Pod koniec stycznia pogoda w Madrycie się załamała. Wychodząc z Uniwersytetu okryłam się szczelniej szalem, po czym szybkim krokiem skierowałam się w stronę parkingu. Chłodny wiatr owiewający policzki nie był czymś szczególnie przyjemnym. Z westchnieniem ulgi włączyłam ogrzewanie w swoim Audi i potarłam zziębnięte dłonie. Znów zapomniałam rękawiczek. Ojciec mnie zabije.
A jeśli o niego chodzi, zażyczył sobie, abym po zajęciach prosto udała się do jego domu. Od mojego powrotu z Paryża minęły dwa tygodnie podczas których nie mieliśmy okazji porozmawiać. W międzyczasie Kylian odwiedził Bondy i uroczyście otworzył salę gimnastyczną, która na zdjęciach wydawała się być okazała. Uśmiechnięte twarzyczki dzieciaków, które chciały być jak najbliżej swego idola, wywołały ciepło rozlewające się po moim sercu. Zaimponował mi swoją pamięcią dotyczącą dzieciństwa, które nie było usłane różami. Pamiętał skąd pochodził, a to było rzadkie wśród ludzi osiągających sukces. Nie wiedziałam czy zrobił to z dobroci serca czy może po to, aby ocieplić i tak zaskakująco pozytywny wizerunek, jednak fakt uszczęśliwienia innych był najważniejszy.
- Już jestem! - zawołałam od progu. Odwieszając kurtkę dostrzegłam elegancki płaszcz obok. Zdecydowanie nie należał do mojego ojca. Domyśliłam się że miał gościa, także widok Florentino Pereza w salonie kompletnie mnie nie zaskoczył. - Dzień dobry. Znów spiskujecie?
- Witaj Dino. - prezes posłał mi szeroki uśmiech. - Jak studia?
- Wysyłając mnie na misje specjalne doprowadzanie do lekkich zaległości w nauce. - poskarżyłam się, jednak uśmiech nie schodził z moich ust. Na całe szczęście na ten moment ze wszystkim sobie radziłam. - Uprzedzam wasze pytania, jeszcze nic nie zdziałałam. Zizou jest dla niego bardzo ważny, ale nie wiem czy to wystarczy do transferu.
- Trzymaj rękę na pulsie. Na ten moment skupiony jestem na wstępnych rozmowach z agentem Edena Hazarda. - Florentino upił łyk kawy, a ja poczułam lekkie podekscytowanie. W takich chwilach wychodziła ze mnie prawdziwa Madridistka. - Marzą mi się dwa galaktyczne transfery w tym sezonie, ale jeden to także ogromny sukces.
- A zainteresowanie Neymarem? Kolejna medialna bujda?
- Raczej osłona dymna. - wtrącił do tej pory milczący ojciec. - Trzeba wprowadzić trochę zamieszania na rynku transferowym i doprowadzić innych, bardziej zainteresowanych, do ostateczności. Kibice chcą Mbappé i Hazarda. Przy najbliższej okazji możesz mu wspomnieć o tym drugim.
- O Edenie? - zdziwiłam się.
- Oni bardzo się lubią i szanują. - dodał Perez. - Wizja grania w jednej drużynie z Edenem Hazardem może być kolejną cegiełką do chęci przeniesienia się do Madrytu.
- Mam wyjść na głupią blondynkę i wypaplać mu o tym transferze? - westchnęłam. - Przecież od razu zorientuje się, że coś tu jest nie tak. O takich rzeczach się nie mówi dopóki nie zostaną one oficjalnie potwierdzone. Kylian wcale głupi nie jest.
- Zdajemy się na Ciebie.
*
- Wpakowałam się w niezłe bagno. - jęknęłam upijając łyk wina.
- Perez się starzeje skoro sądzi, że cokolwiek zdziałasz. - zauważył siedzący na przeciwko mnie Luka Modric. - To musi być jego decyzja, którą prawdopodobnie ma podjętą od bardzo dawna. Imponuje mu to, że wszyscy wokół niego skaczą. Jestem wręcz pewien, że go to bawi.
- Myślisz ... myślisz, że wziął pod uwagę to, że mogę być kolejnym pionkiem w tych całych transferowych rozgrywkach? - zagryzłam dolną wargę. Luka pokiwał głową dolewając wina swojej żonie, która chwilowo nas opuściła. - Ale to on chciał, abym z nim współpracowała. Mimo moich sprzeciwów!
- Trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej.
- Nie jestem jego wrogiem. - oburzyłam się.
- Rób swoje Dina. Niech Ci po prostu zaufa, a wtedy dowiesz się co siedzi w jego głowie. Od Ciebie zależy czy pobiegniesz z tą informacją do ojca i Pereza, czy zachowasz dla siebie. - dodał. Westchnęłam opierając się plecami o kanapę. Luka jak zwykle miał rację. - Jest jeszcze jedna opcja.
- Jaka?
- Może Perez zauważył, że wpadłaś Mbappé w oko. - uśmiechnął się zawadiacko pod nosem. - Sądzi, że kiwniesz paluszkiem, a on poleci za Tobą do Madrytu.
- Skoro tak, to rzeczywiście się starzeje. - prychnęłam. - Ojciec najpierw zamordowałby Kyliana, a potem Florentino. Na koniec zamknąłby mnie w złotej klatce, o czym marzy od bardzo dawna. Doskonale wiem, że Francuz ze mną flirtuje. A raczej robił to na początku. Jednak ja nie będę kolejnym BMW czy Ferrari w jego kolekcji. - dodałam dopijając wino.
- Ema mówiła, że zaprosił Cię na randkę.
- Mała papla! - pisnęłam.
- Lubi nadstawić ucho gdy starsi rozmawiają. - zaśmiał się.
- A miało to pozostać pomiędzy mną, a Vanją. - mruknęłam.
- Więc? Co z tą randką?
- To tylko spacer. - wywróciłam oczami.
- Jeśli zrobi cokolwiek co Cię zrani to osobiście zablokuje jego transfer. Zresztą, co ja mówię! Żywy nie przekroczy granicy z Hiszpanią. Predrag Mijatović osobiście się o to postara.
*
Mała, na co dzień tętniąca życiem wietnamska restauracja, prowadzona przez byłego profesora filozofii, wywołała falę ciepła rozpływającą się w moim sercu. Lokal był uroczy, a rozchodzący się w nim zapach zachęcał do natychmiastowego złożenia zamówienia. Le Drapeau de la Fidelité tak bardzo różniło się od eleganckiej restauracji L'Orangerie. Plakaty sprzed kilkudziesięciu lat, w tym jeden z Marilyn Monroe, zdobiły drewniane ściany. Na półkach porozstawiane były stare książki oraz różnego kształtu i pochodzenia figurki. Całe wnętrze wyglądem przypominało mi stryszek u babci, w którym schowała ważne dla siebie rzeczy oraz pamiątki. Nikt tu nie przejmował się nieskazitelnym wyglądem. Najważniejszy był smak jedzenia. A był on wyśmienity! Sam lokal zamykano godzinie 22, jednak Kylian miał specjalne względu. Przyznał iż zawsze odwiedzał to miejsce po czasie, wiedząc że nie będzie napastowany przez innych klientów o zdjęcie czy autograf.
Lubiłam z nim rozmawiać. Podnosił mi ciśnienie średnio dwa razy na kwadrans, jednak pomiędzy nami nie było niezręcznej ciszy. Nigdy. Kończyliśmy jeden temat i zaczynaliśmy kolejny. Przy bliższym poznaniu nie był wcale taki zły. Z zainteresowaniem przysłuchiwałam się gdy opowiadał o swoim pochodzeniu oraz rodzinie. Sam również umiał słuchać gdy ja coś mówiłam. To zdecydowanie nie mogła być randka. Dogadywaliśmy się jak przyjaciele, którzy znają się od lat. Musiałam przyznać iż spędziłam miły wieczór w jego towarzystwie.
Na koniec zapytał o moje ulubione miejsce w Paryżu. Bez zastanowienia odpowiedziałam iż jest nim Luwr. Był zaskoczony, aczkolwiek pół godziny później, gdy wybiła północ, siedzieliśmy nad brzegiem fontanny, spoglądając na szklaną piramidę. Z uśmiechem zamoczyłam dłoń w lodowatej wodzie.
- Często to robisz? - zagadnęłam.
- Co takiego?
- Często spacerujesz po nocnym Paryżu?
- Tylko wtedy mogę robić to swobodnie. - uśmiechnął się. - Są chwilę gdy potrzebuję pobyć sam z własnymi myślami. Przemyśleć wiele rzeczy. Lubię swoje życie. Marzyłem o byciu jednym z najlepszych na świecie. Byciu czyimś idolem. Skłamałbym mówiąc iż nie sprawia mi to przyjemności. Może to egoistyczne, ale taka jest prawda.
- Szczerość jest w cenie.
- Czasami płaci się za nią zbyt dużo.
- To prawda. - przytaknęłam.
- Dlatego cierpliwie poczekam, aż Ty się przede mną otworzysz. - poczułam delikatny dotyk na policzku. Uniosłam lekko głowę spoglądając w ciemne męskie oczy. - Wiem, że coś ukrywasz. - wyszeptał. Wpatrywałam się w niego zaskoczona, mając wrażenie iż jego twarz niebezpiecznie zbliża się do mojej. Wstrzymałam oddech, a krew zaczęła szybciej pulsować w moich żyłach. A może to była tylko moja wyobraźnia.
- Nawet nie próbuj. - odchrząknęłam ostrzegawczo. Kąciki jego ust lekko się uniosły, a on sam, ku mojego irracjonalnemu rozczarowaniu, odsunął się bez sprzeciwu.
Zgodziłam się na "randkę" z Kylianem. Zresztą, jak mogłabym odmówić skoro mnie zaintrygował? Prawdziwy Paryż, który nie ma nic wspólnego z Wieżą Eiffla, Luwrem oraz Katedrą Notre Dame? Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób. A przecież w tak artystycznym mieście z pewnością jest wiele do odkrycia. Kylian powiedział iż Paryż to nie tylko Francja. I miał rację. Stolica tego kraju mieści w sobie prawdziwą wielokulturową
mieszankę. Jest miastem o wielu obliczach, z których każde przyciąga
i zniewala swoim urokiem. Przytulne kafejki, wąskie uliczki, romantyczne zaułki, przepiękne bulwary otoczone dumnie piętrzącymi się kasztanowcami oraz charakterystyczny francuski akcent w pomieszaniu z międzynarodowym gwarem. W przewodnikach tego nie znajdziemy.
- A jeśli ktoś Cię rozpozna? - zachichotałam gdy Kylian nasunął na swoją głowę kaptur od bluzy. - Musisz jeszcze stonować swoje kroki. Nawet chód masz charakterystyczny. - zaczęłam go naśladować co zapewne wyszło komicznie.
- Nie chodzę aż tak agresywnie.
- A widziałeś się z boku? - uniosłam brew ku górze.
- Chodź tu diablico. - wyciągnął ku mnie ramię. Zmierzyłam go oburzonym spojrzeniem. - Może i wyglądasz jak aniołek, ale te oczy kryją diabelski błysk. - uśmiechnął się szeroko niezwykle zadowolony z siebie. - A teraz zapraszam panienkę na spacer po najbardziej paryskiej z dzielnic. Nie wierzę, że nigdy tu nie byłaś.
- Nic mi nie mówi nazwa Montmarte. - wzruszyłam ramionami.
- Bazylika Sacré-Coeur?
- Umm ... jako dziecko byłam w niej na mszy? Wspominałam, że jestem bardzo religijną osobą? - chwyciłam go pod ramię.
- Nie powinnaś być dziewicą do ślubu? Kościelnego?
- Ej!
- Spokojnie, nie idziemy do Bazyliki byś mogła poleżeć krzyżem przed ołtarzem za swoje grzeszki. - prychnęłam obrażona na jego słowa. - Po prostu przemyśl to Dina. Zasługujesz na bycie z kimś kto Cię kocha i szanuje.
- Miałeś pokazać mi Paryż, a nie gadać jak moja matka. Jak widać świat Druidów nie jest Ci obcy.
- Lubiłem Panoramiksa. - przyznał rozbawiony. - Przygody Asteriksa i Obeliksa to moja ulubiona bajka z dzieciństwa.
- Urocze. - mruknęłam spoglądając na urocze i zabytkowe knajpki, które mijaliśmy. Dzielnica ta była niezwykle urokliwa i kolorowa. Kompletnie nie przypominała Champs Élysées pełnej turystów. - Możemy mówić po francusku?
- Znasz francuski? - jego mina wyrażała zaskoczenie.
- Nigdy nie pytałeś. - wzruszyłam ramionami odpowiadając mu w jego ojczystym języku. - Myślałam, że palniesz coś głupiego, ale udało Ci się tego uniknąć. A skoro jesteśmy we Francji ... chciałabym poćwiczyć.
- Dobrze, że w porę ugryzłem się w język i nie skomentowałem Twojego tyłka. - jego oczy zabłysły cwaniactwem. - Żartuje! - zawołał rozbawiony widząc moją minę. W tym samym momencie z knajpy obok wyszło dwóch starszych mężczyzn, zataczając się niebezpiecznie i śpiewając na całe gardło Marsyliankę.
- To tyran przeciw nam zawiesił zbroczony krwawo sztandar ten! - wybełkotali grożąc pięścią wściekłej właścicielce knajpy.
- Won mi stąd! - wrzasnęła stojąc w progu. - Mathieu już ja sobie jutro porozmawiam z Twoją żoną! Patrioci się znaleźli! Już raz musiałam remontować przez was knajpę!
- Kobiety! Nigdy nie zrozumiecie miłości do piłki nożnej!
- Każde obicie komuś mordy musicie bronić miłością?!
- Naszych chłopców zawsze będę bronić! - jeden z mężczyzn wypiął dumnie swoją pierś. - Kylian Mbappé jest lepszy od Neymara! Koniec kropka!
- Zgadzam się. - zachichotałam pod nosem.
- Bo się rozpłynę. - wymruczał do mojego ucha Francuz. - Chodź, zanim zorientują się, że tu jestem. - pociągnął mnie za sobą. Cóż, wątpiłam w to. Było zbyt ciemno, a oni zbyt pijany, aby zauważyli obecność swojego ukochanego chłopca narodu w zasięgu kilku metrów. - Takiej sceny nie zobaczysz na Champs Élysées.
- Tam Cię nie kochają? - poruszałam charakterystycznie brwiami. - W takich knajpach znajdują się najwierniejsi kibice. Pewnego razu, kompletnie przez przypadek, wylądowałam ze znajomymi w barze pełnym kibiców Atletico Madryt. Wyobraź sobie. Wszystko czerwono białe! Na ścianach flagi z hasłami pełnymi wsparcia, ale i obrazy do rywala zza miedzy. A na drzwiach tablica z napisem "Wstęp wzbroniony dla Madridistas". Miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą! Jakbym co najmniej wytatuowane miała na czole, że jestem kibicem Realu Madryt.
- Musi być gorąco podczas Derbów Madrytu.
- Oh tak! Wszyscy na świecie sądzą, że największym rywalem Realu Madryt jest Barcelona. Bzdura! To z Atletico są najbardziej zaciekłe starcia. Cały Madryt tym żyje! Atmosfera jest niepowtarzalna już kilka dni przed meczem. Ugh, nie da się tego opisać! Tak powiedział mi Luka, gdy poprosiłam go, aby wytłumaczył mi to z perspektywy piłkarza. To po prostu trzeba przeżyć. - dodałam zerkając na niego kątem oka. - We Francji też tak jest? Są mecze przed którymi masz wrażenie, że idziesz na wojnę?
- Aż tak to nie. - zaśmiał się.
- Nie macie tu spotkań "podwyższonego ryzyka"?
- Raczej nie. Albo ja nigdy tego nie odczułem.
- Koniecznie musisz to poczuć. - zauważyłam gdy skręcaliśmy w stronę jednej z uliczek. Parsknęłam śmiechem dostrzegając kolorowe neony. - Zabrałeś mnie na randkę na Plac Pigalle, pełnego sex shopów i klubów nocnych? Twój romantyzm mnie w tym momencie oczarował.
- Chciałaś zobaczyć prawdziwy Paryż. A przecież to miasto miłości ... pod każdym względem. - puścił do mnie oczko. Pokręciłam rozbawiona głową przystając pod słynnym Moulin Rouge. - Mają ciekawe przedstawienia.
- Domyślam się. Szczególnie te z tancerkami będącymi topless.
- To prawda. - uśmiechnął się szeroko. - A skoro mowa o miłości ... chodź. - chwycił mnie za dłoń. Miał być to niewinny gest, czysto towarzyski, jednak poczułam się niezręcznie. Szczerze mówiąc nigdy nie chodziłam z żadnym chłopakiem za rękę, nawet w szkole. Kojarzyło mi się to ze związkiem dwojga ludzi niemogących się od siebie odkleić. Przynajmniej na początku. - Mówisz, że miłość nie istnieje. - przystanął przy ścianie budynku pełnej napisów. - "Kocham Cię" napisane jest tu w ponad 300 językach. Myślisz, że ktoś by się trudził dla iluzji?
- Całe nasze życie jest iluzją. - westchnęłam. Podeszłam bliżej przyglądając się nieznanym mi napisom. Wodziłam po nich wzrokiem szukając pomiędzy nimi jakiegokolwiek sensu. - Volim te. - wyszeptałam dotykając opuszkami palców dwóch słów. - Kiedyś moi rodzice dość często je wypowiadali. I w Czarnogórze i w Chorwacji znaczy ono to samo. Choć podejrzewam, że sensem tej ściany jest samo uczucie, a nie język czy słowa.
- Dina ...
- Wiem, co chcesz mi powiedzieć. - przerwałam mu. - Czy to przez nich? Możliwe. Czasami w życiu zdarzają się sytuacje, którym ta cała miłość nie potrafi stawić czoła. Ludzie się od siebie oddalają i zatracają w tym, co daje im ukojenie. A tak nie powinno być, prawda? Według instrukcji tego uczucia, ludzie powinni się wspierać do samego końca. Nawet podczas największej tragedii. Z czasem okazuje się, że te słowa stają się puste bo pożądanie które dotychczas je napędzało wygasło. Człowiek zawsze umiera w samotności. - szepnęłam.
- Wiesz, że największym błędem człowieka jest zamykanie się na to uczucie? To świadome samobójstwo.
- Właśnie. - parsknęłam. - Ileż to ludzi zabiło się z tego powodu.
- A jednak to miłość zawiera najpiękniejsze wspomnienia.
- Zrobiłeś się bardzo romantyczny Mbappé. - zaśmiałam się nerwowo. - A ja zgłodniałam.
- Mówisz jak facet.
*
Mała, na co dzień tętniąca życiem wietnamska restauracja, prowadzona przez byłego profesora filozofii, wywołała falę ciepła rozpływającą się w moim sercu. Lokal był uroczy, a rozchodzący się w nim zapach zachęcał do natychmiastowego złożenia zamówienia. Le Drapeau de la Fidelité tak bardzo różniło się od eleganckiej restauracji L'Orangerie. Plakaty sprzed kilkudziesięciu lat, w tym jeden z Marilyn Monroe, zdobiły drewniane ściany. Na półkach porozstawiane były stare książki oraz różnego kształtu i pochodzenia figurki. Całe wnętrze wyglądem przypominało mi stryszek u babci, w którym schowała ważne dla siebie rzeczy oraz pamiątki. Nikt tu nie przejmował się nieskazitelnym wyglądem. Najważniejszy był smak jedzenia. A był on wyśmienity! Sam lokal zamykano godzinie 22, jednak Kylian miał specjalne względu. Przyznał iż zawsze odwiedzał to miejsce po czasie, wiedząc że nie będzie napastowany przez innych klientów o zdjęcie czy autograf.
Lubiłam z nim rozmawiać. Podnosił mi ciśnienie średnio dwa razy na kwadrans, jednak pomiędzy nami nie było niezręcznej ciszy. Nigdy. Kończyliśmy jeden temat i zaczynaliśmy kolejny. Przy bliższym poznaniu nie był wcale taki zły. Z zainteresowaniem przysłuchiwałam się gdy opowiadał o swoim pochodzeniu oraz rodzinie. Sam również umiał słuchać gdy ja coś mówiłam. To zdecydowanie nie mogła być randka. Dogadywaliśmy się jak przyjaciele, którzy znają się od lat. Musiałam przyznać iż spędziłam miły wieczór w jego towarzystwie.
Na koniec zapytał o moje ulubione miejsce w Paryżu. Bez zastanowienia odpowiedziałam iż jest nim Luwr. Był zaskoczony, aczkolwiek pół godziny później, gdy wybiła północ, siedzieliśmy nad brzegiem fontanny, spoglądając na szklaną piramidę. Z uśmiechem zamoczyłam dłoń w lodowatej wodzie.
- Często to robisz? - zagadnęłam.
- Co takiego?
- Często spacerujesz po nocnym Paryżu?
- Tylko wtedy mogę robić to swobodnie. - uśmiechnął się. - Są chwilę gdy potrzebuję pobyć sam z własnymi myślami. Przemyśleć wiele rzeczy. Lubię swoje życie. Marzyłem o byciu jednym z najlepszych na świecie. Byciu czyimś idolem. Skłamałbym mówiąc iż nie sprawia mi to przyjemności. Może to egoistyczne, ale taka jest prawda.
- Szczerość jest w cenie.
- Czasami płaci się za nią zbyt dużo.
- To prawda. - przytaknęłam.
- Dlatego cierpliwie poczekam, aż Ty się przede mną otworzysz. - poczułam delikatny dotyk na policzku. Uniosłam lekko głowę spoglądając w ciemne męskie oczy. - Wiem, że coś ukrywasz. - wyszeptał. Wpatrywałam się w niego zaskoczona, mając wrażenie iż jego twarz niebezpiecznie zbliża się do mojej. Wstrzymałam oddech, a krew zaczęła szybciej pulsować w moich żyłach. A może to była tylko moja wyobraźnia.
- Nawet nie próbuj. - odchrząknęłam ostrzegawczo. Kąciki jego ust lekko się uniosły, a on sam, ku mojego irracjonalnemu rozczarowaniu, odsunął się bez sprzeciwu.