niedziela, 4 października 2020

Epilog

Paryż, Grudzień 2022

Laureatem Złotej Piłki roku 2022 zostaje ... 

 

monsieur Kylian Mbappé Lottin! 


Przez moje ciało przebiegł dreszcz. Poczułam jak dłoń Kyliana zaciska się mocniej na mojej. Odetchnął głęboko i spojrzał na mnie ze szczęściem oraz ulgą wymalowaną na twarzy. Z uśmiechem dotknęłam jego policzka i złączyłam nasze usta. Przestali dla mnie istnieć Ci wszyscy ludzie wokół. Zresztą, nigdy nie istnieli. Ze wzruszeniem spoglądałam jak Kylian wskakuje na scenę. Dłońmi dotknął jednego ze swoich największych marzeń. Doskonale widziałam jakie emocje mu przy tym towarzyszyły. Drżącym głosem rozpoczął swoje przemówienie. Przed moimi oczami, niczym krótki film, przewinęły się wszystkie chwile, które doprowadziły nas do dziesiejszego dnia. Oficjalne przedstawienie Kyliana jako piłkarza Realu Madryt, szaleństwo kibiców, niezapomniana prezentacja, pierwsze mecze, pierwsze bramki oraz asysty, utworzona litera "D" z palców, pierwsza wygrana Liga Hiszpańska, pierwszy triumf w Lidze Mistrzów, aż wreszcie obroniony tytuł Mistrzów Świata przez Reprezentację Francji w Katarze, zaledwie pięć dni temu. Szalony rok, który powoli dobiegał końca. A to był dopiero początek. Wierzyłam całym swoim sercem, że to dopiero pierwsza z wielu Złotych Piłek w rękach Francuza.




*


Duma na twarzy Florentino Pereza wręcz raziła me oczy. Towarzyszył mu mój ojciec, który nie przestawał się szeroko uśmiechać. Z nieukrywaną radością przyjmowali gratulacje od innych oficjeli. Z politowaniem pokręciłam głową gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Ojciec odchrząknął nerwowo, a Florentino poprawił swoje okulary. Machnęłam na tą ręką. Nie tylko Kylian przeżywał dziś dzień swojego triumfu. Z westchnieniem ulgi usiadłam na wygodnej kanapie obserwując wszystko z boku. Cały ten bezsensowny bankiet. Byłam zmęczona i najchętniej zsunęłabym ze stóp swoje szpilki. Mój organizm powoli zaczął się buntować.
- Mogę prosić? - dłoń Kyliana pojawiła się przed moimi oczami. Posłałam mu uśmiech delikatnie za nią chwytając. - Twój ojciec wydał zgodę na ten taniec. - szepnął mi do ucha. Zaśmiałam się odwracając głowę w stronę Predraga Mijatovicia. Puścił mi oczko w odpowiedzi na to nieme pytanie. Wtuliłam się w moje ulubione ramiona z przyjemnością. - Nudzisz się, prawda?
- Leon rozruszałby to towarzystwo.
- Prawda. Bolą mnie policzki od uśmiechów.
- Oj. - pogładziłam z czułością jego twarz. - To Twój wieczór.
- Mój wieczór był na scenie. - zerknął w stronę ogromnego zegara na którym wybiła północ. - Dasz się porwać Kopciuszku? - uniosłam zaskoczona brwi. Kylian chwycił mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą. Przebrnęliśmy przez tłumy ludzi. Otworzył przede mną drzwi, które prowadziły na mały korytarz. Pod ścianą dostrzegłam nieznajomego mężczyznę z moim płaszczem w rękach.
- Wychodzimy?
- Nie. My uciekamy. - podkreślił pomagając mi go założyć. Zachichotałam niczym nastolatka. Wyszliśmy tylnymi drzwiami wprost do czekającego na nas samochodu
. Szofer skinął nam na powitanie, po czym bez słowa ruszył przez ulice stolicy Francji. - Wiesz, że nadal nie skończyłem pokazywać Ci Paryża?
- Chcesz to w tej chwili kontynuować? - ułożyłam głowę na jego ramieniu. - Zgodzę się pod warunkiem, że wliczona jest w to kolacja. Jestem głodna. - jęknęłam.
- Ostatnio jesteś cały czas głodna. - przewrócił oczami.
- Może być nawet kebab z budki. - kontynuowałam.
- Ty nie jadasz kebabów. - spojrzał na mnie dziwnie. Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami. Nie jadam kebabów? Dziwne, bo w tym momencie mogłabym zjeść nawet dwa. Porzuciłam rozmyślania o jedzeniu gdy tylko dostrzegłam podświetloną szklaną piramidę w oddali. Luwr! Nocą był to wspaniały, wręcz magiczny widok. Ku mojej radości samochód się zatrzymał.
- Tutaj znam każdy kąt. - zachichotałam.
- Ale ja mam niedokończone interesy z Luwrem. - Kylian wyskoczył z samochodu, po czym pomógł mi wysiąść. Splótł nasze dłonie ze sobą. Czułam się niczym mała podekscytowana dziewczynka w Disneylandzie zbliżając się do mojego ulubionego miejsca w Paryżu. Usiadłam na brzegu fontanny i zamoczyłam dłoń w lodowatej wodzie.
- Domyślam się co to za interes. - uśmiechnęłam się.
- Jesteś mi winna pocałunek.
- Obiecuję, że Ci to wynagrodzę. Kazałam Ci się odsunąć, a gdy to zrobiłeś, poczułam rozczarowanie. Z czasem nauczyłeś się nie słuchać mnie we wszystkim. - zaśmiałam się. - Poznałeś już wszystkie moje tajemnice?
- Mam na to całe życie. O ile Twoja odpowiedź będzie twierdząca. - wstrzymałam oddech gdy uklęknął przede mną na jedno kolano. Z kieszeni wyciągnął małe eleganckie pudełko, które lekko uchylił. Moje usta rozszerzyły się w szerokim uśmiechu. Piękny pierścionek mienił się w nocnych światłach Paryża. - Dina, uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?
- Nie sądziłam, że kiedykolwiek w życiu to powiem, ale oczywiście, że tak! - zaśmiałam się. Kylian wsunął na mój palec pierścionek i z czułością go ucałował. Moje oczy zaszły łzami wzruszenia. - Jest piękniejszy niż Twoja Złota Piłka.
- Szczególnie na Twoim palcu. - z czułością założył kosmyk moich włosów za ucho. W jego oczach błyszczały ogniki radości. - Kocham Cię diablico. - wyszeptał.
- Volim Te. - odpowiedziałam łącząc nasze usta i oddając mu pocałunek, którego pozbawiłam go w tym miejscu trzy lata temu.


***

I to już koniec historii Kyliana i Diny :)

W tej historii Mbappé spełnił swoje marzenia. Najwyższa pora, aby przestały być one jedynie fikcją. Wszystkie jego drogi prowadzą na Santiago Bernabeu i mam nadzieję, że doczekam się tego w przyszłe wakacje. Bo jak to powiedziała Di, wtedy to będzie dopiero początek :)

Co dalej? Dopadła mnie jesienna chandra, która pozbawiła mnie weny. Ale jak to mówią, kobieta zmienną jest ^^ Ktoś tęsknił za małymi Ramoskami? Wiecie, że ich grono się powiększyło? *.* Musicie pomóc, aby coś ruszyło. No, chyba, że macie mnie dość ^^

chico-noruego

wtorek, 25 sierpnia 2020

24. Doceniony

Listopad 2019

Widok Kyliana Mbappé na murawie Santiago Bernabeu był marzeniem wielu Madridistas. W tym też i moim. Na spełnienie tego życzenia nie musieliśmy wcale długo czekać, a pomogło w tym losowanie, które umieściło Real Madryt i PSG w jednej grupie Ligi Mistrzów. Wiedziałam, że każda wizyta na Bernabeu wywoływała w Kylianie spore emocje choć starał się ich nie okazywać. To jeszcze nie ta chwila. Nie ten moment. Z uwagą spoglądałam jak w skupieniu bierze aktywny udział w grze. Dziś był piłkarzem PSG. Dziś to paryska drużyna była dla niego najważniejsza. Dziś bronił granatowych barw udowodniając światu swój profesjonalizm. Nie mógł jednak nie zauważyć poszczególnych kibiców z wymownymi transparentami w dłoniach. "Czekamy na Ciebie!". "Tu jest miejsce Twojego przeznaczenia!". "Jesteś jednym z nas!". "Zizou Cię kocha! My też Cię kochamy!". Rzadko się zdażało, aby na tak wielkich stadionach oklaskiwano rywali. Kylian mógł to dziś odczuć na własnej skórze. Każde jego zagranie, nawet to pod bramką Courtois, zostało nagrodzone. Czułam, że dzisiejszego wieczoru umieści piłkę w siatce. Po prostu to wiedziała. Tak jak wtedy, gdy jego gol złamał moje serce.


Moskwa, 15 Lipca 2018

To był magiczny miesiąc. Pełen dumy, nadziei, nieoczekiwanych zwrotów akcji, głośnych śmiechów, łez radości, mocno bijących serc oraz lekko (na szczęście) obgryzionych paznokci. Cztery tygodnie Mundialu oderwały nas od szarej codzienności. Dni na rosyjskiej ziemi mieniły się w trzech barwach. Czerwonym, białym i niebieskiem. Tak ważnych dla Chorwacji. Bo właśnie w tym małym kraju narodziła się drużyna, która podbiła serca nie tylko swoich rodaków, ale i kibiców piłki nożnej na całym świecie. Nieoczekiwanie, ale jak najbardziej sprawiedliwie, mój przyjaciel Luka z opaską kapitana na ramieniu, poprowadził swój zespół do finału tych najważniejszych rozgrywek na świecie. Nasza duma była nie do opisania. 

Mówią, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Tak też było w naszym przypadku. Każdy kolejny wygrany mecz po wyjściu z grupy był dla nas olbrzymim sukcesem. Gdy Chorwacja pokonała Anglię w półfinale, przepełnieni radością oraz ekstazą wierzyliśmy, że możemy postawić kropkę nad "i". Francja nie wylała na nas kubła zimnej wody. Brakło nam sił. Tak po prostu. Drużyna nie udźwignęła tego fizycznie. Mimo to, do ostatniej chwili wierzyliśmy. Do chwili, gdy utalentowany dwudziestolatek pogrzebał nasze nadzieje ...


A dziś? Dziś jego ofiarą stał się Real Madryt. Jednak to nie jego gol okazał się być sensacją, a sama reakcja po nim. Jak gdyby nigdy nic wyjął piłkę z bramki i niewzruszony udał się na środek boiska. Bez minimalnego uśmiechu czy jakiejkolwiek celebracji. Takie zachowanie w stylu "przeprosin" przeznaczone było dla byłych zawodników, którzy po odejściu zachowywali szacunek oraz wdzięczność dla klubu i kibiców. Gol w plecy, a mimo to wokół rozbrzmiały oklaski. Madridistas odpowiedzieli na tą niemą wiadomość. Kylian Mbappé jednym gestem rozkochał w sobie Santiago Bernabeu.


*


Grudzień 2019

Telefon od Neymara był ostatnią rzeczą jakiej bym się w życiu spodziewała. Po usłyszeniu jego charakterystycznego, aczkolwiek głupkowatego śmiechu, nie mogłam wydobyć z siebie zszokowanego głosu. Nadal nie pałałam do niego sympatią i nie miałam ochoty na wspólne spędzanie czasu czy też niepotrzebne dyskusje. W końcu zawsze wokół niego kręciła się irytująca Rafaela. Zaskoczył mnie pytaniem o urodzinowe przyjęcie Kyliana. Chciał wiedzieć czy zaplanowaliśmy cokolwiek na ten dzień. To zabawne, ale byłam od niego starsza o całe trzy dni, co dość często mi wypominał gdy, według niego, się mądrzyłam. Jeszcze nie tak dawno snułam plany dotyczące wspólnego wieczoru łączącego te dwie dość ważne daty razem. Rozumiałam jednak, że Kylian chciałby świętować ze swoimi kolegami z drużyny i przyjaciółmi. Postanowiłam przesunąć swoje plany na inną datę i zaufać Neymarowi w urządzeniu przyjęcia niespodzianki. Zaufać. Neymarowi. TEMU Neymarowi. Już po przerwaniu połączenia tego pożałowałam.
Kilka dni później Brazylijczyk oznamił mi iż wynajął klub na 17 grudnia. W dniu moich urodzin. Zagryzłam wargę czując lekki dyskomfort z tego powodu. Kolejny raz poprosiłam go o brak roznegliżowanych panienek, co oczywiście przyjął irytującym parsknięciem. Mi wcale do śmiechu nie było. Obawiałam się jego idiotycznych pomysłów. Miałam nawet chęć poprosić go o brak imienia Rafaeli na liście gości. Postanowiłam jednak zachować godność. Co nie oznacza, że się nie zemściłam. Zarządziłam dress code. Biały kolor. Tym razem ten pajac zazgrzytał zębami.
Plan był prosty. Neymar miał zaprosić wszystkich na przyjęcie z okazji zbliżających się świąt. Oczywiście ja miałam cierpliwie zaczekać na telefon od swojego ukochanego. Udałam lekkie niezadowolenie, ponarzekałam na Brazylijczyka, ale ostatecznie się zgodziłam. Myślę, że odegrałam swoją rolę idealnie.
- Jesteś już gotowa?
- Tak. - westchnęłam chowając telefon do torebki. Ostatni raz zerknęłam w stronę lustra ostatecznie akceptując swój wygląd. - Możemy już iść.
- W porządku? - pogładził mój policzek.
- Nieszczególnie przepadam za przyjęciami Neymara.
- Nie będziemy długo. - obiecał splatając nasze dłonie ze sobą. Całą drogę nie odezwałam się ani słowem. Brazylijczyk kazał mi być obrażoną księżniczką do czasu, aż wszyscy krzykną "Niespodzianka!". Nie podobała mi się ta część planu, aczkolwiek mój humor zdążył się popsuć dzisiejszego dnia. Kylian nawet nie zająknął się na temat moich urodzin. Miałam żywy dowód na to, że faceci bagatelizują tak drobne sprawy jak daty czy rocznice. Wiedziałam, że gdy się zorientuje, będzie gryzł się z własnymi wyrzutami sumienia, ale nie zamierzałam go wyprowadzać z błędu. Po kwadransie weszliśmy do jednego z najpopularniejszych klubów w Paryżu, zamkniętego dzisiaj dla zwykłych imprezowiczów. Ochroniarz nawet nie kwapił się nas zlegitymować. Wystarczyło iż spojrzał na Kyliana.
- Zbyt cicho jak na Neymara, prawda? - rzuciłam mimochodem.
- Może planuje spektakularne wejście? Wyskoczy z tortu w towarzystwie stripti... - przerwał gwałtownie, po czym odchrząknął nerwowo. Zacisnęłam zęby ze wściekłości. Wiedziałam żeby nie ufać temu pajacowi! - Nie żeby kiedykolwiek ...
- Ładnie się zabawiacie na klubowych imprezach. - posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. - Już ja mu dam striptizerki. - mruknęłam pod nosem. Pociągnęłam Kyliana w stronę głównej sali. Panowała tam cisza, z wiadomych tylko mi powodów. Pchnęliśmy drzwi. Spora grupa osób odwróciła się w naszą stronę z radosnym okrzykiem. Z uśmiechem odwróciłam głowę w stronę Kyliana. Ku mojemu zdziwieniu nie wydawał się być zaskoczony. Zadowolony stanął za mną, kładąc dłonie na moich biodrach. Odwrócił mnie w stronę dużego napisu : "21 lat D&K".
- Wszystkiego Najlepszego kochanie. - ucałował moją skroń.
- Ale ... 
- Dzisiaj świętujemy z nimi wszystkimi, a jutro zamykamy dom na cztery spusty i mam Cię tylko dla siebie. - zarządził z szerokim uśmiechem. - Dziękuję, że dla mnie zawiesiłaś broń i wspólnie z Neymarem zaplanowaliście niespodziankę. Tylko ... tak na prawdę ta niespodzianka miała być dla Ciebie.
- Znowu mnie wkręciłeś? - jęknęłam.
- Ney okazał się być najmniej podejrzaną osobą do współpracy. - zaśmiał się. - Ale nie martw się. Nie ma żadnych roznegliżowanych panienek oraz striptizerek wyskakujących z tortu. Chyba, że interesuje Cię ta rola po powrocie do domu. - wyszeptał mi do ucha. Zażenowana poczułam jak się czerwienie. - I wszyscy są ubrani na biało według Twojego życzenia. No ... prawie wszyscy.- mruknął.
- Najlepszego! - przed nami wyrósł Neymar we własnej osobie. Przymrużyłam wściekle powieki widząc jego granatowy strój. Jedynie buty miał białe! - Remis blondyneczko. - cmoknął mnie w policzek.
- Bieliznę miałam czerwoną. - prychnęłam.
- Skoro jesteśmy przy temacie to kupiłem Ci w prezencie granatową. - zabłysnął swoimi idealnymi zębiskami, po czym zniknął w tłumie. Przewróciłam zirytowana oczami. Albo ten pajac się wyrobił, albo to ja zmiękłam przy Kylianie. Po chwili tonęłam w ramionach zaproszonych gości. Każdy z nich chciał złożyć mi urodzinowe życzenia osobiście. Wręcz pisnęłam z uciechy dostrzegając Lukę z Vanją.
- Nie mogliśmy nie przyjąć takiego zaproszenia. Minął rok odkąd się poznaliście, a on nadal traktuje Cię jak księżniczkę. - Vanja wyszeptała do mojego ucha podczas obejmowania mojej sylwetki. - Życzę Ci, żeby było tak zawsze.
- Najważniejsze, abym się mu nie znudziła. - westchnęłam.
- Więc przestań się bać.
- Przepraszam, ale muszę ją porwać. - poczułam jak ręce Kyliana oplatają moją sylwetkę. - Ktoś musi zdmuchnąć połowę świeczek na torcie i oficjalnie rozpocząć imprezę. - pociagnął mnie w stronę sceny na której stał okazały tort. Zaśmiałam się na widok dwudziestu jeden świeczek, symbolizujących nasz wiek. - Poradzimy sobie z tym?
- Raczej nie. - pokręciłam głową i dyskretnie wskazałam mu Isayaha spoczywającego na rękach swojego ojca przy scenie. Chłopiec z fascynacją spoglądał na płonące świeczki. W ostatnim czasie miałam przyjemność brać udział w przyjęciach urodzinowych Ethana oraz seniora Mbappe. Za każdym razem Isayah dostawał szansę niesienia pomocy ku własnej ogromnej radości. - Potrzebny jest nam ekspert. - twarz Kyliana rozjaśnił szeroki uśmiech. Wyciągnął ręce w stronę swojego bratanka.
- Na trzy? - spojrzał na nas. Chłopiec zachichotał i objął nasze szyje swoimi drobnymi rączkami. - Raz, dwa ...
- Tsy! - zawołał trzylatek. Wspólnymi siłami zdmuchnęliśmy okazałą ilość małych świeczek.
- Urocza rodzinka. - zacmokał Neymar. - Pasuje wam. - goście zaśmiali się z powodu jego słów, a ja poczułam gorąc na policzkach. Zerknęłam na Kyliana, który jedynie kręcił rozbawiony głową. Nakazał gościom dobrą zabawę kończąc niewygodny temat.
Bawiliśmy się świetnie. Praktycznie nie schodziłam z parkietu ponieważ każdy chciał zatańczyć z solenizantką. Nawet zgodziłam się na taniec z Brazylijczykiem, który okazał się być świetnym tancerzem. Był specyficzny, czasami wręcz irytujący, ale Kylian go lubił. Zaakceptowałam to. Brak Rafaeli w lokalu jedynie mi w tym pomógł. Nie tylko Vanja z Luką zostali zaproszeni z grona moich znajomych. Widok moich koleżanek ze studiów zaskoczył mnie nie mniej jak ta cała niespodzianka. Tak dawno nie bawiłyśmy się razem co mogłyśmy dzisiaj nadrobić. Nawet pani Modrić dała się namówić na wywijanie swoim ciałem na środku parkietu. Całkowicie dałyśmy się ponieść muzyce. Wzrokiem odnalazłam Kyliana, który z kumplami stał przy barze i uważnie się nam przyglądał. Odwzajemnił mój uśmiech. Z premedytacją odwróciłam się do niego kręcąc swoim tyłkiem. Czułam na nim jego dzikie spojrzenie. Zagryzłam dolną wargę demonstrując mu amatorski twerk. Jego oczy pociemniały, a we mnie uderzyła fala gorąca. Upił głębszy łyk swojego drinka odkładając szklankę na blat. Przybrałam niewinną minę przywołując go do siebie paluszkiem.
- Najpierw zwinna stópka, a teraz zwinny ... chcesz mnie wykończyć w wieku dwudziestu jeden lat? - położył swoje dłonie na moich biodrach, opierając nasze czoła o siebie. - Tak wyglądają wasze studenckie imprezy?
- To źle że nie widzę świata po za moim mężczyzną? - zarzuciłam ręce na jego szyję. - W Madrycie nie miałam dla kogo tańczyć. Tylko jeden tak na mnie działa. - chwyciłam jego ucho w swoje zęby. - To się chyba nazywa taniec godowy. - zaśmiałam się.
- Czyżby panienka Mijatovic była pijana?
- Ze szczęścia. - zdjęłam z mojej szyi wisior, który ku zaskoczeniu Kyliana okazał się być nieśmiertelnikiem. - Mówiłeś, że marzysz o takim. - podałam mu z uśmiechem. - Wszystkiego Najlepszego. Odwróć. - poprosiłam gdy przyglądał się wygrawerowanym literom KM.
- Volim Te. Dina. - przeczytał.
- Te słowa znów nabrały na znaczeniu. A że jest to nieśmiertelnik ... - speszyłam się. Nadal trudno mi było mówić o takich rzeczach. - Nie trudziłabym się dla iluzji. - dłonie Kyliana chwyciły z czułością moją twarz, a usta złożyły pocałunek pełen miłości, który odwzajemniłam.
- To najpiękniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostałem.
- Przebiłam pierwszą piłkę i profesjonalne korki?
- Troszeczkę. - zaśmiał się.


*

Do domu wróciliśmy nad ranem w wyśmienitych humorach. Już w progu zsunęłam z moich obolałych stópek szpilki i rzuciłam je w kąt. Gisele przyjdzie dopiero w poniedziałek, więc zdążę zrobić z nimi porządek. Kylian zamknął za nami drzwi i przekręcił zamek. Tak jak obiecał, mieliśmy cały dom dla siebie na weekend. Lubiłam jego najbliższych jednak czasami chciałam mieć go jedynie dla siebie. Pisnęłam gdy niespodziewanie chwycił mnie na ręce i zaniósł do salonu.
- Wiesz, że jeszcze nie dostałaś prezentu ode mnie?
- Jak to nie? - zdziwiłam się. - A przyjęcie? A ściągnięcie tu moich znajomych i zapewnienie im noclegu w jednym z najlepszych hoteli w Paryżu? Wydałeś fortunę. - westchnęłam.
- Nie zapominaj, że to byli również moi goście. - posadził mnie na kanapie. - Co to za urodziny bez prezentu? - wyciągnął ręce po ozdobne pudełko leżące na szklanym stoliku. - To nie sztuczny szczur. - zapewnił ze śmiechem.
- Prawie zawału dostałam! - oburzyłam się. Po chwili jednak pogładziłam wieko. - Byłam strasznie wściekła na Ciebie. Sądziłam, że jesteś jednym z tych, którzy sądzą iż kobiety są na ich skinienie. Oceniłam Cię na podstawie stereotypów. Kwiatami mnie nie kupiłeś, ale Leon ... Ema była strasznie smutna i przybita. Jej radość była o wiele cenniejsza. Gdzieś tam w głębi serca zrozumiałam, że jesteś dobrym człowiekiem.
- Nie poprosiłem Cię do tańca, aby uciec przed niewygodną rozmową. - wyznał. - Odkąd zobaczyłem Cię na czerwonym dywanie szukałem sposobu, aby jakoś do Ciebie dotrzeć. Te wszystkie żenujące żarty ... po prostu się denerwowałem. Chciałem Ci jakoś zaimponować. Ostatecznie robiąc z siebie idiotę. - parsknął. -  A towarzystwo ojca mi nie pomagało.
- Doceniam ten wysiłek. - pogładziłam jego policzek.
- Otwórz. - poprosił. Uśmiechnęłam się zadziornie uchylając wieko. Zmarszczyłam czoło dostrzegając znajome napisy na białym materiale. Z największą ostrożoną wyciągnęłam koszulkę Realu Madryt. - Teraz odwróć. - wstrzymałam oddech dostrzegając nazwisko Mbappé i numer siódmy. - Tydzień temu Delphine ich docisnęła. Pękli. W maju usiądą z Florentino do rozmów dotyczących ostatecznej kwoty.
- Przechodzisz do Realu Madryt? - szepnęłam.
- To tajemnica. - przyłożył palec do ust. - Eden Hazard obiecał oddać mi numer siódmy, a sam przejmie dziesiątkę po Luce. Twój przyjaciel dzisiaj mi to przekazał. Nic nie powiesz? - zaśmiał się. Z uchylonymi ustami przenosiłam wzrok z koszulki na Kyliana i z powrotem. Gdy dotarł do mnie ostateczny fakt pisnęłam chyba na cały Paryż i rzuciłam się Francuzowi na szyję. - Założysz tą koszulkę w przyszłym sezonie, prawda?
- Żartujesz? Zaopatrzę się we wszystkie trzy komplety!
- I zamieszkasz ze mną.
- Zamieszkam? - uśmiechnęłam się. Kylian pokręcił rozbawiony głową wyciągając plik kluczy z pudełka, których nie zauważyłam.
- Vanja mówiła, że podobał Ci się dom w ich sąsiedztwie.
- Kupiłeś go? - wydukałam.
- Również przypadł mi do gustu.
- Ale Kylian ...
- Chcę być szczęśliwy w Madrycie. - przerwał mi. - A do tego potrzebny jest mi Real Madryt i Twoja osoba. Na przykład twerkująca przy porannej kawie. - wymruczał w moją szyję. Wybuchnęłam śmiechem. - Możesz zacząć od jutra.
- Pamiętasz urodziny Neymara i moją białą sukienkę? - zapytałam. Skinął głową w odpowiedzi. - A pamiętasz jakiego koloru miałam bieliznę? - wyszeptałam do jego ucha. Zastygł mrużąc oczy. - Cóż, nie miałeś okazji zobaczyć, ale poinformowałam Cię o tym z premedytacją.
- Czerwona bielizna.
- Wyobraziłeś sobie to wtedy? - zagryzłam wargę wstając z kanapy. Kylian westchnął ciężko. Patrząc w jego oczy odsunęłam zamek od sukienki, która upadła przy moich kostkach. - Tak to wyglądało?
- To ta sama?
- Chyba czekała na Ciebie. - zrobiłam krok w tył. Kylian wstał gwałtownie z kanapy. Pisnęłam. Z głośnym śmiechem pobiegłam w stronę schodów. Już po chwili wisiałam głową w dół. Nigdy nie miałam z nim szans. Na dzisiejszą karę jednak czekałam z niecierpliwością.


***


Powoli zbliżamy się do końca :) Czy będę pisała dalej? Powiem wam szczerze, że w przeciągu kilku ostatnich miesięcy zaczęłam pisać dwie inne historie, ale po prostu stanęły w miejscu. Ostatecznie stanęło na starym pomyśle, który w końcu postanowiłam zrealizować. Pomysł jest, więc miejmy nadzieję, że wena dopisze. Trzymajcie kciuki!


czwartek, 30 lipca 2020

23. Piegowata Chorwatka

Koniec sezonu nie zawsze oznaczał wylegiwanie się na rajskich plażach. Dla większość piłkarzy był to czas zobowiązań wobec sponsorów. Zgodnie z umową Kylian wyjechał na tydzień do Japonii, aby promować kosmetyki Bulk Homme, których od kilku miesięcy był "oficjalną twarzą". Kolejnymi jego przystankami miało być Los Angeles, finał Mistrzostw Świata Kobiet w Lyonie, a potem zaledwie kilka dni wolnego oraz powrót do treningów. W miedzyczasie miał nakręcić kilka reklam oraz udzielić kilku wywiadów. Szaleństwo. Rozumiałam powagę tych obowiązków, aczkolwiek nie potrafiłam od tak pozbyć się egoistycznych myśli ze swojej głowy. Towarzyszenie mu nawet nie wchodziło w grę. Przesiadywanie w samotności w hotelach nie napawało mnie optymizmem. Wolałam więc zostać w Madrycie i pomóc Sofiji w poszukiwaniu domu. Podeszłam do tego zadania dość profesjonalnie tworząc listę odpowiednich adresów. Ostatecznie jednak usunęła punkt pierwszy, jakby nieświadomie zachowując go dla kogoś innego. Owa posiadłość, mieszcząca się w dzielnicy La Moraleja, była spełnieniem marzeń. Piękny dom oraz mnóstwo zieleni wokół. Z dala od gwarnego centrum miasta. Spokój oraz bezpieczeństwo. Gdyby Kylian miał zamieszkać w Madrycie, zaproponowałabym mu właśnie tą dzielnicę. Gdyby. Problem polegał na tym, że od dwóch tygodni temat ucichł. Czułam rozczarowanie z powodu milczenia Kyliana na ten temat, a samej było mi dość niezręcznie pytać. W końcu sama go zapewniłam, że kwestia ta nie ma dla mnie absolutnie żadnego znaczenia. Nie wiedziałam jak potoczyła się rozmowa z przedstawicielami PSG. Wszyscy zainteresowani milczeli. Cisza przed burzą? Miałam nadzieję, że z pozytywnym rezultatem.
Siedząc samotnie w czterech ścianach nudziałam się niczym przysłowiowy mops. Podczas jednego z wieczorów chwyciłam za szkice mojej matki, starannie rozkładając je na stole. Moim oczom ukazały się poszczególne części garderoby dla maluchów ze szczególnym opisem. Bawełna organiczna, lniane i bambusowe włókna, skóra bez chromu ... zdawałam sobie sprawę, że moja matka dysponowała odpowiednią wiedzą na ten temat, jednak ostatecznie udało się jej mnie zaskoczyć. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia w białym materiale w wisienki, w małych mokasynkach z ekologicznej skórki, w spodenkach i spódniczkach na szelki, w długich skarpetkach ... wszystko to wyglądało niczym żywcem wyciągnięte z magicznej bajki. Byłam pewna, że każda matka byłaby zachwycona gdyby jej dziecko mogło nosić takie cuda, szczególnie iż były one przyjazne dla środkowiska oraz wrażliwej skóry. Zagryzłam dolną wargę zastanawiając się nad tym wszystkim. Pod wpływem impulsu pozbierałam wszystkie kartki. Musiałam koniecznie pokazać je Anecie i poprosić o radę. W końcu kto jak kto, ale projektantka z prawdziwego zdarzenia posiadała o wiele większą wiedzę na ten temat niż ja.

 *

Tydzień później wraz z mamą byłyśmy w Zagrzebiu negocjując transport organicznej bawełny z północnego Peru. Wraz z pierwszym postawionym przeze mnie krokiem na chorwackiej ziemi zrozumiałam, że zostałam oszukana przez własną rodziecielkę. Miała wszystko opracowane do perfekcji. Potrzebowała jedynie mojej zgodny argumentując to tym iż lepiej nadawałam się na przedstawicielkę firmy. Ojciec z przerażeniem stwiedził, że obydwie zwariowałyśmy, a Aneta jedynie dolała oliwy do ognia zachwycając się projektami. Z każdą kolejną chwilą zaczęłam dumać na tym, czy aby nie miał racji. Nadal czułam podekscytowanie, jednak zmieszało się ono z pojawiającym się przerażeniem odpowiedzialności. Jeden podpis dzielił mnie od zostania właścicielką marki odzieżowej. Szaleństwo! Jeszcze wczoraj byłam zwykłą stażystką usychającą z tęsknoty za mężczyzną, który obecnie, o ironio losu, obserwował poczynania innych kobiet w finale Mistrzostw Świata. O nie! Nie będę jedną z tych kobiet, które czekają na powrót mężczyzny. Byłam na to zbyt młoda i zbyt ambitna. Kochałam go, to było oczywiste, ale czy na prawdę musiałam czekać aż znajdzie dla mnie pięć minut w swoim cennym czasie? Zagryzłam wargę czując uczucie przykrości w swoim sercu. Odrzuciłam kolejne połączenie, po czym podpisałam dokument. Też miałam prawo do ważnych zobowiązań.

- Dubrovnik?! - pisnęłam podekscytowana. Tak zwana Perła Adriatyku była najpiękniejszym miastem w Chorwacji. Miejscem naszych rodzinnych wakacji, kiedy jeszcze nią byliśmy. Moja matka była genialna wybierając szwalnię mieszczącą się w tym zakątku świata. Bardzo spodobał mi się pomysł, aby nasza marka była chorwacka i aby właśnie tutaj wszystko powstawało. Miałam pretekst, aby częściej odwiedzać rodzinny kraj mojej rodzicielki.
- Pomyślałam, że przy okazji wstępnych rozmów mogłybyśmy pójść na plaże bądź wynająć jacht? Co Ty na to? - propozycja mojej matki wprost nie mogła zostać odrzucona. I tak zmarnowałam sporą część wakacji z powodu bezsensownej bezczynności. - A skoro jesteśmy przy rozmowach ... odebrałabyś ten telefon. - skinęła w stronę wibrującego Iphona.
- Wczoraj rozmawialiśmy. - wzruszyłam ramionami.
- Za co go karzesz?
- Jestem zajęta. - zdenerwowałam się. - On też był przez ostatnie dwa tygodnie. Nadal jest. Rozmawiamy tylko wtedy gdy on znajdzie czas i się do mnie odezwie. Nie jestem aż tak zdesperowana, aby czekać na jego łaskę. Nie jestem tym typem kobiet. - założyłam ręce na piersi. - Też mam swoje życie.
- Przecież chcesz, aby był w nim obecny.
- Oczywiście, że chcę. Problem polega na tym, że w jego planach jestem na szarym końcu. Wcale nie oczekiwałam wyjazdu na rajską plażę. Chciałam jedynie spędzić z nim trochę czasu. Nawet w domu. A on mi wczoraj mówi o urodzinach kumpla z drużyny na Lazurowym Wybrzeżu. Męski wypad! Jakby zbyt mało czasu ze sobą spędzali. - prychnęłam. - Przecież za półtora tygodnia wracają do treningów i wyjeżdżają na miesiąc!
- Po prostu porozmawiajcie.
- Nie będę się narzucać. - warknęłam. - A teraz idę się spakować.

*

Zatoka Katorska z wyglądu przypominała norweskie fiordy. Jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie iż jestem księżniczką tej cudownej krainy, a wynajety przez rodziców jacht jest statkiem pirackim na który zostałam porwana dla okupu. Potem "zakochiwałam" się w bezwzględnym, aczkolwiek przystojnym kapitanie piratów i żyłam z nim długo i szczęśliwe pływając po spokojnych wodach Adriatyku. Boże, jakie to było naiwne. Kobiety od małego miały słabość do niegrzecznych chłopców. Czy coś się zmieniło w ciągu dwunastu lat? Zatoka nadal była piękna, a mi urosły piersi. Porzuciłam marzenia o byciu księżniczką zdaną na łaskę pirata.
- To tutaj. - mama zatrzymała się przy jachcie łudząco podobnego do tego sprzed lat. Z wiadomych względów teraz wydawał się być o wiele mniejszy. - Wejdź na pokład. Ja tylko oddzwonię do Simon. - pomachała telefonem. Wzruszyłam jedynie ramionami idąc za jej wskazówkami. Jedyne na co miałam ochotę to zdjęcie z siebie sukienki i nasmarowanie mojego ciała olejkiem do opalania. Miałam zamiar cieszyć się słońcem przez cały dzień. Musiałyśmy tylko zaczekać na sternika, dzięki któremu nasz jacht wypłynie z portu.
- Pomóc? - zamarłam słysząc za sobą dobrze znany mi męski dźwięk. Buteleczka z olejkiem, którą kilka sekund wcześniej wyciągnęłam z torby, wypadła mi z dłoni. Powoli odwróciłam się w stronę dźwięku. Moje zdradzieckie serce chciało wręcz wyrwać się z piersi gdy dostrzegłam podnoszącego moją zgubę Kyliana.
- Co Ty tu robisz? - wydukałam.
- Chcę Ci pomóc w nasmarowaniu pleców. - uśmiechnął się.
- Miałeś być na Lazurowym Wybrzeżu. Na urodzinach kumpla.
- Którego? - jeszcze bardziej rozszerzył swoje usta.
- Łgałeś? - uniosłam brwi ku górze,
- Chciałem Ci zrobić niespodziankę. Głuptasie, na prawdę pomyślałaś że nie mam dla Ciebie czasu? - podszedł do mnie. Westchnęłam spuszczając głowę. - To wszystko było zaplanowane przed naszym związkiem. Resztę odwołałem. - położył swoje dłonie na moich biodrach. - Obiecuję, że nigdy więcej. Następne wakacje zaplanujemy razem.
- Przecież masz zobowiązania. - mruknęłam.
- Urodziny kota są ważniejsze.
- Nie masz kota. - zmarszczyłam czoło.
- Nie, ale to dobry pretekst, aby nie pozować przed aparatem. - przyłożył swoje czoło do mojego. - Tęskniłem za Tobą diablico.
- Jesteś w zmowie z moją matką?
- Powiedziała mi tylko gdzie będziecie, a resztę zaplanowałem ja. - ucałował moją skroń. - Jeszcze dzisiaj się Tobą podzielę. Dlatego daj się pocałować zanim ...
- Ciocia Di! - usłyszałam za sobą wesoły głos. Kylian westchnął ciężko, a ja wychyliłam się zza jego ramienia, nie wierząc własnym oczom. Na pokład wparował nie kto inny jak Isayah w rękawkach do pływania na ramionkach. Za nim kroczył zirytowany Ethan, który prawdopodobnie miał mieć go na oku. Pochód kończył najstarszy z braci w towarzystwie swojej żony, maleńkiej córeczki oraz mojej matki. - Pobawimy się? - dwulatek zadarł główkę ku górze.

*

Ostatnie promienie słońca zanurzały się w spokojne wody Adriatyku. Z błogim uśmiechem obserwowałam ten magiczny widok wtulona w umięśnione ramiona mojego mężczyzny. Właśnie skończyłam streszczać mu całą historię szalonego pomysłu mojej matki, który poskutkował posiadaniem przez nas własnej marki odzieżowej. Przynajmniej na papierze. Na szczęście, w przeciwieństwie do mojego ojca, Kylian nie nazwał nas wariatkami. Z pewnością stwierdził, że jestem idealną osobą do prowadzenia własnego biznesu. A nawet jeśli nie wszystko poszłoby po mojej myśli, zawsze zostaje mi bycie Agentem. W końcu nadal miałam mu pomagać i zdobywać cenne doświadczenie.
Westchnęłam ciężko opierając policzek o jego ramię. Mijający dzień był pełen wrażeń, skoków do wody oraz zabaw z energicznym dwulatkiem. Lubiłam spędzać czas z rodziną Mbappé. Z uśmiechem wspominałam "nadąsaną" minę Kyliana gdy Isayah oznajmił wszem i wobec iż ciocia Di jest tylko i wyłącznie jego. Nie chciał się mną podzielić za żadne skarby świata. Do czasu aż padł wykończony. Wieczorem zostaliśmy sami ciesząc się własnym towarzystwem, rozmawiając oraz skradając sobie nawzajem pocałunki. Mój podły humor zniknął jak za dotknięciem czarodziejkiej różdżki. Wystarczyło, że miałam go obok siebie, a reszta nie miała znaczenia.
- Kylian? - szepnęłam kreśląc palcem wzorki na jego umięśnionej klatce piersiowej. - Wiem, że do końca okienka transferowego sporo czasu, ale ... mówiłam Ci, że dla mnie to bez znaczenia. Możesz mi powiedzieć jaką decyzję podjąłeś. - zerknęłam na niego niepewnie. - Zostajesz w Paryżu, prawda?
- Na ten moment tak. - westchnął.
- Jak przebiegła rozmowa?
- To bez znaczenia. - wymusił uśmiech. - Nie podpiszę nowego kontraktu. Za rok sami usiądą do rozmów, aby na mnie zarobić. A przez ten czas spróbuję wygrać z PSG wszystko co tylko możliwe. Gram dla kibiców nie dla zarządu.
- Coś się stało, prawda?
- Będziesz mnie często odwiedzać?
- Przecież nie idziesz do więzienia. - zaśmiałam się. - Zapewne zbankrutuję, ale przynajmniej linie lotnicze na mnie zarobią. Nie zmieniaj jednak tematu i po prostu mi powiedz dlaczego jesteś zły. To było raczej do przewidzenia, że nie zgodzą się na transfer.
- Mówiłem już, że to bez znaczenia.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
- Bo będziesz wściekła. - podrapał się nerwowo po karku. Mój ponaglający wzrok zmusił go do dalszych wyjaśnień. - Po prostu mój ojciec wyszedł w środku rozmowy. Trzaskając drzwiami. Tak jak podejrzewałaś, dowiedzieli się o Tobie i uznali, że zostałaś wysłana przez Florentino. Zaproponowali mi ... - przerwał zagryzając swoje wargi.
- Żebyś ze mną zerwał? - uniosłam brwi ku górze. - Nic nowego.
- Zaoferowali mi więcej atrakcyjnych blondynek.
- Że co? - wydukałam. - Żartujesz, prawda? - Kylian milczał wpatrując się we mnie z powagą. Poczułam jak krew w moich żyłach zaczyna się gotować, a policzki płoną żywym ogniem. Ogarnęła mnie wściekłość. Miałam wrażenie, że z moich nozdrzy bucha para. Zerwałam się na równe nogi kląc siarczyście. - Mało Szejkom piłki nożnej, że się za budowanie haremów zabierają?! Jak on śmiał coś takiego powiedzieć Twojemu ojcu?! I to w towarzystwie pani Delphine!
- Dlatego nie będzie więcej negocjacji.
- Tak mi przykro. - jęknęłam. - To moja ...
- To nie jest Twoja wina. - wyciągnął do mnie rękę i posadził na swoich kolanach. - Takie są realia negocjacji na najwyższym poziomie. Wiedzą, że większe pieniądze mnie nie interesują. O haremach nie wspominając. - uśmiechnął się.
- To nie jest śmieszne. - mruknęłam.
- Oczywiście, że nie. Zresztą, nie ma na tym świecie drugiej takiej samej zadziornej blondynki, która w seksowny sposób rozstawiałaby mnie po kątach.
- Kylian!
- Nie interesują mnie inne kobiety.
- Ale to przez kobietę nie zagrasz w Realu Madryt.
- W tym momencie. - podkreślił. - Dina, nawet gdybym Cię nie poznał to zarząd PSG nie zgodziłby się na transfer.
- Wiem, ale miałam nadzieję, że jednak da się coś zrobić. - westchnęłam. - Naiwnie sądziłam, że wystarczy Twoja zgoda. Od początku czułam, że moja obecność tylko wszystko skomplikuje. Nie sądziłam jednak, że zarząd PSG traktuje ludzi przedmiotowo. Zapewne mam zakaz wejścia na stadion? - prychnęłam.
- Zależy Ci na tym?
- Zależy mi na Tobie.
- Będę szczęśliwy jeśli i Ty będziesz. - pogładził mój policzek. - Nikt Ci niczego w Paryżu nie zabroni. Możesz swobodnie wchodzić na moje mecze ilekroć będziesz we Francji. Mam nadzieję, że bardzo często. - uśmiechnął się. - Ale teraz się tym nie martwmy. - owinął swoje ręce wokół mojej talii.
- Też mam taką nadzieję. Twoja dłuższa nieobecność w moim życiu źle na mnie wpływa. Zamieniam się w zazdrosną i nadąsaną matronę. - skrzywiłam się rozbawiając Kyliana swoimi słowami. - Zachowywałam się dziecinnie.
- Już dobrze moja piegowata Chorwatko.
- Jaka?! - pisnęłam.
- Od słońca robią Ci się urocze piegi. - dotknął opuszkami palców mojej twarzy. - Nadejdzie dzień w którym będziesz mnie miała na codzień. Jeśli tylko będziesz chciała i Ci nie zbrzydnę. - zaśmiał się.
- Chcę.
- Więc Ci to obiecuję.

***

środa, 1 lipca 2020

22. Manipulatorka

Jeśli bym sądziłam iż wiadomość o moim związku z Kylianem Mbappé przejdzie bez większego echa to byłabym największym naiwniakiem tego świata Zachwyceni byli jedynie kibice Realu Madryt. Reszta widziała we mnie podstępną żmiję, która okręciła sobie Francuza wokół palca, aby zachęcić go swoimi walorami do wyboru białej strony stolicy Hiszpanii. Media dość szybko rozdmuchały czyją córką jestem. Później była już tylko lawina teorii, w większości niedorzecznych. Byłam na to przygotowana i dość dobrze radziłam sobie z ignorowaniem nagłego zainteresowania moją osobą. Do czasu. Jedna z gazet wyciągnęła na wierzch wiadomość o Andrei. Wystarczyło, abym spojrzała na zmieszany wzrok matki Kyliana, która próbowała schować przede mną gazetę. Poczułam jakby ktoś wbił nóż w moje serce. To już nie chodziło o mnie, ale o moich rodziców, którzy do dziś nie mogli pogodzić się z tą tragedią. Zrobiono z tego ciekawostkę dla zainteresowanych. Trzęsącymi się dłońmi odłożyłam brukowiec na blat stołu. Docierały do mnie strzępy słów pani Fayzy i Gisele, które próbowały mnie pocieszyć. Nie tak miał wyglądać nasz powrót z Monako.
- Jest coś na obiad? - do kuchni wparował uśmiechnięty od ucha do ucha Kylian. - Co macie takie miny? Umarł ktoś? - dopytywał się. Bez słowa minęłam go w progu i szybkim krokiem udałam się na schody, a następnie na piętro. Czułam jak bezlitosne łzy spływają mi po policzkach. Wtuliłam się w poduszkę, a z mojego gardła wydobył się szloch rozpaczy. Myślałam, że jest to już za mną. Że pogodziłam się z okrutnym losem. Jednak im byłam starsza, tym więcej rozumiałam. - Di? - poczułam delikatny dotyk na swoim ramieniu. - Przepraszam. Nie wiedziałem.
- To nie Twoja wina.
- Pozwę każdą gazetę, która przekroczy granicę. - obiecał.
- To mi go nie odda. Chociaż wiem, że teraz jest szczęśliwszy. Nie cierpi. - mój głos się załamał. Kylian objął mnie swoim silnym ramieniem i przytulił. - Teraz już wiesz dlaczego moja rodzina się rozpadła. Dlaczego mój ojciec jest pracoholikiem, a matka samozwańczą kapłanką w świecie druidów.
- Jestem w stanie ich zrozumieć. - szepnął.
- Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek to powiem, ale chcę do mamy. - pociągnęłam nosem niczym kilkuletnia dziewczynka. Tak bardzo jej w tej chwili potrzebowałam. - Jako kapłanka Avalon z lini róży powinna już to poczuć. Mogłaby nawet truć mi głowę o macierzyństwie. - załkałam.
- Może Ty do niej pojedź?
- Nie wiem gdzie znajduje się jej Planeta Wenus.
- Na Planecie Wenus na pewno jest zasięg. - uśmiechnął się.
- Nie uważasz, że to śmieszne i żałosne? - spytałam niepewnie.
- Każdy inaczej radzi sobie z rozpaczą. Na prawdę mi przykro z powodu waszej straty. - otarł łzy z moich policzków. - Nie wyobrażam sobie iż mógłbym stracić Ethana albo Jiresa. Nigdy w pełni nie zrozumiem tego co czujesz, ale jeśli kiedykolwiek będziesz chciała się wypłakać to pamiętaj, że moje ramiona są lepsze od poduszki.
- Kiedyś Ci wszystko opowiem, dobrze? Gdy będę gotowa.
- Oczywiście. Cierpliwie poczekam. - pocałował moją skroń, po czym chwycił nadgarstek i spojrzał na jego ozdobę. - Teraz rozumiem do czego odnosi się litera A. Czułem, że ta bransoletka jest dla Ciebie ważna. Musiałem ugryźć się w język, żeby nie zapytać o to na gali. Wyglądałaś jak milion dolarów, ale na nadgarstku miałaś bransoletkę domowej roboty.
- Myślisz, że jestem zbyt sentymentalna?
- Myślę, że jest w Tobie bardzo dużo miłości.
- To samo powiedział mój ojciec. - zmarszczyłam czoło.
- Kto jak kto, ale on na pewno zna Cię najlepiej. A teraz zadzwoń do swojej mamy. - podał mi mój telefon. - Ja tymczasem pójdę uspokoić swoją. Bardzo się przejęły z Gisele z powodu Twojego smutku. Pamiętaj, że Ci ludzie, których zdanie najbardziej się liczy, znają prawdę o nas. Reszta jest bez znaczenia.


*

Na pewno każdy słyszał o walecznym królu Arturze, legendarnym władcy Brytów. Jego historia wiąże się z tajemniczą wyspą Avalon, inaczej nazywaną Ziemią Kobiet. Legenda głosi, iż właścicielkami wyspy są piękne kobiety posiadające czarodziejskie moce. A co najważniejsze, trwać tam miała nieustanna wiosna. Sceptycznie podeszłam do teorii iż legenadrne Avalon to dzisiejsze Glastonbury. Szczególnie w chwili gdy pierwsze krople deszczu spadły na mój nos, a chłodny wiatr rozwiał włosy. Uważnie spoglądałam na moją matkę, która w skupieniu dotykała ruin tutejszego Opactwa. Dopiero moje pociągnięcie nosem oderwało ją od medytacji.
- Mamo, jest tu pięknie. - zapewniłam zgodnie z prawdą. - Ale pogoda nie sprzyja zwiedzaniu.
- Nie zwiedzamy.
- A co robimy? - zmarszczyłam czoło.
- Koimy Twoją duszę. - pogładziła mnie z czułością po policzku. Dziwny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie. - Opowiedz mi o Kylianie. Twoje oczy wówczas świecą radością. - kompletnie nie przejmując się pogodą, usiadła na kamieniu sporych rozmarów.
- Kocham go. - zajęłam miejsce obok niej.
- To wszystko?
- Mamo? Mówimy o mnie. - odchrząknęłam zawstydzona.
- Fakt.
- Nie widzisz żadnych ciemnych chmur? - spytałam niepewnie.
- Dina, to była tylko przenośnia. - chwyciła czule moją dłoń. - Nie jestem żadnym jasno czy czarnowidzem. Jestem po prostu Twoją matką i dostrzegam wiele rzeczy. Nie podobała mi się Twoja lekceważąca postawa wobec miłości oraz związków, choć zdaję sobie sprawę, że wiele w tym mojej winy. Wiem, że nie zawsze byłam przy Tobie. Po prostu nie chciałam, abyś widziała mnie w takim stanie w jakim byłam. Gdy zbliża się rocznica ... nie jestem wtedy sobą. - westchnęła ciężko. - Wiedziałam jednak, że jesteś w dobrych rękach. Twój ojciec nie pozwoliłby, aby stała Ci się krzywda, a Aneta jest dobrą kobietą. Przepraszam, że nie pomogłam Ci z sukienką na galę.
- To ja przepraszam. - szepnęłam poruszona. - Nie wiedziałam.
- Obiecuję, że Twoja suknia ślubna będzie moim priorytetem.
- To ja biorę ślub?
- Głuptasek z Ciebie. - objęła mnie ramieniem. Z uśmiechem wciągnęłam zapach jej perfum. - To się tak zaczyna kochanie. Najpierw się opierasz, aż nagle zdajesz sobie sprawę, że jesteś zakochana. Przechodząc obok salonów z sukniami ślubnymi nieświadomie wyobrażasz sobie tą idealną dla Ciebie. A jego widok z dziećmi rozbudza w Tobie instynkt macierzyński. Mówię to z doświadczenia.
- Mamo, ja dopiero się uczę bycia w związku, a Ty wytaczasz ciężkie działa. - przewróciłam oczami. - Już teraz mam pod górkę. Większość uważa mnie za manipulatorkę. Jak mam się pojawić na prezentacji Edena Hazarda, aby nie wzbudzić kontrowersji?
- Dziwne, ale sądziłam że wiem kto jest Twoim ojcem. - zaśmiała się pod nosem. - Nazywasz się Mijatović. Dwadzieścia lat przebywasz ze swoim ojcem i niczego się od niego nie nauczyłaś? - uniosła brew ku górze. - To mistrz tłumienia w sobie emocji. Głowa do góry i uśmiech na usta. Opinie innych spływają po nim jak woda po kaczce. Nie chowaj się bo nie masz ku temu powodu. Miłość nie jest zbrodnią. Po za tym, Madridistas Cię za to uwielbiają, a przecież to nimi będziesz otoczona. - trąciła mnie rozbawiona ramieniem.
- Ale nie podoba mi się to, że piszą o Andrei. - mruknęłam.
- Wstydzisz się tego?
- Oczywiście, że nie! - oburzyłam się.
- To w czym problem?
- Chodzi mi przede wszystkim o Ciebie i tatę.
- Z Twoim ojcem mieliśmy o wiele gorsze doświadczenie z mediami. - westchnęła. - Wiem, że przede wszystkim sprawia Ci to ból. Zawsze będzie. Ale pamiętaj, że Andrea nie chciałby, abyś się tym dołowała. Ludzi irytuje szczęście innych, nie daj się im zdołować. Ciesz się swoim związkiem i jak najszybciej mi go przedstaw.
- Tylko błagam Cię. - jęknęłam. - Żadnego czary mary!
- Postaram się. - zaśmiała się. - A tak swoją drogą ... pamiętasz moje plany dotyczące marki ekologicznych ubrań dla dzieci? Przeglądając stare rupiecie znalazłam notatki ze wstępnymi szkicami. Twoja delikatna skóra była moją inspiracją. I wiesz, tak sobie pomyślałam, może to nie jest głupi pomysł? - zerknęła na mnie niepewnie.
- Kapłanka i bizneswoman?
- Oh, nie nabijaj się ze mnie. - skarciła mnie. - Ale masz rację. Kompletnie nie znam się na ekonomi i marketingu. To Twoja mocna strona.
- Mamo, wcale nie uważam, że to zły pomysł. Znasz się doskonale na ekologii. - zauważyłam. - Po za tym, szkicowałaś na prawdę śliczne rzeczy. Myślę, że ludzie byliby tym zachwyceni. Musiałabyś tylko zaryzykować. - zagryzłam dolną wargę czując podekscytowanie związane z tym pomysłem. - To mogłoby się udać. - przyznałam.
- Chciałabyś być moją partnerką w interesach?
- Ja?
- Znasz się na biznesie lepiej ode mnie. Po za tym, nadajesz się idealnie do reprezentowania takiej firmy. Spójrz na siebie! Jesteś chodzącą naturalnością. Wystarczy, że się uśmiechniesz, a ludzie we wszystko Ci uwierzą. Po za tym, wyglądałabyś pięknie na zdjęciach z dziećmi. - jej oczy wręcz lśniły radością.
- Ty znowu o dzieciach. - jęknęłam. - Dobrze. Przeglądnę te notatki i zastanowię się nad tym wszystkim. - obiecałam. - Pamiętaj jednak, że mam inne plany co do przyszłości. Chcę pracować jako agent od wizerunku.
- Ciekawe kiedy znajdziesz czas wnuka mi urodzić.
- Mamo!


*

Moja wyimaginowana wyobraźnia podpowiadała mi iż wszyscy się na mnie patrzą. Oczywiście było to absurdem. Moja skromna osoba nie mogła równać się z Edenem Hazardem, boheterem czwartkowego wieczoru. Pięćdziesiąt tysięcy ludzi na samej prezentacji. Tylko jeden piłkarz zdołał przyciągnąć aż tylu fanów na to wydarzenie. Cristiano Ronaldo. To mówiło samo za siebie. Doskonale wiedziałam, że tylko jeden człowiek może pobić rekord Portugalczyka.
- Mbappé! Mbappé! Mbappé! - rozległy się krzyki wśród tłumu. To była wiadomość do Florentino Pereza, który z przyjemnością spełniał zachcianki kibiców, ściągając do stolicy Hiszpanii największe gwiazdy. Madridistas byli pewni, że prędzej czy później stanie się to faktem. Nie wiedzieli jednak jakie to było trudne do zrealizowania.
- Kiedy to spotkanie?
- Jutro. Przed południem. - westchnęłam pocierając swoje ramiona. Wzrok przeniosłam na gablotę z trzynastoma okazałymi pucharami. Dowód dominacji Realu Madryt w Europie. - Mają się na nie udać pan Wilfried i pani Delphine. Wysłuchają ostatecznej oferty PSG, a potem skonsultują ją z Kylianem.
- Więc cierpliwie poczekamy. - podziwiałam Florentino Pereza za jego spokój oraz opanowanie. Jak gdyby nigdy nic siedział w wygodnym fotelu trzymając w dłoniach podpisany kontrakt przez Edena Hazarda. Zadowolenie ani na moment nie zniknęło z jego twarzy. - Umówiłem się z Nasserem na wspólny obiad w niedzielę.
- Zaraz, umówił się pan z prezesem PSG? - nie dowierzałam.
- Oczywiście. Wybadam jego humor.
- Czekacie na ruch Kyliana?
- Nasza oficjalna oferta zostanie po sekundzie odrzucona.  - odezwał się dotąd milczący Jose Angel Sanchez, dyrektor wykonawczy oraz prawa ręka pana Pereza. - Jeśli Kylian wyciągnie do nas rękę to bez zastanowienia za nią chwycimy i postaramy się go stamtąd wyciągnąć.
- A jeśli posadzą go na trybunach i zarządają, że ma zostać do końca kontraktu?
- Nikt normalny nie sadza takiego piłkarza na trybunach. Takim posunięciem sami strzeliliby sobie w stopy, a Francuzi wywieźliby prezesa PSG na taczkach. - poczułam dłoń Jose Angela na moim spiętym ramieniu. - A co do kontraktu ... wypełnienie go do ostatniego dnia oznacza, że piłkarz może odejść za darmo dokądkolwiek chce. Za darmo ... słowo klucz. - puścił mi oczko.
- Nie puszczą takiego piłkarza za darmo. - szepnęłam.
- Oczywiście, że nie. Pozwolą mu odejść rok wcześniej.
- To nadal dwa lata. - skrzywiłam się rozbawiając tym mężczyzn.
- Spławiłaś go na moich oczach, a teraz bronisz jak lwica. - brwi Florentino Pereza uniosły się ku górze. - Na darmo wysłuchałem kazania Twojego ojca. A doskonale wiesz jaki jest Predrag gdy się zdenerwuje. - pogroził mi, choć iskierki rozbawienia w jego oczach wręcz raziły. - Kylian wie, że tu jesteś?
- Wie, że będziecie mnie wypytywać. 
- Czyli jesteście ze sobą szczerzy. Podoba mi się to.
- Od początku nie chciałam być zamieszana w ten transfer. - jęknęłam. - Nie jestem stworzona do negocjacji oraz nerwowej atmosfery. Sam Kylian mnie wyśmiał mówiąc, że nie nadaję się na tajnego agenta. Obrzydzacie mi wizję przyszłej pracy. Wprost nie mogę zrozumieć jak może być pan tak spokojny. - rzuciłam w stronę Pereza.
- A myślisz, że ta siwizna i początkująca łysizna to z czego?
- Nie było pytania. - mruknęłam.


***

Doszłam do wniosku, że Florentino Perez jest moją ulubioną postacią bo pojawia się w większości moich historii ^^ 

sobota, 20 czerwca 2020

21. Monako


- Nie zostawią na nas suchej nitki.
- Więc ucieknijmy.

Widok na Riwierę Francuską zapierał dech w moich piersiach. Księstwo Monako, w którym Kylian spędził pięć lat, było rzeczywiście najpiękniejszym miejscem na ziemi. Czystym. Bezpiecznym. Absolutnie nie dziwiałam się iż nie sprzedał swojego apartamentu, wręcz chowając się w nim przed całym światem. Tutaj nie był śledzony przez paparazzi czy nękany przez namolnych fanów. Była to jego oaza spokoju, choć sam przyznał, iż pierwsze miesiące w tym miejscu przepłakał w tęsknocie za najbliższymi. Z czasem zakochał się w tym mieście i mógł z czystym sumieniem nazwać je domem. Zawsze wyobrażałam sobie Monako jako kraj pełen bogactw. I takie też było. Od lat zachwycało splendorem. Jak żaden inny kraj na świecie kojarzył się z nieopodatkowanym życiem na najwyższym szczeblu. Piękne kobiety, szybkie samochody, palmy do nieba i lejący się strumieniami szampan. Zapach pieniędzy i wszechobecnego legalnego hazardu. Słynne kasyno, ekskluzywny wyścig Formuły 1 po ulicach księstwa, zacumowane w marinach warte miliony jachty i krążące po ulicach limuzyny. Nie wspominając o znanych nazwiskach rezydentów. To wszystko było obrazem miejsca niedostępnego dla zwykłego śmiertelnika. Choć to oczywiste iż po mieście kręciły się tłumy turystów. 
Uważnym spojrzeniem zeskanowałam swoje lustrzane odbicie. Nie wiedziałam czy wyglądałam odpowiednio na wyjście do kasyna. Z powodu naszej szybkiej "ucieczki" nie zdążyłam wyposażyć swojej walizki w odpowiednie ciuchy. Kategorycznie odmówiłam Kylianowi wyjścia na zakupy doskonale wiedząc jak się to może skończyć. Po za tym, skąd mogłam wiedzieć, że zabierze mnie na kolację. Do kasyna. Do TEGO kasyna! 
- Tylko tu jadałeś, prawda? - mruknęłam gdy przekroczyliśmy próg budynku wyglądającego niczym pałac. Casino de Monte Carlo było jednym z najpopularniejszym na całym świecie. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać ilu ludzi to miejsce doprowadziło do bankructwa. 
- Chciałem się po prostu poczuć niczym James Bond. Problem polegał na tym, że nie miałem przy sobie odpowiednio pięknej kobiety. - ucałował mój policzek. - Nadawałabyś się idealnie na dziewczynę Bonda. Wyglądasz pięknie.
- No dobrze, Twoje słodzenie mamy już za sobą. 
- Diablica z Ciebie. - zaśmiał się. - Nigdy nie grałem. Na zgrupowaniu reprezentacji zazwyczaj przegrywam w chińczyka, więc za karty nawet się nie zabieram.
- Kto nie ma szczęścia w kartach ma je w miłości.
- To akurat prawda. - uścisnął moją dłoń.  
- Pan Mbappé. - przed nami pojawił się niski mężczyzna w eleganckim garniturze. - Witamy pana i pana uroczą towarzyszkę w Casino de Monte Carlo. Stolik już na państwa czeka. - gestem dłoni wskazał nam kierunek w którym się udaliśmy. Wnętrze budynku robiło piorunujące wrażenie. Bogato zdobione sale wręcz raziły swoim przepychem. Nie miałam okazji, aby przyglądnąć się wszystkiemu, ponieważ przyszliśmy tu tylko w jednym celu. Z uśmiechem podziękowałam Kylianowi, który odsunął mi eleganckie krzesło. 
- Za bardzo mnie rozpieszczasz. Wieża Eiffla, Casino de Monte Carlo ... a przecież w knajpie u Wietnamczyka również się dobrze bawiłam. 
- Chcę korzystać z życia póki jestem młody. - podał mi Menu. - Wiem, że innych na to nie stać. Gdy byłem mały, przyrzekłem sobie, że każde urodziny mojej mamy będziemy świętować w eleganckiej restauracji. Że ojca będzie stać na kupno kwiatów dla niej. Że Ethan będzie miał porządny sprzęt na treningi. Że zabiorę moją dziewczynę do takiego miejsca jak to i powiem : "Kochanie, jest tu niesamowicie elegancko i serwują nieziemskie jedzenie, ale Twoja kolacja, którą zjedliśmy wspólnie w łóżku przebiła to wszystko milion razy". - dotknął z czułością mojej dłoni. - "A teraz daj się ponieść fantazji i pamiętaj, że dzisiaj to nie my będziemy zmywać". - dodał doprowadzając mnie do parsknięcia śmiechem.
- Rozumiem to wszystko. Ale nie chcę żebyś kiedykolwiek pomyślał, że ja tego oczekuję.
- Dina, nawet jeśli bym chciał Cię rozpieszczać to i tak mi nie pozwolisz. - uśmiechnął się znad Menu. - Moja karta kredytowa Cię parzy. A ja tylko chciałem kupić Ci sukienkę. 
- Już dla Ciebie nie pracuję.
- Jak to? - zmarszczył czoło.
- Normalnie. - wzruszyłam ramionami. - Jesteśmy razem, więc nie ma mowy, abym pobierała jakiekolwiek pieniądze za współpracę z Tobą. Będę nadal Ci pomagała, ale nie jako pracownica. Jestem zwykłą stażystką w Best of You Sports. - podkreśliłam. - Po prostu nie chcę, abyś mi płacił, dobrze? Może i nie zarabiam kokosów, ale rodzice mnie zabezpieczyli w razie jakiejkolwiek nagłej potrzeby. 
- A chociaż mogę być dżentelmenem i zapłacić za kolację?
- Śmiejesz się ze mnie.
- Di, ja wiem dlaczego ze mną jesteś. Nie musisz mi tego na każdym kroku powtarzać. - uśmiechnął się delikatnie w moją stronę co odwzajemniłam. - Po prostu wiem, że jestem zajebistym chłopakiem. - dodał chowając się za Menu.
- Ciesz się, że to elegancka restauracja i nie mogę rzucić w Ciebie sztućcem. - syknęłam mimo iż ogarnęło mnie rozbawienie. - Zauważ jednak, że te stoły mają długie obrusy.
Ostatecznie udało nam się złożyć zamówienie. Słowa Kyliana dały mi sporo do myślenia. Skoro raz w życiu mogłam się poczuć jak księżnicka Grace to dlaczego miałabym z tego zrezygnować? Przecież to nie oznaczało, że byłam samolubną osobą nie dostrzegającą problemów innych. Kylian również taki nie był. Pomagał innym, ale miał też prawo do własnych zachcianek ponieważ zarobił na nie ciężką pracą. 
W tle rozbrzmiały pierwsze takty muzyki, a na małej scenie stanęła dziewczyna o azjatyckich rysach twarzy. Życzyła wszystkim miłego wieczoru, po czym zaczęła śpiewać znaną na całym świecie piosenkę Elvisa Presley'a. Uśmiechnęłam się pod nosem wsłuchując w jej przyjemny głos. 
- Mogę panią prosić? - ujrzałam przed sobą dłoń Kyliana.
- Nikt nie tańczy. - zaśmiałam się.
- Mam zadzwonić do Twojego ojca i zapytać go o pozwolenie? - jego dłoń zniknęła w kieszeni marynarki gdzie spoczywał telefon. Pokręciłam rozbawiona głową wiedząc, że jest do tego zdolny. Wstałam ze swojego miejsca i pozwoliłam się poprowadzić na parkiet. Zaśmiałam się będąc okręconą wokół własnej osi. Uwielbiałam z nim tańczyć. Bez względu na to czy była to romantyczna piosenka czy gorący reggaeton. Już podczas gali Złotej Piłki czułam się swobodnie w jego ramionach. Tak, jakby były stworzone tylko dla mnie.


*

Do mieszkania wróciliśmy w wyśmienitych humorach. Po przekroczeniu progu zdjęłam z siebie marynarkę Kyliana i odwiesiłam ją na wieszak. Ze stóp zsunęłam szpilki czując błogą ulgę. Zagryzłam dolną wargę czując ręce Francuza owijające się wokół mojego drobnego ciała.
- Na co ma pani ochotę? - wyszeptał do mojego ucha.
- Hmm na gorącą kąpiel. - wymruczałam. - I szampana.
- Daj mi pięć minut. - jego usta czule odbiły się od mojej skroni.
- Kylian, żartowałam! - zawołałam odprowadzając go wzrokiem do łazienki. W odpowiedzi jedynie posłał mi całusa. Sama rozpoczęłam poszukiwania butelki szampana. Oczywiście to nie było trudne zadanie. Dość szybko zlokalizowałam ją w lodówce. Z barku wyciągnęłam dwa kryształowe kieliszki. Stawiając je na stoliku usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Niezwłocznie sięgnęłam po swój telefon.

"Twój nowy kochanek wie jak się wcześniej zabawiałaś?"

Jęknęłam głucho. Usiadłam na kanapie przeczesując nerwowo swoje włosy. Nie rozumiałam co Federico chciał osiągnąć swoim zachowaniem. Przecież nie mógł być zazdrosny! Ta myśl sama w sobie była niedorzeczna. Zachowywał się niczym małe dziecko, któremu odebrano zabawkę. A przecież nie byłam jego zabawką!
- Di? - podskoczyłam przestraszona czując męską dłoń na ramieniu. - Co się dzieje? Zbladłaś. - kucnął na przeciwko mnie spoglądając uważnie na moją twarz. Lekko trzęsącą się dłonią podałam mu telefon. Kylian przez chwilę wpatrywał się w treść wiadomości. Dostrzegłam zmianę w jego mimice.
- Federico był u mnie. - szepnęłam.
- Słucham?
- Wyrzuciłam go. - od razu zapewniłam.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Bo teraz wiem jak wyglądała moja relacja z nim i jest mi wstyd.
- Di. - poczułam jak siada obok mnie i przytula. - Czego chciał?
- Zjawił się niespodziewanie i poprosił o nocleg. Oczywiście się nie zgodziłam, ale wpuściłam go do mieszkania bo chciałam mu oddać kilka rzeczy. Gdy go odepchnęłam ... zdenerwował się i zaczął ze mnie szydzić, że jestem naiwna. A teraz to.
- Dotknął Cię bez Twojego pozwolenia?
- Odepchnęłam go.
- Nie miał prawa tego robić. - syknął. - Ja to załatwię.
- Przestań. On się tylko zgrywa.
- Powiesz mi o kolejnej wiadomości, prawda? - spojrzał na mnie uważnie. Kiwnęłam głową. - Teraz o tym zapomnij i uciekaj do łazienki. - poprosił. - Kąpiel na Ciebie czeka. - wstałam ciężko z kanapy. Posłusznie udałam się do pomieszczenia z kusząco wyglądającą wanną. Dostrzegając widok wody z mnóstwem piany oraz porozstawiane wokół zapachowe świeczki mój humor błyskawicznie powrócił do tego sprzed kilku minut. Zsunęłam z siebie sukienkę, a następnie pozbyłam się bielizny. Z błogim westchnieniem zanurzyłam ciało w gorącej wodzie. Tak, zdecydowanie tego potrzebowałam.
- Kylian! - zawołałam po pięciu minutach. Nie musiałam długo czekać, aby jego głowa pojawiła się w drzwiach. - Zapomniałeś o szampanie. - uśmiechnęłam się niewinnie. Nie było mi jednak do śmiechu gdy pojawił się ponownie z butelką w rękach. Przełknęłam ciężko ślinę na widok nagiego torsu. W czasie mojej kąpieli Kylian zdążył się przebrać zostając w samych spodniach od dresu. - Wiesz, jednak da się mnie rozpieścić. - odebrałam od niego kieliszek. Poklepałam brzeg wanny, chcąc aby usiadł.
- Nie takie mury potrafiłem zawalić. - uśmiechnął się.
- Masz przy sobie telefon?
- Nie? Czemu pytasz? - zmarszczył czoło. Sekundę później w łazience rozległ się głośny plusk zmieszany z moim śmiechem. Mina Francuza, po tym jak wciągnęłam go do wanny, była wprost epicka.
- Ta wanna jest za duża dla jednej osoby.
- Nie mogłaś poprosić żebym Ci potowarzyszył?
- Wstydziłam się. - udałam niewiniątko chowając twarz w pianie. Kylian pokręcił z politowaniem głową, po czym pozbył się spodni wraz z bielizną. Poczułam jak moje ciało zaczyna płonąć z powodu samej świadomości iż okrywa nas tylko piana. Francuz oparł się plecami o drugi brzeg wanny spoglądając na mnie z wyzwaniem.
- Zwinność Twoich stópek już przetestowaliśmy. - zauważył gdy niechcący trącnęłam jego udo. - Możesz się przytulić. - zachęcił. Bez słowa pokonałam dzielącą nas odległość opierając plecami o jego klatę. Nasze ciała zetknęły się ze sobą skutkując dreszczem przebiegającym po moim kręgosłupie. Przymknęłam powieki ciesząc się tą chwilą. Opuszczkami palców Kylian utorował sobie drogę od zagłębienia moich piersi do brzucha i z powrotem. Był to niewinny, wręcz leniwy dotyk, który wywoływał burzę w moich żyłach. Jego usta co jakiś czas stykały się z moim nagim ramieniem, a gorący oddech owiewał ucho.
- Kylian?
- Tak?
- Chciałabym, abyś wiedział, że dla mnie to bez znaczenia gdzie będziesz grał. Czy to PSG czy Real Madryt ... po prostu chciałabym, abyś dokonał tej decyzji zgodnie ze swoim sumieniem. Bez nacisków kogokolwiek.
- Czyli podtrzymujesz swoje zdanie z gali?
- Nigdy go nie zmieniłam. To tylko Twoja decyzja. Pozwoliłeś mi podjąć moją, więc teraz Twoja kolej.
- Będziesz ze mną bez względu na to co wybiorę?
- Oczywiście. - odwróciłam głowę w jego stronę. - Kocham Cię.
- Ja Ciebie też kocham. - potarł swój nos o mój, a następnie złączył nasze usta w pocałunku. Zamruczałam niczym zadowolony kociak okręcając swoje ciało o 180 stopni. Moje nagie piersi zetknęły się z jego torsem. Wywołało to żar, który doprowadził do pogłębienia owej czułości. Nasze języki rozpoczęły walki o dominacje w której mój był na straconej pozycji. Zawsze mu na to pozwalałam. Kylian odsunął się na parę centrymetów wpatrując we mnie z niemym pytaniem w oczach. Kiwnęłam głową z wpływającym na moje usta uśmiechem. Pragnęłam go tak bardzo iż kolejna zwłoka mogłaby doprowadzić mnie do szaleństwa. Pomógł mi wyjść z wanny prowadząc za rękę do sypialni w której paliła się jedynie nocna lampka. Moje plecy zetknęły się z zimną pościelą. Kylian zawisnął nade mną, patrząc na mnie, jakbym była jedyną kobietą na tym świecie. Poczułam jak moje policzki płoną z powodu irracjonalnego zawstydzenia. Swój pierwszy raz od dawna miałam za sobą, a miałam wrażenie jakbym miała go przeżyć dzisiejszej nocy. Odchodziłam od zmysłów gdy jego zmysłowe usta badały każdy centyment mojego ciała. Robił to bardzo powoli, jakby chciał zapamiętać wszystkie szczegóły. Z premedytacją omijał najwrażliwsze miejsca torturując je swoim gorącym oddechem. Jeśli chciał mnie ukarać za moje wcześniejsze niezdecydowanie to wybrał sobie do tego idealny sposób. Jęknęłam stęskniona gdy nareszcie mogłam odwzajemnić jego namiętny pocałunek. Słowo daję, zobaczyłam gwiazdy pod powiekami gdy poczułam go w sobie. Był idealny. Jakby stworzony specjalnie dla mnie. Kochał się ze mną powoli i delikatnie, co było dla mnie nowością. Jego zmysłowe usta tłumiły moje jęki, które przestałam kontrolować. Skupiona byłam jedynie na jego ruchach, które z każdą kolejną sekundą przybliżały mnie do finału. A gdy nastąpił miałam ochotę rozpłakać się ze szczęścia. Wtuliłam się mocno w jego szyję tłumiąc krzyk. Nie chciałam, aby całe Monako mnie usłyszało. Wspólnie wspięliśmy się na szczyt szczytów, a teraz zostało nam unormowanie naszych przyspieszonych oddechów.
- Za kogo Ty się masz, Mbappé? - szepnęłam przejeżdżając dłonią po jego mokrym torsie. Brew Kyliana uniosła się z rozbawienia. - Obaliłeś wszystkie moje zasady.
- Trzeba wymyślić nowe.
- Seks tylko z miłości? - zagryzłam zadziornie dolną wargę.
- To akurat najważniejsze. - pocałował mnie co natychmiastowo odwzajemniłam. - Daj mi pięć minut. - wymruczał gładząc moje plecy. Zaśmiałam się pchając go na poduszki. Usiadłam wygodnie na jego brzuchu, czując dziki wzrok na moim ciele. Pogroziłam mu palcem. Nareszcie mogłam zbadać każdy miesięń na jego wyrzeźbionej klacie.


***


Plany co do tego rozdziału były kompletne inne, ale przyzwyczaiłam się do tego iż uwielbiam zmieniać koncepcję w ostatniej chwili :) Troszkę sielanki i wchodzimy w decydującą fazę ... zaczyna się okienko transferowe ^^ 

wtorek, 9 czerwca 2020

20. Najlepszy i najpiekniejsza

Tęsknota to uczucie braku czegoś lub kogoś istotnego dla danej osoby. Często pojawia się odczuwaniem niepokoju, smutku, zamyślenia. Tęsknota jest jednocześnie protestem przeciwko oddaleniu się obiektu miłości. Tak, to zdecydowanie definicja stanu mojego ducha w ciągu ostatnich kilku dni. Teraz doskonale zrozumiałam pojęcie jakim jest "usychanie z tęsknoty". Cholerny i bezczelny Mbappé! Mógłby chociaż odpisać na wiadomość!
Z irytacją odrzuciłam telefon na kanapę. Zachowywałam się irracjonalnie i byłam tego w pełni świadoma. Po powrocie do Madrytu kompletnie nie potrafiłam znaleźć sobie miejsca. Wykłady, egzaminy, spotkania z koleżankami, praca ... na niczym nie mogłam w pełni się skupić. Z przerażająco pogłębiającym się uzależenieniem nie potrafiłam rozstać się z telefonem, wymieniając się z Kylianem czasami wręcz idiotycznymi wiadomościami. Choć i tak nic nie mogło przebić naszych wieczornych "rozmów" podczas których potrafiliśmy przez dobrych kilka minut milczeć, wpatrując się jedynie w swoje twarze. Odległość jaka dzieliła Madryt i Paryż była o wiele za duża. Przynajmniej o jakieś 1275 kilometrów. 
Otrząsnęłam się z naiwnych myśli. Wpisałam w przeglądarkę nazwę eleganckich zegarków "Hublot", chcąc dowiedzieć się jak najwięcej o danej firmie. Oczywiście obok mnie leżała teczka pełna teoretycznych informacji na ten temat, jednak osobiście wolałam sprawdzić wszystkie źródła, szczególnie te bardziej obiektywne opinie. Kylian był pozytywnie nastawiony na zostanie ambasadorem nowej kolekcji. Większość projektów idealnie trafiało w jego gust, który w ostatnim czasie na całe szczęście się poprawił. 
Dzownek do drzwi skutecznie oderwał mnie od czytania o dodatkowych funkcjach jakie posiadały te niezwykłe i elegenackie zegarki. Rozmasowałam dłonią zesztywniały kark kierując swoje kroki w stronę holu. Nacisnęłam klamkę stając twarzą w twarz z osobą, której się tu niespodziewałam.
- Federico? - wydukałam. 
- Niespodzianka! - na jego usta wpłynął uśmiech. - Byłem w pobliżu i pomyślałem, że wpadę. Ok, nie patrz tak na mnie. - westchnął gdy moje brwi uniosły się ku górze. - Mogłabyś mnie przenocować? Znów pokłóciłem się z rodzicami. Wiesz jacy są.
- Owszem. Czekają aż dorośniesz. - wpuściłam go do środka. - Traktujesz ich dom jak hotel. Swoją drogą klucze do mojego mieszkania również mógłbyś oddać. - ostentacyjnie wyciągnęłam ku niemu dłoń na której wylądował znajomy plik. - Nie możesz zostać. Zakończyliśmy nasz układ, więc nie powinieneś tutaj bywać.
- Przecież jesteśmy kumplami. - wzruszył ramionami.
- Sam w to nie wierzysz. - mruknęłam. - Wpuściłam Cię tylko dlatego, że zostało tu kilka Twoich rzeczy. Zabierzesz je i wyjdziesz. - skierowałam swoje kroki w stronę sypialni. Z dołu szafy wyciągnęłam reklamówkę, którą miałam oddać Federico przy najbliższej okazji. Wróciwszy do salonu zastałam go nachylonego nad moim laptopem. - Co robisz?
- Dalej pracujesz z tym gwiazdorem?
- Ten gwiazdor ma imię i nazwisko. A teraz? - skinęłam głową w stronę wyjścia. Po raz pierwszy w towarzystwie Federico poczułam się niezręcznie. Miałam wrażenie, że cały świat na mnie patrzy. Jakbym była w pieprzonej ukrytej kamerze! - Muszę popracować i wykonać dość ważny telefon. Wyjdź proszę. 
- Dina, co się dzieje? - błyskawicznie zmniejszył odległość pomiędzy nami. Jego dłonie wylądowały na moich biodrach. Instynktownie odepchnęłam go od siebie. 
- Nie dotykaj mnie! 
- Co się z Tobą dzieje? - zmarszczył czoło.
- Zakończyliśmy nasz układ, zapomniałeś? - syknęłam. - Nie możesz ani mnie dotykać, ani mnie odwiedzać. Skończyłam z takimi zabawami raz na zawsze. Jestem z kimś dla kogo nie jestem jedynie panienką do łóżka, więc proszę żebyś to uszanował.
- Ty w związku? - parsknął śmiechem.
- Ludzie się zmieniają. Wystarczy poznać odpowiednią osobę.
- Raczej z pełnym portfelem. - założył ręce na piersi spoglądając na mnie z góry. - Masz mnie za idiotę? Zamieniłaś mnie na Mbappé. Odkąd zaczęłaś z nim pracować widziałem co się z Tobą dzieje. Co, zamarzył Ci się czarny? - prychnął. Moja dłoń błyskawicznie i dość boleśnie odbiła się od jego policzka. Na kilka sekund zapadła pomiędzy nami cisza. Federico dotknął obolałe miejsce i przez chwile je rozmasowywał. - Jesteś naiwna. Jeszcze przyznasz mi rację. Facet przez jakiś czas będzie traktował Cię jak księżniczkę, przeleci kilka razy, a potem znajdzie sobie kolejną. Wiesz, że ciemnoskórzy faceci zawsze szukają jasnowłosych panienek? Chcą sobie podbudować ego bo mają w genach świadomość bycia gorszymi.
- Brak mi słów na Ciebie. - pokręciłam głową.
- Powiedział Ci już, że Cię kocha? - nachylił się nade mną. Zacisnęłam usta w wąską linię. - Najpierw musiałabyś mu wskoczyć do łóżka żeby zasłużyć.
- Wynoś się! - wrzasnęłam otwierając szeroko drzwi. - Nie chcę Cię tu więcej widzieć, rozumiesz? Następnym razem zadzwonię na policję! - chłopak uchylił usta, aby mi odpowiedzieć jednak przeszkodziło mu w tym nagłe pojawienie się sąsiada. Pan Cortes spojrzał uważnie na mojego "gościa" oczekując reakcji. Po chwili mogłam odetchnąć z ulgą ponieważ Federico zbiegł po schodach.
- Wszystko w porządku?
- Tak, dziękuję. - posłałam mężczyźnie słaby uśmiech. Zamknęłam za sobą drzwi i przekręciłam wszystkie możliwe zamki. Nie sądziłam, że koniec mojego układu z Federico będzie miał taki koniec. Po naszej ostatniej rozmowie sądziłam iż rozeszliśmy się w zgodzie. Czy na prawde sądził, że po kilku tygodniach przyjmę go z powrotem? Czy aż taka zdesperowana byłam w jego oczach? Usiadłam ciężko na kanapie zakrywając twarz dłońmi. Dopiero teraz zrozumiałam jakie życie prowadziłam. Nie miałam szacunku do własnej osoby, więc jak mogłam żądać tego od Federico?


*

Najlepszy i Najpiękniejsza

Wiele na to wskazuje choć Kylian Mbappe nie potwierdził tej informacji. Podczas meczu PSG z AS Monaco pojawiła się ona - Alicia Aylies - w koszulce z numerem 7. Piękna modelka pochwaliła się na swoim Instagramie zdjęciem z trybun, a francuskie media spekulują, że pojawiła się ona kolejny raz na Parc des Princes z powodu Mbappe ...


- Zdementuję to.
- I tak to zignorują. - przeczesałam dłonią włosy wpatrując się w twarz Kyliana na moim telefonie. - Po za tym, nie sądzę aby ten odgrzewany przez media kotlet był przypadkiem. Widok Rafaeli obok Twojej teoretycznej ukochanej jest dość wymowny.
- Doskonale wiesz jaka jest Rafaela.
- Interesowna? - uniosłam brew ku górze. 
- Jedno Twoje słowo, a cały świat dowie się prawdy.
- Nie. Uzgodniliśmy, że tak będzie najlepiej. Pani Delphine miała rację. Zarząd PSG wpadnie w szał gdy dowie się z kim jesteś. Zarzucą Florentino, że mnie wysłał, abym Cię uwiodła i namówiła na transfer. - wywróciłam oczami. - Jakby nie patrzeć jest w tym ziarenko prawdy.
- Że mnie uwiodłaś? 
- To Ty okręciłeś sobie mnie wokół palca. - prychnęłam.
- Żeby to jeszcze było takie proste. - zaśmiał się, a po chwili spoważniał. - Di, na pewno wszystko w porządku? Wyglądasz na przygnębioną. Zapomnij o tym głupim artykule.
- Po prostu jestem zmęczona. - posłałam mu uśmiech. - Wolałabym rozmawiać siedząc obok Ciebie. 
- Nie spodziewałem się takich słów po Dinie Mijatović.
- Bo się rozłączę! - zagroziłam.
- Ja za Tobą też tęsknie diablico. - zaśmiał się. - Muszę zainwestować w prywatny odrzutowiec. Na przykład teraz bym w niego wsiadł i po dwóch godzinach mógłbym Cię pocałować na dobranoc.
- Zainwestuj w latający dywan Aladynie. Byłbyś szybciej.
- Mówiłem już, że jesteś diablicą?


*

Marie zgodziła się na randkę z Ethanem. Ok, słowo "randka" było tu raczej nadinterpretacją szkolnego projektu wykonywanego przez trzynastolatków. Dziewczynka zgodziła się, aby jej partnerem został najmłodszy z braci Mbappe, co wywołało w chłopcu ogromną radość. W Kylianie natomiast rozbawienie. Ze śmiechem zdawał mi relację z całego wiekopomnego wydarzenia, które miało miejsce w jego domu.
- Ona jest taka sama jak Ty! - poskarżył się na wstępie. - Gdy Ethan mi ją przedstawił, stwierdziła, że w telewizji wydaję się być wyższy i grubszy!
- To chyba dobrze, że nie chudszy? - zachichotałam.
- Jestem pewien, że znalazłybyście wspólny język.
Nie musiałam długo czekać, aby poznać słynną Marie. Kylian zaprosił ją na celebrację wygrania Ligue 1 przez PSG. Z początku dziewczynka kręciła nosem, twierdząc, że nie interesuje ją piłka nożna, ale ostatecznie się zgodziła. Pocieszyłam Ethana stwierdzeniem, że Marie spędza z nim czas dlatego że go po prostu lubi, a nie z powodu jego nazwiska i wynikających z tego korzyści. Chłopiec poprosił mnie o towarzyszenie im na stadionie. Stwierdził iż inni "opiekunowie" mogliby wprowadzić go w totalne zażenowanie, a ja jestem jedyną osobą której w pełni ufa. W ten właśnie sposób znalazłam się w Paryżu, nie mówiąc o niczym Kylianowi. Wraz z Marie usiadłam na jednej z trybun i niecierpliwie oczekiwałam rozpoczęcia świętowania.
- Mama mówi, że faceci zachowują się jak mali chłopcy z powodu piłki nożnej.
- Nie tylko. - zaśmiałam się. - Ale oni po prostu muszą mieć jakąś pasję. Inaczej chodziliby za nami krok w krok doprowadzając do szewskiej pasji. - puściłam jej oczko. Trzynastolatka zachichotała, po czym przeniosła swój wzrok na Ethana, który stał w szeregu innych chłopców na murawie. Jako piłkarz juniorskiej drużyny PSG miał tą przyjemność zrobienia szpaleru dla mistrzów.
Oczekiwałam fajerwerków. Czegoś zapierającego dech w piersiach. Zrozumiałam jedynie, że PSG jeszcze nie było na poziomie największych klubów w Europie. Wygranie ligi francuskiej nie można było porównać do triumfu w Lidze Mistrzów czy innych ligach. Widziałam to w twarzach Neymara i Kyliana. Owszem, cieszył ich ten sukces, jednak zdawali sobie sprawę z tego, że stać ich było na o wiele więcej. Tu nie było zachrypniętych gardeł, wybuchów niekontrolowanego śmiechu, fałszowaniu z fanami klubowych piosenek czy biegających po murawie dzieci. Wodziłam wzrokiem za Kylianem, który w towarzystwie Ethana obszedł boisko dziękując kibicom za wsparcie. Był jakby zdystansowany do tego wszystkiego. Miało to jednak swoje plusy. Nie musiałam pomagać mu wsiadać do samochodu czy też utrzymać równowagę jak Luce rok temu. Fakt, że mój przyjaciel miał słabą głowę do szampanów miało tu spore znaczenie.
- Myślisz, że Ethan też będzie tak dobrym piłkarzem?
- Kylian twierdzi, że będzie lepszy od niego.
- Nie lubię piłki nożnej. - skrzywiła się.
- A jego lubisz? - zerknęłam na nią. Policzki dziewczynki pokrył rumieniec. - Gdy się kogoś lubi trzeba pójść na kompromis. Ja nie lubię PSG, ale jestem w stanie przełknąć tą gorycz dla Kyliana. - wyjaśniłam.
- To czemu nie zejdziesz do niego na murawę?
- Bo nasz związek jest tajemnicą. - przyłożyłam palec do ust.
- Oh! - jej oczy zabłysły z podekscytowania. - A ja sądziłam, że też uważasz, że to trofeum jest brzydkie. - wskazała na "symbol zwycięstwa" w rękach Kyliana. - Wygląda jak latający spodek.
- Najpiękniejsze puchary są za zwycięstwa w Lidze Mistrzów i Mistrzostwach Świata. Jedno już ma. Jestem pewna, że kolejne czekają na niego w przyszłości.
- Rozumiem.
- Ale Ty koniecznie musisz zejść na dół. - wstałam ze swojego miejsca. - Ethan mnie o to prosił. Chciał Ci pokazać jak to wszystko wygląda z perspektywy murawy. Na pewno będziesz zachwycona. - Marie zmarszczyła czoło jednak posłusznie skierowała się stromymi schodkami w dół. Wspólnie podeszyśmy do bandy, a ja wyłapałam spojrzenie seniora Mbappé. Wskazałam na Marie, której po chwili pomógł znaleźć się po drugiej stronie.
- A Ty? - dziewczynka odwróciła się do mnie zdezorientowana.
- Poczekam na was. - obiecałam machając do niej. Usiadłam na schodku spoglądając na świętujących piłkarzy w towarzystwie swoich najbliższych, oczekujących na rodzinne zdjęcie z trofeum. Uśmiechnęłam się na widok Neymara, który tarzał się ze swoim synem w morzu kolorowego konfetti. Davi Lucca był w tym momencie bardziej poważniejszy od swojego ojca. Obok stała niezawodna Rafaela prowadząc relację live na swoim telefonie z tego wydarzenia. Cały czas coś mówiąc podeszła do osoby, której się tu nie spodziewałam. A przynajmniej nie na środku murawy. To oczywiste, że nie wierzyłam w to co pisano w prasie, jednak widok Alicii Aylies wywołał we mnie irracjonalną złość oraz niemiłe ukucie w sercu. "Najlepszy i Najpiękniejsza". Media będą miały o czym jutro pisać.
Zerknęłam na Ethana i Marie, którzy stali w towarzystwie Kyliana oraz seniora Mbappé. Dziewczynka cały czas uciekała do mnie wzrokiem. Wpatrywała się we mnie chwilę, po czym zirytowana przewróciła oczami i pociągnęła Kyliana za rękaw. Ten zaszczycił ją swoim zainteresowaniem, wysłuchując co ma mu do powiedzenia. Jej palec został wycelowany wprost na mnie. Zbladłam gdy nasze spojrzenia się skrzyżowały. Marie jeszcze coś powiedziała, po czym Kylian ruszył w moją stronę szybkim krokiem. Wstałam spanikowana kręcąc głową. Chciałam dać mu znak, aby tego nie robił. Po prostu nie mógł. Przecież nie tak się umawialiśmy.
To oczywiste, że nic sobie z tego nie zrobił i po prostu przeskoczył bandę. Posyłając mi przy tym swój słynny uśmiech, którego nigdy nie potrafiłam nie odwzajemnić. Poddałam się, a wszystko wokół nagle straciło znaczenie. Przede wszystkim zniknęły te tysiące ludzi, krórzy byli tu obecni. Jego dłonie na mojej tali oraz usta łączące się z moimi były wszystkim czego w tym momencie potrzebowałam.
- Co Ty zrobiłeś? - wyszeptałam.
- Mała diablica uświadomiła mi, że mogę ukrywać wszystko, ale nie kogoś, kogo kocham. - pogładził z czułością mój policzek. - Di, kocham Cię. I nie obchodzi mnie to jak ludzie zintepretują nasz związek. Twoje miejsce jest przy mnie, a nie za bandą.
- Ja też Cię kocham. - wyznałam drżącym z emocji głosem.
- Świetnie się składa. - poczułam jak chwyta moje ciało na ręce. Parę sekund później znalazłam się po drugiej stronie bandy. Dłoń Kyliana splotła się z moją gdy ruszyliśmy w stronę jego rodziny. Czułam na sobie zainteresowanie innych, w szczególności fotografów. Starałam się to jednak zignorować i całkowicie skupić na szerokim uśmiechu Kyliana.


***


niedziela, 24 maja 2020

19. Team Gisele

Zazwyczaj po wspólnie spędzonej nocy z Federico, o ile tak można było nazwać kilkuminutową przyjemność, zasypialiśmy bez słowa po przeciwległych stronach. A gdy tylko próbował on zająć choć skrawek "mojego terytorium", bez zbędnych wyrzutów sumienia obdarzałam go kopniakiem. Ceniłam swoją niezależność. Nawet jeśli tyczyło się to mojej strefy komfortu. Z Kylianem było inaczej. Owszem, zesztywniałam gdy mnie objął. Jego ciepłe ciało wtulone w moje plecy było dla mnie czymś nowym. Do tej pory uważałam iż taki sposób spania jest kompletnie niewygodny. Myliłam się. Z uśmiechem splotłam palce naszych dłoni ze sobą. Jeszcze pół roku temu takie odczucia skwitowałabym ironicznymi słowami "rzygam tęczą". Dziś już wiedziałam, iż dzielenie łóżka z mężczyzną niekoniecznie musiało mieć związek z seksem. Same czułe pocałunki były wystarczające. Pomiędzy nami nie padły żadne poważne słowa, lecz na tą chwilę ich nie potrzebowaliśmy. Choć już sam poranek był dla mnie rozczarowujący. Zaraz po przebudzeniu okazało się iż jestem sama w wielkim łóżku. Między palce chwyciłam kartkę, która leżała na poduszce przesiąkniętej perfumami Kyliana.

Jestem z ojcem u fizjoterapeuty, powinniśmy wrócić wczesnym popołudniem. Nie miałem serca Cię budzić. Później porozmawiamy :)
K.M

Westchnęłam przeczesując swoje potargane włosy. Zsunęłam bose stopy na podłogę. Mój organizm potrzebował porannej dawki kofeiny. Jednak zanim mogłam dostąpić zaszczytu umoczenia ust w tym jakże życiodajnym napoju Bogów, musiałam okiełznać swój wizerunek. Byłam święcie przekonana, że Gisele od rana króluje w kuchni, więc nie mogłam dać jej powodu do podejrzliwych teorii. Wzięłam więc szybki prysznic, którzy orzeźwił moje ciało. Włosy związałam w wysokiego kucyka, a na twarz nałożyłam jedynie krem. Podczas jednej z naszych rozmów, Kylian zapytał mnie dlaczego kobiety tracą czas na robienie makijażu gdy przebywają w domu. Z początku uznałam te słowa za seksistowski komentarz. Francuz dość szybko wyprowadził mnie z błędu. Mówił o naturalności, której nie powinnyśmy się wstydzić. Dodał iż w moim przypadku nie widzi żadnej różnicy, co oczywiście było kompletną bzdurą. Cieszyło mnie jednak, że akceptował mnie taką, jaką jestem. Ze wszystkimi niedoskonałościami, które były częścią mnie.
- Dzień dobry. - przekroczyłam próg kuchni. Gisele uniosła głowę znad krojenia pomidorów, posyłając mi swój sympatyczny uśmiech. - Mogę skorzystać z ekspresu do kawy? - wskazałam na urządzenie.
- Dziecko, Ty na prawdę mnie o to pytasz? - zaśmiała się. 
- Nie chcę przeszkadzać. 
- Może razem wypijemy kawę? Oczywiście, jeśli masz ochotę mi potowarzyszyć. - zaproponowała. Z chęcią się zgodziłam, siadając na barowym stołku. Z uwagą obserwowałam kobietę, która przygotowywała dla nas dwie filiżanki. - Kylian wyglądał dziś jak nowonarodzony. - rzuciła stojąc do mnie tyłem. Byłam przekonana, iż na jej ustach błąkał się uśmieszek. Poczułam gorąc wpływający na moje policzki. - Rozpierała go energia.
- Cóż ... to chyba dobrze. - odchrząknęłam.
- Owszem. Wczoraj spoglądał zniesmaczony na kule, a dzisiaj pomykał na nich z uśmiechem na ustach. Twoje towarzystwo bardzo dobrze na niego wpływa. - posłała mi pełen aluzji uśmiech, wsypując w międzyczasie cukier do swojej filiżanki. - Powinien jednak odpoczywać. Dla niego to oczywiście trudne. Od małego nie potrafił usiedzieć na tyłku. 
- Długo go pani zna?
- Mów mi Gisele. - podsunęła mi talerzyk z ciastkami. - Od niemowlęcia. Byłam sąsiadką jego rodziców w Bondy. Dość często pomagałam Fayzie w opiece nad chłopcami. Nie mieliśmy z mężem dzieci, a gdy i jego zabrakło, Kylian zaproponował, abym pomogła mu w jego nowym domu. Nigdy nie nazwał mnie gosposią, ale to oczywiste, że nią jestem. - zachichotała. - Mam na niego oko, dzięki czemu Fayza śpi spokojnie. 
- Nadal pani ... to znaczy ... nadal mieszkasz w Bondy?
- Bondy mi nie straszne. - machnęła ręką. 
- Kylian mówił, że jest tam niebezpiecznie. - upiłam łyk kawy. - Nie chciał, abym była obecna podczas otwarcia szkoły. Twierdził, że to nie jest miejsce dla mnie. 
- Nigdy nie zrozumiesz takich miejsc jeśli się w nich nie wychowasz. Nie potrafiłabyś się obronić. Wyróżniałabyś się z tłumu, będąc łatwym celem dla niebezpiecznych ludzi. Różne typy tam się kręcą i Kylian o tym doskonale wie. Co innego gdybyś była cały czas przy nim, co w tamtym momencie było niemożliwe. 
- A czy on jest tam bezpieczny?
- Owszem. To człowiek stamtąd i nigdy się tego nie wstydził. - uśmiechnęła się. - Nawet największe zbiry go szanują. A dzieci? Wprost uwielbiają! Zaraz po wygraniu Mistrzostw Świata przyjechał na stare śmieci, aby podziękować wszystkim za wsparcie. - chciała dodać coś jeszcze, jednak dzownek do drzwi jej to uniemożliwił. Przeprosiła mnie, udając się do holu. Po chwili wróciła z szerokim uśmiechem oraz naręczem ciętych białych róż.
- To dla mnie? - spytałam, choć doskonale znałam odpowiedź.
- Która z nas to pani Dina Mijatović?
- Zwariował. - pokręciłam głową.
- To dobre słowo. - zachichotała wyciągając z szafki szklany flakon. Nalała do niego wody i wstawiła kwiaty. Ja w międzyczasie chwyciłam za liścik, którzy z ciekawością otworzyłam.



 "Dzień Dobry"


Z błogim uśmiechem wciągnęłam cudowny zapach róż. Opuszkami palców dotknęłam delikatnych w dotyku pąków. Nigdy nie miałam ulubionych kwiatów, co również w ostatnim czasie się zmieniło. Biały był zdecydowanie moim kolorem. Byłam pewna iż białe róże staną się od dzisiaj stałym dodatkiem w moim mieszkaniu. Będą na każdym kroku przypominały mi o szerokim uśmiechu Kyliana, który był bodźcem do wydzielania endorfin przez mój organizm.
Z Gisele spędziłam przyjemne dwie godziny. Najpierw wypiłyśmy wspólnie kawę, a następnie zaproponowałam jej pomoc przy obiedzie. Przy okazji dowiedziałam się wielu zabawnych anegdot związanych z życiem Kyliana. Gisele była otwartą osobą i uwielbiała plotkować. Przez cały czas czułam na sobie jej podejrzliwe spojrzenie. Zdecydowanie wiedziała więcej o mojej relacji z Francuzem niż mogłoby się wydawać. Nie powiedziała o tym wprost, ani nie zadawała mi podchwytliwych pytań, aczkolwiek jej wzrok mówił wszystko. Pytanie tylko, skąd?
W holu zrobiło się poruszenie. Głosy Kyliana oraz jego ojca dotarły do samej kuchni. Gisele uśmiechnęła się jeszcze szerzej wołając głośno "Jesteśmy w kuchni!". Nie minęła minuta, a w progu pojawił się kuśtykający Kylian, którego widok pobudził motyle w moim brzuchu. Zmierzył nas zaskoczonym spojrzeniem.
- Nadawałaś na mnie? - mruknął w stronę rozbawionej Gisele.
- Ależ skąd!
- Czemu miałaby na Ciebie nadawać? - w kuchni pojawił się Wilfried Mbappé. Jak zwykle ucałował moją dłoń na powitanie, po czym zaglądnął pod pokrywkę. Gisele błyskawicznie zareagowała uderzając go ścierką. - No co? - oburzył się choć kąciki jego ust lekko się uniosły.
- Jesteś tak samo niecierpliwy jak Twój syn. - pokręciła z politowaniem głową. - Wychodzimy! - zarządziła gdy Kylian usiadł na krześle obok mnie. Jego ojciec nie bardzo rozumiał o co chodzi Gisele. - Przecież oni się nie pocałują w naszym towarzystwie, tylko będą wymieniać się nieśmiałymi spojrzeniami. - wskazała na "nas" ręką.
- Czemu niby mieliby ... - jego brwi uniosły się ku górze.
- Nie osłabiaj mnie.
- Skończyliście? - westchnął Kylian.
- Zawiodłem się na Tobie Dino. - dreszcz przerażenia przebiegł po moim kręgosłupie. Poważny głos pana Mbappé nie zwiastował niczego dobrego. Czyżby nie akceptował mojej zażyłej relacji z jego synem? - Myślałem, że wytrzymasz jeszcze miesiąc. Przez Ciebie przegrałem z tą czarownicą dwieście euro. - wskazał na Gisele, której twarz wręcz promieniowała satysfakcją.
- Dziękuję tato, że we mnie wierzyłeś. - zironizował jego syn. - Co to w ogóle za zakład?!
- Wychodzimy! - Gisele dosłownie "wypchnęła" pana Mbappé z kuchni.
- Skąd ona wie? - spytałam.
- Wparowała rano do mojej sypialni w poszukiwaniu ubrań do prania. - Kylian zdjął swoją czapkę. - Nadawała na mnie, prawda?
- Powiedziała, że bardzo dobry z Ciebie chłopiec. - posłałam mu uśmiech. - Traktuje Cię jak syna, więc to oczywiste, że chce Cię postawić w dobrym świetle. Jest bardzo sympatyczna. - poczułam jak dłoń Kyliana chwyta moją. - Dziękuję za kwiaty.
- Nie zdążyłem się przywitać rano.
- Przecież zostawiłeś liścik. - pogładziłam go po policzku. Sprytnie przekręcił swoją głowę całując wnętrze dłoni. Ten niewinny gest wywołał miłe ukucie w moim brzuchu. - Jak było u fizjoterapeuty?
- Potem. Potem porozmawiamy. - nachylił się nade mną. Miętowy oddech owiał moje usta, które sekundę później zostały rozpieszczone przez namiętny pocałunek. Zamruczałam niczym zadowolony kociak. - Musiałem sprawdzić czy to był tylko piękny sen. - wyszeptał ocierając swój nos o mój. Uśmiechnęłam się szeroko wpatrując się w jego roziskrzone dzikie oczy. - To jak, pani Mijatović? Chce się pani pobawić w związek?
- Nie chcę się bawić. - zarzuciłam ręce na jego szyję. - Chcę prawdziwego związku. Z randką w kinie i innymi atrakcjami. - śmiech Kyliana rozbrzmiał w całej kuchni. - A po za tym powinieneś inaczej mnie o to poprosić! - fuknęłam.
- Myślałem, że nastoletnie życie mam już za sobą.
- Byłeś nastolatkiem pół roku temu. - prychnęłam. - A po za tym czasami zachowujesz się jak dzieciak. Mam Ci przypomnieć kto ostatnio naśladował LeBron'a James'a wrzucając śmieci do kosza? - uniosłam brew ku górze.
- To był rzut za trzy punkty!
- Kylian!
- No przecież się droczę. - objął mnie w pasie. - Di, chcesz być moją dziewczyną? - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, przykładając swoje czoło do mojego.
- Ale będę mogła pociągnąć Rafaelę za jej dopinane włosy gdy zacznie z Tobą flirtować? - spytałam niewinnie.
- Dina!
- Tak. - złączyłam nasze usta ze sobą. - Jestem w drużynie Gisele, więc to ona musi wygrać. - zachichotałam. Kylian nie zdążył odpowiedzieć ponieważ kolejny raz tego dnia w holu zrobiło się poruszenie.
- Ani mi się waż! - usłyszeliśmy głos Gisele, a następnie szybkie kroki. W kuchni pojawił się wysoki ciemnoskóry chłopak z tlenionymi włosami. Spojrzał na nas z nieukrywanym zainteresowaniem zza swoich stylowych okularów.
- Potrzebują państwo fryzjera? - uśmiechnął się szeroko.
- A wyglądamy na takich? - Kylian uniósł brew ku górze.
- Wyglądacie jakbyście potrzebowali przyzwoitki. - nieznajomy zacmokał z dezaprobatą, spoglądając na dłonie Francuza spoczywające na mojej tali. - Problem w tym, że Gisele kompletnie nie nadaje się do tej roli. Wszystko robi odwrotnie! Wspominała coś o waszej chwili dla siebie, ale nie mam zamiaru dłużej czekać na poznanie sławnej Diny. Jestem Tchaga! - wyciągnął ku mnie dłoń, którą uścisnęłam.
- Dina.
- Nie jesteś w pracy? - Kylian wymownie zerknął na zegarek.
- Jestem. Przyszedłem sprawdzić stan Twoich włosów. - błysnął swoimi idealnymi zębami. - Na prawdę jestem fryzjerem. - dostrzegł zdezorientowanie na mojej twarzy. - Mogę? - zanim się zorientowałam chwycił kosmyk moich włosów. - Dobra odżywka i brak farby. Naturalny kolor. Teraz Ty będziesz mnie zastępowała na czerwonym dywanie?
- Mogłem przewidzieć, że pierwsze chwile mojego związku zostaną zakłócone przez Ciebie. - mruknął Kylian. - Nie słuchaj go Di, jak zwykle się zgrywa.
- Związku? - Tchaga poruszał charakterystycznie brwiami. - Czyli to koniec Twoich dąsów i wypłakiwaniu się na moim ramieniu? Dała Ci w końcu szansę? - w ostatniej chwili uchylił się przed pociskiem w postaci banana. - Tym bardziej musiałem poznać bratową!
Kylian nie chciał mi wyjawić jakie prawdziwe imię nosi jego przyjaciel. Wspomniał coś o groźbach oraz czyhaniu na życie zdrajcy. Swoją drogą towarzystwo Thagi odpowiadało mi bardziej niż brazylijskiego rodzeństwa. Może i Francuz był lekko zwariowany, ale przynajmniej wydawał się być bardziej odpowiedzialny. W skrócie opowiedział mi o swoim salonie fryzjerskim, który był dość popularny w Paryżu. I wcale nie dlatego iż jego głównym klientem był sam Kylian Mbappé. Miał talent, którego można było podziwiać przede wszystkim na głowach piłkarzy PSG.
Ostatecznie liczba osób obecnych na obiedzie wzrosła do pięciu. Czułam się o wiele lepiej z myślą iż najbliżsi Kyliana bez problemu zaakceptowali zmiany w naszej relacji. Podeszli do tego dość naturalnie czego nie mogłam powiedzieć o sobie. Co jakiś czas pojawiała się irytująca niezręczność związana z czułymi gestami ze strony piłkarza. Nie byłam do tego przyzwyczajona, szczególnie w towarzystwie innych. Gdy tylko zostaliśmy wieczorem sami, z ulgą pozwoliłam mu objąć się na kanapie i oddać całkowitemu rozpieszczaniu przez jego boskie usta. To takie zabawne, a zarazem dziwne, iż mogłam go całować, kiedy tylko miałam na to ochotę.
- Jesteście nudni. - usłyszeliśmy zniesmaczony głos Ethana.
- Miałeś się uczyć. Podobno w domu nie mogłeś się skupić.
- Bo to prawda! - dwunastolatek usiadł z impetem we fotelu. - Przy chwilowej obecności dwójki dzieci nie można tak łatwo skupić się na matematyce. - poskarżył się. - Isayah przechodzi bunt dwulatka, a wrzaski Lany są nie do zniesienia!
- Przecież ona tylko je, śpi i robi w pieluchę. Teraz już wiesz co ja przeżywałem gdy miałem Cię w tym samym pokoju. - Kylian ze śmiechem wtulił się w moją szyję, jakby oczekiwał perfekcyjnej obrony przed złością Ethana. - I wcale nie jesteśmy nudni. Dina, nudzisz się? - zwrócił się do mnie.
- Nie? - uśmiechnęłam się. Zadowolony złączył nasze usta ze sobą. Ethan jęknął zrezygnowany, po  czym ostentacyjnie opuścił salon. - Jesteśmy okropni. - westchnęłam odrywając się od niego na kilka milimetrów. - Może powinniśmy mu pomóc w nauce?
- Mój młodszy brat to geniusz matematyczny. - założył kosmyk moich włosów za ucho. - Chodzi naburmuszony bo Marie nadal nie dała mu odpowiedzi na zaproszenie. Powtarzam mu cały czas, że musi być cierpliwy. Mógłby wziąć ze mnie przykład.
- Wystawiłam Twoją cierpliwość na próbę, prawda?
- Szczególnie swoją zwinną stópką na moich kolanach.
- Inaczej to pamiętam. - zachichotałam.
- Nie mówmy o tym. - odchrząknął. - Ethan jest na górze.
- Jesteśmy w prawdziwym związku, prawda? - spojrzałam na niego uważnie. Przytaknął. - Starej Diny już nie ma. Dlatego chciałabym, aby wszystko przebiegło w naturalny sposób. Nie chcę z niczym się spieszyć.
- To znaczy?
- To znaczy, że najpierw musisz zabrać mnie do kina zanim zaliczysz kolejną bazę. - śmiech Kyliana przeciął cały parter. Z błogim uśmiechem wtuliłam się w jego szyję, czując męską dłoń gładzącą moje plecy. Usta Kyliana odbiły się czule od mojego czoła. Miłość. Do tej pory nie wiedziałam co ona oznacza. Dzięki Francuzowi odkrywałam ją każdego dnia, dochodząc do wniosku, że to słowo nie ma definicji. To się po prostu czuje. A to, co się czuje, nie da się opisać słowami.

***

❤️❤️❤️