sobota, 29 lutego 2020

12. Isayah

Po raz pierwszy w swoim życiu poczułam desperację związaną z akceptacją mojej osoby. Stojąc na przeciwko Fayzy Lamari, matki Kyliana, czułam jak z każdym kolejnym oddechem staję się co raz mniejsza i mniejsza. Oczy kobiety omiotły moją sylwetkę uważnym spojrzeniem, po czym zerknęły z niemym pytaniem na syna. Może gdybym parę sekund temu nie wisiała głową w dół nie czułabym teraz palących mnie ze wstydu policzków. Za to Kylian był kompletnie nie wzruszony niezręczną sytuacją. Z szerokim uśmiechem zerknął do stojącego obok matki wózka, w którym spał na oko dwuletni chłopiec.
- Jires zawiózł Melissę do szpitala. - drgnęłam na dźwięk jej głosu. - Lepiej będzie jeśli do niego dołączę bo skończy się jak poprzednim razem. Poproszę Gisele żeby ...
- Ja się nim zajmę. Nie mam dziś popołudniowego treningu.
- Nie jesteś zajęty? - zerknęła znów na mnie.
- Mamo, to Dina o której Ci wraz z tatą opowiadaliśmy. - posłał mi pokrzepiający uśmiech. - Mówi po francusku, więc na pewno się dogadacie. Dina, to moja mama, jak zapewne sama zauważyłaś.
- Miło mi panią poznać.
- Wzajemnie. Mój mąż jest Tobą zachwycony. Szczególnie po czystce w garderobie Kyliana. - na te słowa jej syn przewrócił oczami. - Przyznam, że sama tam zerknęłam i jestem pod wrażeniem. Ja już dawno straciłam kontrolę nad jego ubraniami.
- Każdy mężczyzna potrzebuje kobiecej rady w tej kwestii. - odważyłam się zażartować. Pani Fayza posłała mi uśmiech, który raczej mogłam uznać za swój sukces. Poczułam jak stres powoli zaczyna opuszczać moje napięte mięśnie.
- Wilfried się mądruje, a jest dokładnie taki sam.
- Mamo. - jęknął zażenowany Kylian. - Jeszcze jej pokaż moje kompromitujące zdjęcia z dzieciństwa. - syknął przez zęby, po czym ostrożnie pchnął wózek ze śpiącym dzieckiem w stronę salonu.
- Takie coś pokazywałam jedynie Twojej bratowej. - wzruszyła ramionami. Miałam wrażenie iż kąciki jej ust lekko się uniosły gdy syn posłał jej spojrzenie pełne niezrozumiałego dla mnie ostrzeżenia. - Nad czym pracowaliście wracając z siłowni? - spytała niewinnie podkreślając słowo "pracowaliście".
- Namawiałem Dinę na obiad.
- W dość spartański sposób. - zauważyła zerkając na zegarek. - Muszę uciekać. Lana może pojawić się na świecie w każdej chwili. Twój brat może tego emocjonalnie nie wytrzymać jak w przypadku naszego lwiątka. - zerknęła do wózka z czułością. - Miło było Cię poznać Dino. Mam nadzieję, że kiedyś znajdziemy więcej czasu na rozmowę. - zwróciła się do mnie.
- Z przyjemnością.
- Ach, zapomniałabym! Wczoraj spotkaliśmy z ojcem rodzinę Neymara. Nie wspominałeś, że wybierasz się z nimi do Dubaju. - jej cienka brew uniosła się ku górze. - Rafaela wręcz nie może się doczekać. - zerknęła na mnie kątem oka, jakby chciała ocenić moją reakcję na te słowa. To oczywiste, że ogarnęła mnie złość, ale w tym przypadku nie miałam nic do powiedzenia. Oscar miał rację. Prywatne życie Kyliana to tylko i wyłącznie jego sprawa.
- Obiecałem się zastanowić. - odchrząknął. - Spieszyłaś się.
- Gisele Ci pomoże w razie czego. - ostatni raz zerknęła na wnuka. Chwilę później zostaliśmy w salonie sami, nie licząc chłopca, który zaczął się wiercić przez sen. Kylian ukląkł przy wózku wpatrując się w niego w ciszy. Uśmiech rozświetlił jego twarz gdy główka dziecka lekko się uniosła. Chłopiec zaspanym wzrokiem rozejrzał się wokół. Dostrzegając wujka ukazał światu swoje pojedyncze ząbki.
- Nasze lwiątko się wyspało? - połaskotał go po brzuszku. Poczułam na sobie uważne spojrzenie. Chłopiec przez chwilę mi się przypatrywał, po czym speszony wtulił się w swój kocyk. - Przedstaw się pani. Jak masz na imię?
- Simba. - wymruczał chłopiec przecierając oczka.
- To nie Twoje imię. - rozbawiony Kylian wyjął go z wózka. Chłopiec momentalnie to wykorzystał wtulając się w jego szyję. Nie mogłam nie uśmiechnąć się na ten widok. - I ... ?
- Isayah. - szepnął speszony.
- Śliczne imię. - przyznałam.
- Chcę bajkę. - wskazał paluszkiem na ogromny telewizor. Kylian posadził go na kanapie i wybrał odpowiedni kanał. Dziecko momentalnie zaciekawiło się kolorowymi postaciami co jego wujek wykorzystał udając się do kuchni. Niepewnie przysiadłam na wygodnej pufie nie wiedząc jak odnaleźć się w tej sytuacji. Isayah co chwilę na mnie zerkał, jakby oceniał czy nie jestem tlenioną wiedźmą. Był uroczy, ale które dziecko takie nie jest? - Chcę siku.
- Co? - wydukałam niczym głupia blondynka. - Oh ... zawołam wujka, dobrze? - zerwałam się ze swojego miejsca. Chłopiec ostentacyjnie zacisnął piąstki na przodzie swoich spodni.
- Tseba sybko. - oznajmił.
- To może ja z Tobą pójdę? - zaproponowałam. Byłam pewna, że odmówi, ale ku mojemu zdziwieniu chwycił mnie ufnie za wyciągniętą dłoń. Dobrze że nabyłam jako takie doświadczenie w opiece nad dziećmi Luki i Vanji. Dzięki temu uniknęłam kompromitacji. Wychodząc z łazienki natknęliśmy się na zaskoczonego Kyliana. - Z naturą nie wygrasz. - odpowiedziałam mu na to nieme pytanie.
- Di ładnie pachnie. - oznajmił Isayah. - Socek! - wyciągnął rączki.
- Idź powoli. - poinstruował go podając kubek. - Zaraz będzie obiad. Di też z nami zje. - szelmowsko puścił do mnie oczko.
- Di? - wydukałam zdając sobie sprawę, że to o mnie mówił dwulatek. Do tej pory śmieszyły mnie wszelkie ksywki oraz skróty imion, jednak w ustach chłopca zabrzmiało to bardzo przyjemnie. - Mówiłam już, że nie jestem głodna.
- Taki przykład dziecku dajesz?
- Kylian! - syknęłam ostrzegawczo przez zęby. Niestety, ale przegrałam tą bitwę. Wystarczyło, aby Isayah spojrzał na mnie ponaglająco, a kilka sekund później siedziałam z nim przy stole. Musiałam przyznać Kylianowi rację, ponieważ Gisele zaserwowała nam przepyszne danie. Z uśmiechem spoglądałam na piłkarza, który udawał samolot, karmiąc przy tym bratanka. Chłopiec śmiał się głośno, ale posłusznie przełykał jedzenie.
- Telas Di! - wskazał na mnie paluszkiem.
- Mam Cię nakarmić? - spytałam.
- Ne. Wujek jest pilotem. Daj samolot Di! - zawołał. Uniosłam brew ku górze spoglądając na wyszczerzonego Kyliana.
- Żartujesz? - szepnęłam gdy zbliżył się do mnie z widelcem w dłoniach.
- Bądź grzeczną dziewczynką. Samolocik leci ... zrób aaaa ... - przez krótką chwilę miałam ochotę go trzepnąć z oburzenia, jednak widok jego miny był bezcenny. Parsknęłam śmiechem chowając twarz w dłoniach. Isayah poszedł w moje ślady chichocząc na cały dom. - Jesteś niegrzeczna.
- Nigdy nie twierdziłam, że jest inaczej.
- Nie przy dziecku. - pogroził mi.
- To Ty masz brzydkie myśli. - oburzyłam się.
- Gdybyś znała moje myśli to zarumieniłabyś się z wrażenia.
- Albo z zażenowania.
- Wątpię. - szepnął do mojego ucha drażniąc je swoim oddechem. Po moim ciele przebiegł niespodziewany dreszcz. Odchrząknęłam nerwowo skupiając się na zawartości mojego talerza. Kylian, który nadal udawał samolot, skończył karmić bratanka. Chłopiec błyskawicznie to wykorzystał zeskakując z krzesła i udając się do Gisele. - Do kiedy zostajesz w Paryżu?
- Wieczorem mam samolot. Oscar będzie na mnie czekać.
- Zostań do jutra. - spojrzał na mnie uważnie.
- Dlaczego? Nie mamy nic do przedyskutowania.
- Jutro wieczorem ... jem kolację z dość ważną osobą. Nowym sponsorem. - odchrząknął. - Pomyślałem, że mogłabyś nam towarzyszyć. Doskonale wiesz, że cenię Twoją opinię i chciałbym ją usłyszeć.
- Co to za sponsor? - zaciekawiłam się.
- Przedstawi swoją ofertę wieczorem.
- Kylian, nie mam w co się ubrać. - jęknęłam.
- To akurat nie problem. Ja się tym zajmę.
- Jasne! - prychnęłam. - Nie będziesz mi kupował sukienki!
- Pracujesz dla mnie. - uniósł brew ku górze. - Nie mogę Ci zapłacić sukienką? Zasłużyłaś za przykładanie się do swoich obowiązków. - dodał rozbawiony. Wywróciłam oczami i zanim zdążyłam skomentować jego słowa wrócił Isayah.
- Di, bawimy się?
W ten oto sposób zostałam towarzyszką małego lwiątka przez następne dwie godziny. Układaliśmy puzzle, bawiliśmy się w chowanego i berka, a nawet kopaliśmy piłkę co niezwykle bawiło rozłożonego na kanapie Kyliana. Nie ukrywam że właśnie w tym momencie najzabawniejszym zajęciem dwulatka było obserwowanie jak duszę jego wujka poduszką. Jako córka Predraga Mijatovica potrafiłam prosto kopnąć piłkę, a nie krzywo, jak twierdził bezczelnie Francuz.
- Chce kakao. - Isayah przetarł sennie swoje oczka.
- Lwie, Gisele już poszła. - westchnął Kylian.
- W czym Ci jest potrzebna Gisele? - zdziwiłam się. - Masz mleko i kakao? - wstałam z kanapy. Isayah automatycznie za mną podreptał. Z satysfakcją wymalowaną na twarzy znalazłam wszystko co było mi potrzebne. Z chęcią zabrałam się za przygotowanie chłopcu mlecznego napoju.
- Chcę na lącki. - Isayah pociągnął mnie za nogawkę od spodni. Uroczo zadarł główkę do góry spoglądając na mnie z nadzieją. Uśmiechnęłam się spełniając jego prośbę. Jedną ręką przytrzymywałam jego drobne ciało, a drugą mieszałam łyżką w garnku. Poczułam jak dwulatek wtula się w moją szyję. - Di, ładnie pachnie. - szepnął sennie.
- Ty też ładnie pachniesz. - ucałowałam jego czoło. Był tak słodki, że mogłabym go schrupać. Kątem oka dostrzegłam Kyliana, który wrócił po rozmowie telefonicznej ze swoim bratem. - Najlepiej będzie jeśli przygotujesz mu łóżko. Chyba za dużo wrażeń jak na jeden dzień. Miejmy nadzieję, że jego rodzice nie będą mieć pretensji iż położyliśmy go bez kąpieli. Budzi się w nocy? Kylian? - zerknęłam na piłkarza. Stał oparty o framugę drzwi spoglądając na nas nieobecnym wzrokiem. - Stało się coś?
- Co? - wydukał. - Nie, nie. Zostałem wujkiem. - kąciki jego ust uniosły się ku górze. - A Isayah został oficjalnie starszym bratem.
- Więc gratulacje dla was obu. Zamiast szampana wypijesz kakao. - wskazałam na garnek. - Lwiątko nam odpłynęło.


  
Lwiątko ❤️

*

Nie rozumiałam dlaczego Kylian robił z dzisiejszej kolacji tajemnicę. Czyżby obawiał się że odmówię? Kim był owy sponsor i dlaczego piłkarz nie chciał zdradzić mi szczegółów? Wiele pytań krążyło mi po głowie gdy stałam przed lustrem tworząc fale z moich włosów. Oczywiście, że się zgodziłam i nie wróciłam z Oscarem do Madrytu. W ostatnim czasie z przerażeniem stwierdziłam iż nie potrafię odmówić Mbappé.
Uchyliłam lekko drzwi usłyszawszy kilka sekund wcześniej pukanie. Kurier podarował mi eleganckie pudełko, które ostrożnie odstawiłam na hotelowym łóżku.
- Chanel. - westchnęłam ciężko kładąc dłonie na biodrach. Przez chwilę się wahałam, jednak kobieca ciekawość była silniejsza od jakiegokolwiek uporu. Uniosłam eleganckie wieko, po czym ostrożnie wyjęłam czarną sukienkę. - Dekolt oraz rozcięcie od uda. Zginiesz marnie Mbappé. - mruknęłam pod nosem. Między palce chwyciłam zostawioną wiadomość.


"O 21:00 pod hotel zajedzie kierowca. Bądź gotowa."


Krocząc hotelowym korytarzem naszła mnie myśl iż Kylian był dżentelmenem. Czasami miałam wrażenie iż traktuje mnie jak księżniczkę, co z jednej strony sprawiało mi przyjemność, jednak z drugiej było sprzeczne z moimi feministycznymi poglądami. Wcześniej, zanim go poznałam, nigdy w życiu bym tak o nim nie pomyślała. Był dla mnie cwaniakiem, który z dnia na dzień stał się gwiazdą. Porównywałam go do Neymara, który może i kochał grać w piłkę, jednak jak na Brazylijczyka z wielkim nazwiskiem przystało, zaczął dość wcześnie zaprzepaszczać swój ogromny talent na rzecz dobrej zabawy. Cieszył mnie fakt iż Kylian miał wokół siebie dużo poważniejsze otoczenie niż jego kolega z boiska. Żaden z członków rodziny nie wykorzystywał go do własnych celów. I może właśnie dzięki swoim najbliższym stał się tym kim obecnie jest. 
- Pani Mijatović? - przede mną wyrósł elegancki mężczyzna.
- Tak. - przytaknęłam. - Jest pan kierowcą?
- Pan Mbappé prosił, abym zawiózł panią na miejsce. - otworzył przede mną drzwi. Zdziwił mnie brak Kyliana w samochodzie, aczkolwiek zajęłam wyznaczone dla mnie miejsce. Znów miałam przyjemność oglądać nocny Paryż z okien samochodu. Z uśmiechem zaczęłam wspominać spacer jego uliczkami przy zamaskowanym piłkarzu u swojego boku. Spojrzałam na najbardziej rozpoznawalny obiekt w tym mieście. Podświetlona Wieża Eiffla rzucała się w oczy w każdym zakątku stolicy Francji. A my zbliżaliśmy się do niej co raz bardziej. Nie ukryłam swojego zaskoczenia gdy kierowca zaparkował tuż obok niej. Otworzył przede mną drzwi i uprzejmie poprosił o wyjście. 
- Proszę skierować się do windy dla gości. - wskazał mi odpowiedni kierunek. Kolacja na Wieży Eiffla? Zdawałam sobie sprawę z istnienia restauracji "58 Tour Eiffel" znajdującej się dokładnie 58 metrów nad paryskimi chodnikami, nie sądziłam jednak że to właśnie ją wybierze Kylian na spotkanie biznesowe. Żwawym krokiem ruszyłam przed siebie czując chłodne powietrze na policzkach. Dopiero co rozpoczęła się wiosna, więc było zbyt wcześnie na ciepłe wieczory.
Nacisnęłam odpowiedni przycisk w windzie i cierpliwie czekałam aż zawiezie mnie ona na odpowiedni poziom. Gdy jej drzwi się rozsunęły ujrzałam lokaja stojącego obok szyldu restauracji. Z uśmiechem wpuścił mnie do środka. Zaskoczona rozejrzałam się wokół nie dostrzegając innych gości. Przy samym oknie stał stolik przygotowany dla dwóch osób. Obok niego stał Kylian, odwrócony do mnie plecami i obserwujący nocny Paryż.

***

Nareszcie znalazłam czas, aby dokończyć ten rozdział i was poodwiedzać :) Jak myślicie, kim jest tajemniczy sponsor? ^^

niedziela, 9 lutego 2020

11. Prawda

W towarzystwie mojej mamy spędziłam dwa tygodnie pełne smacznych obiadów, wyrozumiałych rozmów oraz codziennych warsztatów jogi, które sprawiły mi wiele dziecięcej radości. W moim mieszkaniu zrodziła się mała Ziemia Kobiet, dzięki której mogłam oderwać swoje myśli dotyczące męskiego gatunku. Odprężyłam się, zrelaksowałam, a nawet ograniczyłam kontakty z Mbappé do minimum. Dzięki luzu w grafiku, Oscar mógł osobiście zadbać o interesy swojego najważniejszego klienta. Nie oznaczała to jednak brak jakiegokolwiek kontaktu pomiędzy mną, a Francuzem. 
Ósmego marca, zaraz po powrocie z pracy, zostałam powitana przez rozbawiony wzrok mojej matki. Bez słowa wskazała na okazały bukiet białych róż stojący w wazonie. Od razu domyśliłam się kto jest ich nadawcą. 
- Dlaczego zawsze białe róże? - zapytałam na wstępie. Niczym nastolatka schowałam się z telefonem w łazience przed wścibskim nosem matki. Nie zadawała krępujących pytań, aczkolwiek jej wzrok mówił wiele. Po drugiej stronie usłyszałam cichy śmiech Kyliana. 
- Kojarzysz mi się z białą różą. Z zewnątrz piękna i delikatna, a w środku diablica z kolcami. - rzucił aluzją rozbawiając mnie. - Biały to Twój kolor, nieprawdaż? Pasuje do Ciebie.
- Biały pasuje do wybranych. 
- Zapamiętam.
- Zapamiętasz? - zdumiona przeciągnęłam to słowo. Poczułam jak krew w żyłach zaczyna mi szybciej pulsować. Czy jednym krótkim wyrazem chciał mi coś przekazać? - Kylian ...
- Neymar ma zamiar przemalować swoje włosy na różowo.
- Słucham? - wydukałam wybita z rytmu.
- Przegrany zakład z Cavanim. Na początku wyśmiał ten pomysł, ale jednak stwierdził, że do niego wszystko pasuje. 
- Pajace mają to do siebie. - mruknęłam. Kylian wybuchnął śmiechem, a kąciki moich ust uniosły się delikatnie. Jego rechotanie było dość specyficzne i zabawne. - Dziękuję za kwiaty, choć nie musiałeś.
- Ejże! To przecież Dzień Kobiet. 
- Szczerze mówiąc nigdy nie dostawałam kwiatów. - przyznałam.
- Czyli jestem jedynym ich nadawcą? - przytaknęłam. - Sprawiło Ci to chociaż przyjemność? - wstrzymałam oddech na wydźwięk tego pytania. Znów to cholerne łaskotanie w podbrzuszu i dreszcz na kręgosłupie. Gdzie podziała się moja feministyczna opinia dotycząca takiej głupoty jak obdarowywanie kobiety kwiatami?
- To bardzo ... miłe. - odchrząknęłam. - Bardzo miłe.


*

"Urodziny siostry Neymara kontra Ligue 1"


O relacjach Neymara z jego siostrą powstało już wiele opowieści. Prawdą jest, że od kilku lat Brazylijczyk nie wykazuje dyspozycyjności w momencie, gdy urodziny obchodzi bliska mu osoba. Pech chciał, że jeden z najważniejszych ligowych meczy przeciwko Stade Rennes koligował z urodzinami Rafaelli Santos. O ile brazylijski gwiazdor nadal leczy swoją kontuzję, o tyle jego koledzy z boiska, którzy byli obecni na owym przyjęciu, wydawali się być "zmęczeni" nie całe dwa dni później na boisku. Całe spotkanie na całe szczęście zakończyło się remisem, który i tak rozwścieczył trenera Paryżan, który starł się słownie z Kylianem Mbappe. Francuskiemu napastnikowi nie spodobał się fakt, iż został zdjęty z boiska przez Thomasa Tuchela, co potwierdził nie podając szkoleniowcowi dłoni podczas zmiany. "To ja tu podejmuję decyzje!" grzmiał głos niemieckiego trenera na konferencji prasowej. Czy aby na pewno? Właściciele PSG niejednokrotnie przymykali oczy na występki swoich największych gwiazd. Rafaella Santos już w Barcelonie stała na drodze do odpowiedniej motywacji swojego sławnego brata. Kylian Mbappé jest jej kolejną ofiarą? Francuskie i brazylijskie już rozpoczęły insynuacje dotyczące ich romansu.

- Co Ty na to?
- Masz na myśli owy romans czy sprzeczkę z trenerem na oczach milionów widzów? - z nieciekawą miną oddałam Oscarowi tablet. Wściekłość na Kyliana rosła we mnie z każdym kolejnym przeczytanym słowem. Zachował się jak gówniarz! Mógł zrobić dobrą minę do złej gry, ale nie! Szanowny pan Mbappé musiał pokazać swoje ja! I jeszcze ta cholerna Rafaella, która zaczęła działać mi na nerwy.
- Sprzeczka. Perez zapewne otworzył szampana.
- Sądziłam, że raczej nie spodoba mu się takie zachowanie.
- Czy Ty wyobrażasz sobie, aby ktokolwiek tak postawił się Zizou? Przypominam Ci, że podporządkował sobie samego Cristiano Ronaldo, który pod jego skrzydłami rozstrzelał się jeszcze bardziej. - uniósł zabawnie swoje brwi. Zagryzłam wargę bijąc się z myślami. Zizou był zbyt ważną osobą dla Kyliana, aby pysknął do niego choć słówkiem. Albo po prostu tak sobie wmawiałam chcąc go w jakikolwiek sposób wytłumaczyć.
- Trzeba go odizolować od Neymara i tej lampucery.
- Nie. On sam ma zrozumieć, że ich towarzystwo nie wpływa na niego dobrze. Jest dorosły. My dbamy o jego wizerunek, a nie o życie prywatne. - oczami wyobraźni zobaczyłam Kyliana jako piłkarza Realu Madryt z Rafaellą u swojego boku. Rafaella na Santiago Bernabeu. W koszulce Realu Madryt. Wręcz wstrzymałam oddech z irracjonalnej złości.
- Muszę zapalić. - mruknęłam.
- Dina, mówiłem Ci już że szkodzisz swojemu zdrowiu?
- Jeden papieros na jakiś czas nie jest uzależnieniem. - posłałam mu niemrawy uśmiech, po czym opuściłam gabinet. Miałam ochotę chwycić za telefon i powiedzieć Kylianowi co sądzę o jego zachowaniu. Powstrzymałam się jednak. Jeszcze poczuje diablice na swojej skórze!


*

W Paryżu zjawiłam się kilka dni później. Oscar otrzymał zaproszenie od przedstawicieli NIKE na luźną rozmowę dotyczącą kolejnej reklamy z udziałem ich wspólnego klienta. Wspaniałomyślnie zabrał mnie ze sobą. Spotkanie czysto biznesowe dość szybko zamieniło się w rozmowę dobrych znajomych. Miałam się jedynie przysłuchiwać, a już po chwili brałam udział w żywej dyskusji. Nie zmieniło to faktu, że w mojej głowie nadal miałam cel obecnej wizyty w stolicy Francji. Co jakiś czas zerkałam na zegarek odliczając minuty do końca treningu PSG. Według moich obliczeń Kylian powinien być w domu za godzinę.
I był. A przynajmniej takie odniosłam wrażenie dostrzegając samochód na podjeździe. Żwawym krokiem ruszyłam do drzwi, stukając swoimi obcasami o kamieniste podłoże. Nacisnęłam dzwonek do drzwi niecierpliwie oczekując ich uchylenia się.
- Dzień dobry. - w programu stanęła uśmiechnięta Gisele. - Kylian jest w siłowni. Nie mówił, że dzisiaj przyjedziesz. - wpuściła mnie do środka.
- Jestem w Paryżu przejazdem. Mamy do wyjaśnienia kilka kwestii. W tą stronę? - wskazałam schody prowadzące do "piwnic". Kobieta przytaknęła proponując przekąskę. Grzecznie odmówiłam czując się pełną po obiedzie. Ostrożnie stąpając po stopniach zeszłam na najniższy poziom. Już z daleka usłyszałam francuski rap dobiegający z głośników. Doprowadził mnie on do pana domu, który siedział na stacjonarnym rowerze przeglądając w międzyczasie swój telefon. Prychnęłam wyłączając muzykę.
- Dina! - uśmiechnął się szeroko. Jego wzrok przemieścił się po mojej sylwetce odzianej w szary opinający garnitur. - Pani Mijatović, wygląda dziś pani niezwykle elegancko. Czy jest coś co do pani nie pasuje?
- Nie podlizuj się. Tak wygląda Twój trening?
- Chciałem tylko rozruszać swoje mięśnie. - zeskoczył z roweru.
- Palców u dłoni? - zironizowałam.
- Ok, o co tak na prawdę chodzi? - założył ręce na piersi.
- Pomagam Ci przy wizerunku, prawda? - przytaknął. - Więc mam prawo wyrazić swoją dezaprobatę dotyczącą Twoich czynów oraz nieprzemyślanych decyzji.
- Dobrze mamo, nie będę dotykał telefonu podczas treningu.
- Nie irytuj mnie bardziej! - warknęłam zaciskając dłonie w piąstki. - Doskonale wiesz o co mi chodzi!
- Mam rozumieć, że uraczysz mnie kazaniem dotyczącym mojej sprzeczki z trenerem? To on zaczął. - prychnął. Wywróciłam z politowaniem oczami. - Takie zachowanie nie przystałoby piłkarzowi Realu Madryt, prawda? To chcesz mi powiedzieć? - spojrzał na mnie z góry. - Coś Ci powiem Dina. - nachylił się nade mną. - Nie walnąłem go z główki jak Zizou swego czasu. A jednak wszyscy nazywamy go za ten czyn bohaterem.
- To co innego! - oburzyłam się.
- Tuchel za wszelką cenę chce nas sobie podporządkować. I szanuje to, ale szacunek powinien też działać w drugą stronę. Chciał mi dać nauczkę. Pokazać światu, że ukarał Kyliana Mbappé bo śmiał iść na przyjęcie! To przez niego zremisowaliśmy.
- Żaden poważny piłkarz nie chodzi na imprezy przed meczem.
- Byłem tam dosłownie przez godzinę! - zdenerwował się. - Z grzeczności! Złożyłem jej życzenia i wyszedłem. Wcale nie byłem zmęczony podczas meczu, powinnaś to wiedzieć bo się na tym znasz!
- To nie chodzi o mecz, a Twoje zachowanie podczas zmiany! Rozumiem, miałeś swoje powody, ale patrzyły na Ciebie miliony ludzi! Teraz mają Cię za rozpieszczoną gwiazdę! Nie mogłeś sobie darować fochów i wyjaśnić z trenerem problemu za zamkniętymi drzwiami?!
- Z każdym innym trenerem tak, ale z nim się nie da.
- I według Ciebie jakie będą skutki takiego zachowania? - położyłam dłonie na biodrach. - Do czego Ty dążysz? Do zwolnienia trenera czy do własnego transferu?
- To zależy.
- Od czego?
- Od tego czy nie polecisz z tą informacją do Florentino Pereza. - wbił we mnie stanowczy wzrok. Z wrażenia wręcz skuliłam się w sobie. Moje usta lekko się uchyliły, a oczy powiększyły. Poczułam jak moje ciało ogarnia panika. Domyślił się. - Na prawdę masz mnie za skończonego kretyna, Dina?
- Kylian ...
- Czyli masz.
- Nie prawda! Sam naciskałeś, abym z Tobą współpracowała!
- Współpracowała, a nie donosiła!
- Nie donoszę! To znaczy ... to nie jest tak jak myślisz. - jęknęłam. - Ja na prawdę tego nie chciałam. Perez prosił, abym Cię obserwowała. Ale nie było mowy o jakimkolwiek namawianiu! Powiedziałam im, że sam powinieneś podjąć tą decyzję. Czy chociaż przez chwilę poczułeś, że wywieram na Tobie presję? - spojrzałam na niego z desperacją. Nie doczekałam się jednak żadnej odpowiedzi. - Kylian, Florentino nie miał nic złego na myśli. On uszanuje każdą Twoją decyzję, ale jeśli istnieje jakakolwiek szansa na to, że chcesz się przenieść do Madrytu, to obydwoje o tym wiemy, że jest on jedyną osobą na świecie, która Ci w tym pomoże. Nikt inny nie wyciągnie Cię z PSG. Musisz po prostu tego chcieć. Prosiłam, aby dali Ci czas.
- Powiedziałaś mu o nowym kontrakcie?
- Pani Delphine mi pozwoliła. - szepnęła.
- Sam jej kazałem.
- Słucham? - wydukałam.
- Od początku byłem świadom tego, że Real Madryt zareaguje gdy poproszę Cię o współpracę. Byłem ciekaw jak to rozegrasz. - sięgnął po butelkę wody i spokojnie upił kilka łyków. Tymczasem ja wpatrywałam się w niego ze zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy. - Jesteś  beznadziejna w byciu tajnym agentem. - kąciki jego ust lekko się uniosły. - Mówiłem Ci już, że musisz być egoistką, aby się wybić. Jesteś zbyt szczera w kontaktach międzyludzkich.
- Nie chcę się na nikim wybijać.
- Dlatego nasza relacja jest szczera. Bo jest, prawda?
- A myślisz, że dlaczego prawie Ci kazania?
- Diablica. - wyszczerzył się.
- Więc nie jesteś zły na mnie?
- Przecież mi nie szkodzisz, wprost przeciwnie. - wzruszył ramionami. - Jako jedna z nielicznych osób na świecie rozumiesz, że sam muszę podjąć tą decyzję. W swoim czasie wszyscy się o tym dowiedzą, ale na tą chwilę gram dla PSG i koniec tematu. Dlatego nie obchodź się ze mną jak z jajkiem i jeśli chcesz coś powiedzieć związanego z Realem Madryt to to mów, jasne? Nie jąkaj się i nie uciekaj wzrokiem.
- Zauważyłeś? - jęknęłam zażenowana.
- Oczywiście. - zaśmiał się. - Możesz mieć nadal kontakt z Florentino, ale będziesz przekazywać mu to, o co sam poproszę, dobrze? Obiecuje, że będzie to sama prawda. Chcę po prostu szczerości pomiędzy nami.
- Ale mogę zadać Ci pytanie? - zagryzłam wargę. Kylian kiwnął głową w odpowiedzi. - Nie napyskowałbyś do Zizou, prawda?
- Zizou nigdy by mnie nie ośmieszył.
- Tego się trzymaj. W innym przypadku walnąłby Cię z główki. - rzuciłam rozbawiona, a śmiech Kyliana przeciął całą posiadłość. Skutkiem naszej rozmowy była błogość rozlewająca się po moim ciele. Poczułam ulgę. Już nie musiałam niczego przed nim ukrywać. No, prócz kilku żenujących dla mnie faktów.
- Zjesz ze mną obiad? W czwartki Gisele przechodzi samą siebie.
- Dziękuję, ale jadłam już.
- Boisz się chudzino, że przytyjesz? - uniósł brew ku górze.
- Ja i chudzina? - parsknęłam.
- Masz same kości. - pisnęłam czując męskie dłonie na swojej tali. Bezczelny zaczął mnie łaskotać! Ze śmiechem próbowałam się mu wyrwać jednak był ode mnie zdecydowanie silniejszy. Prosiłam, błagałam, a w rezultacie zostałam przerzucona jak worek kartofli przez ramię. Kylian ruszył schodami w górę.
- Postaw mnie!
- Idziemy na obiad.
- Kylian!
- Kylian? - usłyszałam zdziwiony damski głos.
- Mama?

***

Miłego tygodnia :)


sobota, 1 lutego 2020

10. Ziemia Kobiet

30 milionów euro netto za sezon. Przecież to nawet brzmiało absurdalnie! Trzeba być szaleńcem, aby tyle zaproponować piłkarzowi. Bądź zdesperowanym, co było bardziej logicznym wytłumaczeniem. Zaciągnęłam się papierosem spoglądając na nocny Madryt. Nie byłam w stanie przewidzieć decyzji jaką podejmie na koniec sezonu Kylian. Wybierze ogromne pieniądze czy wykorzysta szansę wskoczenia na piłkarski top? Czym się kierował w swoim życiu? Musiał zdawać sobie sprawę z tego iż w Madrycie takiego kontraktu nie dostanie. Skoro pensja Cristiano Ronaldo nigdy nie zbliżyła się do takiej kwoty, dlaczego nagle zasady Florentino Pereza miałyby ulec zmianie? Drabinka płacowa nie mogłaby zostać aż tak naruszona. Nie było nawet takiej opcji. Czym więc przekonać go do transferu? Z irytacją wyrzuciłam peta do kosza. 
- Argument ma tylko dwa słowa. Real Madryt. Jeśli nie wywołują one przyjemnych dreszczy nie ma sensu tracić czasu na dyskusje. - wysyczałam własne słowa z gali. - Idiotko, doskonale znasz odpowiedź na to pytanie. 
Zamknęłam za sobą drzwi tarasowe. Przyjemne ciepło buchające z wnętrza mieszkanka owiało moje zmarznięte ramiona. Potarłam je siadając na kanapie. Dumałam. Musiałam jak najszybciej poznać zdanie Kyliana dotyczące ewentualnych przenosin do Madrytu. A jakby tak wyłożyć karty na stół? Obawiałam się że prawdą mogłabym zrazić go do tego pomysłu. Zrazić go do mojej osoby. Jęknęłam z irytacją przecierając twarz dłońmi. Pociągał mnie. Musiałam nareszcie to sama przed sobą przyznać. Ale co w tym dziwnego skoro był on atrakcyjnym mężczyzną? 

Dwa dni wcześniej

Nadeszła chwila kręcenia reklamy męskich kosmetyków Bulk Homme. Jako agentka od wizerunku, a raczej agentka w zastępstwie za Oscara, miałam prawo uczestniczyć w zdjęciach. Szczerze mówiąc było to ciekawe doświadczeniem. Mogłam od kulis zobaczyć jak wygląda praca nad reklamą. Przechadzałam się pomiędzy tysiącem kabli przyglądając każdej nawet najdrobniejszej rzeczy. W tym czasie Kylian był przygotowywany w garderobie. Zawsze marzyłam o własnej czysto amatorskiej sesji zdjęciowej. Dla zabawy i podniesienia własnej samooceny. Samo bycie modelką kompletnie mnie nie pociągało. 
- Ma pani ochotę na kawę? - spojrzałam na nie dużo starszą ode mnie dziewczynę, która prawdopodobnie była tu asystentką kogoś ważnego. Miałyśmy ze sobą wiele wspólnego. Uprzejmie odmówiłam nie chcąc kłopocić kogokolwiek moją osobą. Moim zamiarem było nie rzucanie się dzisiaj w oczy. - Oh! - wydukała spoglądając na coś za moimi plecami. Jej policzki pokryły się rumieńcem. Zdezorientowana odwróciłam swoją głowę. 
- Oh ... - powtórzyłam szeptem wpatrując się w zbliżającego się Kyliana. Jego naga klata lśniła w świetle reflektorów. Każdy, nawet najmniejszy mięsień poruszał się wraz z jego chodem. Na sobie miał jedynie białe spodnie opinające jego wysportowane nogi oraz zgrabny tyłek. Przełknęłam ślinę mają wrażenie iż zaschło mi w gardle. 


Byłam na siebie wściekła choć to mało powiedziane. Owszem, byłam tylko kobietą. Ale jak mogłam dopuścić do tego, aby choć przez chwilę pomyśleń o Kylianie Mbappé w taki sposób!? To on ze mną flirtował, choć na całe szczęście zaprzestał tego. Czy aż tak brakowało mi mężczyzny? Czy byłam aż tak bardzo zdesperowana, aby zastanawiać się nad smakiem ust Francuza? Nad jego ... pewnymi umiejętnościami? Podskoczyłam przestraszona słysząc dźwięk dzwonka do drzwi. Z irytacją podniosłam się z kanapy, aby zobaczyć kto się do mnie dobija o tej porze. 
- Federico? - wydukałam.
- Hej. - odezwał się niepewnie. - Mogę? 
- To chyba nie najlepszy pomysł.
- Dina, porozmawiajmy. - spojrzał na mnie z miną zbitego psa. - Ta kłótnia była bezsensowna, nie uważasz? Przecież właśnie tego zawsze chcieliśmy uniknąć. - zauważył zgodnie z prawdą. Westchnęłam otwierając przed nim drzwi. 
- Napijesz się czegoś?
- Nie, dziękuję. - usiadł na kanapie klepiąc miejsce obok, które po chwili wahania zajęłam. - Posłuchaj. Nigdy nie traktowałem Cię jak ... sama wiesz. - odchrząknął. - Mimo wszystko nadal jesteś dla mnie ważna i gdyby nie fakt, że kompletnie nie nadaje się do związków, byłabyś dla mnie tą idealną. Wyobrażasz sobie nas na randce? Niby o czym mielibyśmy rozmawiać? 
- Fakt. - mruknęłam. Może to zabrzmi dziwnie, ale nigdy nie mieliśmy ze sobą wspólnych tematów. Był układ, który nam odpowiadał. Nie rozumiałam czego w tamtym momencie zapragnęłam. 
- Mogę zostać? - poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. Spojrzałam na niego uważnie bijąc się z własnymi myślami. Jak to mówią? Klin klinem? Nawet nie zorientowałam się kiedy moje i Federico usta złączyły się w jedno, a ja usiadłam okrakiem na jego kolanach. Całowałam go namiętnie, wręcz pożerając. Moje niecierpliwe dłonie pozbyły go bluzy, a następnie podkoszulka. Byłam jak w transie chcąc całkowicie poddać się pożądaniu. Chciałam ... z irytacją odepchnęłam mężczyznę i skoczyłam na równe nogi. Przeczesałam nerwowo swoje włosy. 
- Nie mam ochoty. - syknęłam wychodząc do kuchni. Wściekła chwyciłam butelkę z wodą i upiłam kilka łyków. Żadnego pożądania. Żadnej namiętności. Nic! Jakbym całowała członka własnej rodziny. Jakbym była marionetką. Lalką do ... zgrzytnęłam zębami. Gdzie są te cholerne hormony gdy ich potrzebuję?! 
*

Twoje dłonie suną zmysłowo po moich udach, a ja zapominam o dość ważnym procesie jakim jest oddychanie. Odsuwasz się, a ja błagam abyś tego nie robił. Głupieję, a przecież to nie w moim stylu. Zaglądam głęboko w Twoje dzikie oczy i zapominam o całym świecie. O moich zasadach i o tym, że przekraczamy granicę profesjonalizmu. Nareszcie mnie masz, a ja nareszcie mam Ciebie.
Dotykasz mnie bez skrępowania, a ja szepczę Twoje imię. Po raz pierwszy, po raz drugi, po raz trzeci ... odcienie naszych skór różnią się od siebie znacząco, ale to jedynie nakręca nas jeszcze bardziej. To już nie chodzi o Twój podpis na papierze, a odbicie ust na moim ciele. Pragnę Cię jak niczego innego na tym świecie, a Ty pragniesz mnie.
Doprowadzasz mnie do szaleństwa niszcząc dumę i dominację. Bicie mego serca przyspiesza, a ja nadal nie rozumiem, jak potrafisz robić to, czego nikt inny nie potrafił. Może to świadomość, że powinnam trzymać się od Ciebie z daleka, sprawiła iż nie potrafię się oprzeć temu co zakazane. W końcu zawsze żyłam według własnych zasad, które za wszelką cenę chciałeś obalić. Cóż, jesteś na dobrej drodze. Podobnie jak Twoje dłonie zsuwające ze mnie zbędną koronkę ...

Gwałtownie wciągnęłam powietrze do płuc, uchylając szeroko swoje powieki. Zdezorientowana, aczkolwiek nadal rozpalona, rozejrzałam się po znajomych ścianach mojej sypialni. Poczułam ogarniającą mnie irytację, która dość szybko zamieniła się w totalne zażenowanie. Zacisnęłam dłoń w pięść i uderzyłam nią w posłanie.
- Za kogo Ty się uważasz? - warknęłam.
Odpowiedział mi pomruk z drugiej strony łóżka. Odwróciłam głowę w stronę śpiącego mężczyzny, który pochrapywał pod swoim nosem. Ostrożnie dotknęłam palcami jego jasnej skóry na plecach. Moje idealnie zaplanowane życie szlag jasny trafił. Zapragnęłam czegoś innego. Prawdziwego. Czegoś, przed czym zawsze uciekałam. Tego czegoś, co nagle stanęło na mojej drodze. Z cwaniackim błyskiem w swoich ciemnych oczach. To już nie chodziło o sam transfer, który prawdopodobnie nie dojdzie do skutku. Zawaliłam. I to nie jedynie w sferze zawodowej.



Poranek w Madrycie był niezwykle depresyjny. Nie miałam ochoty zwlec się z łóżka, jednak zapach świeżo zaparzonej kawy dodał mi sił. Wlokąc nogę za nogą udałam się do kuchni gdzie urzędował Federico. Po rzuceniu tradycyjnego "Dzień dobry" wlałam do mojego ulubionego kubka życiodajnej cieczy, po czym usiadłam na przeciwko mężczyzny.
- Miałaś koszmary. - spojrzał na mnie uważnie. Zakrztusiłam się na kilka sekund. Doskonale pamiętałam każdy szczegół mojego snu. - Strasznie się wierciłaś. Dina, wszystko w porządku?
- Jak najbardziej. - odchrząknęłam.
- Co z naszym układem? - spytał. Westchnęłam ciężko. Od naszej ostatniej awantury nie widziałam sensu w ciągnięciu tego wszystkiego. Jednak ciężko mi było zerwać relację z Federico. Uchyliłam usta jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Za to ktoś donośnie zapukał do moich drzwi. Wybawiciel! A przynajmniej tak sądziłam dopóki nie stanęłam z moją matką twarzą w twarz. 
- Witaj. - uśmiechnęła się do mnie błogo. 
- Mamo, nie mówiłaś, że przyjedziesz. - miotając się nerwowo wpuściłam ją do środka. Ostatnią rzeczą jaką chciałam to zapoznanie jej z Federico. Klamka jednak zapadła i musiałam to zrobić. Zmierzyła go uważnym wzrokiem nie dając nic po sobie poznać, po czym bez słowa go wyminęła i usiadła na skraju kanapy. Przeprosiłam go cicho za jej dziwne zachowanie. Po chwili zostałyśmy same w moim mieszkaniu. 
- To nie chłopiec dla Ciebie. - oznajmiła. 
- Nawet go nie znasz. - usiadłam na przeciwko niej. - A po za tym to nie jest mój chłopak. Co tu robisz?
- Więź matki z dzieckiem jest bardzo silna. Kiedyś przyznasz mi rację. - dotknęła mojej dłoni. Westchnęłam ciężko jednak nie skomentowałam jej słów. - Wyczułam, że mnie potrzebujesz.
- Żebyś skrytykowała mojego znajomego?
- Jesteś z nim bliżej niż ze zwykłym znajomym. - po raz pierwszy od dobrych kilku lat posłała mi karcące spojrzenie. Wręcz skuliłam się w sobie z wrażenia. - On Cię nie szanuje.
- Mamo. - jęknęłam. 
- Nosisz ją. - z czułością dotknęła bransoletki, która miała mnie chronić przed wszelkim złem. Nie szczególnie wierzyłam w jej magiczne moce jednak bardzo ją lubiłam. Przez chwilę gładziła literkę A. Jej wzrok stał się nieobecny co spowodowało ból w moim sercu. - Masz ochotę na moje tosty?
- Twoje tosty? - wydukałam. - Nie jadłam ich lata.
- Koniecznie musimy to zmienić. - uśmiechnęła się wstając z kanapy. Niepewnie udałam się za nią do kuchni. - Co tak patrzysz? To, że zostałam kapłanką Avalon z linii róży nie oznacza że zapomniałam co uwielbia jeść moja córka.
- Kim zostałaś?! 
- Kochanie, znów się oburzysz gdy zacznę opowiadać o kobiecych powinnościach. Avalon to celtycki raj, Ziemia Kobiet. Tam wszystko co nas dotyczy jest święte. Nawet miesiączka, która jest pięknym i wzmacniającym aspektem kobiecości, a nie klątwą jak to kiedyś powiedziałaś. - zachichotała. Oparłam się o szafkę przypatrując jej uważnie. - Porody są obrzędem, a nie przerażającym przeżyciem. Tak bardzo żałuję, że nie urodziłam was w ten sposób. 
- Nie lepiej rodzić w szpitalu pod okiem specjalisty? 
- Doskonale wiemy, że nie zawsze to pomaga. - mruknęła. Zaklęłam w myślach z powodu własnej głupoty. - Jeśli kiedyś zmienisz zdanie co do macierzyństwa ... pozwól mi być wtedy przy Tobie. 
- Obiecać mogę. - bezczelnie porwałam jednego tosta. Mama się roześmiała co wpłynęły na ciepło rozlewające się po moim sercu. Było tak jak dawniej. - Mmm ... boskie! Ale wyobraź to sobie! - usiadłam na blacie. - Ja rodzę, lekarz i pielęgniarki wokół mnie skaczą, a Ty ubrana w stylowe fatałaszki odprawiasz nad nami swoje modły. 
- To wcale tak nie wygląda. - pokręciła rozbawiona głową.
- A jak? - zaciekawiłam się. 
- Rodząca kobieta jest w otoczeniu innych kobiet, które modlą się do bogini Izydy. Trzymają ją za dłonie dodając otuchy. Wokół roznosi się cudowny zapach z kadzideł. Poród odbiera najważniejsza z kapłanek, która ma w tym największe doświadczenie. Narodzone niemowlę jest podawane z rąk do rąk. Każda z obecnych kobiet je błogosławi. 
- A ojciec dziecka? To jemu powinno się miażdżyć dłoń. 
- On swoje zrobił wcześniej. - rzuciła doprowadzając mnie do wybuchu śmiechu. - Po wszystkim jest wzywany. Nie bez powodu mężczyźni powinni zostawać za drzwiami. Są zbyt słabi emocjonalnie. 
- Dobre. Powiem to Kylianowi. - wypaliłam rozbawiona. Sekundę później miałam ochotę zatkać usta dłonią niczym mała dziewczynka, która palnęła coś bez zastanowienia. Mama wbiła we mnie zaciekawione spojrzenie.
- Rumienisz się.
- Nie prawda!
- Rumienisz się! - zaśmiała się. - Kim jest ...
- Nikim ważnym! - zamachałam rękoma.
- Czuję, że zła aura powoli się rozmywa. Widzę to w Twoich oczach. - z pełnym zadowoleniem położyła talerz z tostami na stole. Za to ja, z pełną premedytacją oraz politowaniem, odbiłam dłoń na własnym czole.

***


 Takie tam "widoki" Diny ^^