Jeśli bym sądziłam iż wiadomość o moim związku z Kylianem Mbappé przejdzie bez większego echa to byłabym największym naiwniakiem tego świata Zachwyceni byli jedynie kibice Realu Madryt. Reszta widziała we mnie podstępną żmiję, która okręciła sobie Francuza wokół palca, aby zachęcić go swoimi walorami do wyboru białej strony stolicy Hiszpanii. Media dość szybko rozdmuchały czyją córką jestem. Później była już tylko lawina teorii, w większości niedorzecznych. Byłam na to przygotowana i dość dobrze radziłam sobie z ignorowaniem nagłego zainteresowania moją osobą. Do czasu. Jedna z gazet wyciągnęła na wierzch wiadomość o Andrei. Wystarczyło, abym spojrzała na zmieszany wzrok matki Kyliana, która próbowała schować przede mną gazetę. Poczułam jakby ktoś wbił nóż w moje serce. To już nie chodziło o mnie, ale o moich rodziców, którzy do dziś nie mogli pogodzić się z tą tragedią. Zrobiono z tego ciekawostkę dla zainteresowanych. Trzęsącymi się dłońmi odłożyłam brukowiec na blat stołu. Docierały do mnie strzępy słów pani Fayzy i Gisele, które próbowały mnie pocieszyć. Nie tak miał wyglądać nasz powrót z Monako.
- Jest coś na obiad? - do kuchni wparował uśmiechnięty od ucha do ucha Kylian. - Co macie takie miny? Umarł ktoś? - dopytywał się. Bez słowa minęłam go w progu i szybkim krokiem udałam się na schody, a następnie na piętro. Czułam jak bezlitosne łzy spływają mi po policzkach. Wtuliłam się w poduszkę, a z mojego gardła wydobył się szloch rozpaczy. Myślałam, że jest to już za mną. Że pogodziłam się z okrutnym losem. Jednak im byłam starsza, tym więcej rozumiałam. - Di? - poczułam delikatny dotyk na swoim ramieniu. - Przepraszam. Nie wiedziałem.
- To nie Twoja wina.
- Pozwę każdą gazetę, która przekroczy granicę. - obiecał.
- To mi go nie odda. Chociaż wiem, że teraz jest szczęśliwszy. Nie cierpi. - mój głos się załamał. Kylian objął mnie swoim silnym ramieniem i przytulił. - Teraz już wiesz dlaczego moja rodzina się rozpadła. Dlaczego mój ojciec jest pracoholikiem, a matka samozwańczą kapłanką w świecie druidów.
- Jestem w stanie ich zrozumieć. - szepnął.
- Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek to powiem, ale chcę do mamy. - pociągnęłam nosem niczym kilkuletnia dziewczynka. Tak bardzo jej w tej chwili potrzebowałam. - Jako kapłanka Avalon z lini róży powinna już to poczuć. Mogłaby nawet truć mi głowę o macierzyństwie. - załkałam.
- Może Ty do niej pojedź?
- Nie wiem gdzie znajduje się jej Planeta Wenus.
- Na Planecie Wenus na pewno jest zasięg. - uśmiechnął się.
- Nie uważasz, że to śmieszne i żałosne? - spytałam niepewnie.
- Każdy inaczej radzi sobie z rozpaczą. Na prawdę mi przykro z powodu waszej straty. - otarł łzy z moich policzków. - Nie wyobrażam sobie iż mógłbym stracić Ethana albo Jiresa. Nigdy w pełni nie zrozumiem tego co czujesz, ale jeśli kiedykolwiek będziesz chciała się wypłakać to pamiętaj, że moje ramiona są lepsze od poduszki.
- Kiedyś Ci wszystko opowiem, dobrze? Gdy będę gotowa.
- Oczywiście. Cierpliwie poczekam. - pocałował moją skroń, po czym chwycił nadgarstek i spojrzał na jego ozdobę. - Teraz rozumiem do czego odnosi się litera A. Czułem, że ta bransoletka jest dla Ciebie ważna. Musiałem ugryźć się w język, żeby nie zapytać o to na gali. Wyglądałaś jak milion dolarów, ale na nadgarstku miałaś bransoletkę domowej roboty.
- Myślisz, że jestem zbyt sentymentalna?
- Myślę, że jest w Tobie bardzo dużo miłości.
- To samo powiedział mój ojciec. - zmarszczyłam czoło.
- Kto jak kto, ale on na pewno zna Cię najlepiej. A teraz zadzwoń do swojej mamy. - podał mi mój telefon. - Ja tymczasem pójdę uspokoić swoją. Bardzo się przejęły z Gisele z powodu Twojego smutku. Pamiętaj, że Ci ludzie, których zdanie najbardziej się liczy, znają prawdę o nas. Reszta jest bez znaczenia.
*
Na pewno każdy słyszał o walecznym królu Arturze, legendarnym władcy Brytów. Jego historia wiąże się z tajemniczą wyspą Avalon, inaczej nazywaną Ziemią Kobiet. Legenda głosi, iż właścicielkami wyspy są piękne kobiety posiadające czarodziejskie moce. A co najważniejsze, trwać tam miała nieustanna wiosna. Sceptycznie podeszłam do teorii iż legenadrne Avalon to dzisiejsze Glastonbury. Szczególnie w chwili gdy pierwsze krople deszczu spadły na mój nos, a chłodny wiatr rozwiał włosy. Uważnie spoglądałam na moją matkę, która w skupieniu dotykała ruin tutejszego Opactwa. Dopiero moje pociągnięcie nosem oderwało ją od medytacji.
- Mamo, jest tu pięknie. - zapewniłam zgodnie z prawdą. - Ale pogoda nie sprzyja zwiedzaniu.
- Nie zwiedzamy.
- A co robimy? - zmarszczyłam czoło.
- Koimy Twoją duszę. - pogładziła mnie z czułością po policzku. Dziwny dreszcz przebiegł po moim kręgosłupie. - Opowiedz mi o Kylianie. Twoje oczy wówczas świecą radością. - kompletnie nie przejmując się pogodą, usiadła na kamieniu sporych rozmarów.
- Kocham go. - zajęłam miejsce obok niej.
- To wszystko?
- Mamo? Mówimy o mnie. - odchrząknęłam zawstydzona.
- Fakt.
- Nie widzisz żadnych ciemnych chmur? - spytałam niepewnie.
- Dina, to była tylko przenośnia. - chwyciła czule moją dłoń. - Nie jestem żadnym jasno czy czarnowidzem. Jestem po prostu Twoją matką i dostrzegam wiele rzeczy. Nie podobała mi się Twoja lekceważąca postawa wobec miłości oraz związków, choć zdaję sobie sprawę, że wiele w tym mojej winy. Wiem, że nie zawsze byłam przy Tobie. Po prostu nie chciałam, abyś widziała mnie w takim stanie w jakim byłam. Gdy zbliża się rocznica ... nie jestem wtedy sobą. - westchnęła ciężko. - Wiedziałam jednak, że jesteś w dobrych rękach. Twój ojciec nie pozwoliłby, aby stała Ci się krzywda, a Aneta jest dobrą kobietą. Przepraszam, że nie pomogłam Ci z sukienką na galę.
- To ja przepraszam. - szepnęłam poruszona. - Nie wiedziałam.
- Obiecuję, że Twoja suknia ślubna będzie moim priorytetem.
- To ja biorę ślub?
- Głuptasek z Ciebie. - objęła mnie ramieniem. Z uśmiechem wciągnęłam zapach jej perfum. - To się tak zaczyna kochanie. Najpierw się opierasz, aż nagle zdajesz sobie sprawę, że jesteś zakochana. Przechodząc obok salonów z sukniami ślubnymi nieświadomie wyobrażasz sobie tą idealną dla Ciebie. A jego widok z dziećmi rozbudza w Tobie instynkt macierzyński. Mówię to z doświadczenia.
- Mamo, ja dopiero się uczę bycia w związku, a Ty wytaczasz ciężkie działa. - przewróciłam oczami. - Już teraz mam pod górkę. Większość uważa mnie za manipulatorkę. Jak mam się pojawić na prezentacji Edena Hazarda, aby nie wzbudzić kontrowersji?
- Dziwne, ale sądziłam że wiem kto jest Twoim ojcem. - zaśmiała się pod nosem. - Nazywasz się Mijatović. Dwadzieścia lat przebywasz ze swoim ojcem i niczego się od niego nie nauczyłaś? - uniosła brew ku górze. - To mistrz tłumienia w sobie emocji. Głowa do góry i uśmiech na usta. Opinie innych spływają po nim jak woda po kaczce. Nie chowaj się bo nie masz ku temu powodu. Miłość nie jest zbrodnią. Po za tym, Madridistas Cię za to uwielbiają, a przecież to nimi będziesz otoczona. - trąciła mnie rozbawiona ramieniem.
- Ale nie podoba mi się to, że piszą o Andrei. - mruknęłam.
- Wstydzisz się tego?
- Oczywiście, że nie! - oburzyłam się.
- To w czym problem?
- Chodzi mi przede wszystkim o Ciebie i tatę.
- Z Twoim ojcem mieliśmy o wiele gorsze doświadczenie z mediami. - westchnęła. - Wiem, że przede wszystkim sprawia Ci to ból. Zawsze będzie. Ale pamiętaj, że Andrea nie chciałby, abyś się tym dołowała. Ludzi irytuje szczęście innych, nie daj się im zdołować. Ciesz się swoim związkiem i jak najszybciej mi go przedstaw.
- Tylko błagam Cię. - jęknęłam. - Żadnego czary mary!
- Postaram się. - zaśmiała się. - A tak swoją drogą ... pamiętasz moje plany dotyczące marki ekologicznych ubrań dla dzieci? Przeglądając stare rupiecie znalazłam notatki ze wstępnymi szkicami. Twoja delikatna skóra była moją inspiracją. I wiesz, tak sobie pomyślałam, może to nie jest głupi pomysł? - zerknęła na mnie niepewnie.
- Kapłanka i bizneswoman?
- Oh, nie nabijaj się ze mnie. - skarciła mnie. - Ale masz rację. Kompletnie nie znam się na ekonomi i marketingu. To Twoja mocna strona.
- Mamo, wcale nie uważam, że to zły pomysł. Znasz się doskonale na ekologii. - zauważyłam. - Po za tym, szkicowałaś na prawdę śliczne rzeczy. Myślę, że ludzie byliby tym zachwyceni. Musiałabyś tylko zaryzykować. - zagryzłam dolną wargę czując podekscytowanie związane z tym pomysłem. - To mogłoby się udać. - przyznałam.
- Chciałabyś być moją partnerką w interesach?
- Ja?
- Znasz się na biznesie lepiej ode mnie. Po za tym, nadajesz się idealnie do reprezentowania takiej firmy. Spójrz na siebie! Jesteś chodzącą naturalnością. Wystarczy, że się uśmiechniesz, a ludzie we wszystko Ci uwierzą. Po za tym, wyglądałabyś pięknie na zdjęciach z dziećmi. - jej oczy wręcz lśniły radością.
- Ty znowu o dzieciach. - jęknęłam. - Dobrze. Przeglądnę te notatki i zastanowię się nad tym wszystkim. - obiecałam. - Pamiętaj jednak, że mam inne plany co do przyszłości. Chcę pracować jako agent od wizerunku.
- Ciekawe kiedy znajdziesz czas wnuka mi urodzić.
- Mamo!
*
Moja wyimaginowana wyobraźnia podpowiadała mi iż wszyscy się na mnie patrzą. Oczywiście było to absurdem. Moja skromna osoba nie mogła równać się z Edenem Hazardem, boheterem czwartkowego wieczoru. Pięćdziesiąt tysięcy ludzi na samej prezentacji. Tylko jeden piłkarz zdołał przyciągnąć aż tylu fanów na to wydarzenie. Cristiano Ronaldo. To mówiło samo za siebie. Doskonale wiedziałam, że tylko jeden człowiek może pobić rekord Portugalczyka.
- Mbappé! Mbappé! Mbappé! - rozległy się krzyki wśród tłumu. To była wiadomość do Florentino Pereza, który z przyjemnością spełniał zachcianki kibiców, ściągając do stolicy Hiszpanii największe gwiazdy. Madridistas byli pewni, że prędzej czy później stanie się to faktem. Nie wiedzieli jednak jakie to było trudne do zrealizowania.
- Kiedy to spotkanie?
- Jutro. Przed południem. - westchnęłam pocierając swoje ramiona. Wzrok przeniosłam na gablotę z trzynastoma okazałymi pucharami. Dowód dominacji Realu Madryt w Europie. - Mają się na nie udać pan Wilfried i pani Delphine. Wysłuchają ostatecznej oferty PSG, a potem skonsultują ją z Kylianem.
- Więc cierpliwie poczekamy. - podziwiałam Florentino Pereza za jego spokój oraz opanowanie. Jak gdyby nigdy nic siedział w wygodnym fotelu trzymając w dłoniach podpisany kontrakt przez Edena Hazarda. Zadowolenie ani na moment nie zniknęło z jego twarzy. - Umówiłem się z Nasserem na wspólny obiad w niedzielę.
- Zaraz, umówił się pan z prezesem PSG? - nie dowierzałam.
- Oczywiście. Wybadam jego humor.
- Czekacie na ruch Kyliana?
- Nasza oficjalna oferta zostanie po sekundzie odrzucona. - odezwał się dotąd milczący Jose Angel Sanchez, dyrektor wykonawczy oraz prawa ręka pana Pereza. - Jeśli Kylian wyciągnie do nas rękę to bez zastanowienia za nią chwycimy i postaramy się go stamtąd wyciągnąć.
- A jeśli posadzą go na trybunach i zarządają, że ma zostać do końca kontraktu?
- Nikt normalny nie sadza takiego piłkarza na trybunach. Takim posunięciem sami strzeliliby sobie w stopy, a Francuzi wywieźliby prezesa PSG na taczkach. - poczułam dłoń Jose Angela na moim spiętym ramieniu. - A co do kontraktu ... wypełnienie go do ostatniego dnia oznacza, że piłkarz może odejść za darmo dokądkolwiek chce. Za darmo ... słowo klucz. - puścił mi oczko.
- Nie puszczą takiego piłkarza za darmo. - szepnęłam.
- Oczywiście, że nie. Pozwolą mu odejść rok wcześniej.
- To nadal dwa lata. - skrzywiłam się rozbawiając tym mężczyzn.
- Spławiłaś go na moich oczach, a teraz bronisz jak lwica. - brwi Florentino Pereza uniosły się ku górze. - Na darmo wysłuchałem kazania Twojego ojca. A doskonale wiesz jaki jest Predrag gdy się zdenerwuje. - pogroził mi, choć iskierki rozbawienia w jego oczach wręcz raziły. - Kylian wie, że tu jesteś?
- Wie, że będziecie mnie wypytywać.
- Czyli jesteście ze sobą szczerzy. Podoba mi się to.
- Od początku nie chciałam być zamieszana w ten transfer. - jęknęłam. - Nie jestem stworzona do negocjacji oraz nerwowej atmosfery. Sam Kylian mnie wyśmiał mówiąc, że nie nadaję się na tajnego agenta. Obrzydzacie mi wizję przyszłej pracy. Wprost nie mogę zrozumieć jak może być pan tak spokojny. - rzuciłam w stronę Pereza.
- A myślisz, że ta siwizna i początkująca łysizna to z czego?
- Nie było pytania. - mruknęłam.
***
Doszłam do wniosku, że Florentino Perez jest moją ulubioną postacią bo pojawia się w większości moich historii ^^