Koniec sezonu nie zawsze oznaczał wylegiwanie się na rajskich plażach. Dla większość piłkarzy był to czas zobowiązań wobec sponsorów. Zgodnie z umową Kylian wyjechał na tydzień do Japonii, aby promować kosmetyki Bulk Homme, których od kilku miesięcy był "oficjalną twarzą". Kolejnymi jego przystankami miało być Los Angeles, finał Mistrzostw Świata Kobiet w Lyonie, a potem zaledwie kilka dni wolnego oraz powrót do treningów. W miedzyczasie miał nakręcić kilka reklam oraz udzielić kilku wywiadów. Szaleństwo. Rozumiałam powagę tych obowiązków, aczkolwiek nie potrafiłam od tak pozbyć się egoistycznych myśli ze swojej głowy. Towarzyszenie mu nawet nie wchodziło w grę. Przesiadywanie w samotności w hotelach nie napawało mnie optymizmem. Wolałam więc zostać w Madrycie i pomóc Sofiji w poszukiwaniu domu. Podeszłam do tego zadania dość profesjonalnie tworząc listę odpowiednich adresów. Ostatecznie jednak usunęła punkt pierwszy, jakby nieświadomie zachowując go dla kogoś innego. Owa posiadłość, mieszcząca się w dzielnicy La Moraleja, była spełnieniem marzeń. Piękny dom oraz mnóstwo zieleni wokół. Z dala od gwarnego centrum miasta. Spokój oraz bezpieczeństwo. Gdyby Kylian miał zamieszkać w Madrycie, zaproponowałabym mu właśnie tą dzielnicę. Gdyby. Problem polegał na tym, że od dwóch tygodni temat ucichł. Czułam rozczarowanie z powodu milczenia Kyliana na ten temat, a samej było mi dość niezręcznie pytać. W końcu sama go zapewniłam, że kwestia ta nie ma dla mnie absolutnie żadnego znaczenia. Nie wiedziałam jak potoczyła się rozmowa z przedstawicielami PSG. Wszyscy zainteresowani milczeli. Cisza przed burzą? Miałam nadzieję, że z pozytywnym rezultatem.
Siedząc samotnie w czterech ścianach nudziałam się niczym przysłowiowy mops. Podczas jednego z wieczorów chwyciłam za szkice mojej matki, starannie rozkładając je na stole. Moim oczom ukazały się poszczególne części garderoby dla maluchów ze szczególnym opisem. Bawełna organiczna, lniane i bambusowe włókna, skóra bez chromu ... zdawałam sobie sprawę, że moja matka dysponowała odpowiednią wiedzą na ten temat, jednak ostatecznie udało się jej mnie zaskoczyć. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia w białym materiale w wisienki, w małych mokasynkach z ekologicznej skórki, w spodenkach i spódniczkach na szelki, w długich skarpetkach ... wszystko to wyglądało niczym żywcem wyciągnięte z magicznej bajki. Byłam pewna, że każda matka byłaby zachwycona gdyby jej dziecko mogło nosić takie cuda, szczególnie iż były one przyjazne dla środkowiska oraz wrażliwej skóry. Zagryzłam dolną wargę zastanawiając się nad tym wszystkim. Pod wpływem impulsu pozbierałam wszystkie kartki. Musiałam koniecznie pokazać je Anecie i poprosić o radę. W końcu kto jak kto, ale projektantka z prawdziwego zdarzenia posiadała o wiele większą wiedzę na ten temat niż ja.
Tydzień później wraz z mamą byłyśmy w Zagrzebiu negocjując transport organicznej bawełny z północnego Peru. Wraz z pierwszym postawionym przeze mnie krokiem na chorwackiej ziemi zrozumiałam, że zostałam oszukana przez własną rodziecielkę. Miała wszystko opracowane do perfekcji. Potrzebowała jedynie mojej zgodny argumentując to tym iż lepiej nadawałam się na przedstawicielkę firmy. Ojciec z przerażeniem stwiedził, że obydwie zwariowałyśmy, a Aneta jedynie dolała oliwy do ognia zachwycając się projektami. Z każdą kolejną chwilą zaczęłam dumać na tym, czy aby nie miał racji. Nadal czułam podekscytowanie, jednak zmieszało się ono z pojawiającym się przerażeniem odpowiedzialności. Jeden podpis dzielił mnie od zostania właścicielką marki odzieżowej. Szaleństwo! Jeszcze wczoraj byłam zwykłą stażystką usychającą z tęsknoty za mężczyzną, który obecnie, o ironio losu, obserwował poczynania innych kobiet w finale Mistrzostw Świata. O nie! Nie będę jedną z tych kobiet, które czekają na powrót mężczyzny. Byłam na to zbyt młoda i zbyt ambitna. Kochałam go, to było oczywiste, ale czy na prawdę musiałam czekać aż znajdzie dla mnie pięć minut w swoim cennym czasie? Zagryzłam wargę czując uczucie przykrości w swoim sercu. Odrzuciłam kolejne połączenie, po czym podpisałam dokument. Też miałam prawo do ważnych zobowiązań.
- Dubrovnik?! - pisnęłam podekscytowana. Tak zwana Perła Adriatyku była najpiękniejszym miastem w Chorwacji. Miejscem naszych rodzinnych wakacji, kiedy jeszcze nią byliśmy. Moja matka była genialna wybierając szwalnię mieszczącą się w tym zakątku świata. Bardzo spodobał mi się pomysł, aby nasza marka była chorwacka i aby właśnie tutaj wszystko powstawało. Miałam pretekst, aby częściej odwiedzać rodzinny kraj mojej rodzicielki.
- Pomyślałam, że przy okazji wstępnych rozmów mogłybyśmy pójść na plaże bądź wynająć jacht? Co Ty na to? - propozycja mojej matki wprost nie mogła zostać odrzucona. I tak zmarnowałam sporą część wakacji z powodu bezsensownej bezczynności. - A skoro jesteśmy przy rozmowach ... odebrałabyś ten telefon. - skinęła w stronę wibrującego Iphona.
- Wczoraj rozmawialiśmy. - wzruszyłam ramionami.
- Za co go karzesz?
- Jestem zajęta. - zdenerwowałam się. - On też był przez ostatnie dwa tygodnie. Nadal jest. Rozmawiamy tylko wtedy gdy on znajdzie czas i się do mnie odezwie. Nie jestem aż tak zdesperowana, aby czekać na jego łaskę. Nie jestem tym typem kobiet. - założyłam ręce na piersi. - Też mam swoje życie.
- Przecież chcesz, aby był w nim obecny.
- Oczywiście, że chcę. Problem polega na tym, że w jego planach jestem na szarym końcu. Wcale nie oczekiwałam wyjazdu na rajską plażę. Chciałam jedynie spędzić z nim trochę czasu. Nawet w domu. A on mi wczoraj mówi o urodzinach kumpla z drużyny na Lazurowym Wybrzeżu. Męski wypad! Jakby zbyt mało czasu ze sobą spędzali. - prychnęłam. - Przecież za półtora tygodnia wracają do treningów i wyjeżdżają na miesiąc!
- Po prostu porozmawiajcie.
- Nie będę się narzucać. - warknęłam. - A teraz idę się spakować.
Zatoka Katorska z wyglądu przypominała norweskie fiordy. Jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie iż jestem księżniczką tej cudownej krainy, a wynajety przez rodziców jacht jest statkiem pirackim na który zostałam porwana dla okupu. Potem "zakochiwałam" się w bezwzględnym, aczkolwiek przystojnym kapitanie piratów i żyłam z nim długo i szczęśliwe pływając po spokojnych wodach Adriatyku. Boże, jakie to było naiwne. Kobiety od małego miały słabość do niegrzecznych chłopców. Czy coś się zmieniło w ciągu dwunastu lat? Zatoka nadal była piękna, a mi urosły piersi. Porzuciłam marzenia o byciu księżniczką zdaną na łaskę pirata.
- To tutaj. - mama zatrzymała się przy jachcie łudząco podobnego do tego sprzed lat. Z wiadomych względów teraz wydawał się być o wiele mniejszy. - Wejdź na pokład. Ja tylko oddzwonię do Simon. - pomachała telefonem. Wzruszyłam jedynie ramionami idąc za jej wskazówkami. Jedyne na co miałam ochotę to zdjęcie z siebie sukienki i nasmarowanie mojego ciała olejkiem do opalania. Miałam zamiar cieszyć się słońcem przez cały dzień. Musiałyśmy tylko zaczekać na sternika, dzięki któremu nasz jacht wypłynie z portu.
- Pomóc? - zamarłam słysząc za sobą dobrze znany mi męski dźwięk. Buteleczka z olejkiem, którą kilka sekund wcześniej wyciągnęłam z torby, wypadła mi z dłoni. Powoli odwróciłam się w stronę dźwięku. Moje zdradzieckie serce chciało wręcz wyrwać się z piersi gdy dostrzegłam podnoszącego moją zgubę Kyliana.
- Co Ty tu robisz? - wydukałam.
- Chcę Ci pomóc w nasmarowaniu pleców. - uśmiechnął się.
- Miałeś być na Lazurowym Wybrzeżu. Na urodzinach kumpla.
- Którego? - jeszcze bardziej rozszerzył swoje usta.
- Łgałeś? - uniosłam brwi ku górze,
- Chciałem Ci zrobić niespodziankę. Głuptasie, na prawdę pomyślałaś że nie mam dla Ciebie czasu? - podszedł do mnie. Westchnęłam spuszczając głowę. - To wszystko było zaplanowane przed naszym związkiem. Resztę odwołałem. - położył swoje dłonie na moich biodrach. - Obiecuję, że nigdy więcej. Następne wakacje zaplanujemy razem.
- Przecież masz zobowiązania. - mruknęłam.
- Urodziny kota są ważniejsze.
- Nie masz kota. - zmarszczyłam czoło.
- Nie, ale to dobry pretekst, aby nie pozować przed aparatem. - przyłożył swoje czoło do mojego. - Tęskniłem za Tobą diablico.
- Jesteś w zmowie z moją matką?
- Powiedziała mi tylko gdzie będziecie, a resztę zaplanowałem ja. - ucałował moją skroń. - Jeszcze dzisiaj się Tobą podzielę. Dlatego daj się pocałować zanim ...
- Ciocia Di! - usłyszałam za sobą wesoły głos. Kylian westchnął ciężko, a ja wychyliłam się zza jego ramienia, nie wierząc własnym oczom. Na pokład wparował nie kto inny jak Isayah w rękawkach do pływania na ramionkach. Za nim kroczył zirytowany Ethan, który prawdopodobnie miał mieć go na oku. Pochód kończył najstarszy z braci w towarzystwie swojej żony, maleńkiej córeczki oraz mojej matki. - Pobawimy się? - dwulatek zadarł główkę ku górze.
Siedząc samotnie w czterech ścianach nudziałam się niczym przysłowiowy mops. Podczas jednego z wieczorów chwyciłam za szkice mojej matki, starannie rozkładając je na stole. Moim oczom ukazały się poszczególne części garderoby dla maluchów ze szczególnym opisem. Bawełna organiczna, lniane i bambusowe włókna, skóra bez chromu ... zdawałam sobie sprawę, że moja matka dysponowała odpowiednią wiedzą na ten temat, jednak ostatecznie udało się jej mnie zaskoczyć. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia w białym materiale w wisienki, w małych mokasynkach z ekologicznej skórki, w spodenkach i spódniczkach na szelki, w długich skarpetkach ... wszystko to wyglądało niczym żywcem wyciągnięte z magicznej bajki. Byłam pewna, że każda matka byłaby zachwycona gdyby jej dziecko mogło nosić takie cuda, szczególnie iż były one przyjazne dla środkowiska oraz wrażliwej skóry. Zagryzłam dolną wargę zastanawiając się nad tym wszystkim. Pod wpływem impulsu pozbierałam wszystkie kartki. Musiałam koniecznie pokazać je Anecie i poprosić o radę. W końcu kto jak kto, ale projektantka z prawdziwego zdarzenia posiadała o wiele większą wiedzę na ten temat niż ja.
*
Tydzień później wraz z mamą byłyśmy w Zagrzebiu negocjując transport organicznej bawełny z północnego Peru. Wraz z pierwszym postawionym przeze mnie krokiem na chorwackiej ziemi zrozumiałam, że zostałam oszukana przez własną rodziecielkę. Miała wszystko opracowane do perfekcji. Potrzebowała jedynie mojej zgodny argumentując to tym iż lepiej nadawałam się na przedstawicielkę firmy. Ojciec z przerażeniem stwiedził, że obydwie zwariowałyśmy, a Aneta jedynie dolała oliwy do ognia zachwycając się projektami. Z każdą kolejną chwilą zaczęłam dumać na tym, czy aby nie miał racji. Nadal czułam podekscytowanie, jednak zmieszało się ono z pojawiającym się przerażeniem odpowiedzialności. Jeden podpis dzielił mnie od zostania właścicielką marki odzieżowej. Szaleństwo! Jeszcze wczoraj byłam zwykłą stażystką usychającą z tęsknoty za mężczyzną, który obecnie, o ironio losu, obserwował poczynania innych kobiet w finale Mistrzostw Świata. O nie! Nie będę jedną z tych kobiet, które czekają na powrót mężczyzny. Byłam na to zbyt młoda i zbyt ambitna. Kochałam go, to było oczywiste, ale czy na prawdę musiałam czekać aż znajdzie dla mnie pięć minut w swoim cennym czasie? Zagryzłam wargę czując uczucie przykrości w swoim sercu. Odrzuciłam kolejne połączenie, po czym podpisałam dokument. Też miałam prawo do ważnych zobowiązań.
- Dubrovnik?! - pisnęłam podekscytowana. Tak zwana Perła Adriatyku była najpiękniejszym miastem w Chorwacji. Miejscem naszych rodzinnych wakacji, kiedy jeszcze nią byliśmy. Moja matka była genialna wybierając szwalnię mieszczącą się w tym zakątku świata. Bardzo spodobał mi się pomysł, aby nasza marka była chorwacka i aby właśnie tutaj wszystko powstawało. Miałam pretekst, aby częściej odwiedzać rodzinny kraj mojej rodzicielki.
- Pomyślałam, że przy okazji wstępnych rozmów mogłybyśmy pójść na plaże bądź wynająć jacht? Co Ty na to? - propozycja mojej matki wprost nie mogła zostać odrzucona. I tak zmarnowałam sporą część wakacji z powodu bezsensownej bezczynności. - A skoro jesteśmy przy rozmowach ... odebrałabyś ten telefon. - skinęła w stronę wibrującego Iphona.
- Wczoraj rozmawialiśmy. - wzruszyłam ramionami.
- Za co go karzesz?
- Jestem zajęta. - zdenerwowałam się. - On też był przez ostatnie dwa tygodnie. Nadal jest. Rozmawiamy tylko wtedy gdy on znajdzie czas i się do mnie odezwie. Nie jestem aż tak zdesperowana, aby czekać na jego łaskę. Nie jestem tym typem kobiet. - założyłam ręce na piersi. - Też mam swoje życie.
- Przecież chcesz, aby był w nim obecny.
- Oczywiście, że chcę. Problem polega na tym, że w jego planach jestem na szarym końcu. Wcale nie oczekiwałam wyjazdu na rajską plażę. Chciałam jedynie spędzić z nim trochę czasu. Nawet w domu. A on mi wczoraj mówi o urodzinach kumpla z drużyny na Lazurowym Wybrzeżu. Męski wypad! Jakby zbyt mało czasu ze sobą spędzali. - prychnęłam. - Przecież za półtora tygodnia wracają do treningów i wyjeżdżają na miesiąc!
- Po prostu porozmawiajcie.
- Nie będę się narzucać. - warknęłam. - A teraz idę się spakować.
*
Zatoka Katorska z wyglądu przypominała norweskie fiordy. Jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie iż jestem księżniczką tej cudownej krainy, a wynajety przez rodziców jacht jest statkiem pirackim na który zostałam porwana dla okupu. Potem "zakochiwałam" się w bezwzględnym, aczkolwiek przystojnym kapitanie piratów i żyłam z nim długo i szczęśliwe pływając po spokojnych wodach Adriatyku. Boże, jakie to było naiwne. Kobiety od małego miały słabość do niegrzecznych chłopców. Czy coś się zmieniło w ciągu dwunastu lat? Zatoka nadal była piękna, a mi urosły piersi. Porzuciłam marzenia o byciu księżniczką zdaną na łaskę pirata.
- To tutaj. - mama zatrzymała się przy jachcie łudząco podobnego do tego sprzed lat. Z wiadomych względów teraz wydawał się być o wiele mniejszy. - Wejdź na pokład. Ja tylko oddzwonię do Simon. - pomachała telefonem. Wzruszyłam jedynie ramionami idąc za jej wskazówkami. Jedyne na co miałam ochotę to zdjęcie z siebie sukienki i nasmarowanie mojego ciała olejkiem do opalania. Miałam zamiar cieszyć się słońcem przez cały dzień. Musiałyśmy tylko zaczekać na sternika, dzięki któremu nasz jacht wypłynie z portu.
- Pomóc? - zamarłam słysząc za sobą dobrze znany mi męski dźwięk. Buteleczka z olejkiem, którą kilka sekund wcześniej wyciągnęłam z torby, wypadła mi z dłoni. Powoli odwróciłam się w stronę dźwięku. Moje zdradzieckie serce chciało wręcz wyrwać się z piersi gdy dostrzegłam podnoszącego moją zgubę Kyliana.
- Co Ty tu robisz? - wydukałam.
- Chcę Ci pomóc w nasmarowaniu pleców. - uśmiechnął się.
- Miałeś być na Lazurowym Wybrzeżu. Na urodzinach kumpla.
- Którego? - jeszcze bardziej rozszerzył swoje usta.
- Łgałeś? - uniosłam brwi ku górze,
- Chciałem Ci zrobić niespodziankę. Głuptasie, na prawdę pomyślałaś że nie mam dla Ciebie czasu? - podszedł do mnie. Westchnęłam spuszczając głowę. - To wszystko było zaplanowane przed naszym związkiem. Resztę odwołałem. - położył swoje dłonie na moich biodrach. - Obiecuję, że nigdy więcej. Następne wakacje zaplanujemy razem.
- Przecież masz zobowiązania. - mruknęłam.
- Urodziny kota są ważniejsze.
- Nie masz kota. - zmarszczyłam czoło.
- Nie, ale to dobry pretekst, aby nie pozować przed aparatem. - przyłożył swoje czoło do mojego. - Tęskniłem za Tobą diablico.
- Jesteś w zmowie z moją matką?
- Powiedziała mi tylko gdzie będziecie, a resztę zaplanowałem ja. - ucałował moją skroń. - Jeszcze dzisiaj się Tobą podzielę. Dlatego daj się pocałować zanim ...
- Ciocia Di! - usłyszałam za sobą wesoły głos. Kylian westchnął ciężko, a ja wychyliłam się zza jego ramienia, nie wierząc własnym oczom. Na pokład wparował nie kto inny jak Isayah w rękawkach do pływania na ramionkach. Za nim kroczył zirytowany Ethan, który prawdopodobnie miał mieć go na oku. Pochód kończył najstarszy z braci w towarzystwie swojej żony, maleńkiej córeczki oraz mojej matki. - Pobawimy się? - dwulatek zadarł główkę ku górze.
*
Ostatnie promienie słońca zanurzały się w spokojne wody Adriatyku. Z błogim uśmiechem obserwowałam ten magiczny widok wtulona w umięśnione ramiona mojego mężczyzny. Właśnie skończyłam streszczać mu całą historię szalonego pomysłu mojej matki, który poskutkował posiadaniem przez nas własnej marki odzieżowej. Przynajmniej na papierze. Na szczęście, w przeciwieństwie do mojego ojca, Kylian nie nazwał nas wariatkami. Z pewnością stwierdził, że jestem idealną osobą do prowadzenia własnego biznesu. A nawet jeśli nie wszystko poszłoby po mojej myśli, zawsze zostaje mi bycie Agentem. W końcu nadal miałam mu pomagać i zdobywać cenne doświadczenie.
Westchnęłam ciężko opierając policzek o jego ramię. Mijający dzień był pełen wrażeń, skoków do wody oraz zabaw z energicznym dwulatkiem. Lubiłam spędzać czas z rodziną Mbappé. Z uśmiechem wspominałam "nadąsaną" minę Kyliana gdy Isayah oznajmił wszem i wobec iż ciocia Di jest tylko i wyłącznie jego. Nie chciał się mną podzielić za żadne skarby świata. Do czasu aż padł wykończony. Wieczorem zostaliśmy sami ciesząc się własnym towarzystwem, rozmawiając oraz skradając sobie nawzajem pocałunki. Mój podły humor zniknął jak za dotknięciem czarodziejkiej różdżki. Wystarczyło, że miałam go obok siebie, a reszta nie miała znaczenia.
- Kylian? - szepnęłam kreśląc palcem wzorki na jego umięśnionej klatce piersiowej. - Wiem, że do końca okienka transferowego sporo czasu, ale ... mówiłam Ci, że dla mnie to bez znaczenia. Możesz mi powiedzieć jaką decyzję podjąłeś. - zerknęłam na niego niepewnie. - Zostajesz w Paryżu, prawda?
- Na ten moment tak. - westchnął.
- Jak przebiegła rozmowa?
- To bez znaczenia. - wymusił uśmiech. - Nie podpiszę nowego kontraktu. Za rok sami usiądą do rozmów, aby na mnie zarobić. A przez ten czas spróbuję wygrać z PSG wszystko co tylko możliwe. Gram dla kibiców nie dla zarządu.
- Coś się stało, prawda?
- Będziesz mnie często odwiedzać?
- Przecież nie idziesz do więzienia. - zaśmiałam się. - Zapewne zbankrutuję, ale przynajmniej linie lotnicze na mnie zarobią. Nie zmieniaj jednak tematu i po prostu mi powiedz dlaczego jesteś zły. To było raczej do przewidzenia, że nie zgodzą się na transfer.
- Mówiłem już, że to bez znaczenia.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
- Bo będziesz wściekła. - podrapał się nerwowo po karku. Mój ponaglający wzrok zmusił go do dalszych wyjaśnień. - Po prostu mój ojciec wyszedł w środku rozmowy. Trzaskając drzwiami. Tak jak podejrzewałaś, dowiedzieli się o Tobie i uznali, że zostałaś wysłana przez Florentino. Zaproponowali mi ... - przerwał zagryzając swoje wargi.
- Żebyś ze mną zerwał? - uniosłam brwi ku górze. - Nic nowego.
- Zaoferowali mi więcej atrakcyjnych blondynek.
- Że co? - wydukałam. - Żartujesz, prawda? - Kylian milczał wpatrując się we mnie z powagą. Poczułam jak krew w moich żyłach zaczyna się gotować, a policzki płoną żywym ogniem. Ogarnęła mnie wściekłość. Miałam wrażenie, że z moich nozdrzy bucha para. Zerwałam się na równe nogi kląc siarczyście. - Mało Szejkom piłki nożnej, że się za budowanie haremów zabierają?! Jak on śmiał coś takiego powiedzieć Twojemu ojcu?! I to w towarzystwie pani Delphine!
- Dlatego nie będzie więcej negocjacji.
- Tak mi przykro. - jęknęłam. - To moja ...
- To nie jest Twoja wina. - wyciągnął do mnie rękę i posadził na swoich kolanach. - Takie są realia negocjacji na najwyższym poziomie. Wiedzą, że większe pieniądze mnie nie interesują. O haremach nie wspominając. - uśmiechnął się.
- To nie jest śmieszne. - mruknęłam.
- Oczywiście, że nie. Zresztą, nie ma na tym świecie drugiej takiej samej zadziornej blondynki, która w seksowny sposób rozstawiałaby mnie po kątach.
- Kylian!
- Nie interesują mnie inne kobiety.
- Ale to przez kobietę nie zagrasz w Realu Madryt.
- W tym momencie. - podkreślił. - Dina, nawet gdybym Cię nie poznał to zarząd PSG nie zgodziłby się na transfer.
- Wiem, ale miałam nadzieję, że jednak da się coś zrobić. - westchnęłam. - Naiwnie sądziłam, że wystarczy Twoja zgoda. Od początku czułam, że moja obecność tylko wszystko skomplikuje. Nie sądziłam jednak, że zarząd PSG traktuje ludzi przedmiotowo. Zapewne mam zakaz wejścia na stadion? - prychnęłam.
- Zależy Ci na tym?
- Zależy mi na Tobie.
- Będę szczęśliwy jeśli i Ty będziesz. - pogładził mój policzek. - Nikt Ci niczego w Paryżu nie zabroni. Możesz swobodnie wchodzić na moje mecze ilekroć będziesz we Francji. Mam nadzieję, że bardzo często. - uśmiechnął się. - Ale teraz się tym nie martwmy. - owinął swoje ręce wokół mojej talii.
- Też mam taką nadzieję. Twoja dłuższa nieobecność w moim życiu źle na mnie wpływa. Zamieniam się w zazdrosną i nadąsaną matronę. - skrzywiłam się rozbawiając Kyliana swoimi słowami. - Zachowywałam się dziecinnie.
- Już dobrze moja piegowata Chorwatko.
- Jaka?! - pisnęłam.
- Od słońca robią Ci się urocze piegi. - dotknął opuszkami palców mojej twarzy. - Nadejdzie dzień w którym będziesz mnie miała na codzień. Jeśli tylko będziesz chciała i Ci nie zbrzydnę. - zaśmiał się.
- Chcę.
- Więc Ci to obiecuję.
Westchnęłam ciężko opierając policzek o jego ramię. Mijający dzień był pełen wrażeń, skoków do wody oraz zabaw z energicznym dwulatkiem. Lubiłam spędzać czas z rodziną Mbappé. Z uśmiechem wspominałam "nadąsaną" minę Kyliana gdy Isayah oznajmił wszem i wobec iż ciocia Di jest tylko i wyłącznie jego. Nie chciał się mną podzielić za żadne skarby świata. Do czasu aż padł wykończony. Wieczorem zostaliśmy sami ciesząc się własnym towarzystwem, rozmawiając oraz skradając sobie nawzajem pocałunki. Mój podły humor zniknął jak za dotknięciem czarodziejkiej różdżki. Wystarczyło, że miałam go obok siebie, a reszta nie miała znaczenia.
- Kylian? - szepnęłam kreśląc palcem wzorki na jego umięśnionej klatce piersiowej. - Wiem, że do końca okienka transferowego sporo czasu, ale ... mówiłam Ci, że dla mnie to bez znaczenia. Możesz mi powiedzieć jaką decyzję podjąłeś. - zerknęłam na niego niepewnie. - Zostajesz w Paryżu, prawda?
- Na ten moment tak. - westchnął.
- Jak przebiegła rozmowa?
- To bez znaczenia. - wymusił uśmiech. - Nie podpiszę nowego kontraktu. Za rok sami usiądą do rozmów, aby na mnie zarobić. A przez ten czas spróbuję wygrać z PSG wszystko co tylko możliwe. Gram dla kibiców nie dla zarządu.
- Coś się stało, prawda?
- Będziesz mnie często odwiedzać?
- Przecież nie idziesz do więzienia. - zaśmiałam się. - Zapewne zbankrutuję, ale przynajmniej linie lotnicze na mnie zarobią. Nie zmieniaj jednak tematu i po prostu mi powiedz dlaczego jesteś zły. To było raczej do przewidzenia, że nie zgodzą się na transfer.
- Mówiłem już, że to bez znaczenia.
- Dlaczego nie chcesz mi powiedzieć?
- Bo będziesz wściekła. - podrapał się nerwowo po karku. Mój ponaglający wzrok zmusił go do dalszych wyjaśnień. - Po prostu mój ojciec wyszedł w środku rozmowy. Trzaskając drzwiami. Tak jak podejrzewałaś, dowiedzieli się o Tobie i uznali, że zostałaś wysłana przez Florentino. Zaproponowali mi ... - przerwał zagryzając swoje wargi.
- Żebyś ze mną zerwał? - uniosłam brwi ku górze. - Nic nowego.
- Zaoferowali mi więcej atrakcyjnych blondynek.
- Że co? - wydukałam. - Żartujesz, prawda? - Kylian milczał wpatrując się we mnie z powagą. Poczułam jak krew w moich żyłach zaczyna się gotować, a policzki płoną żywym ogniem. Ogarnęła mnie wściekłość. Miałam wrażenie, że z moich nozdrzy bucha para. Zerwałam się na równe nogi kląc siarczyście. - Mało Szejkom piłki nożnej, że się za budowanie haremów zabierają?! Jak on śmiał coś takiego powiedzieć Twojemu ojcu?! I to w towarzystwie pani Delphine!
- Dlatego nie będzie więcej negocjacji.
- Tak mi przykro. - jęknęłam. - To moja ...
- To nie jest Twoja wina. - wyciągnął do mnie rękę i posadził na swoich kolanach. - Takie są realia negocjacji na najwyższym poziomie. Wiedzą, że większe pieniądze mnie nie interesują. O haremach nie wspominając. - uśmiechnął się.
- To nie jest śmieszne. - mruknęłam.
- Oczywiście, że nie. Zresztą, nie ma na tym świecie drugiej takiej samej zadziornej blondynki, która w seksowny sposób rozstawiałaby mnie po kątach.
- Kylian!
- Nie interesują mnie inne kobiety.
- Ale to przez kobietę nie zagrasz w Realu Madryt.
- W tym momencie. - podkreślił. - Dina, nawet gdybym Cię nie poznał to zarząd PSG nie zgodziłby się na transfer.
- Wiem, ale miałam nadzieję, że jednak da się coś zrobić. - westchnęłam. - Naiwnie sądziłam, że wystarczy Twoja zgoda. Od początku czułam, że moja obecność tylko wszystko skomplikuje. Nie sądziłam jednak, że zarząd PSG traktuje ludzi przedmiotowo. Zapewne mam zakaz wejścia na stadion? - prychnęłam.
- Zależy Ci na tym?
- Zależy mi na Tobie.
- Będę szczęśliwy jeśli i Ty będziesz. - pogładził mój policzek. - Nikt Ci niczego w Paryżu nie zabroni. Możesz swobodnie wchodzić na moje mecze ilekroć będziesz we Francji. Mam nadzieję, że bardzo często. - uśmiechnął się. - Ale teraz się tym nie martwmy. - owinął swoje ręce wokół mojej talii.
- Też mam taką nadzieję. Twoja dłuższa nieobecność w moim życiu źle na mnie wpływa. Zamieniam się w zazdrosną i nadąsaną matronę. - skrzywiłam się rozbawiając Kyliana swoimi słowami. - Zachowywałam się dziecinnie.
- Już dobrze moja piegowata Chorwatko.
- Jaka?! - pisnęłam.
- Od słońca robią Ci się urocze piegi. - dotknął opuszkami palców mojej twarzy. - Nadejdzie dzień w którym będziesz mnie miała na codzień. Jeśli tylko będziesz chciała i Ci nie zbrzydnę. - zaśmiał się.
- Chcę.
- Więc Ci to obiecuję.
***