał się prawdopodobnie w stronę kuchni. Zaciekawiona rozejrzałam się po wnętrzu salonu. Był on przestronny, urządzony gustownie oraz nowocześnie. Szklana ściana wychodziła na ogród, pokryty w tym momencie białym puchem. Na komodzie stały rodzinne zdjęcia, z których uśmiechali się do mnie poszczególni członkowie rodziny. Wzięłam do ręki jedną z ramek, dostrzegając w niej Zizou w towarzystwie małego chłopca. Fotografia była stara i zapewne bardzo cenna.
- Byłem uroczym dzieckiem, prawda?
- Przyznaję, byłeś słodziakiem. - uśmiechnęłam się. - Pozostał w Tobie jedynie bunt trzynastolatka? - z rozbawieniem odłożyłam ramkę na jej miejsce.
- Ja w jego wieku nie miałem tableta i jakoś żyję.
- Dziękuję. - przyjęłam od niego kubek z parującą herbatą. - A teraz masz Ferrari. To nie jest odpowiedni samochód do jazdy w zimie. Na pewno masz ciężką stopę. - upiłam łyk, czując przyjemny smak.
- Jest zbyt cenne, abym szalał.
- Masz mnie za głupią blondynkę? - uśmiechnęłam się słodko.
- Czy Ty mnie zawsze musisz przejrzeć? - założył ręce na klatce piersiowej i zerknął na mnie z góry. - Jestem facetem. Każdy z nas lubi szybkie samochody. Tak jak kobiety buty.
- Za to my kobiety nie lubimy się o was martwić.
- Czyli się o mnie martwisz? - uniósł brew ku górze.
- Dziwisz mi się? Gdzie indziej znajdziemy z Oscarem takiego klienta jak Ty? - rozbawiłam go. - Jestem osobą pełną empatii. 
- Nie wątpię.
- To są najważniejsze osoby w Twoim życiu? - zagadnęłam wskazując na ramki ze zdjęciami. Przytaknął. - Zizou i Cristiano Ronaldo również do nich należą? - tym razem wzięłam fotografię przedstawiającą chłopca w wieku Ethana. W towarzystwie słynnego Portugalczyka. - Odwiedziłeś Valdebebas?
- Owszem. Byłem w Realu Madryt na testach.
- Na prawdę? - zdziwiłam się.
- Byłem na testach w wielu klubach, jednak ojciec uważał że jestem zbyt młody, aby zmienić kraj. Miałem do tego dojrzeć. - wzruszył ramionami. - Muszę jednak przyznać, że Valdebebas robi wrażenie. A co do Zizou i Cristiano ... nie ukrywam, że są moimi idolami. Motywują mnie.
- Tak. Zizou robi to w magiczny sposób. - odłożyłam fotografię. - Mój ojciec zawsze żartuje, że chłopaki słuchają go jak zaczarowani. Nawet Cristiano. Praca z nim to spełnienie marzeń. - dodałam niewinnie. Kylian nie skomentował moich słów, a jedynie posłał mi uśmiech. - Oh, zapomniałabym! - oddałam mu kubek, po czym wyciągnęłam z torebki rysunek Emy. - Proszę. Oficjalnie zostałeś bohaterem.
- Co to? - zaśmiał się.
- Uratowałeś Leona. Swoją drogą, sama chciałam Ci za to podziękować. Żal mi było patrzeć na przygnębienie Emy. Nie wiem co ona widzi w tym wstrętnym szczurze, ale bardzo przeżyła jego utratę.
- Czyli wybaczyłaś mi ten głupi tekst?
- Przecież przeprosiłeś. Ale nie musiałeś wysyłać kwiatów.
- Co to za przeprosiny bez kwiatów?
- No tak. - zaśmialiśmy się. - Były piękne. Dziękuję. - chciałam jeszcze coś dodać, jednak przerwał mi w tym mój własny telefon. Przeprosiłam mojego towarzysza, po czym odebrałam połączenie. - Federico nie mogę teraz rozmawiać. Pracuję.
- Gdzie Ty jesteś? Nie wróciłaś jeszcze z Paryża?
- Będę jutro. Możesz podlać kwiaty i zrobić zakupy.
- Bardzo śmieszne. Tęsknie za Tobą.
- Będę tęsknić jeśli wykonasz moją prośbę. Nie mogę rozmawiać. - dodałam pospiesznie czując na sobie spojrzenie Mbappe. - Widzimy się jutro. - rozłączyłam się. - Przepraszam. Po prostu ...
- Rozumiem. Każdy facet tęskni za swoją dziewczyną. To co, pokażę Ci garderobę? - zaproponował. Skinęłam głową, po czym posłusznie ruszyłam za nim. W głowie nadal miałam dwie dość znaczące fotografie stojące na komodzie.

***

Miłego weekendu :)


sobota, 2 listopada 2019

4. Szefowa.

Święta Bożego Narodzenia zbliżały się co raz większym krokiem. Stworzona przeze mnie lista prezentów zamieniła się w stos kolorowych pudełek. Nigdy nie lubiłam czekać do ostatniej chwili z ważnymi rzeczami. Starałam się wszystko planować wcześniej. Już tydzień przed tym magicznym czasem mogłam odetchnąć i skupić na ostatnich dniach pracy. Oscar, wraz z Realem Madryt, wyjechał na Klubowe Mistrzostwa Świata do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. W biurze panowała spokojna atmosfera. Wszystkie zobowiązania doczekały się szczęśliwego zakończenia. Mogliśmy więc pewnym krokiem wejść w Nowy Rok.
Przez kilka ostatnich dni moim królestwem stało się Archiwum, w którym robiłam porządek. Popijając kawę oraz wsłuchując się w świąteczny podkład lecący z radia, skupiłam się na segregacji ważnych papierów. Co jakiś czas moje myśli uciekały do przyjęcia urodzinowego, zorganizowanego przez moje koleżanki ze studiów. W ostatnim czasie kompletnie nie miałam czasu na jakąkolwiek zabawę. Dziewczyny sprawiły mi ogromną radość, odciągając od szarej rzeczywistości.
Z ogromną ulgą przyjęłam informację o wyjeździe ojca do Emiratów. Od gali w Paryżu stał się po prostu upierdliwy. Zobaczywszy kwiaty, próbował za wszelką cenę wyciągnąć ode mnie dane nadawcy. Na nic zdały się moje tłumaczenia, że osoba ta nie zostawiła po sobie żadnego śladu. Predrag Mijatović i tak wiedział swoje! Potrafił przeanalizować cały wieczór, aby przypomnieć sobie wszystkie osoby, które miały czelność zbliżyć się do mojej osoby. Na całe szczęście miałam go zobaczyć dopiero podczas świątecznej kolacji.
Jeden dzień z matką. Drugi dzień z ojcem. Tak wyglądały moje święta Bożego Narodzenia od czasu rozwodu rodziców. Magia straciła blask, a podekscytowanie związane ze świąteczną atmosferą zatarło się wraz z czasem. Dziecięcą radość zastąpiła dojrzałość oraz zderzenie się z dorosłym życiem. Z problemami.
- Dina! - w Archiwum pojawiła się zdyszana sekretarka Oscara. Mimo jej ciemnej karnacji, można było dostrzec bladość na twarzy. Oczy, w których biło przerażenie, miała szeroko otwarte. - Tam ... w gabinecie! U Oscara! - "krzyczała" szeptem. - Muszę zadzwonić!
- Zaraz! Powoli! - ściszyłam radio. - Co się stało?
- Mamy gościa!
- Przecież nikt nie był umówiony. - uniosłam brew ku górze. - Szejk z Kataru nas odwiedził, że nie potrafisz go zbyć? - zachichotałam, jednak mina Beatriz spowodowała, że spoważniałam. - Kto przyszedł? Chyba nie członek mafii?
- Kylian Mbappé.
- Że co? - wydukałam. Poczułam się jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody. W tym momencie spodziewałabym się każdego, tylko nie tego pajaca z Paryża. - Przecież Oscar nie prowadzi z nim żadnych interesów. - zaśmiałam się nerwowo. Niedorzeczna myśl pojawiła się w mojej głowie.
- Powiedział, że ma do niego bardzo ważną sprawę. Ale chce rozmawiać tylko z Tobą. - wyciągnęła ku mnie swój wskazujący palec. - Masz być negocjatorką pomiędzy nimi.
- Jeszcze czego! - prychnęłam. - Jestem tylko stażystką.
- Dina, on nie chce ze mną rozmawiać, tylko z Tobą. Nie możemy go wyprosić z biura! - zaczęła panikować. -  To zbyt ważna osoba! Oscar by nam tego nie darował! - westchnęłam ciężko, czując jak ogarnia mnie wściekłość. - Jest u niego w gabinecie. Idź tam i wysłuchaj co ma do powiedzenia.
- Nie! Najpierw to on wysłucha tego, co ja mam do powiedzenia!
Żwawym krokiem ruszyłam przed siebie. Zacisnęłam mocno piąstki, czując paznokcie wbijające się w skórę. Byłam wściekła? To zbyt mało powiedziane. Podświadomie domyśliłam się, że chodzi mu o moją osobę. Nie wiem w co on pogrywał, jednak nie miałam zamiaru brać udziału w jego zabawie.
Zobaczyłam go przez oszklone drzwi. Stał przy ogromnym oknie spoglądając na Santiago Bernabeu. W swojej stylówce bogatego dzieciaka. Skarpetki w biało czarną kratkę i białe Nike z diamencikami. A mówią, że to Ramos wygląda niczym szwedzka turystka! Z irytacją pchnęłam drzwi, co zaowocowało jego odwróceniem się w moją stronę.
- Cześć Dina. - uśmiechnął się szeroko.
- Możesz mi powiedzieć co Ty wyprawiasz?
- Chciałem się przywitać?
- I prowadzić interes z Oscarem? Przeze mnie? - założyłam ręce  na piersi. - Jestem stażystką i nie mam żadnych kompetencji do prowadzenia rozmów z Tobą. Co najwyżej mogę Ci kawę zaproponować.
- Z chęcią. - nonszalancko usiadł we fotelu przeznaczonym dla gości. - Chwaliłaś się, że parzysz najlepszą w Best of You Sports. Zweryfikuje to.
- Przyniosę kawę i poproszę Beatriz.
- To nie z nią chcę rozmawiać o interesach tylko z Tobą.
- Ze mną? O jakich interesach? - zawróciłam spod drzwi. - Wykorzystujesz swoje nazwisko do własnych kaprysów. Mówiłam Ci, że nie chcę rozwijać swojej kariery dzięki znajomościom. Nikt normalny nie uwierzy, że jestem pośrednikiem w interesach z powodu wiedzy i doświadczenia. Będą podejrzewać inne ... umiejętności. - zironizowałam. - Beatriz patrzy na mnie podejrzliwie.
- Więc się nade mną nie nachylaj. Guzik Ci się odpiął. - szepnął. Spuściłam wzrok na swój dekolt. Warknęłam z irytacją dostrzegając rozpiętą u góry koszulę. - Bardzo ładnie wyglądasz.
- Idę po kawę. - warknęłam.
Stojąc obok ekspresu próbowałam choć trochę się uspokoić. Jego pewność siebie irytowała mnie do granic możliwości. Bawiło go wyprowadzanie mnie z równowagi. Miałam ochotę wylać mu gorącą kawę na ten cwaniacki wyraz twarzy! Zerknęłam kątem oka na wiszące obok lustro. Miałam na sobie elegancką białą koszulę oraz czarne spodnie z wysokim stanem. Nic specjalnego. Oprócz guzika, który bezczelnie się rozpinał! Wystarczający powód dla faceta, aby zerknąć kobiecie w dekolt.
- Zrobimy tak. - postawiłam przed nim kawę. - Zerknę do kalendarza Oscara, a Ty mi powiesz która data odpowiada Ci najbardziej. Umówię was. - usiadłam na miejscu szefa i włączyłam monitor. - Czemu tak na mnie patrzysz?
- Pasuje Ci to miejsce szefowo. - upił łyk kawy. - Ten świat jest brutalny Dina. Nie ma tu miejsca dla szlachetnych ludzi. Jeśli chcesz się wybić musisz łapać każdą okazję. Czasami trzeba włączyć egoistyczne myślenie.
- Mówi to osoba, której do prawdziwego wybicia brakuje podpisania kontraktu z Realem Madryt. - mruknęłam pod nosem nie odrywając wzroku od monitora. - Wiesz, że pociąg z napisem Królewscy zatrzymuje się tylko raz na peronie?
- Chcesz w swojej drużynie chama i gwiazdora?
- Masz rację. Nie chce.
- Stąd moja obecność tutaj. Dałaś mi sporo do myślenia. - przyznał. Zaskoczona oderwałam wzrok od tabelek z datami. - Nie znasz mnie, a jednak od pierwszego momentu masz o mnie złe zdanie. Nie wiem gdzie popełniłem błąd, ale nie chcę, aby ludzie tak mnie odbierali. Dlatego chcę współpracować z Twoją Agencją.
- Potrzebujesz agenta od wizerunku? - wydukałam. - Dlaczego akurat tutaj? Nie wierzę, że w Paryżu nie ma odpowiedniej do tego osoby.
- Bo to pracownica tej Agencji zauważyła, że coś jest nie tak.
- Reszta traktuje Cię jak gwiazdę, której nie można urazić?
- Dokładnie. - przyznał.
- Oscar wybierze dla Ciebie odpowiednią osobę.
- Chcę Ciebie. Bo tylko Ty wiesz gdzie leży problem.
- To nie jest sklep z zabawkami, a Ty nie jesteś rozpieszczonym dzieckiem milionera, które może zażyczyć sobie co tylko chce. Nie mam kwalifikacji do współpracy z Tobą. A po za tym nie chcę tego robić. Wyjaśniłam Ci już dlaczego i chciałabym, abyś to uszanował.
- Szanuję. Dlatego znajdę inny sposób. - dopił kawę, po czym odłożył filiżankę. - Miałaś rację. Parzysz świetną kawę. - wstał ze swojego miejsca, więc uczyniłam to samo. Poprosił o długopis i kartkę na której zapisał swój numer telefonu. - Niech Oscar osobiście do mnie zadzwoni. Może odwiedzić mnie w Paryżu.
- Nie przylecisz swoim prywatnym samolotem? - westchnęłam.
- Niestety, ale taki gwiazdor jak ja nie posiada czegoś takiego. - uśmiechnął się szeroko. - Ale jeśli zajdzie taka konieczność to zjawię się osobiście. Dziękuję za rozmowę.
- Nie będę z Tobą współpracować, ale mogę dać Ci jedną radę. - rzuciłam odprowadzając go do wyjścia. Oczy Francuza zerknęły na mnie z ciekawością. - Zmień skarpetki bo są okropne. Te buty również. Nike nie ma normalniejszych modeli?
- Myślałem że o zapach stóp Ci chodzi. - wybuchnął śmiechem. - Widzisz? Jesteś w tym najlepsza. - puścił mi oczko. - Do zobaczenia. - wszedł do windy. Pokręciłam z politowaniem głową i wróciłam do Beatriz, która spoglądała na mnie podejrzliwie.
- Zostawił coś.
- Co takiego?
- Na Twoim biurku. Kazał mi o tym powiedzieć gdy wyjdzie. - dodała oschle i zniknęła w gabinecie Oscara. Wypuściłam ze świstem powietrze, dostrzegając bukiet białych róż na blacie. Tego właśnie się obawiałam. Oceniania mnie z góry. Bo niby dlaczego taki gwiazdor jak Mbappe chciałby współpracować ze zwykłą stażystką bez kwalifikacji? Odpowiedź sama się nasuwała. Zirytowana chwyciłam liścik do ręki.

Wszystkiego Najlepszego z okazji urodzin rówieśniczko :)



*

- Znów dostałaś kwiaty. - zauważył niby obojętnym tonem Federico. Spojrzałam na niego znad jedzonej chińszczyzny. Zaklęłam siarczyście dostrzegając plamę z sosu na pościeli. Tak właśnie kończyło się jedzenie w łóżku. - Czyżbyś miała cichego wielbiciela?
- Nie zapędzaj się. - zastrzegłam odkładając plastikowy pojemnik na stolik nocny. - Czy to takie dziwne, że zostałam doceniona? Piękne kobiety dostają piękne kwiaty. Koniec tematu.
- Kiedyś powiedziałaś, że to szowinistyczny gest mający na celu udobruchanie naiwnej niewiasty bądź nadzieja na rozłożenia przez nią nóg.
- Jesteś obleśny. - skrzywiłam się.
- To Twoje słowa.
- Inaczej to ujęłam. - przeczesałam potargane włosy.
- Sens ten sam.
- Ugh. Ty mi bukietu kwiatów nie dałeś, a jednak leżysz tu ze mną. - podparłam głowę na ręce posyłając mu uśmiech pełen politowania.
- Nie muszę uciekać się do takich tanich chwytów. - błysnął swoimi zębami. - Po prostu jestem ciekawy dlaczego taka zatwardziała feministka jak Ty, nie wyrzuciła ich do kosza. Są od tej samej osoby. Dwa bukiety białych róż.
- Detektyw się znalazł. - prychnęłam rozjuszona. - Nie jestem aż taką egoistką. Te kwiaty są po prostu zbyt piękne, aby miały wylądować w koszu. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Federico zaczął mnie denerwować swoimi domysłami. Wyskoczyłam spod pościeli zarzucając na swoje ciało satynowy szlafrok.
- Po prostu powiedz kiedy pójdę w odstawkę.
- Przecież nikt Cię tu na siłę nie trzyma. - posłałam mu oburzone spojrzenie, po czym opuściłam sypialnię. Nie spodobała mi się ta rozmowa. Jeśli Federico sądził, że będę się mu tłumaczyła, to bardzo grubo się mylił. Od samego początku nasza relacja miała jedną dość ważną zasadę. Mieliśmy nie wtykać nosów w nie swoje sprawy.
Zapach róż dotarł do moich nozdrzy gdy przekroczyłam próg salonu. Byłam wściekła na ich adresata, ale nie miałam serca z kamienia, aby je wyrzucać. Po za tym pięknie komponowały się z moim jasnym pokojem gościnnym. Wyciągnęłam dłoń, aby dotknąć jednego z pąków, lecz przerwał mi w tym mój własny telefon. Błyskawicznie odebrałam, widząc zdjęcie Oscara.
- Witaj. Mam nadzieję, że Ci nie przeszkadzam?
- Oczywiście, że nie. - wyszłam na taras. Chłodny wiatr owiał moje nogi. Wyciągnęłam rękę do skrytki w której trzymałam paczkę papierosów oraz zapalniczkę. Bez zastanowienia odpaliłam jeden z nich. - Coś się stało?
- Jeśli tak można nazwać bombę, która spadła na moją Agencję. Jestem właśnie po wstępnej rozmowie z Mbappé oraz jego ojcem. I szczerze mówiąc, nadal to do mnie nie dociera. Nie mogę uwierzyć, że chce on z nami współpracować.
- Czego on oczekuje? - zaciągnęłam się dymem tytoniowym.
- Fachowego doradztwa. Szczególnie jeśli chodzi o reklamy i media społecznościowe.
- Powinien zacząć od zatrudnienia osoby odpowiedzialnej za jego ubiór. Czasami wygląda jak maskotka NIKE. - parsknęłam.
- Osobiście zabiorę się za współpracę z nim. Jako moja asystentka będziesz mogła wpaść do jego garderoby i wyrzucić co nie co ...
- Asystentka? - wyprostowałam się niczym struna.
- Tak Cię nazwał. Dodał też, że jesteś pierwszą osobą, która nie obawiała się wytknąć mu pewnych błędów. Poprosił, abyś również brała udział w tej współpracy. Stwierdziłem, że to świetny pomysł. Będziesz mogła o wiele więcej się nauczyć i z bliska zobaczyć jak to wygląda. Dina, nie możemy sobie pozwolić na stratę takiego klienta.
- Rozumiem. - skronie zaczęły mi pulsować. Z każdą kolejną sekundą byłam co raz bardziej wściekła. Cholerny paryski cwaniak z twarzą niewiniątka! Wszystko musiało być tak, jak on tego chciał! Jeszcze będzie żałował, że poprosił o współpracę ze mną. Pierwsze co zrobię to wyrzucę jego cudowne białe NIKE z diamencikami przez okno. A następnie spalę wszystkie skarpetki w kratkę. Jeszcze będzie mnie błagał o litość!

***


 Best Of You Sports 💪

sobota, 19 października 2019

3. Leon.

Z niedowierzaniem wpatrywałam się w ciemne oczy, w których biła niezachwiana pewność siebie. Kąciki jego ust uniosły się w cwaniackim uśmiechu, który zirytował mnie nie bardziej niż jego słowa. Jego nonszalancka postawa pozostawiała wiele do życzenia. Ale cóż się dziwić skoro dzielił szatnię z największym piłkarskim pajacem, którym bez wątpienia był Neymar Junior.
Ojciec miał rację. Powinnam dość szybko domyślić się, że to właśnie jego chce Florentino Perez, jak i większość Madridismo. Sam zresztą podkreślił, że widziałby siebie w klubie z Madrytu, co przekreślało jakiekolwiek szanse na starania się o niego przez inne klubu. Jeśli piłkarz tego chciał, prezes Perez wyciągnąłby go nawet z największego bagna. Sama ich rozmowa była czysto przyjacielska, jednak miała na celu osobiste podkreślenie tego co już wiadome. Nie mogły tu paść oficjalne słowa, ponieważ nie byłoby to zgodne z pewnymi zasadami.
- Jak już wspomniałam, Real Madryt nie potrzebuje reklamy. - odchrząknęłam. - Szczególnie z mojej strony. Choć jestem w stanie zrozumieć pewne obawy. W końcu to klub dla profesjonalistów silnych mentalnie. Nie jedna gwiazda została w Madrycie zweryfikowana. - z premedytacją wbiłam szpilkę w męskie ego. Ku mojemu zdziwieniu jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu.
- Czuję się zmotywowany pani słowami.
- Przepraszam bardzo, ale zostałem zatrzymany. - do naszego grona dołączył ojciec, który zmierzył mnie zdziwionym spojrzeniem. Wyczułam szansę na ucieczkę, za co w duchu podziękowałam niebiosom. Uchyliłam usta, aby w grzeczny sposób pożegnać się z męskim towarzystwem, jednak gwiazdor PSG był ode mnie zdecydowanie szybszy.
- Panie Mijatović, czy mógłbym poprosić pańską córkę o jeden taniec? - zapadła cisza. Pierwszy raz w życiu ktoś poprosił mojego ojca o taką rzecz! Żyła na szyi zaczęła mu niebezpiecznie pulsować, a wzrok Florentino Pereza wywiercał dziurę w jego twarzy. Byłam święcie przekonana, że gdyby ojciec w tym momencie odmówił, prezes rzuciłby się na niego z gołymi rękoma.
- To bez znaczenia czy się zgodzę czy nie. Dina i tak postąpi wbrew mej woli. Także proszę skierować to pytanie do niej. Wtedy istnieje większa szansa powodzenia.
- Uczyni mi pani ten zaszczyt? - piłkarz wysunął ku mnie dłoń. Przełknęłam ślinę czując narzuconą na siebie presję. Musiałam przyznać, że mało który mężczyzna w obecnych czasach poprosiłby kobietę o towarzystwo w tańcu w taki sposób. Staroświecki, aczkolwiek bardzo miły. Wolałam jednak zachować czujność. Zawsze istniała możliwość, iż stronił sobie po prostu żarty.
- Dobrze. - skinęłam głową i ruszyłam w stronę parkietu.
- Jest pani ciekawą osobą, Dino Mijatović. - usłyszałam za swoimi plecami. Westchnęłam ciężko słysząc pierwsze takty znajomej piosenki. Poczułam się jakbym ogrywała główną rolę w tandetnej komedii romantycznej w oklepanej scenie. Nagle zmieniająca się muzyka z tej żywszej na wolniejszą, aby główni bohaterowie mogli podczas tańca zrozumieć, iż świata po za sobą nie widzą. I żyli długo i szczęśliwie. Pozostało jedynie otrzeć łzy wzruszenia.
- Dina. - stanęłam na przeciwko niego. - Jesteśmy rówieśnikami, więc to dziwne iż mówisz do mnie per "pani". Chyba, że wyglądam staro.
- Chciałem uniknąć tekstu "nie przypominam sobie, abyśmy byli na Ty". - położył dłoń na dole moich pleców i delikatnie do siebie przysunął. - A co najważniejsze, jestem dżentelmenem gdy mam na sobie elegancki garnitur. - uśmiechnął się, po czym splótł nasze palce ze sobą. Drugą dłoń ułożyłam na jego umięśnionym ramieniu i dałam poprowadzić się w tańcu. Cóż, nie tylko pod bramką radził sobie bardzo dobrze. - Kylian.
- Wiem. - parsknęłam.
- Dużo o mnie wiesz. - uniósł brew ku górze.
- Znam Twoją piłkarską stronę. Zastanawia mnie tylko, czy jesteś tym, na którego wszyscy czekają. Godny następca Ronaldo i Messiego. - przyjrzałam się uważnie jego twarzy. - Zostając w PSG raczej nie masz na to szans. To oczywiście osobista opinia, a nie próba przekonania Cię do transferu.
- Nie mam zamiaru być drugim Ronaldo czy drugim Messim. Mam swoje nazwisko. Chcę, aby ludzie w ten sposób mnie postrzegali. - spoważniał.
- To zrozumiałe.
- A Ty? Perez wspomniał, że rozpoczynasz karierę agenta.
- Agenta od wizerunku. - podkreśliłam. - Chcę pracować z chłopcami, którzy dopiero wchodzą w wielki piłkarski świat. Nie jeden, któremu wróżono świetlaną przyszłość, zaprzepaścił wszystko bo sodówka uderzyła mu do głowy. Wystarczy posiadać obok siebie złego doradcę bądź egoistycznego rodzica, który chce wycisnąć z klubu jak najwięcej. Jednak prezes przesadził w swoich słowach. Jestem tylko stażystką i studentką. - wzruszyłam ramionami. - Na razie parzę najlepszą kawę w Best of You Sports.
- Od czegoś zawsze trzeba zacząć. Twój ojciec chyba nie bardzo był zadowolony z wybranej przez Ciebie drogi? - zagadnął. Zmarszczyłam czoło, nie bardzo rozumiejąc o czym on mówi. - Wspomniał, że zawsze postępujesz wbrew jego woli.
- Zabroniłam mu ingerować w swoje życie.
- Masz charakterek. - zaśmiał się.
- Chcę sama coś osiągnąć. Bez niczyjej pomocy czy koneksji.
- To tak jak ja chcę sam decydować o swoim życiu. Nie potrzebuje doradców oraz argumentów za i przeciw. Sam doskonale wiem, jak ma potoczyć się moja dalsza kariera. Jednak ojciec czy prezesi klubów mają mnie za gówniarza, za którego trzeba podejmować decyzję.
- Czyli taniec ze mną był wymówką przed męczącą rozmową?
- Uratowałem nas oboje. Ty również chciałaś zwiać.
- Wiedziałam, że ten teatrzyk miał drugie dno. - westchnęłam.
- Mówisz to tak, jakby taniec ze mną był katorgą. - kąciki jego ust lekko się uniosły. - A przecież nie stanąłem Ci na stopie. - w tym samym momencie coś otarło się o mojego buta. Kątem oka dostrzegłam mały kształt przemieszczający się szybko przez parkiet. Wzdrygnęłam się w naturalnym odruchu i odskoczyłam wprost w męskie ramiona. - Co to było? - zaśmiał się obejmując mnie ramieniem. Wytężył wzrok w miejsce gdzie zniknęła mała paskuda.
- Leon. - jęknęłam.
- Że co? - parsknął.
- Szczur na baterie. - odsunęłam się od niego zażenowana. Przez kilka sekund tkwiłam przyczepiona do męskiej klatki piersiowej. Dodam iż dość starannie wyrzeźbionej. Można było to wyczuć przez koszulę. - Córka Luki przemyciła na galę swojego pupilka. Zarekwirowałam go i schowałam do swojej torebki. A potem go oddałam, naiwnie sądząc iż Ema dotrzyma obietnicy i go nie wykorzysta.
- Żartujesz, prawda? - przez kilka sekund patrzył na mnie uważnie, aby po chwili wybuchnąć śmiechem. Niestety, ale ja nie podzielałam jego entuzjazmu. - O wibratorach w kobiecej torebce słyszałem, ale żeby o szczurach na baterie?
- Że co proszę?
- To był żart.
- Chamski żart. Chociaż z drugiej strony, nie powinno mnie to dziwić. - posłałam mu oburzone spojrzenie, po czym szybkim krokiem zeszłam z parkietu. Przez krótką chwilę wydawało mi się, iż swoją pierwszą opinię na jego temat wydałam zbyt wcześnie. Był świetnym piłkarzem, jednym z najlepszych, ale jego zachowanie pozostawiało wiele do życzenia. Niektóre gwiazdy czuły się zbyt pewnie w blasku swojej sławy.
- Jestem bardzo zawiedziona Twoim zachowaniem. - w korytarzu natknęłam się na Vanję, która stała nad zawstydzoną Emą. - Znów nie dotrzymałaś danej obietnicy, więc ja nie dotrzymam swojej. Możesz zapomnieć o kupnie kotka.
- Ale mamusiu! Obiecałaś!
- Ty również obiecałaś i co z tego wyszło? - westchnęła ciężko. - Jeśli jest Ci przykro to wyobraź sobie, że ja się tak czuję za każdym razem gdy nie dotrzymujesz danych mi obietnic. A teraz idziemy poszukać Ivana i wracamy do hotelu. - rozkazała, choć w jej głosie nadal można było wyczuć troskę.
- A tatuś? - szepnęła.
- Tata wróci później bo to jego wieczór.
- Vanja, może ja ją zabiorę? - wtrąciłam się niewinnie. - Powinnaś zostać z Luką i wspólnie świętować ten sukces. Ivan również jest zachwycony obecnością tylu gwiazd.
- Nie ma mowy, Dina. Nie przyszłaś tutaj jako niania moich dzieci. Cieszyłaś się na ten wieczór, więc powinnaś zostać do samego końca.
- Szczerze mówiąc mam dość tego wieczoru. Moje zdanie o samej gali już znasz, a przyjęcie wcale lepsze nie jest. Dodatkowo ktoś skutecznie pozbawił mnie ochoty na dalszą zabawę. Wytłumaczę Ci wszystko na spokojnie jutrzejszego dnia. - obiecałam. Vanja przez chwilę biła się z myślami. Była zła na Emę i chciała dać jej karę, ale z drugiej strony wiedziała jaki to ważny wieczór dla jej męża. Powinna trwać w tym momencie u jego boku.
- Ale nie mówisz tego ...
- Po prostu chcę stąd wyjść. - westchnęłam ciężko.
- No dobrze. - poddała się. - Masz być grzeczna. - zwróciła się do córki, która posłusznie chwyciła mnie za dłoń. - Po powrocie do hotelu weźmiesz kąpiel, a potem prosto udasz się do łóżka. Bez marudzenia, zrozumiano?
- Dobrze mamusiu. Ale Leon się zgubił!
- Dość! Nawet nie chcę słyszeć o tym szczurze. - zastrzegła. Zrozpaczona Ema spuściła swoją główkę, powodując we mnie wyrzuty sumienia. Pożegnawszy się z jej matką, pociągnęłam dziewczynkę za drobną rączkę w stronę wyjścia z budynku. Na całe szczęście nie musiałyśmy długo czekać na taksówkę.
Ema nie odezwała się przez całą drogę nawet słowem, co w jej przypadku było dość podejrzliwe. Wiedziałam jednak, że Vanja miała sporo racji. Dziewczynka powinna przemyśleć swoje postępowanie i wysunąć odpowiednie wnioski. Nie można było darować jej tej psoty z powodu małej ilości lat. Posłusznie wzięła kąpiel, a następnie wsunęła się pod kołdrę.
- Czy mamusia mi kiedyś wybaczy? - szepnęła.
- Oczywiście, że tak. - pogładziłam z uśmiechem jej główkę. - Powinnaś ją jednak przeprosić i przyznać się do winy. Zachowałaś się bardzo nie ładnie. Nie można psocić na tak ważnych wydarzeniach. W ogóle nie można psocić.
- Już nie będę. - obiecała. - Z mojej winy Leon został sam. Tęsknie za nim. - wtuliła się ze smutną minką w poduszkę. Westchnęłam ciężko. Ema mogła psocić do woli, jednak wystarczyło, abyśmy spojrzeli na jej uroczą twarz, a byliśmy w stanie wybaczyć jej wszystko. Była tylko dzieckiem i pewnych rzeczy nadal nie rozumiała. W przeciwieństwie do o wiele większych chłopców, którzy byli zwykłymi chamami.

*

Kolejny dzień w Paryżu przywitał nas depresyjną pogodą, która na całe szczęście nie miała wpływu na nasze humory. Śniadanie w towarzystwie najlepszego piłkarza na świecie nie zdarzało się codziennie. Z uśmiechem zajadałam francuskie tosty, przysłuchując się podekscytowanemu głosowi Ivana, opowiadającemu o spotkaniu swoich największych idoli. Chłopiec był zachwycony wczorajszym wieczorem. Z kolei Ema, po przeproszeniu swoich rodziców, siedziała grzecznie obok mamy. W jej oczkach można było jednak dostrzec smutek, spowodowany stratą pupila.
Wraz z Vanją usiadłyśmy na wygodnej kanapie, popijając aromatyczną kawę. W akompaniamencie rytmicznego deszczu odbijającego się od szklanych drzwi tarasowych, opowiedziałam jej o całej sytuacji z gwiazdorem PSG.
- Mężczyźni to małe dzieci. - odłożyła porcelanową filiżankę na szklany stolik. - Robią z siebie głupków, żeby nam zaimponować. Widocznie to działało na inne kobiety.
- Swoją głupią gadką nie przekona mnie do zobaczenia go oczami wyobraźni w koszulce Realu Madryt. - prychnęłam zarzucając swoje długie włosy na plecy.
- Florentino Perez i Madridistas widzą to dość wyraźnie.
- Widzą jego umiejętności piłkarskie. Gdyby nie otwierał ust, z chęcią dołączyłabym do ich grona. - mruknęłam, a Vanja zaniosła się śmiechem. - Nie potrzebujemy w Madrycie pajaca. Skończymy jak Barcelona z Neymarem.
- Skończmy dyskusję o piłce nożnej i powróćmy do pierwotnego tematu. - upiła łyk kawy. - Chciał Ci zaimponować jako zwykły chłopak, a nie piłkarz światowego formatu.
- Tekstem o wibratorze? - zironizowałam.
Vanja chciała mi odpowiedzieć, jednak pukanie do drzwi skutecznie jej to uniemożliwiło. Podniosłam się z kanapy i żwawym krokiem podeszłam do wejścia. Widok kuriera, który zapytał o moją osobę, bardzo mnie zaskoczył. Mężczyzna podał mi eleganckie pudełko oraz drugie, o wiele mniejsze, przewiązane różową wstążką. Zdezorientowana odłożyłam wszystko na stolik.
- Co to?
- Nie mam pojęcia. - uniosłam wieczko. Moim oczom ukazały się piękne białe róże, które mimowolnie wywołały napływ przyjemnego uczucia. Chwyciłam do rąk liścik, upewniając się, czy aby na pewno jestem adresatką owych kwiatów. Drżącymi dłońmi wyciągnęłam zostawioną dla mnie wiadomość.


Przepraszam.

- Myśli, że mnie kupi? - prychnęłam wściekle.
- Są piękne. - zauważyła Vanja.
- Napis na pudełku aż krzyczy "jesteśmy drogie".
- Jakoś nie wyobrażam sobie Kyliana Mbappe wchodzącego do pierwszej lepszej kwiaciarni. - zaśmiała się pod nosem, po czym wzięła do rąk pudełeczko. - Sam gest się liczy. Chciał Cię przeprosić. Co jest w drugim pudełku?
- Kolejny drogi drobiazg, który ma mnie udobruchać. - odwiązałam wstążeczkę. - Co on sobie myśli? Że jestem jedną z tych materialistek, które się wokół niego kręcą? Które na widok metki dostają orgazmu? To jeszcze mnie nie zna! - uniosłam wieczko i pisnęłam przerażona. Vanja zaniosła się śmiechem, kompletnie nie przejmując się moją zszokowaną miną.
- Leon! - krzyknęła szczęśliwa Ema, dostrzegając swojego pupila w pudełku. Przytuliła go mocno do siebie i uciekła do sypialni.
- On nie chce mnie udobruchać. On chce mnie zabić.


Obecność Leona na gali wziąłem na siebie. Oddaj go proszę właścicielce, która na pewno za nim tęskni.


***


😎

sobota, 5 października 2019

2. Bonjour Paris!

Miasto miłości. Mekka zakochanych. Specyficzna atmosfera sprzyjającą romansom. Coś zdecydowanie było ze mną nie tak, skoro kompletnie tego nie odczuwałam. Dla mnie Paryż bez wątpienia był jednym z najpiękniejszych miast świata, kochanym za niepowtarzalną atmosferę oraz czar. Niezliczona ilość zabytków z Wieżą Eiffla, Luwrem oraz Łukiem Triumfalnym na czele, za każdym razem robiła na mnie nie małe wrażenie. Niesprawiedliwie nazywane Symbolami Zakochanych, zostały sprowadzone do poziomu tandetnych Walentynkowych upominków. Święto Zakochanych przez cały rok? Tylko i wyłącznie w Paryżu!
Jednak stolica Francji to nie tylko zabytki oraz romantyczna aura. To równie świetna zabawa, którą zapewniał słynny Disneyland. Parę miesięcy temu obiecałam dzieciakom Luki, iż wybiorę się z nimi do tego magicznego miejsca. Oczywiście musiały mi przypomnieć o złożonej im przysiędze w odpowiednim ku temu momencie. Bo skoro wszyscy jedziemy do Paryża to czemu by nie skorzystać?
I właśnie w ten sposób przybyłam do Francji dzień przed galą. Razem z Vanją i jej dziećmi spędziłyśmy szalony dzień wśród bajkowych postaci. Karuzela z kolorowymi filiżankami, Zamek Śpiącej Królewny, labirynt Alicji w Krainie Czarów czy rollercoaster Indiany Jonesa były najprawdziwszymi maszynami do cofnięcia się w czasie. Znów byłam małą Diną, która za dobre oceny została zabrana przez rodziców w to bajeczne miejsce. Widziałam rozbawioną twarz mamy oraz udawane przerażenie taty, który przy każdej atrakcji powtarzał, że jestem bardziej odważna od niego. Czasami lepiej byłoby pozostać dzieckiem i nie rozumieć brutalności tego świata.
- Jesteś gotowa? - usłyszałam za swoimi plecami. Oderwałam zamyślony wzrok od widoku nocnego Paryża, po czym odwróciłam się w stronę ojca. Stał w wejściu na taras, ubrany w elegancki garnitur. Zawsze wyglądał dobrze i stosownie do sytuacji. - Wyglądasz pięknie. - odchrząknął. - Ale załóż proszę coś na siebie, to dopiero początek grudnia.
- Znów zaczynasz.
- No dobrze. - westchnął. - Obiecałem, więc słowa dotrzymam.
- Powiedzmy, że Ci wierzę. - poprawiłam mu krawat.
- Można? - uśmiechnął się delikatnie wysuwając ku mnie swoje ramię. Zaśmiałam się, lecz z przyjemnością przyjęłam ten gest. - Jutro, zamiast o zwycięzcy Złotej Piłki, będą pisać o tym, jaką piękną córkę ma Predrag Mijatović.
- Raczej kim jest ta piękność. - droczyłam się z nim.
- Na samym wejściu zaznaczę, że jesteś moją córką. - oznajmił otwierając przede mną drzwi do samochodu. - Jeszcze tego brakowało, aby któryś próbował Cię poderwać.
- Sama potrafię dać im kosza. - zachichotałam.
- Musiałabyś nie nazywać się Mijatović.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, po czym zerknęłam na mijające przez nas ulice Paryża. Miasto właśnie rozpoczynało swoje nocne życie. W knajpkach zrobiło się gwarno, a muzyka stała się jakby głośniejsza. Sama czułam lekkie podekscytowanie związane z dzisiejszym wieczorem. Nigdy nie brałam udziału w takim wydarzeniu. Czerwony dywan, błyski fleszy, bycie w centrum chwilowego zainteresowania ... musiałam przyznać iż lekko mnie to przerażało. Chciałam jednak, aby Luka czuł wsparcie nie tylko swojej rodziny, ale i przyjaciół. Był faworytem do zwycięstwa, lecz można było odczuć iż Francuzi nie są z tego powodu zadowoleni. Jako obecni Mistrzowie Świata najchętniej widzieliby swojego rodaka ze Złotą Piłką w dłoniach. Indywidualnie żaden z nich nie mógł równać się w tym roku z naszym małym magikiem. W końcu to on został najlepszym graczem turnieju w Rosji, mimo przegranego finału przeciwko Francji. O zdobyciu trzeciej Ligi Mistrzów z rzędu z Realem Madryt nie wspominając. Bolało mnie jednak umniejszanie dokonań mojego przyjaciela tylko dlatego iż pochodził z małego kraju. Dawid znów zagrał na nosie Goliatowi.
Dzisiejsza gala miała odbyć się w Grand Palais, czyli w dużej, przeszklonej hali wystawowej. Poczułam lekki atak paniki gdy nasza taksówka zatrzymała się przy samym wejściu. Pierwszy wysiadł ojciec, po czym wyciągnął ku mnie dłoń. Wzięłam głęboki oddech i odważnie ruszyłam jego śladem. Vanja miała rację. Blask fleszy to jedna z najgorszych rzeczy jaka może człowieka spotkać. Idąc za jej radami przeżyłam całą drogę do wejścia na główną salę, nie kompromitując się przed całym piłkarskim światem.
Wnętrze robiło spore wrażenie. Swoim wyglądem hala przypominała Pałac Kryształowy w Madrycie. Rozstawione wokół reflektory nadawały wnętrzu specyficzny klimat, który zapierał dech w piersiach. Zostawiona sama sobie, rozejrzałam się dyskretnie za jakąkolwiek znajomą osobą. Nie mogłam przez cały czas trzymać się ramienia ojca, bo był on częścią oficjalnej delegacji Realu Madryt.
- Ciociu! - mała rączka chwyciła się mojej dłoni.
- A cóż to za śliczna młoda dama? - kucnęłam na przeciwko zarumienionej Emy. - Cukiereczku, wyglądasz cudownie. Mam rozumieć, że sukienki wcale nie są takie złe? - szepnęłam konspiracyjnie. Nasza mała chłopczyca jedynie westchnęła ciężko.
- Rajstopki mnie drapią. - poskarżyła się.
- Wytrzymasz. Kto, jak nie Ty? - pogładziłam jej pyzaty policzek. - Masz uroczą torebeczkę. - zerknęłam w stronę kotka na złotym paseczku. Ema rozejrzała się dyskretnie wokół, po czym przybliżyła się do mnie bardziej. Rozsunęła zamek i kazała zajrzeć mi do środka. - Co to? - wydukałam.
- Szczur na baterie. - zachichotała.
- Po co Ci szczur na baterie?
- Wymyśliłam psotę!
- Ale że tutaj? - wytrzeszczyłam na nią swoje oczy. Ema miała różne pomysły, ale dzisiaj przebiła samą siebie. Gdy kiwnęła potwierdzająco głową, musiałam stanąć na swojej własnej, aby uratować tą galę przed sztucznym gryzoniem. - Nie ma mowy Ema. To zbyt ważny wieczór.
- Ciociu! - jęknęła.
- Proszę mi go natychmiast oddać. - zarządziłam stanowczo. Obrażona sześciolatka niechętnie oddała mi swojego podopiecznego. Moja pierwsza wielka gala i to ze szczurem w torebce. Po prostu lepiej być nie mogło.
- Nazywa się Leon. Opiekuj się nim.
- Utniemy sobie pogawędkę gdy zrobi się nudno. - mruknęłam, po czym wysłałam Emę w stronę rodziny. Sama usiadłam na wyznaczanym dla mnie miejscu i niecierpliwie oczekiwałam rozpoczęcia całego widowiska.
Niestety, ale tak jak podejrzewałam, Francuzi urządzili sobie kółeczko wzajemnej adoracji. Od samego początku starali się wysuwać na pierwszy plan Antoine Griezmann'a, który walczył o zwycięstwo z Luką i  Cristiano Ronaldo. Już sama jego kandydatura była nieporozumieniem. Większość obiektywnych kibiców piłki nożnej widziała na tym miejscu Kylian'a Mbappé bądź Paula Pogbę, którzy mieli o wiele większy wpływ na wygrane Mistrzostwo Świata niż ich rodak.
Samo prowadzenie gali pozostawiało wiele do życzenia. Wynajęty DJ stronił sobie żenujące żarty, na które ludzie reagowali wymuszonymi uśmiechami. Jednak czarę goryczy przelała chwila w której poprosił najlepszą piłkarkę roku o zakręcenie pupą. Na sali zapanowała niezręczna cisza. Ja sama nie wierzyłam w to, co usłyszałam. Tak chamskiego i szowinistycznego tekstu nie spodziewałam się podczas takiego wydarzenia.
- Nie zdziwię się jeśli na siłę i wbrew wynikom wcisną Złotą Piłkę Griezmann'owi. - mruknął mój ojciec pod nosem.
- Żałuję że wzięłam małej Leona. - szepnęłam.
- Słucham?
- Nie ważne. - machnęłam dłonią. Miałam ochotę wyciągnąć gryzonia z torebki i puścić go w stronę sceny. Byłoby to idealnym podsumowaniem tego żenującego wieczoru.
Na całe szczęście nadeszła najważniejsza chwila. Z mocno bijącym sercem oczekiwałam ogłoszenia wyników. Jak na złość prowadzący wprowadził nerwową atmosferę, ociągając się z wyczytaniem imienia i nazwiska najlepszego zawodnika 2018 roku. Wierzyłam, że będzie nim Luka, ale po godzinie spędzonej w tym towarzystwie, mogłam się spodziewać wszystkiego.
Nie jestem w stanie opisać tego co poczułam gdy padły najważniejsze słowa. Luka Modrić. Po prostu nie mogło być inaczej! Szeroki uśmiech pojawił się na moich ustach, a do oczu napłynęły łzy wzruszenia. Swoją ciężką pracą, skromnością oraz wolą walki zasłużył na to jak mało kto. Odwróciłam głowę w stronę Vanji, która wpatrzona w swojego męża ukradkiem ocierała łzy. Luka wyszedł na scenę i z uśmiechem przywitał się z publicznością. Mało co pamiętam z jego przemówienia. Wiem, że głos mu się łamał i z niedowierzaniem spoglądał na nagrodę w swoich dłoniach.
Po chwili na telebimie pojawiła się pani Kolinda Grabar-Kitarović, prezydent Chorwacji, która pogratulowała Luce sukcesu i zapewniła iż cały kraj jest z niego dumny. Jej miejsce zajęli rodzice, którzy ze wzruszeniem przekazali mu słowa pełne miłości oraz dumy. Na sam koniec wyświetlono zdjęcia wszystkich zawodników Realu Madryt, którzy byli laureatami Złotej Piłki. Przewodniczący zaprosił na scenę Florentino Pereza, który mocno uciskał Lukę.
- Stary wyga znów najlepszy. - rzucił mój ojciec z rozbawieniem. - Patrz tylko jaki stoi dumny i napawa się chwałą najlepszego klubu na świecie. Mało kto wie, że rozpoczął kolejne polowanie. Na tej sali siedzi kolejny zwycięzca Złotej Piłki, który prędzej czy później wyląduje w Madrycie. Już jego w tym głowa!
- O kim mówisz? - zainteresowałam się.
- Nie mów mi, że się nie domyślasz. - odwrócił głowę w stronę sceny i w skupieniu przysłuchiwał się słowom prezesa Realu Madryt. Zmarszczyłam brwi spoglądając w stronę pierwszych rzędów. Każdy z nich był łączony z Królewskim klubem.
Oficjalna część gali dobiegła końca. Na sali zrobiło się nie małe poruszenie, ponieważ każdy chciał pogratulować zwycięzcy. Miałam ten przywilej iż mogłam być jedną z pierwszych, oczywiście po rodzinie. Wyściskałam Lukę za wszystkie czasy, obiecując iż świętować będziemy we własnym gronie. Taktownie odsunęłam się na bok, biorąc ze sobą znudzoną Emę.
- Ciociu, oddasz mi Leona?
- Pod warunkiem, że go nie puścisz. Obiecujesz?
- No dobrze. - westchnęła. Ukradkiem oddałam jej własność i pociągnęłam w stronę sali, na której miało odbyć się przyjęcie. Każdy otrzymał lampkę szampana, którego wypito na cześć Luki Modricia. Po chwili puszczono muzykę, a ludzie zaczęli tworzyć grupki i ze sobą rozmawiać.
- I jak wrażenia? - zagadnęła mnie Vanja, gdy zmęczone całym zamieszaniem usiadłyśmy na dość wygodnej sofie.
- Szczerze mówiąc jestem rozczarowana. - upiłam łyk wody z lodem. - Zdecydowanie inaczej wygląda to w telewizji. Poziom tegorocznej gali upadł na samo dno z powodu sodówki, która uderzyła Francuzom. Było o wiele lepiej gdy FIFA i UEFA wspólnie organizowały takie wydarzenia.
- Zgadzam się.
- I ten tekst o kręceniu pupą! Ta dziewczyna musiała poczuć się okropnie. - oburzyłam się. - Ema powinna w tym momencie puścić Leona.
- Skąd wiesz o tym wstrętnym Leonie? - spojrzała na mnie uważnie. Uchyliłam usta, jednak Vanja nie potrzebowała moich wyjaśnień. Sama się domyśliła. W końcu była matką trójki dzieci, które znała jak własną kieszeń. - Matko Boska, wzięła go ze sobą?! - "krzyknęła" szeptem. - Muszę ją natychmiast znaleźć! - zerwała się ze swojego miejsca.
- Obiecała, że go nie puści.
- Ema? Krzyżuje paluszki, gdy coś obiecuje!
- Pomogę Ci ją poszukać. - zaoferowałam się. W końcu duża wina za tą sytuację spoczywała na moich barkach. Odłożyłam pustą szklankę na stolik i ruszyłam w przeciwną stronę niż Vanja. Przedzierałam się pomiędzy ludźmi próbując dostrzec sześciolatkę. Wytężyłam swój słuch, modląc się w myślach o to, aby ktoś nagle nie zaczął wrzeszczeć z przerażenia. Miałam ochotę zacząć wypytywać mijające osoby o zaginione dziecko, ale co miałam niby powiedzieć? Przepraszam, czy nie widzieli państwo sześciolatki ze szczurem w rękach?
W oddali zobaczyłam Florentino Pereza rozmawiającego z dwoma mężczyznami. Mogłam jego zapytać o Emę, ale nie chciałam przeszkadzać w interesach, które zapewne przeprowadzał. O dziwo sam mnie zauważył i przywołał do siebie gestem dłoni.
- Dino, nie widziałaś może swojego ojca?
- Niestety, ale nie. Za to ja szukam małej Emy Modrić. Powiedzmy, że znów psoci. - szepnęłam konspiracyjnie. Kąciki ust Pereza lekko się uniosły, jednak i jemu w oczy nie rzuciła się sześciolatka. - Cóż, nie będę przeszkadzać.
- Wcale nie przeszkadzasz. - objął mnie ramieniem. Doskonale znałam tą minę. Grał na zwłokę dopóki mój ojciec nie znajdzie się w zasięgu jego wzroku. - Panowie pozwolą. To Dina Mijatović, córka Predrag'a, który chwilowo nam się zawieruszył. Dina rozpoczyna swoją karierę jako Agent od wizerunku. Może Ty podasz odpowiedni argument temu dżentelmenowi, który przekona go do zostania graczem Królewskich. - wskazał dobrze znanego mi piłkarza.
- Panie Perez obydwoje doskonale wiemy, że Real Madryt nie musi przekonywać. Argument ma tylko dwa słowa. Real Madryt. Jeśli nie wywołują one przyjemnych dreszczy nie ma sensu tracić czasu na dyskusje. - zerknęłam na chłopaka, który uśmiechnął się pod nosem.
- Wydaje mi się, że tylko pani może mnie przekonać.

***

Trochę przynudziłam was dzisiaj opisem gali, ale to było bardzo potrzebne :) Kto wie, może pomiędzy wierszami uda wam się domyślić kogo wam przedstawię w kolejnym rozdziale :)


PS. Nowość na 👇

http://seguro-que-volvera.blogspot.com/

sobota, 28 września 2019

1. Balkan Girl.

Siedziba "Best of You Sports" w Madrycie.

Stukot obcasów rozległ się po rozległym holu Agencji Zarządzania graczami sportowymi. Ten cudowny dźwięk od dziecka przyprawiał mnie o przyjemne dreszcze. Do dziś pamiętałam czasy gdy podkradałam rodzicielce szpilki z garderoby i "człapałam" w nich po korytarzach naszego domu. Niczym mała pokraczna kaczuszka. Parę lat później swoje pewniejsze kroki kierowałam w stronę gabinetu Óscara Ribota, założyciela Best of You Sports. Po drodze mijałam duże szklane ramy, za którymi dumie prezentowały się piłkarskie koszulki. Takie nazwiska jak Carlos, Figo, Benzema czy Casemiro były znane kibicom piłki nożnej na całym świecie. Mało kto jednak wiedział przez którą Agencję Ci piłkarze są reprezentowani.
Rytmicznie zapukałam w szklane drzwi. Po usłyszeniu tradycyjnego "proszę" nacisnęłam klamkę i weszłam pewnie do środka. Gabinet Óscara zawsze robił na mnie wrażenie. Widok wspaniałego Santiago Bernabeu, rozciągający się za ogromnymi oknami, był czymś, co zapierało dech w piersiach. Nie bez powodu Ribot wybrał akurat ten budynek na siedzibę swojej firmy.
- Jesteś szybsza od japońskiego pociągu. - zażartował gdy na blacie jego biurka wylądowały skserowane przeze mnie dokumenty. - Obawiam się że słowa Twojego ojca zawierały w sobie sporo prawdy. Marnujesz się tutaj.
- Zamknąłby mnie w złotej klatce. - westchnęłam ciężko.
- Martwi się o Ciebie jak każdy rodzic.
- Sama już nie wiem co jest gorsze. Obsesyjnie kontrolujący Cię ojciec, czy medytująca w świecie druidów matka. - założyłam ręce na piersi. - Jemu nie chodzi o to, że się tutaj marnuję. Każda dwudziestoletnia stażysta kseruje papiery i parzy kawę. Jedynym problemem jest moja pełnoletność, której do tej pory nie zaakceptował. Zresztą, jak wielu innych rzeczy. - dodałam szeptem.
- Myślę że za bardzo to wyolbrzymiasz. Nie zabierałby Cię do Paryża gdyby chciał Cię zamknąć w złotej klatce. Na gali Złotej Piłki trudno być anonimowym.
- I tu się mylisz. - uśmiechnęłam się smutno. - To sprawka Anety. Bardzo mi zależało, aby być na tej gali. Jestem święcie przekonana, że to Luka zostanie ogłoszony zwycięzcą Złotej Piłki i wprost nie wyobrażam sobie, aby miało mnie zabraknąć na sali. Oczywiście ojciec zaczął kręcić nosem. - wywróciłam oczami na samo wspomnienie naszej rozmowy. - Wówczas Aneta oznajmiła, iż nie może mu towarzyszyć z powodu swoich zobowiązań. Dodała, że to świetny pomysł, abym to ja pojawiła się przy jego boku.
- Twoja macocha jest przebiegła.
- Gdyby nie ona, na prawdę wylądowałabym w złotej klatce.
Nie tylko Aneta była przebiegłą osobą. Aby zdobyć staż w Best of You Sports posunęłam się do małego oszustwa. Wysyłając podanie wykorzystałam panieńskie nazwisko swojej matki, aby mieć pewność iż podczas rozmowy kwalifikacyjnej nie będę faworyzowana z powodu bycia córką wpływowego w tej dziedzinie ojca. Dopiero gdy zostałam przyjęta, osobiście wyznałam Óscarowi prawdę. Miałam nadzieję, że nie będzie to stanowiło dla niego problemu i tak też było. Za to ojciec wściekł się niemiłosiernie. Po raz pierwszy nie zdecydował za mnie, co zdarzało się dość często w przeszłości. Jego fanatyczna troska o moje dobro miała swoje podłoże, które za każdym razem stawało mi na drodze gdy chciałam się mu sprzeciwić. Jednak przyszedł najwyższy czas, aby pogodzić się z bolesną przeszłością. Nie wybrałam duchowej drogi mojej matki, ani nie zatraciłam się w pracy jak ojciec. Chciałam żyć własnym życiem i według zasad, które sama sobie ustaliłam.

*

Przekroczyłam próg swojego mieszkania obładowana zakupami. Z ciężkim westchnieniem odłożyłam pęk kluczy na komodę, a ze stóp zsunęłam szpilki. Kroki skierowałam w stronę kuchni, która połączona była z salonem. Od razu w moje oczy rzucił się widok pochrapującego na kanapie mężczyzny. Ogarnięta irytacją odstawiłam torby na blat, a do ręki chwyciłam dzbanek z wodą. Bez zastanowienia wylałam zawartość na głowę śpiocha.
- Dina! - wrzasnął zrywając się na równe nogi. - Oszalałaś?!
- Tak! W dniu którym dałam Ci klucze do mieszkania!
- Kotku ...
- Nie kotkuj mi tutaj! Znikasz na cały tydzień, nie odzywasz się, a potem wchodzisz sobie tutaj jak do siebie! - założyłam ręce spoglądając na niego stanowczo. - Nie obchodzi mnie gdzie i co robiłeś, ale moje mieszkanie nie jest Twoim motelem! Złamałeś jeden z najważniejszych punktów dotyczących nie przekraczania przestrzeni osobistej!
- Stęskniłem się. - przybrał niewinną minkę i się do mnie zbliżył. Westchnęłam z irytacją gdy jego dłonie wylądowały na moich biodrach. - Jesteś niesamowicie seksowna gdy się wściekasz.
- Mogłeś chociaż zakupy zrobić.
- Nie jestem Twoim mężem.
- Więc nie licz na obiad.
- Nie przyszedłem tutaj jeść. - przycisnął mnie do ściany. Bez zbędnych słów odwzajemniłam pocałunek, który mi podarował. Kochałam swoją niezależność, dlatego mój związek z Federico, o ile tak można było nazwać naszą relację, był mi jedynie na rękę. Nie wtrącał się w moje życie, nie robił scen zazdrości, nie zostawiał skarpetek na środku sypialni, nie marudził gdy nie było obiadu ... po prostu nie musiałam użerać się ze wszystkimi męskimi wadami, które prędzej czy później i tak wypływały na wierzch. Nie wierzyłam w te wszystkie bzdety o miłości oraz latających amorkach. Było samo pożądanie, które z czasem zanikało, zostawiając po sobie nudne przyzwyczajenie. Małżeństwo moich rodziców rozpadło się ponieważ stwierdzili iż stali się dla siebie obcymi ludźmi. Śmieszne wytłumaczenie. Szkoda że na samym początku nie zauważyli iż dobrali się do siebie katastrofalnie. Z kolei drugie małżeństwo ojca, choć na pierwszy rzut oka wydawało się być udane, zawierało w sobie sporo wad. Podziwiałam Anetę za cierpliwość oraz hamowanie chęci mordu na własnym mężu. Ojciec był upartym człowiekiem, chcącym kontrolować cały świat wokół siebie. Zresztą, jak każdy facet, który najchętniej widziałby kobietę w kuchni.
Federico nie był żadnym wyjątkiem. Poznaliśmy się rok temu podczas wakacji na Ibizie i dość szybko znaleźliśmy wspólny język. Przerażała go wizja ustatkowania się oraz założenia rodziny, co byłoby mile widziane przez jego rodziców. Z kolei ja uważałam, iż mężczyzna jest potrzebny kobiecie tylko w jednej kwestii. Federico sprawdził się w tym idealnie.
Odpalając papierosa usiadłam wygodnie w wiklinowym fotelu. Przez tarasowe drzwi zerknęłam na śpiącego w moim łóżku mężczyznę. Brak jakichkolwiek latających motyli w brzuchu czy też przyspieszonego bicia serca na jego widok. Miłość była tylko grą hormonów, której nadano romantyczną otoczkę. Stan zakochania wywoływały substancje chemiczne, które działały na mózg jak narkotyk. A ja nie zamierzałam poddawać się temu uzależnieniu. Miłość nie była ślepa. Był to tak zwany "odlot", który zazwyczaj kończył się odwykiem, czyli złamanym sercem.
Zerwałam się na równe nogi słysząc dzwonek do drzwi. Ogarnięta lekką paniką stawiałam krok za krokiem przemierzając salon. Moją relację z Federico utrzymywałam w tajemnicy przed najbliższymi, wiedząc że nie byliby w stanie tego zrozumieć. Dla nich był tylko moim znajomym. Jego obecność w moim łóżku mogłaby być sporą niespodzianką. A ja nie zamierzałam się z niczego tłumaczyć.
- Pani Dina Mijatović? - kamień spadł mi z serca na widok kuriera za drzwiami. Eleganckie pudełko, na które niecierpliwie czekałam od wczorajszego dnia, spoczywało w jego dłoniach. - Mam dla pani specjalną przesyłkę. Proszę pokwitować.
Podziękowałam mu z uśmiechem po uzupełnieniu formalności. Pożegnałam się życząc miłego dnia, po czym ogarnięta podekscytowaniem wróciłam do salonu. Pudełko z wytwornym napisem "ALDUK" położyłam na kanapie i uniosłam ostrożnie wieko. Niczym największy skarb wyciągnęłam suknię w błękitnym kolorze. Była idealna. Moja wymarzona.
- Baba to jednak baba. - mruknął rozbawiony Federico stojąc w progu mojej sypialni. - Oczy wam się świecą na widok szmatek i bibelotów jakbyście co najmniej weszły do jaskini pełnej skarbów.
- Spieprzaj. Każda kobieta chce się choć raz w życiu poczuć jak księżniczka. - przyłożyłam do siebie suknię. Szeroko uśmiechnęłam się do swojego odbicia w ogromnym lustrze. Nie mogłam się doczekać chwili, kiedy założę ją na siebie.
- Słowa godne księżniczki. - puściłam tę uwagę mimo uszu. Chwyciłam do ręki kopertę, która zawierała wiadomość od projektanta tego cuda.

Droga Dino.

Czujemy się zaszczyceni iż wybrałaś jedną z naszych sukien na specjalną okazję jaką niewątpliwie jest gala Złotej Piłki w Paryżu. Wierzymy w ogromny sukces Chorwacji, nie tylko w aspekcie sportowym. Twoja uroda, w połączeniu z tym szczególnym projektem, na pewno podbije czerwony dywan i nie zostanie niezauważoną przez świat mody. Życzymy Ci udanego wieczoru w tym jakże magicznym mieście. Przekaż proszę gratulacje naszemu rodakowi Luce, który bez wątpienia zostanie najlepszym piłkarzem 2018 roku.


Ivan Alduk.

- Luka Modric jest Twoim przyjacielem, a nie rodakiem.
- Czepiasz się szczegółów. - wywróciłam oczami. - Zawsze byłam bardziej przywiązana do rodziny ze strony matki. Ona jest Chorwatką, więc ja w połowie również. Ojciec do dzisiaj nie potrafi określić czy jest Serbem czy może Czarnogórcem. Urodził się w Jugosławii i za każdym razem to powtarza. Przyjmijmy, że pochodzę z Bałkanów.
- Urodziłaś się w Madrycie.
- Wyglądam Ci na Hiszpankę?
- Klniesz po hiszpańsku.
- Muszę dostosować się do męskiego świata chcąc zostać w przyszłości Agentem piłkarskim od wizerunku. Całe życie trzeba was prowadzić za rączki i przypominać jak macie się zachowywać. - mruknęłam, po czym ostrożnie włożyłam suknię do pudełka.

*

Człowiek na każdym kroku jest wystawiony na niebezpieczeństwo związane z atakiem serca. W szczególności przez własną, niby kochającą Cię rodzinę. Na ten przykład wybija godzina 3 nad ranem, a Twój telefon zaczyna złowieszczo wibrować, oznajmiając iż dzwoni do Ciebie rodzona matka. Każdy człowiek w normalnych odruchu najpierw pomyślałby o jednym.
- Co się stało?! - wysapałam z mocno bijącym sercem.
 - Musiałam natychmiastowo przerwać ceremonię pełni księżyca, aby się z Tobą skontaktować. Praktykowaliśmy sztukę kobiecej duszy. To ona jest najbardziej podatna na wszelkie zranienia. Cały czas myślałam o Tobie córeczko i nagle ogarnęło mnie przeraźliwe zimno. Zła aura Cię otacza!
- Ceremonia czego? - wydukałam.
- Dina, Ty mnie w ogóle nie słuchasz!
- Ja na prawdę Cię kocham ze wszystkimi Twoimi dziwnymi zainteresowaniami. - westchnęłam ciężko. - Nawet noszę tą uroczą bransoletkę, która ma mnie chronić przed wszelkim złem tego świata. Ale zlituj się nade mną, jest trzecia nad ranem! - jęknęłam. - Siedzisz sobie w środku lasu w towarzystwie samozwańczych druidów, a ja muszę wstać do pracy.
- Wiem, że nie wierzysz w te wszystkie duchowe rzeczy. Ja również na początku byłam do tego sceptycznie nastawiona. Ale to na prawdę pomaga. - szepnęła. Przymknęłam powieki, próbując za wszelką cenę pozbyć się wyrzutów sumienia. Akceptowałam nowy rozdział w życiu matki z powodu spokoju jej duszy. Znów zaczęła się uśmiechać i cieszyć otaczającym ją światem.
- Co to za aura?
- Żyjesz niezgodnie z wolą Twojej kobiecej duszy. Dusisz się.
- Mamo, rozmawiałyśmy już o tym. Jestem zbyt młoda na małżeństwo oraz dzieci. Gdyby wolą kobiecej duszy było życie starym systemem nie powstałby ruch feministyczny.
- Zamykasz się przed uczuciami.
- A czy wnoszą one coś dobrego?
- Dzięki nim mam Ciebie i ... - odchrząknęła.
- Właśnie, masz mnie. - szepnęłam. - Jeśli jesteś szczęśliwa pośród swoich sióstr i braci odprawiając wszystkie te ceremonie, to ja również jestem. Ale żaden z tych obrzędów nie zwróci Ci tego, za czym najbardziej tęsknisz. Lubię Anetę, ale nie chcę aby zastępowała mi Ciebie. Tato zabiera mnie do Paryża na galę, a w wyborze sukni pomagała mi ona. - poczułam jak łzy napływają mi do oczu. - Obydwoje zapominacie, że nadal macie córkę.
- Dina ...
- Dobranoc mamo. - szepnęłam, po czym odłożyłam telefon na stolik nocny. Mój wzrok zatrzymał się na bransoletce z przyczepioną do niej literą "A". A jak Andrea. Mój brat, którego już z nami nie ma.


***

Dzisiaj trochę Diny oraz jej "otoczenia" :)