niedziela, 24 maja 2020

19. Team Gisele

Zazwyczaj po wspólnie spędzonej nocy z Federico, o ile tak można było nazwać kilkuminutową przyjemność, zasypialiśmy bez słowa po przeciwległych stronach. A gdy tylko próbował on zająć choć skrawek "mojego terytorium", bez zbędnych wyrzutów sumienia obdarzałam go kopniakiem. Ceniłam swoją niezależność. Nawet jeśli tyczyło się to mojej strefy komfortu. Z Kylianem było inaczej. Owszem, zesztywniałam gdy mnie objął. Jego ciepłe ciało wtulone w moje plecy było dla mnie czymś nowym. Do tej pory uważałam iż taki sposób spania jest kompletnie niewygodny. Myliłam się. Z uśmiechem splotłam palce naszych dłoni ze sobą. Jeszcze pół roku temu takie odczucia skwitowałabym ironicznymi słowami "rzygam tęczą". Dziś już wiedziałam, iż dzielenie łóżka z mężczyzną niekoniecznie musiało mieć związek z seksem. Same czułe pocałunki były wystarczające. Pomiędzy nami nie padły żadne poważne słowa, lecz na tą chwilę ich nie potrzebowaliśmy. Choć już sam poranek był dla mnie rozczarowujący. Zaraz po przebudzeniu okazało się iż jestem sama w wielkim łóżku. Między palce chwyciłam kartkę, która leżała na poduszce przesiąkniętej perfumami Kyliana.

Jestem z ojcem u fizjoterapeuty, powinniśmy wrócić wczesnym popołudniem. Nie miałem serca Cię budzić. Później porozmawiamy :)
K.M

Westchnęłam przeczesując swoje potargane włosy. Zsunęłam bose stopy na podłogę. Mój organizm potrzebował porannej dawki kofeiny. Jednak zanim mogłam dostąpić zaszczytu umoczenia ust w tym jakże życiodajnym napoju Bogów, musiałam okiełznać swój wizerunek. Byłam święcie przekonana, że Gisele od rana króluje w kuchni, więc nie mogłam dać jej powodu do podejrzliwych teorii. Wzięłam więc szybki prysznic, którzy orzeźwił moje ciało. Włosy związałam w wysokiego kucyka, a na twarz nałożyłam jedynie krem. Podczas jednej z naszych rozmów, Kylian zapytał mnie dlaczego kobiety tracą czas na robienie makijażu gdy przebywają w domu. Z początku uznałam te słowa za seksistowski komentarz. Francuz dość szybko wyprowadził mnie z błędu. Mówił o naturalności, której nie powinnyśmy się wstydzić. Dodał iż w moim przypadku nie widzi żadnej różnicy, co oczywiście było kompletną bzdurą. Cieszyło mnie jednak, że akceptował mnie taką, jaką jestem. Ze wszystkimi niedoskonałościami, które były częścią mnie.
- Dzień dobry. - przekroczyłam próg kuchni. Gisele uniosła głowę znad krojenia pomidorów, posyłając mi swój sympatyczny uśmiech. - Mogę skorzystać z ekspresu do kawy? - wskazałam na urządzenie.
- Dziecko, Ty na prawdę mnie o to pytasz? - zaśmiała się. 
- Nie chcę przeszkadzać. 
- Może razem wypijemy kawę? Oczywiście, jeśli masz ochotę mi potowarzyszyć. - zaproponowała. Z chęcią się zgodziłam, siadając na barowym stołku. Z uwagą obserwowałam kobietę, która przygotowywała dla nas dwie filiżanki. - Kylian wyglądał dziś jak nowonarodzony. - rzuciła stojąc do mnie tyłem. Byłam przekonana, iż na jej ustach błąkał się uśmieszek. Poczułam gorąc wpływający na moje policzki. - Rozpierała go energia.
- Cóż ... to chyba dobrze. - odchrząknęłam.
- Owszem. Wczoraj spoglądał zniesmaczony na kule, a dzisiaj pomykał na nich z uśmiechem na ustach. Twoje towarzystwo bardzo dobrze na niego wpływa. - posłała mi pełen aluzji uśmiech, wsypując w międzyczasie cukier do swojej filiżanki. - Powinien jednak odpoczywać. Dla niego to oczywiście trudne. Od małego nie potrafił usiedzieć na tyłku. 
- Długo go pani zna?
- Mów mi Gisele. - podsunęła mi talerzyk z ciastkami. - Od niemowlęcia. Byłam sąsiadką jego rodziców w Bondy. Dość często pomagałam Fayzie w opiece nad chłopcami. Nie mieliśmy z mężem dzieci, a gdy i jego zabrakło, Kylian zaproponował, abym pomogła mu w jego nowym domu. Nigdy nie nazwał mnie gosposią, ale to oczywiste, że nią jestem. - zachichotała. - Mam na niego oko, dzięki czemu Fayza śpi spokojnie. 
- Nadal pani ... to znaczy ... nadal mieszkasz w Bondy?
- Bondy mi nie straszne. - machnęła ręką. 
- Kylian mówił, że jest tam niebezpiecznie. - upiłam łyk kawy. - Nie chciał, abym była obecna podczas otwarcia szkoły. Twierdził, że to nie jest miejsce dla mnie. 
- Nigdy nie zrozumiesz takich miejsc jeśli się w nich nie wychowasz. Nie potrafiłabyś się obronić. Wyróżniałabyś się z tłumu, będąc łatwym celem dla niebezpiecznych ludzi. Różne typy tam się kręcą i Kylian o tym doskonale wie. Co innego gdybyś była cały czas przy nim, co w tamtym momencie było niemożliwe. 
- A czy on jest tam bezpieczny?
- Owszem. To człowiek stamtąd i nigdy się tego nie wstydził. - uśmiechnęła się. - Nawet największe zbiry go szanują. A dzieci? Wprost uwielbiają! Zaraz po wygraniu Mistrzostw Świata przyjechał na stare śmieci, aby podziękować wszystkim za wsparcie. - chciała dodać coś jeszcze, jednak dzownek do drzwi jej to uniemożliwił. Przeprosiła mnie, udając się do holu. Po chwili wróciła z szerokim uśmiechem oraz naręczem ciętych białych róż.
- To dla mnie? - spytałam, choć doskonale znałam odpowiedź.
- Która z nas to pani Dina Mijatović?
- Zwariował. - pokręciłam głową.
- To dobre słowo. - zachichotała wyciągając z szafki szklany flakon. Nalała do niego wody i wstawiła kwiaty. Ja w międzyczasie chwyciłam za liścik, którzy z ciekawością otworzyłam.



 "Dzień Dobry"


Z błogim uśmiechem wciągnęłam cudowny zapach róż. Opuszkami palców dotknęłam delikatnych w dotyku pąków. Nigdy nie miałam ulubionych kwiatów, co również w ostatnim czasie się zmieniło. Biały był zdecydowanie moim kolorem. Byłam pewna iż białe róże staną się od dzisiaj stałym dodatkiem w moim mieszkaniu. Będą na każdym kroku przypominały mi o szerokim uśmiechu Kyliana, który był bodźcem do wydzielania endorfin przez mój organizm.
Z Gisele spędziłam przyjemne dwie godziny. Najpierw wypiłyśmy wspólnie kawę, a następnie zaproponowałam jej pomoc przy obiedzie. Przy okazji dowiedziałam się wielu zabawnych anegdot związanych z życiem Kyliana. Gisele była otwartą osobą i uwielbiała plotkować. Przez cały czas czułam na sobie jej podejrzliwe spojrzenie. Zdecydowanie wiedziała więcej o mojej relacji z Francuzem niż mogłoby się wydawać. Nie powiedziała o tym wprost, ani nie zadawała mi podchwytliwych pytań, aczkolwiek jej wzrok mówił wszystko. Pytanie tylko, skąd?
W holu zrobiło się poruszenie. Głosy Kyliana oraz jego ojca dotarły do samej kuchni. Gisele uśmiechnęła się jeszcze szerzej wołając głośno "Jesteśmy w kuchni!". Nie minęła minuta, a w progu pojawił się kuśtykający Kylian, którego widok pobudził motyle w moim brzuchu. Zmierzył nas zaskoczonym spojrzeniem.
- Nadawałaś na mnie? - mruknął w stronę rozbawionej Gisele.
- Ależ skąd!
- Czemu miałaby na Ciebie nadawać? - w kuchni pojawił się Wilfried Mbappé. Jak zwykle ucałował moją dłoń na powitanie, po czym zaglądnął pod pokrywkę. Gisele błyskawicznie zareagowała uderzając go ścierką. - No co? - oburzył się choć kąciki jego ust lekko się uniosły.
- Jesteś tak samo niecierpliwy jak Twój syn. - pokręciła z politowaniem głową. - Wychodzimy! - zarządziła gdy Kylian usiadł na krześle obok mnie. Jego ojciec nie bardzo rozumiał o co chodzi Gisele. - Przecież oni się nie pocałują w naszym towarzystwie, tylko będą wymieniać się nieśmiałymi spojrzeniami. - wskazała na "nas" ręką.
- Czemu niby mieliby ... - jego brwi uniosły się ku górze.
- Nie osłabiaj mnie.
- Skończyliście? - westchnął Kylian.
- Zawiodłem się na Tobie Dino. - dreszcz przerażenia przebiegł po moim kręgosłupie. Poważny głos pana Mbappé nie zwiastował niczego dobrego. Czyżby nie akceptował mojej zażyłej relacji z jego synem? - Myślałem, że wytrzymasz jeszcze miesiąc. Przez Ciebie przegrałem z tą czarownicą dwieście euro. - wskazał na Gisele, której twarz wręcz promieniowała satysfakcją.
- Dziękuję tato, że we mnie wierzyłeś. - zironizował jego syn. - Co to w ogóle za zakład?!
- Wychodzimy! - Gisele dosłownie "wypchnęła" pana Mbappé z kuchni.
- Skąd ona wie? - spytałam.
- Wparowała rano do mojej sypialni w poszukiwaniu ubrań do prania. - Kylian zdjął swoją czapkę. - Nadawała na mnie, prawda?
- Powiedziała, że bardzo dobry z Ciebie chłopiec. - posłałam mu uśmiech. - Traktuje Cię jak syna, więc to oczywiste, że chce Cię postawić w dobrym świetle. Jest bardzo sympatyczna. - poczułam jak dłoń Kyliana chwyta moją. - Dziękuję za kwiaty.
- Nie zdążyłem się przywitać rano.
- Przecież zostawiłeś liścik. - pogładziłam go po policzku. Sprytnie przekręcił swoją głowę całując wnętrze dłoni. Ten niewinny gest wywołał miłe ukucie w moim brzuchu. - Jak było u fizjoterapeuty?
- Potem. Potem porozmawiamy. - nachylił się nade mną. Miętowy oddech owiał moje usta, które sekundę później zostały rozpieszczone przez namiętny pocałunek. Zamruczałam niczym zadowolony kociak. - Musiałem sprawdzić czy to był tylko piękny sen. - wyszeptał ocierając swój nos o mój. Uśmiechnęłam się szeroko wpatrując się w jego roziskrzone dzikie oczy. - To jak, pani Mijatović? Chce się pani pobawić w związek?
- Nie chcę się bawić. - zarzuciłam ręce na jego szyję. - Chcę prawdziwego związku. Z randką w kinie i innymi atrakcjami. - śmiech Kyliana rozbrzmiał w całej kuchni. - A po za tym powinieneś inaczej mnie o to poprosić! - fuknęłam.
- Myślałem, że nastoletnie życie mam już za sobą.
- Byłeś nastolatkiem pół roku temu. - prychnęłam. - A po za tym czasami zachowujesz się jak dzieciak. Mam Ci przypomnieć kto ostatnio naśladował LeBron'a James'a wrzucając śmieci do kosza? - uniosłam brew ku górze.
- To był rzut za trzy punkty!
- Kylian!
- No przecież się droczę. - objął mnie w pasie. - Di, chcesz być moją dziewczyną? - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, przykładając swoje czoło do mojego.
- Ale będę mogła pociągnąć Rafaelę za jej dopinane włosy gdy zacznie z Tobą flirtować? - spytałam niewinnie.
- Dina!
- Tak. - złączyłam nasze usta ze sobą. - Jestem w drużynie Gisele, więc to ona musi wygrać. - zachichotałam. Kylian nie zdążył odpowiedzieć ponieważ kolejny raz tego dnia w holu zrobiło się poruszenie.
- Ani mi się waż! - usłyszeliśmy głos Gisele, a następnie szybkie kroki. W kuchni pojawił się wysoki ciemnoskóry chłopak z tlenionymi włosami. Spojrzał na nas z nieukrywanym zainteresowaniem zza swoich stylowych okularów.
- Potrzebują państwo fryzjera? - uśmiechnął się szeroko.
- A wyglądamy na takich? - Kylian uniósł brew ku górze.
- Wyglądacie jakbyście potrzebowali przyzwoitki. - nieznajomy zacmokał z dezaprobatą, spoglądając na dłonie Francuza spoczywające na mojej tali. - Problem w tym, że Gisele kompletnie nie nadaje się do tej roli. Wszystko robi odwrotnie! Wspominała coś o waszej chwili dla siebie, ale nie mam zamiaru dłużej czekać na poznanie sławnej Diny. Jestem Tchaga! - wyciągnął ku mnie dłoń, którą uścisnęłam.
- Dina.
- Nie jesteś w pracy? - Kylian wymownie zerknął na zegarek.
- Jestem. Przyszedłem sprawdzić stan Twoich włosów. - błysnął swoimi idealnymi zębami. - Na prawdę jestem fryzjerem. - dostrzegł zdezorientowanie na mojej twarzy. - Mogę? - zanim się zorientowałam chwycił kosmyk moich włosów. - Dobra odżywka i brak farby. Naturalny kolor. Teraz Ty będziesz mnie zastępowała na czerwonym dywanie?
- Mogłem przewidzieć, że pierwsze chwile mojego związku zostaną zakłócone przez Ciebie. - mruknął Kylian. - Nie słuchaj go Di, jak zwykle się zgrywa.
- Związku? - Tchaga poruszał charakterystycznie brwiami. - Czyli to koniec Twoich dąsów i wypłakiwaniu się na moim ramieniu? Dała Ci w końcu szansę? - w ostatniej chwili uchylił się przed pociskiem w postaci banana. - Tym bardziej musiałem poznać bratową!
Kylian nie chciał mi wyjawić jakie prawdziwe imię nosi jego przyjaciel. Wspomniał coś o groźbach oraz czyhaniu na życie zdrajcy. Swoją drogą towarzystwo Thagi odpowiadało mi bardziej niż brazylijskiego rodzeństwa. Może i Francuz był lekko zwariowany, ale przynajmniej wydawał się być bardziej odpowiedzialny. W skrócie opowiedział mi o swoim salonie fryzjerskim, który był dość popularny w Paryżu. I wcale nie dlatego iż jego głównym klientem był sam Kylian Mbappé. Miał talent, którego można było podziwiać przede wszystkim na głowach piłkarzy PSG.
Ostatecznie liczba osób obecnych na obiedzie wzrosła do pięciu. Czułam się o wiele lepiej z myślą iż najbliżsi Kyliana bez problemu zaakceptowali zmiany w naszej relacji. Podeszli do tego dość naturalnie czego nie mogłam powiedzieć o sobie. Co jakiś czas pojawiała się irytująca niezręczność związana z czułymi gestami ze strony piłkarza. Nie byłam do tego przyzwyczajona, szczególnie w towarzystwie innych. Gdy tylko zostaliśmy wieczorem sami, z ulgą pozwoliłam mu objąć się na kanapie i oddać całkowitemu rozpieszczaniu przez jego boskie usta. To takie zabawne, a zarazem dziwne, iż mogłam go całować, kiedy tylko miałam na to ochotę.
- Jesteście nudni. - usłyszeliśmy zniesmaczony głos Ethana.
- Miałeś się uczyć. Podobno w domu nie mogłeś się skupić.
- Bo to prawda! - dwunastolatek usiadł z impetem we fotelu. - Przy chwilowej obecności dwójki dzieci nie można tak łatwo skupić się na matematyce. - poskarżył się. - Isayah przechodzi bunt dwulatka, a wrzaski Lany są nie do zniesienia!
- Przecież ona tylko je, śpi i robi w pieluchę. Teraz już wiesz co ja przeżywałem gdy miałem Cię w tym samym pokoju. - Kylian ze śmiechem wtulił się w moją szyję, jakby oczekiwał perfekcyjnej obrony przed złością Ethana. - I wcale nie jesteśmy nudni. Dina, nudzisz się? - zwrócił się do mnie.
- Nie? - uśmiechnęłam się. Zadowolony złączył nasze usta ze sobą. Ethan jęknął zrezygnowany, po  czym ostentacyjnie opuścił salon. - Jesteśmy okropni. - westchnęłam odrywając się od niego na kilka milimetrów. - Może powinniśmy mu pomóc w nauce?
- Mój młodszy brat to geniusz matematyczny. - założył kosmyk moich włosów za ucho. - Chodzi naburmuszony bo Marie nadal nie dała mu odpowiedzi na zaproszenie. Powtarzam mu cały czas, że musi być cierpliwy. Mógłby wziąć ze mnie przykład.
- Wystawiłam Twoją cierpliwość na próbę, prawda?
- Szczególnie swoją zwinną stópką na moich kolanach.
- Inaczej to pamiętam. - zachichotałam.
- Nie mówmy o tym. - odchrząknął. - Ethan jest na górze.
- Jesteśmy w prawdziwym związku, prawda? - spojrzałam na niego uważnie. Przytaknął. - Starej Diny już nie ma. Dlatego chciałabym, aby wszystko przebiegło w naturalny sposób. Nie chcę z niczym się spieszyć.
- To znaczy?
- To znaczy, że najpierw musisz zabrać mnie do kina zanim zaliczysz kolejną bazę. - śmiech Kyliana przeciął cały parter. Z błogim uśmiechem wtuliłam się w jego szyję, czując męską dłoń gładzącą moje plecy. Usta Kyliana odbiły się czule od mojego czoła. Miłość. Do tej pory nie wiedziałam co ona oznacza. Dzięki Francuzowi odkrywałam ją każdego dnia, dochodząc do wniosku, że to słowo nie ma definicji. To się po prostu czuje. A to, co się czuje, nie da się opisać słowami.

***

❤️❤️❤️

sobota, 2 maja 2020

18. Kuternoga

Delikatny dotyk wybudził mnie ze snu. Ostrożne palce otarły się o mój policzek odgarniając spoczywający na nim kosmyk włosów. Zamruczałam niezadowolona wtulając się w ciepłą poduszkę. Ktoś bezczelnie pozbawił mnie cudownego snu. Do moich uszu dotarł cichy śmiech. Niechętnie uchyliłam jedną powiekę. Kylian nadal spoczywał na swoim brzuchu, wpatrując się we mnie z szerokim uśmiechem.
- Zgubiłaś się ślicznotko? - szepnął.
- Przysnęło mi się. - mruknęłam speszona. Chciałam unieść się na łokciach jednak męska dłoń skutecznie mi w tym przeszkodziła. - O co chodzi?
- Zostań.
- Która godzina?
- Czy to ważne? - uniósł brew ku górze. Pokręciłam przecząco głową, zakrywając dłonią ziewające usta. - Śpij dalej. Widzę, że jesteś zmęczona. Chociaż powinnaś pozbyć się tych ciuchów. Będzie Ci wygodniej.
- Chcesz mnie rozebrać, Mbappé?
- Jeśli sama nie dasz rady. - posłał mi szeroki uśmiech. - Głupio mi leżeć obok w samych bokserkach, skoro Ty masz na sobie ubranie. Któreś z nas musi pójść na kompromis, aby zachować równowagę w naturze.
- Równie dobrze mogę zmienić łóżko.
- Możesz, ale nie chcesz. Już zagrzałaś sobie miejscówę.
- Zjadłeś coś? - spytałam zerkając kątem oka na elektryczny zegarek. Kilkuminutowa drzemka zamieniła się w kilka godzin snu. - Mogę zejść do kuchni. - zaoferowałam się.
- Nie mogę skorzystać z tej propozycji.
- Dlaczego?
- Powiedziałaś mi kiedyś, że jeszcze się taki nie urodził, któremu podstawisz talerz pod nos. - rozciągnął swoje usta w szerokim uśmiechu, który był jego znakiem rozpoznawczym. - Nie mogę być wyjątkiem.
- No tak, ale ... musisz coś zjeść.
- Gisele na pewno coś przygotowała, więc wystarczy odgrzać. - z lekkim grymasem zmienił pozycję na siedzącą. Wyciągnął ręce po kule jednak strzeliłam go po z nich z karcącą miną. Spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Odgrzane jedzenie? Żartujesz sobie? - prychnęłam. - Po za tym, czy Ty masz zamiar zejść na dół, mimo iż sprawia Ci to ból? Nie możesz się nadwyrężać. - zeskoczyłam z łóżka poprawiając swoje włosy. - Gdyby nie moja obecność, Gisele na pewno by nie poszła do domu. Ktoś musi Ci pomóc. Masz nie opuszczać sypialni. - zarządziłam stanowczo.
- Do łazienki też ze mną pójdziesz?
- A czujesz taką potrzebę? - położyłam dłonie na biodrach.
- Wyrosłeś z przedszkola, proszę pani.
- Co byś zjadł? Masz na coś szczególnego ochotę?
- Obojętnie. Mogę zjeść nawet kanapkę. - posłałam mu spojrzenie pełne politowania na te słowa. Opuściłam sypialnię kierując swoje kroki na parter. Wprost do królestwa Gisele. Kylian miał rację mówiąc o przygotowanym daniu, czekającym na niego w lodówce. Doszłam jednak do wniosku, że skoro pojawiłam się u niego niezapowiedziana, mogę zakasać rękawy i przygotować coś świeżego. Przeszukałam lodówkę w poszukiwaniu inspiracji. Zdecydowałam się na Tex-mex z kurczakiem i cukinią, które było jednym z moich ulubionych dań. Po za tym, istniała szansa, że nic nie zepsuję. Z największą ostrożnością pokroiłam warzywa oraz mięso, po czym wrzuciłam na rozgrzaną patelnię. Mój telefon zawibrował.
- Niech Twój żołądek da mi jeszcze kwadrans.
- Miałaś zrobić kanapkę. 
- Potrafię gotować.
- Nie wątpię, ale przecież nie musisz.
- Dzisiaj jest dzień dobroci dla kuternóg.
- Udam, że tego nie słyszałem. Oglądałaś Dom z Papieru? Nigdy nie miałem wystarczająco dużo wolnego czasu, aby zacząć. Skoro i tak jestem uziemniony przez Ciebie w łóżku, to nie zostaje mi nic innego niż Netflix. 
- Piżama party?
- Możesz się ograniczyć do samej bielizny.
- W Twoich snach!
- W moich snach nie masz nic na sobie.

Przygotowane danie zaniosłam na górę. Kylian czekał na mnie cierpliwie przeglądając coś na swoich telefonie. Zaskoczony zerknął na dwa pełne talerze z nad których unosił się miły aromat. Opuściłam go na chwilę, aby założyć coś bardziej wygodnego. Oczywiście nie dałam mu tej satysfakcji i nie zamierzałam paradować w samej bieliźnie. Postawiłam na uniwersalny kobiecy strój, czyli koszulkę i leginsy. Włosy związałam w koka i usadowiłam się obok piłkarza na łóżku.
- Mam Cię strzelić? - mruknęłam gdy ostentacyjnie powąchał zawartość swojego talerza, jakby w obawie przed otruciem. W odpowiedzi jedynie się zaśmiał trącając mnie łokciem. Załączył pierwszy odcinek i nareszcie zabrał się za jedzenie. Oparłam się wygodnie o poduszkę obserwując go kątem oka.
- Pycha. Możesz mi gotować częściej.
- Ej!
- Żartowałem. - pacnął mnie w ramach żartu w nos. - To miłe, że łamiesz dla mnie swoje zasady. Nawet jeśli powodem tego jest mój uraz.
- Tak na prawdę w głębi mojego serca można znaleźć empatię. Po za tym, nie gadaj tylko jedz. - skarciłam go. - I oglądaj bo nic z tego nie będziesz wiedział. - dodałam odwracając swój wzrok w stronę ekranu telewizora. Łamanie zasad? Też mi coś! Sam doprowadził do tego, że nie ostała się nawet jedna. Zmieniłam się pod jego wpływem, nie zauważając nawet w którym momencie zgubiłam wcześniejszą Dinę. Uświadomienie sobie tego było niczym pstryknięcie palcem. Chciałam pójść za radą Vanji i porozmawiać z nim o tym, jednak nie wiedziałam jak zacząć. Co więcej, obawiałam się kompromitacji.
Odcinki mijały jeden za drugim pozbawiając nas poczucia czasu. Skupiona na fabule zapomniałam o troskach rozgrywających się w mojej głowie. Nasze rozmowy ograniczały się do losów bohaterów oraz teorii kolejnych wydarzeń, które za każdym razem były obalane przez słynnego Profesora. Uśmiechnęłam się słysząc słowa jednego z bohaterów dotyczących najlepszego klubu na świecie : "Pomacham białą flagą tylko wtedy, kiedy wygra Real Madryt". 
- Mało trafne porównanie do poddania się, prawda?
- To słowa o walce do samego końca.
- Skąd wiesz? - uniósł brew ku górze.
- Bo to oczywiste. Wiesz kiedy ja pomacham? - zagryzłam dolną wargę. - Wyobraź sobie wypełnione kibicami Santiago Bernabeu. Jestem jedną z nich. W dłoniach trzymam białą flagę z herbem klubu. Nagle, spiker wyczytuje najbardziej pożądane przez Madridistas nazwisko. I wiesz co się dzieje? Wychodzisz z tunelu w stroju Realu Madryt, a wokół rozlega się jeszcze większa euforia. Wszyscy krzyczą "Mbappé!", a Florentino Perez, dumny po kolejnej wygranej bitwie, stoi obok Twojej rodziny. Wtedy to zrobię. Bo tak jak powiedział Rio, macham nią tylko wtedy, gdy Real Madryt wygrywa. Nie wiem czy to się stanie teraz, za rok czy może za dwa lata. Ale wiem, że zwycięstwo już dawno zakiełkowało tutaj. - położyłam dłoń na jego klatce piersiowej. - W tym miejscu będzie spoczywał herb, który ucałujesz. Bo jestem pewna, że to zrobisz. - spojrzałam w jego oczy w których wyczytałam potwiedzenie.
- Poczekasz?
- Cierpliwość czasami popłaca, wiesz o tym?
- Czasami to nierealne. - założył kosmyk moich włosów za ucho. 
- Życie potrafi zaskakiwać. - uśmiechnęłam się. - Kylian ... 


* - Kochasz mnie? Nie możesz zakochać się w ciągu sześćdziesięciu godzin!
- W ciągu sześćdziesięciu godzin postrzeliłem Cię i opatrzyłem. A potem przespaliśmy się ze sobą. Daj mi kolejne dwadzieścia cztery godziny, a może Ci się oświadczę.
- Zostanę z Tobą, ale jeśli chodzi o małżeństwo, musisz dać mi więcej czasu, dobrze? Co powiesz na szesnaście minut?


- To tak proste? - odchrząknęłam odrywając wzrok od ekranu. 
- Jeśli to czujesz.
- Można szybko się zakochać, ale i szybko znienawidzić. 
- To prawda. Moja matka średnio parę razy na rok rzucała w ojca przeróżnymi rzeczami krzycząc, że go nienawidzi. - zaśmiał się. - Biedny Wilfred podkulał ogon i wychodził. Ale zawsze wracał. Z bukietem kwiatów, choć były czasy, że nie było go na nie stać. Wtedy krzyczała, że wydaje pieniądze na głupoty. Ale mu wybaczała. Czasami te dwa uczucia chodzą ze sobą w parze.
- Jakoś trudno mi wyobrazić sobie Twoją matkę w szale złości.
- Jeszcze nie znasz Fayzy. 
- Jak jest teraz pomiędzy nimi?
- Nadal w niego rzuca czym popadnie. 
- Kylian, to raczej nie jest zabawne. - zauważyłam.
- Gdybyś była tego świadkiem to zrozumiałabyś. Owszem, rzuca w niego. Ale robi to tak, aby nie daj Boże nie oberwał. To się nazywa miłość. - dodał wyłączając telewizor. - Późno już. Jutro będziemy oglądać dalej. 
- Kylian ...
- Tak? - spojrzał na mnie uważnie. Pokręciłam jedynie głową wymuszając uśmiech. Bez słowa opuściłam łóżko. - Zostań. Tutaj jest sporo miejsca. - zauważył. 
- Nie będę spać z kuternogą. - prychnęłam żartobliwie. W odpowiedzi rzucił we mnie poduszką, przed którą na całe szczęście się uchyliłam. - Dobranoc. Gdybyś czegoś potrzebował to dzwoń. - ostrożnie zamknęłam za sobą drzwi i wypuściłam ze świstem powietrze z ust. - Tchórz. Po prostu tchórz! - syknęłam.

Zaczęło już świtać, a ja nadal nie mogłam zasnąć. Bez przerwy przekręcałam się z boku na bok nie mogąc znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca. Głowa rozbolała mnie od nadmiaru myśli. Czułam się jakbym dopiero co wyszła z głośnego klubu. Otumaniona. Problem w tym, że sama sobą. Chciałam podzielić się swoimi uczuciami z Kylianem, jednak każda wersja owej rozmowy wydawała mi się być żenująca. Ja byłam żenująca. Byłam już dorosłą i niezależną kobietą, a jednak słabą w obecności faceta. Gdzie się podziała Dina z gali Złotej Piłki? Z gabinetu Oscara? Z garderoby? Czy uczucie miłości na prawdę osłabia człowieka? Robimy się bardziej wrażliwsi? Przecież nawet dziś wyrzuciłabym te idiotyczne buty! Zaśmiałam się pod nosem na samo wspomnienie przerażonej miny Kyliana. Pozwalał mi nad sobą dominować, tak samo jak jego ojciec pozwalał na to swojej żonie. I tak jak on, obdarowywał mnie kwiatami, co mimo moich feministycznych teorii, okazało się być najmilszą rzeczą jaką doświadczyłam ze strony mężczyzny. 
Przekręciłam się na plecy wzdychając głęboko. Bez względu na to co miał na sobie, czy dresowe spodnie czy też bardziej obcisłe, mój wzrok podążał na jego tyłek. To była najbardziej niedorzeczna rzecz jaką w sobie odkryłam. Ale cóż mogłam na to poradzić skoro z tyłu był cholernie zgrabny? Nie wspominając o umięśnionej klacie, którą chciałam dotykać.
- Jestem żałosna. - jęknęłam zakrywając twarz dłońmi. Już samo myślenie o nim pobudzało te cholerne motyle do lotu! A on miał czelność myśleć, że nie ma nic ciekawego do zaoferowania takiej osobie jak ja. Też mi coś! Zerwałam się z łóżka i żwawym krokiem opuściłam sypialnie. Powiem mu! Powiem zanim znów stchórzę. - Kylian? - potrząsnęłam bez zastanowienia jego ramieniem. - Kylian!
- Coś się stało? - podniósł zdezorientowany głowę. 
- Stało! Łaskocze mnie w brzuchu!
- Że co? - wydukał sennie.
- Mówię, że ... zapomnij. - jęknęłam zdając sobie sprawę, że nie jest to odpowiednia pora na takie dyskusje. Odwróciłam się na pięcie chcąc się wycofać. Mocny uścisk na nadgarstku mi to uniemożliwił. Cholera, nawet po wybudzeniu był szybki niczym Ninja! Jego wciąż zaspany wzrok zjechał w dół na moje uda. Zaklęłam w duchu. - Możesz łaskawie nie patrzeć na moją bieliznę? Zapomniałam, że zdjęłam leginsy. - mruknęłam zażenowana naciągając koszulkę.
- Jest na wysokości mojego wzroku. 
- Kłamca. - syknęłam siadając obok niego. 
- Dina, co się stało? Dlaczego mnie budzisz?
- Bo musisz mi odpowiedzieć na ważne pytanie. - mruknęłam. - Czy miłość objawia się łaskotaniem w podbrzuszu na Twój widok? Na dźwięk Twojego głosu? Na samo wspomnienie o Tobie? - zerknęłam na jego zdezorientowaną twarz. - Zauważyłeś, że spędzam w Paryżu co raz więcej czasu? Przyjeżdżam tu nie tylko ze względu na pracę. Lubię spędzać z Tobą czas. Przekomarzać się z Tobą. Rozmawiać z Tobą. Teraz już wiem, że po prostu tęsknie. Nawet nie irytuje mnie gdy zostawiasz po domu części swojej garderoby. Podnoszę je z własnej woli i mruczę z politowaniem pod nosem, że po prostu jesteś gapą. To prawda, że nie zamierzałam nigdy żadnemu facetowi gotować. I nie zamierzam być kurą domową! - zastrzegłam. - Ale to miłe wiesz? Że ktoś to docenia. Poczucie, że jest się komuś potrzebną. - mój głos się załamał. - Poczucie, że nie jesteś dla kogoś jedynie lalką do dymania.
- Di ...
- Cholera, nawet to zdrobnienie uwielbiam. - zaśmiałam się przez łzy. - Pokazałeś mi, że samo pożądanie to nie wszystko. Byłam taka pusta tylko na tym się skupiając. A relacja dwojga ludzi to coś więcej. Miałeś i masz do mnie więcej szacunku niż ja kiedykolwiek miałam dla samej siebie. Ta cała otoczka, kwiaty, spacery, kolacje, samo zainteresowanie tym co mówię i myślę, drobne gesty, które pokazują, że zależy Ci na drugiej osobie. Wcale nie jestem taka silna na jaką wyglądam. Boję się wielu rzeczy, a najbardziej tego, że znów kogoś stracę. Wmawiałam sobie przez ostatnie tygodnie, że to wszystko co odczuwam jest czystą chemią. Ale nigdy nie odczuwałam tego tak silnie. Zarzucałam Ci zazdrość, a sama miałam ochotę szarpnąć Rafaelę za jej doczepiane włosy. Wkurza mnie gdy Cię kokietuje. I możliwe, że się w tym momencie ośmieszam, ale wszystko mi jedno. - otarłam łzy z policzków. - Chyba powiedziałam o wiele za dużo niż ode mnie oczekiwałeś. 
- To prawda. - przetarł zaspane oczy. 
- Przepraszam, że Cię obudziłam.
- W sumie to chyba nadal śpię. - uśmiechnął się.
- Wówczas nie miałabym nic na sobie. Sam tak mówiłeś. - zauważyłam, przypominając mu własne słowa o snach ze mną w roli głównej.
- Ta wersja też mi odpowiada. - splótł nasze dłonie ze sobą. - Sama udzieliłaś sobie odpowiedzi. Wiem, że się boisz. Ale bez ryzyka nie ma zabawy. - otarł ostatnią łzę, która spłynęła po moim policzku. - W pełni się nie obudziłem, więc jeszcze masz czas uciec. Powiedzmy, że trzy sekundy. Trzy, dwa ...
- Jeden. - bez namysłu złączyłam nasze usta ze sobą. 

*** 
 🤭


* Rozmowa bohaterów "Domu z Papieru"