Po raz pierwszy w swoim życiu poczułam desperację związaną z akceptacją mojej osoby. Stojąc na przeciwko Fayzy Lamari, matki Kyliana, czułam jak z każdym kolejnym oddechem staję się co raz mniejsza i mniejsza. Oczy kobiety omiotły moją sylwetkę uważnym spojrzeniem, po czym zerknęły z niemym pytaniem na syna. Może gdybym parę sekund temu nie wisiała głową w dół nie czułabym teraz palących mnie ze wstydu policzków. Za to Kylian był kompletnie nie wzruszony niezręczną sytuacją. Z szerokim uśmiechem zerknął do stojącego obok matki wózka, w którym spał na oko dwuletni chłopiec.
- Jires zawiózł Melissę do szpitala. - drgnęłam na dźwięk jej głosu. - Lepiej będzie jeśli do niego dołączę bo skończy się jak poprzednim razem. Poproszę Gisele żeby ...
- Ja się nim zajmę. Nie mam dziś popołudniowego treningu.
- Nie jesteś zajęty? - zerknęła znów na mnie.
- Mamo, to Dina o której Ci wraz z tatą opowiadaliśmy. - posłał mi pokrzepiający uśmiech. - Mówi po francusku, więc na pewno się dogadacie. Dina, to moja mama, jak zapewne sama zauważyłaś.
- Miło mi panią poznać.
- Wzajemnie. Mój mąż jest Tobą zachwycony. Szczególnie po czystce w garderobie Kyliana. - na te słowa jej syn przewrócił oczami. - Przyznam, że sama tam zerknęłam i jestem pod wrażeniem. Ja już dawno straciłam kontrolę nad jego ubraniami.
- Każdy mężczyzna potrzebuje kobiecej rady w tej kwestii. - odważyłam się zażartować. Pani Fayza posłała mi uśmiech, który raczej mogłam uznać za swój sukces. Poczułam jak stres powoli zaczyna opuszczać moje napięte mięśnie.
- Wilfried się mądruje, a jest dokładnie taki sam.
- Mamo. - jęknął zażenowany Kylian. - Jeszcze jej pokaż moje kompromitujące zdjęcia z dzieciństwa. - syknął przez zęby, po czym ostrożnie pchnął wózek ze śpiącym dzieckiem w stronę salonu.
- Takie coś pokazywałam jedynie Twojej bratowej. - wzruszyła ramionami. Miałam wrażenie iż kąciki jej ust lekko się uniosły gdy syn posłał jej spojrzenie pełne niezrozumiałego dla mnie ostrzeżenia. - Nad czym pracowaliście wracając z siłowni? - spytała niewinnie podkreślając słowo "pracowaliście".
- Namawiałem Dinę na obiad.
- W dość spartański sposób. - zauważyła zerkając na zegarek. - Muszę uciekać. Lana może pojawić się na świecie w każdej chwili. Twój brat może tego emocjonalnie nie wytrzymać jak w przypadku naszego lwiątka. - zerknęła do wózka z czułością. - Miło było Cię poznać Dino. Mam nadzieję, że kiedyś znajdziemy więcej czasu na rozmowę. - zwróciła się do mnie.
- Z przyjemnością.
- Ach, zapomniałabym! Wczoraj spotkaliśmy z ojcem rodzinę Neymara. Nie wspominałeś, że wybierasz się z nimi do Dubaju. - jej cienka brew uniosła się ku górze. - Rafaela wręcz nie może się doczekać. - zerknęła na mnie kątem oka, jakby chciała ocenić moją reakcję na te słowa. To oczywiste, że ogarnęła mnie złość, ale w tym przypadku nie miałam nic do powiedzenia. Oscar miał rację. Prywatne życie Kyliana to tylko i wyłącznie jego sprawa.
- Obiecałem się zastanowić. - odchrząknął. - Spieszyłaś się.
- Gisele Ci pomoże w razie czego. - ostatni raz zerknęła na wnuka. Chwilę później zostaliśmy w salonie sami, nie licząc chłopca, który zaczął się wiercić przez sen. Kylian ukląkł przy wózku wpatrując się w niego w ciszy. Uśmiech rozświetlił jego twarz gdy główka dziecka lekko się uniosła. Chłopiec zaspanym wzrokiem rozejrzał się wokół. Dostrzegając wujka ukazał światu swoje pojedyncze ząbki.
- Nasze lwiątko się wyspało? - połaskotał go po brzuszku. Poczułam na sobie uważne spojrzenie. Chłopiec przez chwilę mi się przypatrywał, po czym speszony wtulił się w swój kocyk. - Przedstaw się pani. Jak masz na imię?
- Simba. - wymruczał chłopiec przecierając oczka.
- To nie Twoje imię. - rozbawiony Kylian wyjął go z wózka. Chłopiec momentalnie to wykorzystał wtulając się w jego szyję. Nie mogłam nie uśmiechnąć się na ten widok. - I ... ?
- Isayah. - szepnął speszony.
- Śliczne imię. - przyznałam.
- Chcę bajkę. - wskazał paluszkiem na ogromny telewizor. Kylian posadził go na kanapie i wybrał odpowiedni kanał. Dziecko momentalnie zaciekawiło się kolorowymi postaciami co jego wujek wykorzystał udając się do kuchni. Niepewnie przysiadłam na wygodnej pufie nie wiedząc jak odnaleźć się w tej sytuacji. Isayah co chwilę na mnie zerkał, jakby oceniał czy nie jestem tlenioną wiedźmą. Był uroczy, ale które dziecko takie nie jest? - Chcę siku.
- Co? - wydukałam niczym głupia blondynka. - Oh ... zawołam wujka, dobrze? - zerwałam się ze swojego miejsca. Chłopiec ostentacyjnie zacisnął piąstki na przodzie swoich spodni.
- Tseba sybko. - oznajmił.
- To może ja z Tobą pójdę? - zaproponowałam. Byłam pewna, że odmówi, ale ku mojemu zdziwieniu chwycił mnie ufnie za wyciągniętą dłoń. Dobrze że nabyłam jako takie doświadczenie w opiece nad dziećmi Luki i Vanji. Dzięki temu uniknęłam kompromitacji. Wychodząc z łazienki natknęliśmy się na zaskoczonego Kyliana. - Z naturą nie wygrasz. - odpowiedziałam mu na to nieme pytanie.
- Di ładnie pachnie. - oznajmił Isayah. - Socek! - wyciągnął rączki.
- Idź powoli. - poinstruował go podając kubek. - Zaraz będzie obiad. Di też z nami zje. - szelmowsko puścił do mnie oczko.
- Di? - wydukałam zdając sobie sprawę, że to o mnie mówił dwulatek. Do tej pory śmieszyły mnie wszelkie ksywki oraz skróty imion, jednak w ustach chłopca zabrzmiało to bardzo przyjemnie. - Mówiłam już, że nie jestem głodna.
- Taki przykład dziecku dajesz?
- Kylian! - syknęłam ostrzegawczo przez zęby. Niestety, ale przegrałam tą bitwę. Wystarczyło, aby Isayah spojrzał na mnie ponaglająco, a kilka sekund później siedziałam z nim przy stole. Musiałam przyznać Kylianowi rację, ponieważ Gisele zaserwowała nam przepyszne danie. Z uśmiechem spoglądałam na piłkarza, który udawał samolot, karmiąc przy tym bratanka. Chłopiec śmiał się głośno, ale posłusznie przełykał jedzenie.
- Telas Di! - wskazał na mnie paluszkiem.
- Mam Cię nakarmić? - spytałam.
- Ne. Wujek jest pilotem. Daj samolot Di! - zawołał. Uniosłam brew ku górze spoglądając na wyszczerzonego Kyliana.
- Żartujesz? - szepnęłam gdy zbliżył się do mnie z widelcem w dłoniach.
- Bądź grzeczną dziewczynką. Samolocik leci ... zrób aaaa ... - przez krótką chwilę miałam ochotę go trzepnąć z oburzenia, jednak widok jego miny był bezcenny. Parsknęłam śmiechem chowając twarz w dłoniach. Isayah poszedł w moje ślady chichocząc na cały dom. - Jesteś niegrzeczna.
- Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej.
- Nie przy dziecku. - pogroził mi.
- To Ty masz brzydkie myśli. - oburzyłam się.
- Gdybyś znała moje myśli to zarumieniłabyś się z wrażenia.
- Albo z zażenowania.
- Wątpię. - szepnął do mojego ucha drażniąc je swoim oddechem. Po moim ciele przebiegł niespodziewany dreszcz. Odchrząknęłam nerwowo skupiając się na zawartości mojego talerza. Kylian, który nadal udawał samolot, skończył karmić bratanka. Chłopiec błyskawicznie to wykorzystał zeskakując z krzesła i udając się do Gisele. - Do kiedy zostajesz w Paryżu?
- Wieczorem mam samolot. Oscar będzie na mnie czekać.
- Zostań do jutra. - spojrzał na mnie uważnie.
- Dlaczego? Nie mamy nic do przedyskutowania.
- Jutro wieczorem ... jem kolację z dość ważną osobą. Nowym sponsorem. - odchrząknął. - Pomyślałem, że mogłabyś nam towarzyszyć. Doskonale wiesz, że cenię Twoją opinię i chciałbym ją usłyszeć.
- Co to za sponsor? - zaciekawiłam się.
- Przedstawi swoją ofertę wieczorem.
- Kylian, nie mam w co się ubrać. - jęknęłam.
- To akurat nie problem. Ja się tym zajmę.
- Jasne! - prychnęłam. - Nie będziesz mi kupował sukienki!
- Pracujesz dla mnie. - uniósł brew ku górze. - Nie mogę Ci zapłacić sukienką? Zasłużyłaś za przykładanie się do swoich obowiązków. - dodał rozbawiony. Wywróciłam oczami i zanim zdążyłam skomentować jego słowa wrócił Isayah.
- Di, bawimy się?
W ten oto sposób zostałam towarzyszką małego lwiątka przez następne dwie godziny. Układaliśmy puzzle, bawiliśmy się w chowanego i berka, a nawet kopaliśmy piłkę co niezwykle bawiło rozłożonego na kanapie Kyliana. Nie ukrywam że właśnie w tym momencie najzabawniejszym zajęciem dwulatka było obserwowanie jak duszę jego wujka poduszką. Jako córka Predraga Mijatovica potrafiłam prosto kopnąć piłkę, a nie krzywo, jak twierdził bezczelnie Francuz.
- Chce kakao. - Isayah przetarł sennie swoje oczka.
- Lwie, Gisele już poszła. - westchnął Kylian.
- W czym Ci jest potrzebna Gisele? - zdziwiłam się. - Masz mleko i kakao? - wstałam z kanapy. Isayah automatycznie za mną podreptał. Z satysfakcją wymalowaną na twarzy znalazłam wszystko co było mi potrzebne. Z chęcią zabrałam się za przygotowanie chłopcu mlecznego napoju.
- Chcę na lącki. - Isayah pociągnął mnie za nogawkę od spodni. Uroczo zadarł główkę do góry spoglądając na mnie z nadzieją. Uśmiechnęłam się spełniając jego prośbę. Jedną ręką przytrzymywałam jego drobne ciało, a drugą mieszałam łyżką w garnku. Poczułam jak dwulatek wtula się w moją szyję. - Di, ładnie pachnie. - szepnął sennie.
- Ty też ładnie pachniesz. - ucałowałam jego czoło. Był tak słodki, że mogłabym go schrupać. Kątem oka dostrzegłam Kyliana, który wrócił po rozmowie telefonicznej ze swoim bratem. - Najlepiej będzie jeśli przygotujesz mu łóżko. Chyba za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Miejmy nadzieję, że jego rodzice nie będą mieć pretensji iż położyliśmy go bez kąpieli. Budzi się w nocy? Kylian? - zerknęłam na piłkarza. Stał oparty o framugę drzwi spoglądając na nas nieobecnym wzrokiem. - Stało się coś?
- Co? - wydukał. - Nie, nie. Zostałem wujkiem. - kąciki jego ust uniosły się ku górze. - A Isayah został oficjalnie starszym bratem.
- Więc gratulacje dla was obu. Zamiast szampana wypijesz kakao. - wskazałam na garnek. - Lwiątko nam odpłynęło.
Nie rozumiałam dlaczego Kylian robił z dzisiejszej kolacji tajemnicę. Czyżby obawiał się że odmówię? Kim był owy sponsor i dlaczego piłkarz nie chciał zdradzić mi szczegółów? Wiele pytań krążyło mi po głowie gdy stałam przed lustrem tworząc fale z moich włosów. Oczywiście, że się zgodziłam i nie wróciłam z Oscarem do Madrytu. W ostatnim czasie z przerażeniem stwierdziłam iż nie potrafię odmówić Mbappé.
Uchyliłam lekko drzwi usłyszawszy kilka sekund wcześniej pukanie. Kurier podarował mi eleganckie pudełko, które ostrożnie odstawiłam na hotelowym łóżku.
- Chanel. - westchnęłam ciężko kładąc dłonie na biodrach. Przez chwilę się wahałam, jednak kobieca ciekawość była silniejsza od jakiegokolwiek uporu. Uniosłam eleganckie wieko, po czym ostrożnie wyjęłam czarną sukienkę. - Dekolt oraz rozcięcie od uda. Zginiesz marnie Mbappé. - mruknęłam pod nosem. Między palce chwyciłam zostawioną wiadomość.
Krocząc hotelowym korytarzem naszła mnie myśl iż Kylian był dżentelmenem. Czasami miałam wrażenie iż traktuje mnie jak księżniczkę, co z jednej strony sprawiało mi przyjemność, jednak z drugiej było sprzeczne z moimi feministycznymi poglądami. Wcześniej, zanim go poznałam, nigdy w życiu bym tak o nim nie pomyślała. Był dla mnie cwaniakiem, który z dnia na dzień stał się gwiazdą. Porównywałam go do Neymara, który może i kochał grać w piłkę, jednak jak na Brazylijczyka z wielkim nazwiskiem przystało, zaczął dość wcześnie zaprzepaszczać swój ogromny talent na rzecz dobrej zabawy. Cieszył mnie fakt iż Kylian miał wokół siebie dużo poważniejsze otoczenie niż jego kolega z boiska. Żaden z członków rodziny nie wykorzystywał go do własnych celów. I może właśnie dzięki swoim najbliższym stał się tym kim obecnie jest.
- Pani Mijatović? - przede mną wyrósł elegancki mężczyzna.
- Tak. - przytaknęłam. - Jest pan kierowcą?
- Pan Mbappé prosił, abym zawiózł panią na miejsce. - otworzył przede mną drzwi. Zdziwił mnie brak Kyliana w samochodzie, aczkolwiek zajęłam wyznaczone dla mnie miejsce. Znów miałam przyjemność oglądać nocny Paryż z okien samochodu. Z uśmiechem zaczęłam wspominać spacer jego uliczkami przy zamaskowanym piłkarzu u swojego boku. Spojrzałam na najbardziej rozpoznawalny obiekt w tym mieście. Podświetlona Wieża Eiffla rzucała się w oczy w każdym zakątku stolicy Francji. A my zbliżaliśmy się do niej co raz bardziej. Nie ukryłam swojego zaskoczenia gdy kierowca zaparkował tuż obok niej. Otworzył przede mną drzwi i uprzejmie poprosił o wyjście.
- Proszę skierować się do windy dla gości. - wskazał mi odpowiedni kierunek. Kolacja na Wieży Eiffla? Zdawałam sobie sprawę z istnienia restauracji "58 Tour Eiffel" znajdującej się dokładnie 58 metrów nad paryskimi chodnikami, nie sądziłam jednak że to właśnie ją wybierze Kylian na spotkanie biznesowe. Żwawym krokiem ruszyłam przed siebie czując chłodne powietrze na policzkach. Dopiero co rozpoczęła się wiosna, więc było zbyt wcześnie na ciepłe wieczory.
Nacisnęłam odpowiedni przycisk w windzie i cierpliwie czekałam aż zawiezie mnie ona na odpowiedni poziom. Gdy jej drzwi się rozsunęły ujrzałam lokaja stojącego obok szyldu restauracji. Z uśmiechem wpuścił mnie do środka. Zaskoczona rozejrzałam się wokół nie dostrzegając innych gości. Przy samym oknie stał stolik przygotowany dla dwóch osób. Obok niego stał Kylian, odwrócony do mnie plecami i obserwujący nocny Paryż.
Nareszcie znalazłam czas, aby dokończyć ten rozdział i was poodwiedzać :) Jak myślicie, kim jest tajemniczy sponsor? ^^
- Jires zawiózł Melissę do szpitala. - drgnęłam na dźwięk jej głosu. - Lepiej będzie jeśli do niego dołączę bo skończy się jak poprzednim razem. Poproszę Gisele żeby ...
- Ja się nim zajmę. Nie mam dziś popołudniowego treningu.
- Nie jesteś zajęty? - zerknęła znów na mnie.
- Mamo, to Dina o której Ci wraz z tatą opowiadaliśmy. - posłał mi pokrzepiający uśmiech. - Mówi po francusku, więc na pewno się dogadacie. Dina, to moja mama, jak zapewne sama zauważyłaś.
- Miło mi panią poznać.
- Wzajemnie. Mój mąż jest Tobą zachwycony. Szczególnie po czystce w garderobie Kyliana. - na te słowa jej syn przewrócił oczami. - Przyznam, że sama tam zerknęłam i jestem pod wrażeniem. Ja już dawno straciłam kontrolę nad jego ubraniami.
- Każdy mężczyzna potrzebuje kobiecej rady w tej kwestii. - odważyłam się zażartować. Pani Fayza posłała mi uśmiech, który raczej mogłam uznać za swój sukces. Poczułam jak stres powoli zaczyna opuszczać moje napięte mięśnie.
- Wilfried się mądruje, a jest dokładnie taki sam.
- Mamo. - jęknął zażenowany Kylian. - Jeszcze jej pokaż moje kompromitujące zdjęcia z dzieciństwa. - syknął przez zęby, po czym ostrożnie pchnął wózek ze śpiącym dzieckiem w stronę salonu.
- Takie coś pokazywałam jedynie Twojej bratowej. - wzruszyła ramionami. Miałam wrażenie iż kąciki jej ust lekko się uniosły gdy syn posłał jej spojrzenie pełne niezrozumiałego dla mnie ostrzeżenia. - Nad czym pracowaliście wracając z siłowni? - spytała niewinnie podkreślając słowo "pracowaliście".
- Namawiałem Dinę na obiad.
- W dość spartański sposób. - zauważyła zerkając na zegarek. - Muszę uciekać. Lana może pojawić się na świecie w każdej chwili. Twój brat może tego emocjonalnie nie wytrzymać jak w przypadku naszego lwiątka. - zerknęła do wózka z czułością. - Miło było Cię poznać Dino. Mam nadzieję, że kiedyś znajdziemy więcej czasu na rozmowę. - zwróciła się do mnie.
- Z przyjemnością.
- Ach, zapomniałabym! Wczoraj spotkaliśmy z ojcem rodzinę Neymara. Nie wspominałeś, że wybierasz się z nimi do Dubaju. - jej cienka brew uniosła się ku górze. - Rafaela wręcz nie może się doczekać. - zerknęła na mnie kątem oka, jakby chciała ocenić moją reakcję na te słowa. To oczywiste, że ogarnęła mnie złość, ale w tym przypadku nie miałam nic do powiedzenia. Oscar miał rację. Prywatne życie Kyliana to tylko i wyłącznie jego sprawa.
- Obiecałem się zastanowić. - odchrząknął. - Spieszyłaś się.
- Gisele Ci pomoże w razie czego. - ostatni raz zerknęła na wnuka. Chwilę później zostaliśmy w salonie sami, nie licząc chłopca, który zaczął się wiercić przez sen. Kylian ukląkł przy wózku wpatrując się w niego w ciszy. Uśmiech rozświetlił jego twarz gdy główka dziecka lekko się uniosła. Chłopiec zaspanym wzrokiem rozejrzał się wokół. Dostrzegając wujka ukazał światu swoje pojedyncze ząbki.
- Nasze lwiątko się wyspało? - połaskotał go po brzuszku. Poczułam na sobie uważne spojrzenie. Chłopiec przez chwilę mi się przypatrywał, po czym speszony wtulił się w swój kocyk. - Przedstaw się pani. Jak masz na imię?
- Simba. - wymruczał chłopiec przecierając oczka.
- To nie Twoje imię. - rozbawiony Kylian wyjął go z wózka. Chłopiec momentalnie to wykorzystał wtulając się w jego szyję. Nie mogłam nie uśmiechnąć się na ten widok. - I ... ?
- Isayah. - szepnął speszony.
- Śliczne imię. - przyznałam.
- Chcę bajkę. - wskazał paluszkiem na ogromny telewizor. Kylian posadził go na kanapie i wybrał odpowiedni kanał. Dziecko momentalnie zaciekawiło się kolorowymi postaciami co jego wujek wykorzystał udając się do kuchni. Niepewnie przysiadłam na wygodnej pufie nie wiedząc jak odnaleźć się w tej sytuacji. Isayah co chwilę na mnie zerkał, jakby oceniał czy nie jestem tlenioną wiedźmą. Był uroczy, ale które dziecko takie nie jest? - Chcę siku.
- Co? - wydukałam niczym głupia blondynka. - Oh ... zawołam wujka, dobrze? - zerwałam się ze swojego miejsca. Chłopiec ostentacyjnie zacisnął piąstki na przodzie swoich spodni.
- Tseba sybko. - oznajmił.
- To może ja z Tobą pójdę? - zaproponowałam. Byłam pewna, że odmówi, ale ku mojemu zdziwieniu chwycił mnie ufnie za wyciągniętą dłoń. Dobrze że nabyłam jako takie doświadczenie w opiece nad dziećmi Luki i Vanji. Dzięki temu uniknęłam kompromitacji. Wychodząc z łazienki natknęliśmy się na zaskoczonego Kyliana. - Z naturą nie wygrasz. - odpowiedziałam mu na to nieme pytanie.
- Di ładnie pachnie. - oznajmił Isayah. - Socek! - wyciągnął rączki.
- Idź powoli. - poinstruował go podając kubek. - Zaraz będzie obiad. Di też z nami zje. - szelmowsko puścił do mnie oczko.
- Di? - wydukałam zdając sobie sprawę, że to o mnie mówił dwulatek. Do tej pory śmieszyły mnie wszelkie ksywki oraz skróty imion, jednak w ustach chłopca zabrzmiało to bardzo przyjemnie. - Mówiłam już, że nie jestem głodna.
- Taki przykład dziecku dajesz?
- Kylian! - syknęłam ostrzegawczo przez zęby. Niestety, ale przegrałam tą bitwę. Wystarczyło, aby Isayah spojrzał na mnie ponaglająco, a kilka sekund później siedziałam z nim przy stole. Musiałam przyznać Kylianowi rację, ponieważ Gisele zaserwowała nam przepyszne danie. Z uśmiechem spoglądałam na piłkarza, który udawał samolot, karmiąc przy tym bratanka. Chłopiec śmiał się głośno, ale posłusznie przełykał jedzenie.
- Telas Di! - wskazał na mnie paluszkiem.
- Mam Cię nakarmić? - spytałam.
- Ne. Wujek jest pilotem. Daj samolot Di! - zawołał. Uniosłam brew ku górze spoglądając na wyszczerzonego Kyliana.
- Żartujesz? - szepnęłam gdy zbliżył się do mnie z widelcem w dłoniach.
- Bądź grzeczną dziewczynką. Samolocik leci ... zrób aaaa ... - przez krótką chwilę miałam ochotę go trzepnąć z oburzenia, jednak widok jego miny był bezcenny. Parsknęłam śmiechem chowając twarz w dłoniach. Isayah poszedł w moje ślady chichocząc na cały dom. - Jesteś niegrzeczna.
- Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej.
- Nie przy dziecku. - pogroził mi.
- To Ty masz brzydkie myśli. - oburzyłam się.
- Gdybyś znała moje myśli to zarumieniłabyś się z wrażenia.
- Albo z zażenowania.
- Wątpię. - szepnął do mojego ucha drażniąc je swoim oddechem. Po moim ciele przebiegł niespodziewany dreszcz. Odchrząknęłam nerwowo skupiając się na zawartości mojego talerza. Kylian, który nadal udawał samolot, skończył karmić bratanka. Chłopiec błyskawicznie to wykorzystał zeskakując z krzesła i udając się do Gisele. - Do kiedy zostajesz w Paryżu?
- Wieczorem mam samolot. Oscar będzie na mnie czekać.
- Zostań do jutra. - spojrzał na mnie uważnie.
- Dlaczego? Nie mamy nic do przedyskutowania.
- Jutro wieczorem ... jem kolację z dość ważną osobą. Nowym sponsorem. - odchrząknął. - Pomyślałem, że mogłabyś nam towarzyszyć. Doskonale wiesz, że cenię Twoją opinię i chciałbym ją usłyszeć.
- Co to za sponsor? - zaciekawiłam się.
- Przedstawi swoją ofertę wieczorem.
- Kylian, nie mam w co się ubrać. - jęknęłam.
- To akurat nie problem. Ja się tym zajmę.
- Jasne! - prychnęłam. - Nie będziesz mi kupował sukienki!
- Pracujesz dla mnie. - uniósł brew ku górze. - Nie mogę Ci zapłacić sukienką? Zasłużyłaś za przykładanie się do swoich obowiązków. - dodał rozbawiony. Wywróciłam oczami i zanim zdążyłam skomentować jego słowa wrócił Isayah.
- Di, bawimy się?
W ten oto sposób zostałam towarzyszką małego lwiątka przez następne dwie godziny. Układaliśmy puzzle, bawiliśmy się w chowanego i berka, a nawet kopaliśmy piłkę co niezwykle bawiło rozłożonego na kanapie Kyliana. Nie ukrywam że właśnie w tym momencie najzabawniejszym zajęciem dwulatka było obserwowanie jak duszę jego wujka poduszką. Jako córka Predraga Mijatovica potrafiłam prosto kopnąć piłkę, a nie krzywo, jak twierdził bezczelnie Francuz.
- Chce kakao. - Isayah przetarł sennie swoje oczka.
- Lwie, Gisele już poszła. - westchnął Kylian.
- W czym Ci jest potrzebna Gisele? - zdziwiłam się. - Masz mleko i kakao? - wstałam z kanapy. Isayah automatycznie za mną podreptał. Z satysfakcją wymalowaną na twarzy znalazłam wszystko co było mi potrzebne. Z chęcią zabrałam się za przygotowanie chłopcu mlecznego napoju.
- Chcę na lącki. - Isayah pociągnął mnie za nogawkę od spodni. Uroczo zadarł główkę do góry spoglądając na mnie z nadzieją. Uśmiechnęłam się spełniając jego prośbę. Jedną ręką przytrzymywałam jego drobne ciało, a drugą mieszałam łyżką w garnku. Poczułam jak dwulatek wtula się w moją szyję. - Di, ładnie pachnie. - szepnął sennie.
- Ty też ładnie pachniesz. - ucałowałam jego czoło. Był tak słodki, że mogłabym go schrupać. Kątem oka dostrzegłam Kyliana, który wrócił po rozmowie telefonicznej ze swoim bratem. - Najlepiej będzie jeśli przygotujesz mu łóżko. Chyba za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Miejmy nadzieję, że jego rodzice nie będą mieć pretensji iż położyliśmy go bez kąpieli. Budzi się w nocy? Kylian? - zerknęłam na piłkarza. Stał oparty o framugę drzwi spoglądając na nas nieobecnym wzrokiem. - Stało się coś?
- Co? - wydukał. - Nie, nie. Zostałem wujkiem. - kąciki jego ust uniosły się ku górze. - A Isayah został oficjalnie starszym bratem.
- Więc gratulacje dla was obu. Zamiast szampana wypijesz kakao. - wskazałam na garnek. - Lwiątko nam odpłynęło.
Lwiątko ❤️
*
Nie rozumiałam dlaczego Kylian robił z dzisiejszej kolacji tajemnicę. Czyżby obawiał się że odmówię? Kim był owy sponsor i dlaczego piłkarz nie chciał zdradzić mi szczegółów? Wiele pytań krążyło mi po głowie gdy stałam przed lustrem tworząc fale z moich włosów. Oczywiście, że się zgodziłam i nie wróciłam z Oscarem do Madrytu. W ostatnim czasie z przerażeniem stwierdziłam iż nie potrafię odmówić Mbappé.
Uchyliłam lekko drzwi usłyszawszy kilka sekund wcześniej pukanie. Kurier podarował mi eleganckie pudełko, które ostrożnie odstawiłam na hotelowym łóżku.
- Chanel. - westchnęłam ciężko kładąc dłonie na biodrach. Przez chwilę się wahałam, jednak kobieca ciekawość była silniejsza od jakiegokolwiek uporu. Uniosłam eleganckie wieko, po czym ostrożnie wyjęłam czarną sukienkę. - Dekolt oraz rozcięcie od uda. Zginiesz marnie Mbappé. - mruknęłam pod nosem. Między palce chwyciłam zostawioną wiadomość.
"O 21:00 pod hotel zajedzie kierowca. Bądź gotowa."
Krocząc hotelowym korytarzem naszła mnie myśl iż Kylian był dżentelmenem. Czasami miałam wrażenie iż traktuje mnie jak księżniczkę, co z jednej strony sprawiało mi przyjemność, jednak z drugiej było sprzeczne z moimi feministycznymi poglądami. Wcześniej, zanim go poznałam, nigdy w życiu bym tak o nim nie pomyślała. Był dla mnie cwaniakiem, który z dnia na dzień stał się gwiazdą. Porównywałam go do Neymara, który może i kochał grać w piłkę, jednak jak na Brazylijczyka z wielkim nazwiskiem przystało, zaczął dość wcześnie zaprzepaszczać swój ogromny talent na rzecz dobrej zabawy. Cieszył mnie fakt iż Kylian miał wokół siebie dużo poważniejsze otoczenie niż jego kolega z boiska. Żaden z członków rodziny nie wykorzystywał go do własnych celów. I może właśnie dzięki swoim najbliższym stał się tym kim obecnie jest.
- Pani Mijatović? - przede mną wyrósł elegancki mężczyzna.
- Tak. - przytaknęłam. - Jest pan kierowcą?
- Pan Mbappé prosił, abym zawiózł panią na miejsce. - otworzył przede mną drzwi. Zdziwił mnie brak Kyliana w samochodzie, aczkolwiek zajęłam wyznaczone dla mnie miejsce. Znów miałam przyjemność oglądać nocny Paryż z okien samochodu. Z uśmiechem zaczęłam wspominać spacer jego uliczkami przy zamaskowanym piłkarzu u swojego boku. Spojrzałam na najbardziej rozpoznawalny obiekt w tym mieście. Podświetlona Wieża Eiffla rzucała się w oczy w każdym zakątku stolicy Francji. A my zbliżaliśmy się do niej co raz bardziej. Nie ukryłam swojego zaskoczenia gdy kierowca zaparkował tuż obok niej. Otworzył przede mną drzwi i uprzejmie poprosił o wyjście.
- Proszę skierować się do windy dla gości. - wskazał mi odpowiedni kierunek. Kolacja na Wieży Eiffla? Zdawałam sobie sprawę z istnienia restauracji "58 Tour Eiffel" znajdującej się dokładnie 58 metrów nad paryskimi chodnikami, nie sądziłam jednak że to właśnie ją wybierze Kylian na spotkanie biznesowe. Żwawym krokiem ruszyłam przed siebie czując chłodne powietrze na policzkach. Dopiero co rozpoczęła się wiosna, więc było zbyt wcześnie na ciepłe wieczory.
Nacisnęłam odpowiedni przycisk w windzie i cierpliwie czekałam aż zawiezie mnie ona na odpowiedni poziom. Gdy jej drzwi się rozsunęły ujrzałam lokaja stojącego obok szyldu restauracji. Z uśmiechem wpuścił mnie do środka. Zaskoczona rozejrzałam się wokół nie dostrzegając innych gości. Przy samym oknie stał stolik przygotowany dla dwóch osób. Obok niego stał Kylian, odwrócony do mnie plecami i obserwujący nocny Paryż.
***
Nareszcie znalazłam czas, aby dokończyć ten rozdział i was poodwiedzać :) Jak myślicie, kim jest tajemniczy sponsor? ^^