Szóste urodziny są dla każdego dziecka niezwykle ważnym wydarzeniem. Wróć! Każde urodziny są dla dziecka niezwykle ważnym wydarzeniem. Na przykład takie dziewczynki zakładają swoje najlepsze sukienki oraz buciki na maleńkim obcasiku, który stukając o podłoże, owiewa ich niewinną duszę euforią oraz poczuciem dorosłości. Ale Ema Modrić była inna. Ta mała chłopczyca była jedyna w swoim rodzaju. Podczas swojego przyjęcia urodzinowego biegała pomiędzy gośćmi w stroju Realu Madryt, z zielonymi od trawy skarpetkami oraz rozwianymi włosami, które za nic w świecie nie chciała upiąć. Jedynie stukot butów się zgadzał. Problem w tym, że na swoich małych stopkach miała piłkarskie korki.
Dzisiejszego popołudnia ogród państwa Modrić tonął w różnokolorowych balonach oraz serpentynach. Luka i Vanja starali się ze wszystkich sił, aby szóste urodziny ich ukochanej córki były wydarzeniem niezwykle udanym. I były. Uradowane twarze dzieci były tego dowodem. Cała podekscytowana gromada zgromadziła się wokół solenizantki. Na stole postawiono okazały tort w kształcie dużego kawałka sera. Zaśmiałam się pod nosem dostrzegając obok minaturowego szczurka wykonanego z lukru. Bez wątpienia była to imitacja Leona, który nadal był ulubioną zabawką sześciolatki.
Niedługą chwilę później animatorzy zaprosili dzieci do wspólnej zabawy. Z głośników popłynęła popularna piosenka "Baby Shark", a przebrany za rekina mężczyzna rozpoczął naukę kroków do wspólnego tańca.
- Ruben uwielbia tą piosenkę, a mnie powoli doprowadza do szału. - obok mnie usiadł jeden z najmłodszych kapitanów Reprezentacji Francji w historii. Raphael Varane we własnej osobie. Z szerokim uśmiechem spojrzałam na jego trzyletniego synka, który w uroczy sposób powtarzał ruchy starszych dzieci.
- Jest słodki w tych lokach. - zauważyłam.
- Włosy i oczy po mnie, a skóra zdjęta z mamusi.
- Charakter też? - uniosłam brew ku górze.
- Gdy jest grzeczny, mówią, że po Camille. - westchnął.
- A gdy niegrzeczny to cały Ty? - zażartowałam. Raphael zaśmiał się pod nosem, po czym upił łyk wody. - To ostatnia rzecz o jaką bym Cię podejrzewała. Chcesz mnie o coś zapytać, prawda? - oderwałam wzrok od tańczących dzieci.
- Podjął już jakąś decyzję?
- Rozmawiałeś z nim o tym?
- Oczywiście. - kąciki jego ust lekko się uniosły. - Rozmawiamy o tym na każdym zgrupowaniu. Pyta mnie o wiele rzeczy. O klub wewnątrz, o życie w mieście, o kibiców, o presję. To wszystko zależy od PSG. On chce odejść w najlepszy z możliwych sposobów. Możliwe, że będzie chciał wypełnić kontrakt do ostatniego dnia.
- Oznaczałoby to, że opuści Paryż w 2022 roku.
- Nie wymusi transferu bo ma zbyt wielki szacunek do obecnego klubu. Nowego kontraktu również nie podpisze bo doskonale wie co to oznacza. Jeśli PSG nie da mu zielonego światła, a wszyscy doskonale wiemy, że tak się nie stanie, przywitamy go dopiero za dwa lub trzy lata.
- Czyli wymuszenie, którego nie chce zastosować, jest jedyną opcją? - mruknęłam zdając sobie sprawę w jak trudnej sytuacji wszyscy się znajdujemy. - To bez znaczenia czy tego chce czy nie. Ma związane ręce, jak i zarząd Realu Madryt. - zmarszczyłam czoło myśląc intensywnie. - Czyli Florentino tak na prawdę czeka na to czy ma pójść na wojnę z PSG? Czeka na zielone światło od Kyliana? Szlag! - zaklęłam.
- Pamiętasz transfery Luki i Garetha?
- Wymusili je. - szepnęłam przeczesując nerwowo włosy. - Trwało to całe lato niszcząc dobre stosunki z Tottenhamem. Florentino nie pozwoli sobie na to samo z Al-Khelaïfim i zarządem PSG. To niesprawiedliwe! - oburzyłam się. - Kylian nie jest niewolnikiem! Rapha, tak nie można!
- PSG może sobie na to pozwolić.
- Tak się kończy gdy szejkowie wykupują kluby. - warknęłam zaciskając dłoń w pięść. - Najpierw kuszą wielkimi pieniędzmi oraz plejadą gwiazd, a potem traktują was jak niewolników. Jak ktoś śmie krytykować Florentino? - prychnęłam. - On żadnego z was siłą tu nie trzyma. Jeśli ktoś chce odejść to odchodzi! Nawet ktoś taki jak Cristiano!
- Spokojnie. - poczułam ciepłą dłoń na własnej. - Jeśli nie podpisze nowego kontraktu to będzie na dobrej drodze do odejścia. Prędzej czy później tak się stanie. Ważne, że chcesz dla niego jak najlepiej. - uśmiechnął się. - Im więcej osób wokół niego z takim wsparciem, tym lepiej.
- To jego marzenie. Wiem o tym. - szepnęłam.
Przyjęcie urodzinowe okazało się być sukcesem, choć ja straciłam humor po rozmowie z Raphaelem. Swoje zdenerwowanie ukryłam pomagając Vanji we wszystkim co było konieczne. Na sam koniec chwyciłam za worek wrzucając do niego niepotrzebne rzeczy. Spotkało się to z przeciwem gospodarzy, który zignorowałam. Miałam przeogromną ochotę zapalić, ale przez upierdliwość Mbappé przestałam nosić papierosy w torebce.
- Dina? - odwróciłam się w stronę Vanji, która wróciła do ogrodu z butelką wina oraz dwoma kieliszkami. - Dawno nie miałyśmy okazji się zrelaksować. - skinęła głową w stronę ogrodowej sofy. Odłożyłam worek i posłusznie na niej usiadłam. Pani Modrić napełniła kieliszki procentami w kolorze krwistej czerwieni. Bez zastanowienia upiłam spory łyk. - Tak sądziłam. - westchnęła. - Co się stało?
- Brałaś udział w transferze Luki z Tottenhamu do Realu Madryt, prawda? - spytałam na co Chorwatka kiwnęła głową. - Dlaczego tak po prostu nie wzięli pieniędzy gdy poprosił o odejście? Dlaczego na sam koniec rzucano mu kłody pod nogi?
- Ponieważ trudno im było go zastąpić. Co im z pieniędzy, skoro nie kupią drugiego takiego samego? - uśmiechnęła się lekko pod nosem. - Negocjacje tranferowe z udziałem najlepszych piłkarzy są rywalizacją przebiegłości. Musisz mieć stalowe nerwy, aby się nie poddać. W Londynie uznano, że to ja jestem winna. - zaśmiała się. - Podobno to mi się zachciało przeprowadzki do słonecznego Madrytu. Rozpieszczona żonka.
- Zawsze to my jesteśmy winne. - prychnęłam.
- Mój mąż nie narzeka. - wzruszyła ramionami. - Dzięki grze w tym klubie został najlepszym piłkarzem na świecie i wygrał cztery razy Ligę Mistrzów, choć marzył o chociażby jednej takiej szansie. A ja mam hiszpańskie słoneczko. Małżeński kompromis. - parsknęłyśmy śmiechem na te słowa. Vanja po raz drugi rozlała wino, po czym odłożyła pustą butelkę na trawe. - Mam rozumieć, że transfer Mbappé nie będzie bułką z masłem? Co ja mówię, od początku to było wiadome.
- Traktują go jak niewolnika.
- Nie mogą sobie pozwolić na taką stratę. Ich ostatnią szansą jest podpisanie nowego kontraktu. Zabraknie im argumentów jeśli nie połasi się na dużą kasę. Problem w tym, że za pieniądze prawdziwego szczęścia się nie kupi.
- Bunt jest jedyną opcją, prawda?
- Tak. I mówię to z doświadczenia. Musi mieć on sporą motywację, żeby przez to przejść. Może stracić wiele w oczach kibiców z Paryża.
- Nie zrobi tego bo za bardzo ich szanuje. - szepnęłam. - Rapha miał rację. Wypełni cały swój kontrakt i przejdzie tu za trzy lata.
- Przemawia przez Ciebie smutek kibica, który jak najszybciej widziałby go w tym klubie? A może chciałabyś mieć go bliżej siebie? W tym samym mieście? - zagryzła dolną wargę, aby ukryć cwaniacki uśmieszek. Zgromiłam ją spojrzeniem, lecz irytujące rumieńce wypłynęły na policzki. - Co u Federico? - spytała słodkim głosem.
- Vanja! - syknęłam.
- Dawno o nim nie mówiłaś. - chwyciła kosmyk moich włosów i okręciła wokół swojego palca. Jako jedyna wiedziała o mojej relacji z byłym kochankiem, którą za każdym razem potępiała. - Ostatnio raczej nie macie dla siebie zbyt wiele czasu.
- Nie spotykamy się od paru tygodni. - odchrząknęłam.
- Dlaczego?
- Bo ... zakończyliśmy to. - uciekłam wzrokiem.
- Dlaczego? - drążyła drażniąc się ze mną.
- Bo już mi się znudziło.
- Oh, Dina! - zirytowała się. - Odważ się to powiedzieć!
- Bo myślę tylko o Kylianie, zadowolona?! - zdenerwowałam się. Z trudem przełknęłam większy łyk wina. - Cały czas, rozumiesz? Niczym niedojrzała nastolatka! - zdesperowana ułożyłam głowę na jej kolanach. Zaczęłam streszczać całą historę od samego początku. To jest od naszej pierwszej randki, która miała miejsce na ulicach Paryża. Vanja słuchała mnie w skupieniu gładząc z czułością moje włosy. Z każdym kolejnym słowem czułam jak kamienie spadają z moich ramion. Potrzebowałam kogoś, komu będę mogła się zwierzyć i wszystko opowiedzieć. Vanja była do tego idealną osobą. - I on ma się za tego gorszego, rozumiesz? - pociągnęłam nosem, czując jak łzy napływają do moich oczu. - A przecież to ja jestem pozbawioną uczuć suką. Nie potrafię być w związku i go pokochać.
- To masz problem. To drugie masz już za sobą.
- Słucham? - podniosłam się ocierając pierwsze łzy spływające po policzkach. - O czym Ty mówisz?
- Gdybyś go nie kochała to byś teraz nie beczała. - uśmiechnęła się do mnie z politowaniem. - Jesteś przerażona bo nareszcie wszystkie Twoje zasady szlag jasny trafił. Boisz się związku bo nigdy w nim nie byłaś, ale na litość boską! Macie po dwadzieścia lat! Dopiero musicie się nauczyć tego jak to funkcjonuje. Nikt się wam nie każe pobierać. Spójrz na mnie i Lukę. Jestem od niego o pięć lat starsza. Myślisz, że na początku nie byłam tym przerażona? Że nie miałam wątpliwości?
- To przecież nie jest żadną przeszkodą. - prychnęłam.
- A jaką Ty masz przeszkodę? Jesteście rówieśnikami. Jedyne co was różni to odcień skóry, ale sądzę że jest to ostatnia rzecz o jakiej byś pomyślała. - błyskawicznie przybrałam oburzoną minę na te słowa. - Ruben Varane jest uroczą mieszanką Camille i Raphaela. Pomyśl, że za parę lat mogłabyś mieć takiego samego. - trąciła mnie łokciem.
- Vanja! Wypiłaś za dużo wina. - wyrwałam jej kieliszek
- Po prostu mu powiedz.
- O czym?
- O tym, co do niego czujesz.
- A co jeśli to zwykła sympatia? Nie wiem czym jest miłość. - skrzywiłam się. - Co, jeśli czuje do niego to samo co ... do Luki?
- Mój mąż też Cię pociąga?
- Ugh, no nie! - speszyłam się.
- Przestań szukać wymówek bo to nie w Twoim stylu.
- Ile obaliłyście butelek? - nawet nie zauważyłyśmy jak pan domu pojawił się obok nas. - Z powodu procentów tego nie czujecie, ale zrobiło się chłodno. - skinął głową w stronę wejścia, chcąc dać nam do zrozumienia, abyśmy się tam niezwłocznie udały. Tak też zrobiłyśmy. Wzięłam do ręki pustą butelkę idąc wąskim chodnikiem w stronę wejścia.
- Miałeś oglądać mecz.
- Oglądałem. Dina, powinnaś napisać do Kyliana.
- Dlaczego? - odwróciłam się do niego zaskoczona.
- Chyba zerwał mięsień. Musieli mu pomóc zejść z boiska. Nie wyglądało to dobrze. - skrzywił się. Huk rozbijającej się o podłoże butelki rozległ się wokół. Zszokowana spojrzałam na odłamki szkła wokół mnie.
Pier***ę dzi***i i łykam tabletki.
Gościu, czuje się jak gwiazda rock'a.
Wszyscy kumple mają marychę.
Ciągle dymią jak Rasta.
Skaczesz do mnie, zawołam UZI.
Przychodzą zbiry jak z filmu Shottas.
Jak ziomki podjadą na twoja ulicę.
Gnaty pójdą w ruch, tylko grrra-ta-ta-ta*
- Na litość boską! Ty i Twój gust muzyczny. - wyłączyłam muzykę dobiegającą ze sprzętu muzycznego. Sypialnię ogarnęła przyjemna cisza. Westchnęłam spoglądając na drzemiące ciało Kyliana. Ułożony był na brzuchu z powodu plastra na tylnej części jego uda. Na podłodze, obok łóżka, leżały kule. Gisele zdążyła mnie poinformować iż bez nich trudno jest mu postawić krok. Kontuzja nie była poważna, aczkolwiek bolesna i powodująca chwilową przerwę w treningach. Ostrożnie chwyciłam za pościel, którą go okryłam. Spoglądając na jego ciało, odziane jedynie w bieliznę, czułam się dość niezręczne. Po za tym, było to dość niegrzeczne.
Z samego rana udałam się w podróż do Paryża. Kylian zapewnił mnie, że wszystko jest w porządku i nie zamierza jeszcze przechodzić na tamten świat, jednak uczucie niepokoju nie chciało zniknąć. Przestraszyłam się. Taka była prawda.
Ułożyłam się na drugiej połówce łóżka, czując jak zmęczenie dopada mój organizm. Nie spałam całą noc. Najpierw zamartwiałam się o leżącego obok mnie kuternogę, a potem pakowałam na kolejny wyjazd. Widzą jego miarowy oddech poczułam ulgę. Sama już nie wiedziałam czym było to spowodowane, jednak Kylian wywoływał nieznane mi dotąd uczucia.
- Czemu jesteś inny niż wszyscy? - szepnęłam spoglądając na jego spokojną twarz. Moje powieki z każdą chwilą robiły się co raz cięższe i cięższe. Odpłynęłam otumaniona przyjemnym zapachem męskich perfum, którymi przesiąknięte było całe to pomieszczenie.
* Post Malone - Rockstar ft. 21 Savage
Przyjęcie urodzinowe okazało się być sukcesem, choć ja straciłam humor po rozmowie z Raphaelem. Swoje zdenerwowanie ukryłam pomagając Vanji we wszystkim co było konieczne. Na sam koniec chwyciłam za worek wrzucając do niego niepotrzebne rzeczy. Spotkało się to z przeciwem gospodarzy, który zignorowałam. Miałam przeogromną ochotę zapalić, ale przez upierdliwość Mbappé przestałam nosić papierosy w torebce.
- Dina? - odwróciłam się w stronę Vanji, która wróciła do ogrodu z butelką wina oraz dwoma kieliszkami. - Dawno nie miałyśmy okazji się zrelaksować. - skinęła głową w stronę ogrodowej sofy. Odłożyłam worek i posłusznie na niej usiadłam. Pani Modrić napełniła kieliszki procentami w kolorze krwistej czerwieni. Bez zastanowienia upiłam spory łyk. - Tak sądziłam. - westchnęła. - Co się stało?
- Brałaś udział w transferze Luki z Tottenhamu do Realu Madryt, prawda? - spytałam na co Chorwatka kiwnęła głową. - Dlaczego tak po prostu nie wzięli pieniędzy gdy poprosił o odejście? Dlaczego na sam koniec rzucano mu kłody pod nogi?
- Ponieważ trudno im było go zastąpić. Co im z pieniędzy, skoro nie kupią drugiego takiego samego? - uśmiechnęła się lekko pod nosem. - Negocjacje tranferowe z udziałem najlepszych piłkarzy są rywalizacją przebiegłości. Musisz mieć stalowe nerwy, aby się nie poddać. W Londynie uznano, że to ja jestem winna. - zaśmiała się. - Podobno to mi się zachciało przeprowadzki do słonecznego Madrytu. Rozpieszczona żonka.
- Zawsze to my jesteśmy winne. - prychnęłam.
- Mój mąż nie narzeka. - wzruszyła ramionami. - Dzięki grze w tym klubie został najlepszym piłkarzem na świecie i wygrał cztery razy Ligę Mistrzów, choć marzył o chociażby jednej takiej szansie. A ja mam hiszpańskie słoneczko. Małżeński kompromis. - parsknęłyśmy śmiechem na te słowa. Vanja po raz drugi rozlała wino, po czym odłożyła pustą butelkę na trawe. - Mam rozumieć, że transfer Mbappé nie będzie bułką z masłem? Co ja mówię, od początku to było wiadome.
- Traktują go jak niewolnika.
- Nie mogą sobie pozwolić na taką stratę. Ich ostatnią szansą jest podpisanie nowego kontraktu. Zabraknie im argumentów jeśli nie połasi się na dużą kasę. Problem w tym, że za pieniądze prawdziwego szczęścia się nie kupi.
- Bunt jest jedyną opcją, prawda?
- Tak. I mówię to z doświadczenia. Musi mieć on sporą motywację, żeby przez to przejść. Może stracić wiele w oczach kibiców z Paryża.
- Nie zrobi tego bo za bardzo ich szanuje. - szepnęłam. - Rapha miał rację. Wypełni cały swój kontrakt i przejdzie tu za trzy lata.
- Przemawia przez Ciebie smutek kibica, który jak najszybciej widziałby go w tym klubie? A może chciałabyś mieć go bliżej siebie? W tym samym mieście? - zagryzła dolną wargę, aby ukryć cwaniacki uśmieszek. Zgromiłam ją spojrzeniem, lecz irytujące rumieńce wypłynęły na policzki. - Co u Federico? - spytała słodkim głosem.
- Vanja! - syknęłam.
- Dawno o nim nie mówiłaś. - chwyciła kosmyk moich włosów i okręciła wokół swojego palca. Jako jedyna wiedziała o mojej relacji z byłym kochankiem, którą za każdym razem potępiała. - Ostatnio raczej nie macie dla siebie zbyt wiele czasu.
- Nie spotykamy się od paru tygodni. - odchrząknęłam.
- Dlaczego?
- Bo ... zakończyliśmy to. - uciekłam wzrokiem.
- Dlaczego? - drążyła drażniąc się ze mną.
- Bo już mi się znudziło.
- Oh, Dina! - zirytowała się. - Odważ się to powiedzieć!
- Bo myślę tylko o Kylianie, zadowolona?! - zdenerwowałam się. Z trudem przełknęłam większy łyk wina. - Cały czas, rozumiesz? Niczym niedojrzała nastolatka! - zdesperowana ułożyłam głowę na jej kolanach. Zaczęłam streszczać całą historę od samego początku. To jest od naszej pierwszej randki, która miała miejsce na ulicach Paryża. Vanja słuchała mnie w skupieniu gładząc z czułością moje włosy. Z każdym kolejnym słowem czułam jak kamienie spadają z moich ramion. Potrzebowałam kogoś, komu będę mogła się zwierzyć i wszystko opowiedzieć. Vanja była do tego idealną osobą. - I on ma się za tego gorszego, rozumiesz? - pociągnęłam nosem, czując jak łzy napływają do moich oczu. - A przecież to ja jestem pozbawioną uczuć suką. Nie potrafię być w związku i go pokochać.
- To masz problem. To drugie masz już za sobą.
- Słucham? - podniosłam się ocierając pierwsze łzy spływające po policzkach. - O czym Ty mówisz?
- Gdybyś go nie kochała to byś teraz nie beczała. - uśmiechnęła się do mnie z politowaniem. - Jesteś przerażona bo nareszcie wszystkie Twoje zasady szlag jasny trafił. Boisz się związku bo nigdy w nim nie byłaś, ale na litość boską! Macie po dwadzieścia lat! Dopiero musicie się nauczyć tego jak to funkcjonuje. Nikt się wam nie każe pobierać. Spójrz na mnie i Lukę. Jestem od niego o pięć lat starsza. Myślisz, że na początku nie byłam tym przerażona? Że nie miałam wątpliwości?
- To przecież nie jest żadną przeszkodą. - prychnęłam.
- A jaką Ty masz przeszkodę? Jesteście rówieśnikami. Jedyne co was różni to odcień skóry, ale sądzę że jest to ostatnia rzecz o jakiej byś pomyślała. - błyskawicznie przybrałam oburzoną minę na te słowa. - Ruben Varane jest uroczą mieszanką Camille i Raphaela. Pomyśl, że za parę lat mogłabyś mieć takiego samego. - trąciła mnie łokciem.
- Vanja! Wypiłaś za dużo wina. - wyrwałam jej kieliszek
- Po prostu mu powiedz.
- O czym?
- O tym, co do niego czujesz.
- A co jeśli to zwykła sympatia? Nie wiem czym jest miłość. - skrzywiłam się. - Co, jeśli czuje do niego to samo co ... do Luki?
- Mój mąż też Cię pociąga?
- Ugh, no nie! - speszyłam się.
- Przestań szukać wymówek bo to nie w Twoim stylu.
- Ile obaliłyście butelek? - nawet nie zauważyłyśmy jak pan domu pojawił się obok nas. - Z powodu procentów tego nie czujecie, ale zrobiło się chłodno. - skinął głową w stronę wejścia, chcąc dać nam do zrozumienia, abyśmy się tam niezwłocznie udały. Tak też zrobiłyśmy. Wzięłam do ręki pustą butelkę idąc wąskim chodnikiem w stronę wejścia.
- Miałeś oglądać mecz.
- Oglądałem. Dina, powinnaś napisać do Kyliana.
- Dlaczego? - odwróciłam się do niego zaskoczona.
- Chyba zerwał mięsień. Musieli mu pomóc zejść z boiska. Nie wyglądało to dobrze. - skrzywił się. Huk rozbijającej się o podłoże butelki rozległ się wokół. Zszokowana spojrzałam na odłamki szkła wokół mnie.
*
Gościu, czuje się jak gwiazda rock'a.
Wszyscy kumple mają marychę.
Ciągle dymią jak Rasta.
Skaczesz do mnie, zawołam UZI.
Przychodzą zbiry jak z filmu Shottas.
Jak ziomki podjadą na twoja ulicę.
Gnaty pójdą w ruch, tylko grrra-ta-ta-ta*
- Na litość boską! Ty i Twój gust muzyczny. - wyłączyłam muzykę dobiegającą ze sprzętu muzycznego. Sypialnię ogarnęła przyjemna cisza. Westchnęłam spoglądając na drzemiące ciało Kyliana. Ułożony był na brzuchu z powodu plastra na tylnej części jego uda. Na podłodze, obok łóżka, leżały kule. Gisele zdążyła mnie poinformować iż bez nich trudno jest mu postawić krok. Kontuzja nie była poważna, aczkolwiek bolesna i powodująca chwilową przerwę w treningach. Ostrożnie chwyciłam za pościel, którą go okryłam. Spoglądając na jego ciało, odziane jedynie w bieliznę, czułam się dość niezręczne. Po za tym, było to dość niegrzeczne.
Z samego rana udałam się w podróż do Paryża. Kylian zapewnił mnie, że wszystko jest w porządku i nie zamierza jeszcze przechodzić na tamten świat, jednak uczucie niepokoju nie chciało zniknąć. Przestraszyłam się. Taka była prawda.
Ułożyłam się na drugiej połówce łóżka, czując jak zmęczenie dopada mój organizm. Nie spałam całą noc. Najpierw zamartwiałam się o leżącego obok mnie kuternogę, a potem pakowałam na kolejny wyjazd. Widzą jego miarowy oddech poczułam ulgę. Sama już nie wiedziałam czym było to spowodowane, jednak Kylian wywoływał nieznane mi dotąd uczucia.
- Czemu jesteś inny niż wszyscy? - szepnęłam spoglądając na jego spokojną twarz. Moje powieki z każdą chwilą robiły się co raz cięższe i cięższe. Odpłynęłam otumaniona przyjemnym zapachem męskich perfum, którymi przesiąknięte było całe to pomieszczenie.
* Post Malone - Rockstar ft. 21 Savage